|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Society »
Zagubieni bo zaczatowani, zaczatowani bo zagubieni [1] Author of this text: Katarzyna Bocheńska
Coraz częściej i coraz więcej
mówi się o uzależnieniu internetowym. Korzystający z Internetu nie zawsze
dają wiarę doniesieniom o zwiększającej się populacji osób zniewolonych
przez to osiągniecie XX wieku. O tym, czymże takim jest „zaczatowanie"
już poniżej w rozmowie z Krystyną Pytlakowską i Jerzym Gomułą, autorami książki „Zaczatowani". Słowo „zaczatowani" nabiera coraz
bardziej znaczącej wymowy, oznacza tyle, co zagubieni, zatraceni… A państwo w swojej książce nadajecie mu niezwykle wyrazistego piętna...
Krystyna Pytlakowska — absolwentka Filologii Polskiej UW.
Dziennikarka od 9 lat związana z „Vivą!", wcześniej — z „Panoramą" i „Twoim Stylem". Jej specjalność to „wywiad intymny"
(o pytaniach, jakie zadaje swoim bohaterom, napisano prace magisterską).
Współautorka książek — m.in. Lwy (nie)ujarzmione czyli żony o sławnych mężach i
Szaszłyk po polsku. Matka
osiemnastoletniej Oli i pani dwóch psów i królika. Na czacie — od 2001
roku.
I zaczadzeni. Wszystkie te określenia pasują do
czatujących, którzy, zwłaszcza na etapie ostrego uzależnienia, właśnie są
zaczadzonymi straceńcami, zagubionymi w wirtualnej przestrzeni. Być może
wielu czatowników czytając to, obruszy się, ale taka jest prawda. Bywa ona
bolesna. W naszej książce poświęcamy temu dużo miejsca. Nie jest to laurka,
oda do czatu. Staraliśmy się oddać jego obraz zgodnie z naszymi przeżyciami i odczuciami. W stosunku do siebie też byliśmy bardzo krytyczni. Jesteśmy
więc chyba usprawiedliwieni?
Czy popularność
czatów wynika z zaniku kontaktów twarzą w twarz w dialogu międzyludzkim?
Każdy podaje rożne powody, dla których spędza czas w świecie online. Z naszej ankiety, w której przebadaliśmy 300 osobową grupę w różnym wieku czatującą w trzech portalach: na Onecie, Wirtualnej Polsce i na Paltalku — amerykańskim komunikatorze głosowo — kamerowym, wynika, że
niemal 100 procent czatowników wchodzi na czat, by znaleźć przyjaciela,
bratnią duszę. Niemal połowa czatujących przyznaje się do nieśmiałości, a jedna czwarta do tego, że są bardziej nieśmiali w realu niż inni. Dla
takich osób kontakt na czacie, bez konieczności odsłaniania twarzy, jest
bezcenny. Ale to tworzenie ułudy i iluzji
świata. Kłamanie o nas samych. Traktowanie kontaktów z innym człowiekiem dość
instrumentalnie i obdzieranie tych spotkań z intymności.
Jerzy
Gomuła — absolwent
Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stażysta na uniwersytetach w Monachium,
Leeds, Rzymie i Padwie. Filozof, informatyk, terapeuta. Zajmuje się testami
psychologicznymi i terapią osób o specjalnych potrzebach. Jego pasją jest
badanie sztucznej inteligencji i jej zastosowania w systemach ekspertowych
wspomagających diagnostykę psychologiczną (współautor wielu publikacji na
ten temat). Prawdziwym uniwersytetem okazał się dla niego czat.
„Obalił" na nim teorie Z. Freuda, że fruwanie we śnie oznacza
seks. Jego zdaniem to surfowanie w sieci. Prywatnie wielbiciel tiramisu,
gruszek, kotletów mielonych i dwóch córek — Kaliny oraz Bogny, którym
odciął dostęp do Internetu. Motto życiowe: „Prawdziwa miłość nie
potępia".
O wiele łatwiej zwierzać się,
rozmawiać w sieci niż w realnej rzeczywistości. Łatwiej też kreować
siebie, swój wizerunek dopasowywać do własnych wyobrażeń o sobie i marzeń o tym, jakimi chcielibyśmy być. Wiele osób na czacie mija się z prawdą,
czyli mówiąc wprost — kłamie. Łatwiej skłamać nie widząc twarzy rozmówcy,
nie patrząc mu w oczy. Dialog międzyludzki przenosi się więc powoli do świata
wirtualnego, właśnie dlatego, że nie musimy tam stawać realnie z kimś twarzą w twarz. A poza tym znacznie
łatwiej, będąc anonimowym, wyrażać szczerze swoje potrzeby. Przytoczymy znowu
liczby: 34 procent czatujących szuka tam miłości lub romansu, 12 procent -
partnera na całe życie bądź na resztę życia, a 49 procent — cyberseksu. W realu nie powiesz komuś nieznajomemu, że chcesz się z nim kochać, albo że
masz zamiar ułożyć sobie z kimś życie. Do takich rozmów dochodzi dopiero
po dłuższym czasie. W sieci ten czas ulega znacznemu skróceniu. Takie tematy
porusza się nierzadko już w pierwszej rozmowie. Pamiętajmy jednak, że czat
też się zmienia, nowocześnieje. Dziś wielu nałogowców czatu dysponuje już
kamerkami i mikrofonami. Trudno więc o nich powiedzieć, że nie stykają się z rozmówcami twarzą w twarz. Mogą jedynie ukryć tożsamość, podać inny
wiek, inne miejsce zamieszkania. Są więc półanonimowi. Kontakty w realu są inwestycją,
spotkanie w kawiarni kosztuje, przelot samolotem do kogoś na innym kontynencie
jest również kosztowny itp. Można jednoczenie iść na randkę w cyberprzestrzeni z kilkoma osobami na privie. W realu to byłoby
dość skomplikowane. I wiązałoby się z zaciągnięciem zobowiązań.
Poza tym więcej ciekawych osób można
spotkać w sieci w krótszym czasie niż w świecie offline.
Kiedy jest się po
raz pierwszy na czacie, to on odrzuca. Widzimy szereg zaszyfrowany informacji,
wulgaryzmów, wyrażeń odnoszących się do intymnej sfery naszego życia… A mimo to wiele osób pojawia się tam każdego dnia...
Znowu wracamy do kwestii
anonimowości. To ona wyzwala agresje, brutalność, ponieważ ludzie ukryci pod
nikami czują się bezkarni. Jan Kowalski w realu nie będzie używał obelżywych
słów czy np. obrażał kolegów z pracy, gdyż od razu zostałby wykluczony z grona współpracowników. Na czacie pozwala sobie na dawanie upustu negatywnym
emocjom, odreagowując realne niepowodzenia, stresy i kompleksy. Na czacie czuje
się panem sytuacji. Poza tym zachowując się po chamsku szybciej zostaje zauważony
niż ktoś grzeczny, kulturalny. A o to również chodzi, żeby choć w wirtualu
być dostrzeganym. Znamy osoby, które w życiu realnym są cichutkie, nie
zabierają głosu i pozornie godzą się na wszystko. W wirtualu natomiast pozwalają sobie na agresywne zachowania. Np. uczennica
jednego z warszawskich liceów, która na lekcjach zdawałoby się — nie umie zliczyć
do trzech, w pokoju dla nastolatków na czacie wodzi rej, celuje w złośliwych agresywnych
tekstach na ekranie ogólnym i, co dziwne, zdobywa poklask. Jaka jest naprawdę?
Taka jak realnie, czy taka jaką kreuje siebie w wirtualu? Ludzi pociąga na
czacie Hyde Park, który mogą tam uprawiać, bez żadnych konsekwencji. I przyciąga on także tych, którzy zachowują wstrzemięźliwość werbalną.
Czytają wulgarne teksty, nie nudząc się. Przynajmniej coś się dzieje. Na
czacie nie obowiązują zasady dobrego wychowania — mało kto przestrzega
netykiety. Jednak dobry admin rozdaje za takie zachowanie bany, czyli usuwa z pokoju. A w niektórych portalach wprowadzono automaty w rodzaju onetowskiego
Anioła Stróża, które same banują używających wulgaryzmów, obrażających
innych, czatowych trolli.
Symptomy
uzależnienia od czatu...
Nie jest to
temat, który cieszy się popularnością. Wystarczy przytoczyć przykład
fragmentu książki przedrukowanego w „Wysokich Obcasach". Składa się on z trzech segmentów — fragment rozdziału o miłości wirtualnej, fragment o nas — czyli autorach i fragment dotyczący uzależnienia od czatu. O ile pod cybermiłością
jest ponad 200 postów, zresztą różnego autoramentu, bardzo obraźliwych też,
to pod uzależnieniem nie ma ani jednej opinii. Dlaczego? Naszym zdaniem czatujący
unikają tego rodzaju samowiedzy, wolą myśleć, że nie są nałogowcami, więc
ich to nie dotyczy. Ale to jest właśnie jeden z symptomów uzależnienia od
czatu, polegający na samooszukiwaniu się, że w każdej chwili można czat opuścić
bezpowrotnie. My, z autopsji, wyliczyliśmy siedemnaście objawów uzależnienia. Podamy może
najważniejsze z nich. Wszystko, co cię odrywa od czatu, traktujesz wrogo.
Przestajesz oglądać telewizję, czytać książki, chodzić do kina. Nie
odbierasz telefonów, bo właśnie z kimś klikasz. Zapominasz o wyprowadzeniu psa i nieodrobionych lekcjach. Przez
czat zarywasz noce. Zasypiasz w pracy lub w szkole. Robisz awantury operatorowi,
gdy sieć pada. Grozisz ucieczką z domu, jeśli ktoś z rodziny utrudni ci dostęp
do komputera. Grupa towarzyska z czatu staje się dla ciebie najważniejsza na
świecie. Jeśli nie ma cię na czacie, obsesyjnie myślisz, co się tam dzieje i czy pamiętają o tobie. Wchodzisz pod innym nikiem, żeby podglądać, czy
ktoś pyta, czemu cię nie ma. Myślisz, że
wszystko kontrolujesz, więc wychodzisz z czatu na zawsze. Wytrzymujesz dzień
lub kilka dni, po czym rzucasz się na czatowanie z tym większą zajadłością.
Ryzykujesz utratę pracy lub relegowanie z uczelni czy szkoły za nieobecności i fatalne oceny. Zawalasz wszystko, a kontakt z tobą jest utrudniony, ponieważ
stałeś się niekomunikatywny — rozmowy w realu cię nie interesują. Wolisz
poszaleć na czacie.
Nałogowców łączy wyraźna tendencja do ucieczki od rzeczywistości i jej problemów, którym musieliby stawić czoła. Zdarzały się nawet próby
samobójcze, gdy rodzice chcieli zamknąć dziecku komputer na klucz. Uzależnień
mamy wiele rodzajów. Nie tylko od czatu, ale i od gier czy kart, pornografii,
cyberseksu, randek. Wszystkie wymieniamy w książce podając liczne przykłady.
Dołączamy też testy na uzależnienie dr Bohdana Woronowicza i znanej amerykańskiej badaczki Internetu dr Kimberly Young. Każdy może
przeprowadzić je sam, byleby był wobec siebie uczciwy.
Patricia Wallace w Psychologii Internetu pisała sporo o zjawisku płci. Gdyby przyjrzeć się sposobowi
budowania komunikatów, to można z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, kto
kryje się pod prowokacyjnym nikiem. A więc ktoś, kto o sobie mówi „Tu
Bodzio" zdradza jednak cechy nadawcy żeńskiego. Jak to kamuflowanie płci
postrzegaliście państwo podczas swoich obserwacji innych użytkowników
Internetu?
Znamy osoby,
które mają wiele ników, męskich i żeńskich. Każdy z nich służy do
innego rodzaju czatowej zabawy i celów. Na przykład kobieta, która chce
„podebrać" inną panią, wchodzi do niej na priva pod żeńskim nikiem. Używa
go też do śledzenia swojego wirtualnego ukochanego w różnych pokojach. Wtedy
przybiera login Maurycy. Na nim uwodziła niejedną dziewczynę, proponując jej
cyberseks. Dlaczego to robiła? Nie jest lesbijką. Bawiła się tylko oraz
chciała zdobyć rozmowy z kobietami, by móc kopiować je z ich ukochanym, by
udowodnić im niewierność wybrance serca. Z czystej zawiści. Często mężczyźni
pod kobiecymi nikami wyciągają na zwierzenia panów, by sprawdzić ich sposób
rozmowy, poszukać inspiracji, bądź tylko dlatego, aby móc później wyśmiewać
się z nich: „ale dał się nabrać, palant". Czasem ludzie zmieniają w Internecie płeć także dlatego, że cierpią na ukryty transseksualizm, źle
się czują w swojej skórze. Zmiana płci ników służy też uśpieniu czujności
współmałżonka(ki), zerkającego zza pleców na monitor. Ale wówczas rozmówca
wie, kto się pod danym nikiem kryje. W jaki sposób można przekonać się, czy
rozmawiamy z kobietą lub z mężczyzną? Nie jest to łatwe, ale bywa możliwe.
Można np. zrobić test, jak gotuje się zupę ogórkową. Mężczyzna nie będzie
znał kolejności wkładania składników do garnka. Kobieta — tak.
1 2 Dalej..
« (Published: 17-02-2006 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 4604 |
|