|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Tyłem do agnostyków Author of this text: Andrzej Heyduk
Filozofia
stara się poradzić sobie z kwestią istnienia lub nieistnienia Boga od wieków,
niestety z miernym skutkiem. Liczni wielcy myśliciele szybko przekonywali się,
że w zasadzie niemożliwe jest skonstruowanie ścisłego dowodu istnienia Boga
przy zachowaniu wymogów standardowej epistemologii. Liczne próby udowodnienia
tego, że Bóg nie istnieje przyniosły jak dotąd podobne frustracje.
Biorąc
to pod uwagę, zdumiewający jest fakt, że w USA w wielu publicznych dyskusjach
na dowolne tematy istnienie Boga jest po prostu przyjmowane jako potwierdzona
wiedza. W kraju mocno kontrolowanym przez chrześcijańskich fundamentalistów
ateizm nie tylko jest prawie przekleństwem, ale postrzegany jest jako coś
„nienaukowego" lub „naiwnego", natomiast agnostyków uważa
się za ludzi dziwnych, skonfudowanych, czyli takich, którzy sami nie wiedzą, w co wierzą.
Kiedy
przeprowadziłem się niedawno z St. Louis do Fort Wayne w stanie Indiana, moi
nowi sąsiedzi z przeciwnej strony ulicy potrzebowali zaledwie jednego dnia, by
zadać mi najważniejsze dla nich pytanie: „czy znalazłeś już dla siebie
jakiś kościół?". Zasugerowali tym samym, ze (a) muszę być teistą i
(b) życie bez członkostwa w jakiejś zorganizowanej społeczności religijnej
jest praktycznie niemożliwe. W ten sposób zignorowali przemyślenia, wątpliwości i pełne niepokoju rozważania największych umysłów ludzkiej cywilizacji.
Najpoważniejszym
przestępstwem intelektualnym współczesnego, amerykańskiego dialogu o istnieniu Boga jest epidemiczne redukowanie wiedzy do wiary. Spotykam wielu
ludzi z różnych środowisk, którzy gotowi są oświadczać, że Bóg
istnieje, a na proste zapytanie „skąd wiesz?" odpowiadają, że
„mocno w to wierzą", albo uciekają się do wyświechtanego idiotyzmu w formie zdania „wystarczy rozejrzeć się wokół". Zdumiewa fakt, że
te trywialne tezy oferowane są często przez ludzi dobrze wykształconych i bynajmniej nie głupich.
Być
może warto przypomnieć, że przy zachowywaniu ostrego rozdziału między wiedzą i wiarą agnostycyzm jest racjonalnie jedyną do przyjęcia pozycją. Zarówno
ateizm, jak i teizm — jeśli interpretuje się te postawy w sposób precyzyjny i ścisły — tracą swe uzasadnienie. Byłby do uzasadnienia, jeśli istniałaby
możliwość przeprowadzenia formalnego dowodu na istnienie lub nieistnienie
Boga. Jednak dowód taki zdaje się leżeć poza zasięgiem ludzkiego intelektu, a zatem w kontekście wymogów epistemologii nikt nie może WIEDZIEĆ, ze Bóg
istnieje, ani też nikt nie może WIEDZIEĆ, że Bóg nie istnieje.
Agnostycyzm w mowie codziennej bywa często redukowany do „zwątpienia". Gdybym
wybrał się na spacer ulicą dowolnego miasta amerykańskiego i pytał
przygodnych ludzi, jak rozumieją słowo „agnostyk", odpowiedzieliby — gdyby w ogóle znali ten termin — że albo jest to ktoś, kto wątpi w istnienie Boga, albo też w Boga w ogóle nie wierzy. Jest to niefortunne,
ponieważ agnostycyzm winien być znacznie bardziej wyrafinowaną postawą
intelektualną.
Rodzaj
agnostycyzmu, który bywa zwany „poznawczym", zawiera się w następującej frazie wstępnej: „Nie mogę wiedzieć, czy Bóg
istnieje, a zatem…". Zgodnie z takim poglądem, agnostyk może
wypowiedzieć nastepujące dwa zdania bez narażania się na oskarżenia o sprzeczność:
Jestem
agnostykiem, ale wolę wierzyć, że Bóg istnieje
Jestem
agnostykiem, ale wolę wierzyć, że Bóg nie istnieje
W
tym samym sensie, nie ma niczego sprzecznego w tym, że można być agnostykiem
wierzącym lub niewierzącym, gdyż jest to kwestia wiary, a nie poznania.
Wyrafinowany agnostycyzm wyklucza wiedzę o boskim istnieniu, natomiast
podtrzymuje absolutną swobodę wiary. Przestrzeganie tego rodzaju separacji
jest kluczem do racjonalnej dyskusji o religii, która jest niestety niemal zupełnie
nieobecna we współczesnej Ameryce. Baptyzm rodem z tzw. „pasa
biblijnego" południowych stanów USA nieustannie pełznie wzdłuż rzeki
Mississippi i jest dziś dość mocno zakorzeniony w wielu miastach północy.
Rezultatem
tego jest to, że jakakolwiek racjonalna dyskusja o religii — czy to w mediach, czy też na jakimś innym forum publicznym — jest dość niebezpiecznym
przedsięwzięciem. Amerykańskie kanały telewizyjne wspominają
czasami o ateizmie, ale tylko w kontekście mniej lub bardziej egzotycznych
procesów sądowych o to, czy na monetach powinien widnieć zapis „In God
We Trust". Natomiast agnostycyzm jest niemal zawsze ignorowany lub mylony z ateizmem.
Południowi
baptyści nie błyszczą za bardzo
intelektualnie. Oferują nam swoją wiarę jako wiedzę i chcą, byśmy to
akceptowali bez zadawania jakichkolwiek pytań. Chcą, byśmy odrzucili
darwinizm i przyjęli kreacjonistyczny slogan „a potem stał się cud",
bez zadawania jakichkolwiek pytań. Chcą, byśmy zaakceptowali to, że właśnie
stworzony, dwukomórkowy embrion ludzki jest „człowiekiem" obdarzonym
duszą i tożsamością osobową, ponownie bez zadawania jakichkolwiek pytań.
Jednak pytania trzeba zadawać, tak jak zadawano je przez tysiąclecia. Były
one zadawane w kontekście racjonalnego agnostycyzmu, który wraz ze
sceptycyzmem jest podstawą wszelkich dociekań naukowych.
Niestety
obecnie Ameryka zwolna osuwa się w kierunku głupawego, intelektualnego
anachronizmu, napędzanego agresywną dewocją. Nacisk ze strony wymaganego wszędzie
teizmu jest wyraźnie wyczuwalny: w laboratoriach naukowych, biurach
federalnych, instytucjach politycznych, itd. Amerykańska Food and Drug
Administration, która zajmuje się między innymi zatwierdzaniem nowych leków,
od paru lat jest bezwolnym narzędziem w rękach sił, które decydują o tym,
jakie leki są „moralne", a jakie łamią wymogi wiary. Jest to
idealny przykład tego, jak dalece życie publiczne w USA zostało podporządkowane
samozwańczym moralizatorom, którzy mają oczywiście „zawsze rację".
Analizowanie
lub stawianie pod znakiem zapytania dowolnych aspektów wiary stało się
„niepoprawne politycznie" i żaden polityk amerykański nie ma dziś
żadnych szans na sukces jeśli nie pojawia się co niedzielę przed jakimś kościołem z Biblią w garści. Teizm jest przyjmowany za prawdę i spodziewany. Ateizm
jest marginalizowany i krytykowany. Agnostycyzm jest przeinaczany i rzadko
obecny. Nie są to najlepsze warunki zdrowego życia intelektualnego dowolnego
narodu.
« (Published: 09-11-2006 )
Andrzej Heyduk Ur. 1953. Dziennikarz, językoznawca, filozof. Absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego (magisterium, anglistyka i językoznawstwo) oraz University of Illinois (doktorat z filozofii języka). W 1983 wyemigrował do USA, gdzie uzyskał azyl polityczny. Pisywał do licznych gazet i czasopism, między innymi do "Gazety Robotniczej", "Gazety Wrocławskiej", "Sceny ", "Wprost". Na emigracji był współpracownikiem a później redaktorem naczelnym wychodzącego w latach 80. popularnego tygodnika polonijnego "Relax". Obecnie współpracuje z chicagowskim "Dziennikiem Związkowym". Hobbystycznie prowadzi witrynę internetową, która zawiera jedną z większych kolekcji zdjęć starego i nowego Wrocławia. Mieszka w Fort Wayne, w stanie Indiana, w USA. Private site
Number of texts in service: 4 Show other texts of this author Newest author's article: Wielowarstwowy idiotyzm | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5106 |
|