|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Culture »
Instytucje religijne jako zyskowne korporacje [2] Author of this text: Radosław S. Czarnecki
Dziś podobnie jak opisywane w materiale pt. „Najstarsza globalna
korporacja" praktyki funkcjonowania Kościoła katolickiego stosuje Główny Rabinat
Izraela. Dotyczy to zarówno szkolnictwa (zwłaszcza w przypadku systemu
jeszybotów [ 10 ]) — wielu Izraelczyków zarabiając na życie w sferze edukacji związanej z ortodoksją religijną musi wiązać się docześnie i wyznaniowo z tym rabinatem -
jak i systemu zwanego kaszrut [ 11 ].
Główny Rabinat oraz lokalne żydowskie instytucje religijne związane z nim
czerpią racje swego istnienia z powiązań (często nieformalnych i z tytułu
nadinterpretacji prawa) z polityką. Te racje mają nie tylko wymiar nie
materialny, są jak najbardziej doczesne: za wydania certyfikatów koszerności
uzyskuje się określone profity. Podobnie ma się rzecz z orzekaniem np. rozwodów
(a czynić to może jedynie Rabinat Główny, pozostałe rabinaty nie są honorowane w tych kwestiach) bądź dekretacją prawowierności judaizmu (dot. to zwłaszcza
imigrantów z terenów b. ZSRR). Tylko Rabinat Główny ma swoich rabinów w armii
izraelskiej lub poszczególnych środowiskach zawodowych. Ta judaistyczna
ortodoksja nad Jordanem "w odróżnieniu od narodowców religijnych nie
przejawia ambicji kierowania świeckim państwem. Woli czerpać fundusze z kasy
państwowej" pełnymi garściami [ 12 ]. I umacniać po prostu swe wpływy w sposób pośredni, nieformalny
[ 13 ].
Można stwierdzić autorytatywnie, iż korporacyjność i „interesowna
przyczynowość" istnienia kasty kapłańskiej (funkcjonującej w mniej lub bardziej
zinstytucjonalizowany sposób — w zależności od rozwoju
cywilizacyjno-kulturowego) we wszystkich religiach i wierzeniach nie podlega
jakiejkolwiek dyskusji.
Ale jest i druga strona zagadnienia, wedle której w jawny sposób religia
czy instytucja ją reprezentująca może trafiać do ludzi, do społeczeństwa, do
człowieka. Może zaspokajać bądź wyjaśniać jego lęki, frustracje, potrzeby,
rozwiewać niejasności, tłumaczyć i porządkować chaos realnej rzeczywistości. W komentarzu pod tekstem „Najstarsza globalna korporacja" A. Koraszewski napisał
m.in. iż "Lewica konkurująca z Kościołem o opiekę nad ubogimi, podejrzanie
niechętnie odnosi się do konsumeryzmu czyli samej możliwości, że ubodzy mogą
przestać być ubogimi. W efekcie obserwujemy patologiczną pogoń za ubogimi,
którzy są jedynie źródłem zysku, dla ich samozwańczych opiekunów"
[ 14 ]. W zakończeniu tego komentarza znajduje się passus stanowiący motto dla
niniejszego artykułu.
Po pierwsze — demokracja to system sprawowania rządów, sposobu uprawiania
polityki, praktyki życia publicznego. Sądzę, iż nie ma to zbyt wiele wspólnego z tymi rozważaniami. Zwłaszcza w perspektywie historii, zagadnień społecznych,
kulturowych i dialektyki dziejów. Demokracja ma związek z tymi problemami o tyle, o ile zapewnia skuteczne przestrzeganie norm prawnych, etycznych,
cywilizacyjnych itd. Ale to jest sfera praktyczna, nie ideowo-moralna czy
teoretyczna.
Prezydent USA J.F.Kennedy miał stwierdzić onegdaj, że "przypływ podnosi
wszystkie łodzie". Dziś wiadomo już że nie jest to prawdą — niektóre łodzie
idą zdecydowanie szybciej „do góry", inne stoją w miejscu, a jeszcze inne są
spychane w niebyt. I chodzi przede wszystkim o zapewnienie w miarę równych szans
wszystkim łodziom. I to zarówno w życiu doczesnym tych właśnie łodzi, jak i następnym pokoleniom. Jak to jest we współczesnym świecie — widać choćby po
rozroście suburbiów współczesnych miast, np. we Francji, Italii czy Hiszpanii (o
Brazylii, Meksyku, Filipinach, Indonezji czy Indiach nie mówiąc). Rodzi się
pytanie — czy potomkowie mieszkańców tych skupisk mają szansę się stamtąd wyrwać
(oczywiście in gremio, nie możemy traktować bowiem jednostkowych i przypadkowych w sumie przykładów za potwierdzanie przytoczonej tezy
J.F.Kennedy’ego).
Po drugie — sukcesy charyzmatycznych wierzeń religijnych (zwanych
ewangelicznymi) zwłaszcza w Ameryce Pd. gdzie zajęły (i skutecznie zajmują)
miejsce wszechwładnego do tej pory Kościoła katolickiego — po skutecznej,
watykańskiej konkwiście przeciwko „teologiom wyzwolenia" w pierwszej dekadzie
pontyfikatu Jana Pawła II [ 15 ] — świadczą o popycie na takie traktowanie religii i potrzebę przeżywania
„duchowości" właśnie w takim wymiarze. Sukcesy tego typu rozproszonych pod
względem organizacyjno-eklezjalnym, anty-hierarchicznych, demokratycznych (w
miarę) wyznań, gdzie ekspresyjnie przeżywa się wiarę — najczęściej są
proweniencji protestanckiej — w USA są tylko potwierdzeniem tej tezy. Ludzie
„ubodzy" to nie tylko pokrzywdzeni pod względem ekonomicznym, materialnym,
sytuacyjnym itp. To również wykluczeni z narracji społecznej ze względów
politycznych, społecznych, rasowych, językowych, kulturowych, orientacji
seksualnej, historycznych, kastowych, klasowych, religijnych etc. Człowiek jest
wykluczonym kiedy się nim czuje. Subiektywnie i indywidualnie. Kiedy tego
doświadcza wg swoich mniemań, sądów, świadomości i interpretacji bodźców
otrzymywanych z otoczenia. I właśnie na to miejsce wchodzą różni — nie oceniam
ich intencji czy mechanizmów tego działania — prestidigitatorzy życia
publicznego. Liberałowie („żółci")- w sensie politycznym, w sensie ideowym -
też są takimi sami „bajko-opowiadaczami" jak cytowani „czerwoni i czarni". Taka
jest istota polityki. I taka jest istota wolnego rynku.
Po trzecie — sama praktyka polityczna i życie publiczne będą tworzyć zawsze
kolejne kategorie „ubogich". Są i będą one ciągle tworzone, gdyż zmieniają się
zarówno warunki egzystencji jak i narracja je interpretująca. Samo pojęcie
demokracji jest zmienne w czasie i przestrzeni oraz jest coraz to inaczej
pojmowane. Liczenie na idealistyczny — niczym Platon — angeliczny i rajski obraz
naszej realnej przestrzeni, ziemskiej, doczesnej jest stanowiskiem
irracjonalnym. Mówi nam o tym historia i dzieje wszystkich modelowych form
funkcjonowania człowieka
Po czwarte — idea równości, sprawiedliwości, wolności jest nie tylko
tradycją oświeceniową (Oświecenie przypisało temu pojęciu konkretne wartości,
określiło zasięg tego znaczenia, spersonifikowało go i upodmiotowiło). Już od
najwcześniejszych dziejów mamy przykłady takich właśnie ciągot, dążeń, marzeń
czy fantazji człowieka. Jest to immanentna częścią naszej mentalności, naszej
świadomości. Na jurydyzm Starego Zakonu, jego skostnienie, konsumeryzm wobec
wszystkiego co otacza człowieka (także jego „duchowość" można w mozaizmie
przełomu starej i nowej ery wycenić, sprzedać, kupić, skatalogować itp.)
pierwotny chrystianizm proponuje właśnie takie pojmowanie sacrum,
sprawiedliwości, równości (w miejscu świętym) jak m.in. wspomniani „teologowie
wyzwolenia". Wypędzenie przekupniów ze świątyni przez Jezusa jest m.in.
egzemplifikacją tych właśnie dążeń (podobnie jak przypowieść o wielbłądzie, uchu
igielnym i bogaczu).
I już zupełnie na zakończenie — wsparcie, solidarność z „Innym" (bardzo
często „ubogim" bo wykluczonym), pomoc będą zawsze ludzką potrzebą i jednocześnie ludzkim odruchem. Właśnie dlatego racjonalnym, iż racjonalizm musi
iść w parze z humanizmem i dlatego że jest „dzieckiem" (w sensie takim jak
napisałem wcześniej) Oświecenia. A to przecież człowiek jest (i ma być) zawsze
„miarą wszechrzeczy".
Warto jest przypomnieć nieco zapomnianą — jako passe wobec
powszechnie dziś panującego dyskursu — ideę prezydenta USA L.Johnsona zwaną
Programem Wielkiego Społeczeństwa. Jak stwierdza E.Foner, były Prezydent
Historyków Amerykańskich i profesor University of Columbia (Nowy Jork)"...Opierał
się on na przekonaniu, że wolny naprawdę jest człowiek, który ma w życiu
realne szanse. Wolność to możliwość realizowania pragnień, a nie samo ich
posiadanie. Biedny człowiek nie jest wiec prawdziwie wolnym, gdyż nie ma
instrumentów zaspokajania pragnień i potrzeb"
[ 16 ]
Ubodzy będą zawsze, bo warunki powodujące ich istnienie nie zanikną nigdy.
To także determinuje — jako ludzki, humanistyczny (obok popytowo-podażowego
aspektu) wymiar tego problemu — sens i potrzebę, a także realność i racjonalność
istnienia takich gremiów, takich form społecznej egzystencji, takich metod
wsparcia „Innego". „Ubogiego".
1 2
Footnotes: [ 10 ] tu:
akademia talmudyczna [ 11 ] System
żydowskiego prawa dot. pokarmów, ich przydatności do spożycia (czyli tzw.
koszerności). [ 12 ] U.Huppert, Izrael w cieniu fundamentalizmów, Warszawa 2007, s. 24 [ 13 ] tamże,
rozdział IV ss. 42-87 [ 16 ] A.Domosławski, "Ameryka
zbuntowana" (Siedemnaście dialogów o ciemnych stronach wolności),
Warszawa 2007, s. 51 « (Published: 09-08-2010 )
Radosław S. CzarneckiDoktor religioznawstwa. Publikował m.in. w "Przeglądzie Religioznawczym", "Res Humanie", "Dziś", ma na koncie ponad 130 publikacji. Wykształcenie - przyroda/geografia, filozofia/religioznawstwo, studium podyplomowe z etyki i religioznawstwa. Wieloletni członek Polskiego Towarzystwa Religioznawczego. Mieszka we Wrocławiu. Number of texts in service: 129 Show other texts of this author Newest author's article: Return Pana Boga | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 512 |
|