|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Outlook on life O człowieku, nauce, religii i etyce. Rozmowa z profesorem Zdzisławem Cackowskim [1] Author of this text: Z. Cackowski, Jerzy Ładyka, Zdzisław Słowik
-
Jerzy
ŁADYKA,
Zdzisław SŁOWIK: Czym jest dzisiaj filozofia, która już tyle w swoich dziejach
utraciła (matematyka, fizyka, psychologia, socjologia...) -
Czy jeszcze ma ona coś do utracenia? Czy w jej obszarze coś jeszcze pozostało? Co, mianowicie?
Profesor Zdzisław CACKOWSKI: Wątpliwe, czy filozofia dzisiejsza zawiera jeszcze jakieś własne (nie z nauk specjalistycznych zaczerpnięte) elementy wiedzy, z których w przyszłości
mogą się wyłonić jakieś specjalistyczne dziedziny wiedzy pozytywnej. Ja w każdym
razie takich elementów wiedzy w filozofii współczesnej nie dostrzegam i wątpię w ich istnienie.
Widzę natomiast w dzisiejszej filozofii coś w rodzaju totalnej „zazdrości"
wobec dziedzin nauki pozytywnej. Uważam przy tym, że jest to „zazdrość" twórcza. Filozofia
staje się coraz bardziej sztuką destrukcji dobrego samopoczucia ludzi nauki, sztuką destrukcji poczucia pewności
siebie. Jest to swoista odbudowa ducha Sokratesowego krytycyzmu. Filozof
dzisiejszy zdaje się mówić: oni, powszechnie podziwiani mędrcy reprezentujący dzisiejsze nauki szczegółowe
wiedzą bardzo dużo, ale i ich niewiedza jest ogromna jako i moja, choć oni zdają się
tego nie wiedzieć. W tej różnicy tkwi sens i powołanie dzisiejszego
krytycyzmu filozoficznego. Temu krytycznemu nastawieniu
filozofii wobec nauki sprzyja też w ostatnich dziesięcioleciach ogólny spadek optymizmu społecznego; rosnąca
podejrzliwość wobec sukcesów. Nie chcę przez to powiedzieć, że sama nauka nie odczuwa od swego środka niejako, własnych
trudności, własnych ograniczoności. Z pewnością je odczuwa, ale bezpośrednio są to zawsze trudności rozwiązywania konkretnych problemów danej nauki, zawsze
są to trudności partykularne, choć pośrednio rodzą one znaki zapytania pod adresem podstaw danej nauki, a jeszcze bardziej
pośrednio — znaki zapytania dotykające podstaw wszelkiej nauki danej epoki, podstaw myślenia danej epoki. Filozofia natomiast jakby się
specjalizowała w generowaniu tych najogólniejszych znaków zapytania. Nauka współczesna ma tak wielki dorobek w zakresie pozytywnej wiedzy, że — mimo wielu nowych a nierozwiązanych
problemów, których w miarę postępu wiedzy nie ubywa ale przybywa — daje jej to zasłużenie dobre samopoczucie i to dobre samopoczucie
jest dominującą cechą ducha dzisiejszej nauki. Te pozytywne efekty poznawcze nie są udziałem filozofów, co sprawia, że są oni mniej od uczonych wrażliwi na osiągnięte efekty, a bardziej
wyczuleni na kłopoty poznania, a przede wszystkim nie tyle na kłopoty poznania, co na kłopoty
życia ludzkiego. Stąd lęk o dalszą drogę życia: czy my wszyscy właściwą drogą idziemy, czy właściwie postępujemy, czy
właściwie myślimy i odczuwamy. Stąd ta ciągła podejrzliwość wobec aktualnego naszego postępowania,
odczuwania i myślenia. Bo taki jest ludzki świat, że aby w nim być, trzeba w nim ciągle być inaczej!
Ale jakie inaczej potrzebne jest dzisiaj (na jutro i na pojutrze) człowiekowi? Filozofia jest tą dziedziną współczesnej
kultury, która najmocniej (może wraz ze sztuką) odczuwa lub uświadamia sobie wagę tego pytania i przeżywa lęk z powodu braku jasnej i pewnej
odpowiedzi na nie. Woła więc filozofia współczesna: szukajcie, szukajmy, ale obietnica znalezienia nie dotyczy znalezienia ostatecznego. Tu widziałbym
ważną odmienność filozofii od religii: obie one wyrastają z cierpienia i niepokojów ludzkich, ale pierwsza
szukając środków na ich pokonywanie nie widzi w tym końca (taki jest los człowieka), gdy druga ten koniec „widzi i zna".
-
Wiek XX: nauka, technika — olśniewają i przerażają. Energia nuklearna, inżynieria genetyczna,
klonowanie — dobrodziejstwo czy perspektywa niszczycielska? Jak się wobec jednego i drugiego za
chować?
Przecież to proste: wobec gróźb niszczycielskich energii jądrowej (lub jakiegokolwiek technicznego osiągnięcia
ludzkiego) potrzebne jest przeciw-działanie, ale takie wielka troska, żeby nie „wylać dziecka z kąpielą", to znaczy nie pozbawić się dobrodziejstw
tego wielkiego osiągnięcia, i tu jest trudność. Jak tę trudność pokonywać, tego już nie wiem. Wiem tylko, że nie może to przebiegać bezboleśnie,
można natomiast i trzeba koszty minimalizować. Ale poza zasadą koniecznego przeciwdziałania negatywnym stronom osiągnięć naukowych i technologicznych człowieka przywołać też trzeba zasadę koniecznej rozwagi w korzystaniu z dobrych stron
takich osiągnięć. Zdaje mi się bowiem, że bardzo wiele cierpień i zła ściągają ludzie na siebie nie przez to, że nie przeciwdziałają złym efektom swoich osiągnięć
technicznych, ale przez zachłanność na efekty dobre, to znaczy przez to, że chcą już, teraz, natychmiast maksymalnej efektywności Wypowiem przy tej okazji
tezę ogólną: zło (przynajmniej bardzo często!) ma swoje źródło w dobru, o ile jest ono gwałtownie, zachłannie, natychmiast, totalnie i — co się z tamtymi wiąże — za wszelką cenę (najczęściej wówczas owa
wszelka cena jest ceną cudzą) realizowane! Analogicznie myślę o genetyce, inżynierii genetycznej oraz wszystkich innych ludzkich osiągnięciach. Pisałem
wielokrotnie, że zarówno świat człowiekowi „dany", jak i przez człowieka tworzony nie jest aksjologicznie jednorodny: są w tym świecie
„plusy" (które kuszą) i „minusy" (które odstraszają), a oba te znaki zawsze chodzą w parze, zawsze! Rzecz w tym, by każdej
rzeczy używać w taki sposób, aby zwiększać jej aspekt dodatni i pomniejszać ujemny, dążąc ciągle do dodatniego bilansu. Podobnie też myślę o klonowaniu. Ale przy tej okazji najbardziej mnie zadziwia to, że nie wzbudza niczyjego protestu niszczycielska praktyka klonowania
duchowego. Kościół protestuje przeciwko klonowaniu, a przecież katecheza katolicka prowadzona od najwcześniejszego dzieciństwa jest w istocie rzeczy
duchowym klonowaniem.
-
Człowiek wie tak wiele, ale najmniej wie o sobie. Czy to prawda i, jeśli, to jak wyjaśnić ten
paradoks?
Częściowo tylko podzielam to szeroko rozpowszechnione przekonanie o znikomości naszej wiedzy o człowieku i ogromie wiedzy o innych
rzeczach. Trzeba powiedzieć, że choć obszar niewiedzy w sprawach ludzkich jest ogromny, to i obszar wiedzy jest znaczący, a co ważniejsze,
jest on dynamiczny, rozszerza się, i to bardzo szybko. Chciałbym też podkreślić, że wiedza o owych innych rzeczach, to
też wiedza o człowieku, bo człowiek, to świat człowieka (Fr. Bacon, K. Marks). Wzbogacamy więc naszą wiedzę o człowieku i ludzkim świecie.
Wystarczy wspomnieć (tylko tytułem przykładu), że jeszcze pod koniec XVII wieku ludzie autentycznie byli przekonani, że człowiek został stworzony
5000 lat p.n.e. i że tyle też lat liczy sobie cały wszechświat, tę wiedzę czerpano wówczas z pełnym zaufaniem z Biblii, która wedle tamtych wierzeń (nawet ówczesne środowiska intelektualne ją podzielały) miała zawierać słowa
Boże, a nie ludzkie. Jakże zmienił się nasz obraz człowieka i świata przez ostatnie trzy wieki! Miarą symboliczną niech tu będzie różnica czasu, w którym ujmowano wówczas i ujmuje się dzisiaj istnienie człowieka na Ziemi (5000 i 2-3 miliony lat) oraz istnienie
Wszechświata (5 tysięcy i ok. 15 miliardów lat). Ale w przekonaniu o znikomości naszej wiedzy o ludzkim gatunku i warunkach jego
egzystencji (a więc o ludzkim świecie) jest nie tylko deformacja. Jest w tym przekonaniu jak najbardziej słuszny sygnał ciągłej a dotkliwej niewystarczalności tej wiedzy, i to jest prawda. Niedobór wiedzy i w ogóle sprawności naszej w ciągle zmieniającym się świecie oraz lęki stąd płynące są bardziej dostrzegalne (bo są dokuczliwe!) niż wiedza zdobyta i płynące stąd
korzyści oraz satysfakcje. Nauka kładzie nacisk na te ostatnie, inne formy kultury, w tym filozofia, akcentują pierwsze. Skuteczność i satysfakcja, to wyznaczniki nastroju technicznego i naukowego. Niezadowolenie, obawa i lęk, to wyznaczniki nastawienia innych form kultury — religii, sztuki, filozofii. Ten temat odsyła nas do pierwszego punktu naszej rozmowy.
Ta „chwała" wydaje mi się tylko formą zrytualizowanych
instytucjonalnych religii; ten rytuał ukrywa stronę tragiczną ludzkiego życia,
która w kulturach religijnych jest zawarta. Ale do problemu niedosytu
naszej wiedzy o człowieku i naszego rozumienia człowieka jeszcze chciałbym wrócić. Na drodze tego samopoznania
napotykamy wiele przeszkód, przeszkód aktywnych.
Więc:
-
przede wszystkim tradycja: to, co się w przekonaniach ludzkich utrwaliło, w niektórych przypadkach nawet uświęciło,
stanowi przeszkodę w zdobywaniu nowej wiedzy i w tworzeniu nowego myślenia o człowieku. Dorobek każdej formy
ludzkiej kultury (dorobek naukowy także) stanowi przeszkodę dla przyjęcia nowej wiedzy, nowego sposobu myślenia
oraz wartościowania. Ten opór, o ile nie przekracza pewnej miary i o ile jego środki nie są nazbyt bogate, jest
czynnikiem pozytywnego selekcjonowania idei oraz wartości nowatorskich. Natomiast pewne formy kultury (obyczaj, religia,
ideologia), gdy absolutyzują znaczenie tradycji, a przy tym dysponują środkami „bogatymi", mogą istotnie blokować rozwój
ludzkiej wiedzy o człowieku. Dla mnie nie ulega wątpliwości, że taką blokującą rolę w rozwoju wiedzy o człowieku odgrywa u nas tradycja zinstytucjonalizowana w Kościele katolickim. Niech mnie tu wspomogą słowa wielkiego współczesnego historyka francuskiego i katolika Jeana Delumeau:
„Zaczyna się oto nowa afera Galileusza, która może potrwać jeszcze dłużej niż pierwsza. Nasza wiedza naukowa na temat ewolucji sprowadza do zera wartość
fundamentalistycznego odczytywania ksiąg Genezis" („Le Monde", 27.12.1992). Tu ważne pytania: jak my sobie z tym
młyńskim kamieniem na umyśle ludów chrześcijańskich poradzimy? Mniej ważne, ale też istotne, pytanie: jak sobie Kościół z tym poradzi?
Pierwszy warunek poradzenia sobie przez Kościół z tą sprawą, to uświadomienie sobie i odczucie znaczenia owej „nowej afery Galileusza". Najgorszym sposobem na ten
kłopot jest przeniesienie „prawd wiary" w obszar wyjałowionego ze znaczenia rytuału, co się dzieje od tak dawna i co owocuje zupełną bezmyślnością
wiary i wierzenia. Ocean niewiedzy katolików o treściach własnej wiary jest tego owocem;
— potrzeba wiedzy przyjemnej: gdyby zwierzęta
umiały
czytać to, co o nich ludzie piszą i nagradzać
autorów ładnie o zwierzętach
piszących oraz ganić i represjonować jakoś autorów piszących brzydko, to
książki z zoologii byłyby ładniejsze,
choć dalsze od
prawdy. Otóż ludzie umieją czytać, nagradzać i ganić, więc… Z tego żyje pewna
odmiana „humanistów",
którzy się prześcigają w układaniu
owych pseudo-humanistycznych panegiryków;
1 2 3 4 Dalej..
« Outlook on life (Published: 21-12-2006 Last change: 25-02-2011)
Zdzisław Słowik Politolog specjalizujący się w polityce wyznaniowej. Redaktor naczelny czasopisma "Res Humana", wiceprezes Rady Krajowej Towarzystwa Kultury Świeckiej. Doktorat: "Dialog jako jeden czynników współdziałania socjalistycznego państwa i Kościoła rzymskokatolickiego (na przykładzie PRL)" (UŚl, 2001) Number of texts in service: 7 Show other texts of this author Newest author's article: Wielkość i dramat Donbasu | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5165 |
|