|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Culture »
Powstanie oczami kibica [2] Author of this text: Zbysław Śmigielski
Jak więc można ocenić dowództwo
wydające rozkaz do akcji bez spełnienia tak podstawowych warunków? Jak ocenić
historyka, który o tym nie wspomniał?
Elementy decyzji. To powtórka z niekompetencji i braków wiedzy wojskowej niemal wszystkich oficerów dowództwa.
Sosnkowski, Komorowski, Okulicki (co do Chruściela — nie wiem) przez kilka
lat wcześniejszych zapowiadali klęskę Rosjan, którzy co rusz mieli się załamać
wykrwawieni i zdać na łaskę Hitlera. Mniejsza o konsekwencje ich radosnych
proroctw, że Hitler w takim razie całą mocą zwróciłby się na zachód,
przez co panowie prorocy najpewniej zostaliby zmuszeni do wyprowadzki z hotelu
Rubens. Chodzi o to, że tak powątpiewający w Rosjan oficerowie nagle w roku
1944 doszli do zgodnego wniosku, że ruszająca z Białorusi ofensywa „Bagration"
bez żadnego wątpienia ogarnie Warszawę. Ponad 400 kilometrów ciężkich
walk, przełamujących uporczywą obronę najlepszej armii świata! Skąd taki
optymizm? Skąd, bez pytania Rosjan, dowództwo Armii Krajowej wiedziało, że
zechcą i będą w stanie zająć Warszawę w trakcie tej operacji, gdyż legło
to u podstaw decyzji o powstaniu? Tym większa zagadka, gdy sobie
uprzytomnić, że zdaniem naszych strategów Armia Czerwona po przejściu tego
dystansu u wrót Warszawy była nadal tak wypoczęta i w pełni sił, by jedynie
zła wola mogła sprawić odstąpienie od zamiaru zajęcia Warszawy, byle zrobić
na złość Polakom. Czy ktoś podał tę drobną liczbę strat, 320 tysięcy,
bo tylu ubyło z Armii Czerwonej w operacji „Bagration" (według źródeł
niemieckich nawet pół miliona) — ponad połowa tego, co alianci zachodni
stracili od Normandii do samej Łaby. Nie wiem, czy Rokossowski otrzymał taki
rozkaz, by przyglądać się przez Wisłę ginącej Warszawie, a jeśli nawet
otrzymał, to o co właściwie pretensje? Był wrogiem grającym rolę alianta,
czy aliantem traktowanym jak wróg? Miał udzielić pomocy przeciw sobie samemu?
Kali jest dobry, gdy komuś ukraść krowa. Ten bałagan pojęć i odniesień
chyba nigdy nie zostanie uporządkowany. Zresztą Rokossowski przyglądał się
Warszawie dopiero od połowy września.
To bardzo istotne: zajęcie
Pragi nastąpiło 10 — 14 września. Wystarczy zdać sobie z tego sprawę.
Ale może spóźnienie było celowe, na złość.
Więc elementy. Rosjanie
nacierają od Białorusi, coraz wolniej i trudniej, to jasne dla każdego po krótkim
namyśle. Niemcy się cofają, wręcz wieją, później odtwarzają obronę,
przez stolicę przechodzą na wschód cztery dywizje pancerne. Sztab Armii
Krajowej nie tając dziwacznego wobec swoich zamiarów zadowolenia przekazał do
Londynu meldunek o poważnej porażce Rosjan w rejonie Wyszkowa i Radzymina,
także pod Wołominem, przez co natarcie Rosjan zostało wstrzymane. Ten
meldunek generał Bór podpisał 30 lipca, tego samego dnia przez Warszawę
przeszła piąta niemiecka dywizja pancerna. O przebiegu linii frontu w tych dniach sztab Armii Krajowej nie miał ścisłych danych, jednakże zdawał
sobie sprawę, że oddalona jest od Warszawy co najmniej 70 — 80 kilometrów.
Wniosek, iż podejście Rosjan pod warszawskie mosty nie jest możliwe w ciągu
dni najbliższych, był oczywisty. Wbrew własnemu meldunkowi ten wniosek
zignorowano.
Sztab liczył na rzeczy rodem z bajki albo majaczenia. Na wysłanie do kraju Brygady Spadochronowej i czterech
polskich dywizjonów myśliwskich oraz zrzutu co najmniej 1200 ton zaopatrzenia
bojowego. Przy najlepszej woli angielskich sojuszników, czego zresztą nie było,
ani jedna z tych bajek nie mogła być zrealizowana.
Ano rozpatrzmy wcale nie tak
wojskowo. Brygada Spadochronowa lądująca tuż przy linii frontu, bez gwarancji
szybkiego połączenia z atakującą armią — pod Arnhem przerobiono to w znacznie większej skali. Co do polskich myśliwców, po prostu nie były w stanie pokonać dystansu. Zwyczajnie paliwa by im zbrakło. A lądować
gdzie miały? W szczerym polu? Na ulicach? Całej Armii Krajowej byłoby mało
na prostą ochronę lądowisk. Dalej, zrzuty. Też mniejsza o szczegóły. W czasie całej wojny Polska otrzymała 600 ton zrzutów. Grecja dostała 5800
ton, Francja i Jugosławia po 10000 ton. Bez komentarza.
Jak wynika z powyższego, żaden z ważnych elementów decyzji nie został wzięty pod uwagę, choć każdy był
doskonale znany. Znane było wiele innych elementów mniejszego znaczenia, lecz
podobnej wymowy. W żadnym dokumencie dotyczącym Powstania nie ma śladu
operacyjnego rozpracowania takich elementów, za co odpowiedzialnym był generał
Okulicki. No i Pełczyński oczywiście.
Chcę powiedzieć wyraźnie,
Powstanie organizowali wojskowi, oficerowie, ludzie co najmniej z pretensją do
fachowości, nie entuzjaści zdeterminowani nienawiścią do wroga. Nie wolno
mylić tej sprawy, dla fachowców nie ma taryfy ulgowej.
Myślę, że należy sformułować
wyraźnie tę kamuflowaną niezdarnie, z właściwą jasnością nie
wypowiedzianą tezę o przyczynie klęski Powstania. Teza ta przewija się fałszywie
jak wąż, wszyscy ją rozumieją i nikt nie wypowiada tak, jak by na to zasłużyła,
gdyby można ją było uczciwie uzasadnić: klęska Powstania nastąpiła, gdyż
nie udzielono nam pomocy.
Nieważne, czy pomoc realna,
czy z bajki i majaczenia. Jeżeli miała być udzielona, winna była stanowić
element planowania operacyjnego, na którym każdy kompetentny dowódca opiera
założenia do walki. A niekompetentny po klęsce bredzi, że nikt mu nie pomógł.
Czy ktoś zobowiązał się, że udzieli pomocy? Nie? No to powiedzmy wreszcie:
bajki i majaczenia były podstawą operacyjnego planu Powstania. Zresztą, żadnego
planu nie było. Jak zwykle, nadzieja i zapał miały zastąpić wszystko -
ale tym razem wreszcie należałoby wskazać, że kryje się za tym konkretna
wina i konkretna krew.
Punkt przedostatni -
przeciwnik. O tym wbrew pozorom wiedziano dość sporo, choć raczej ogólnie.
Że Warszawa leży w pasie działań 9 armii niemieckiej, że dowodzi armią von
Vormann, że dowódcą nadrzędnym jest feldmarszałek Model. Że w bezpośrednim
sąsiedztwie Warszawy zajmuje obronę sześć dywizji polowych i pięć
pancernych, nie licząc frontowych odwodów całej Grupy Armii. W samej stolicy
stacjonowały oddziały węgierskie, brygada Kamińskiego, różne grupy
nacjonalistów, także policja, żandarmeria, oddziały ochronne i tak
dalej. Nie chcę przekonywać, że Powstanie należało rozpocząć pod
warunkiem dysponowania większą siłą niż Niemcy. Nie ulega jednak wątpliwości,
że warunkiem być musiało posiadanie siły dostatecznej, by zająć ważne
punkty w mieście od razu, najlepiej z zaskoczenia w pierwszym ataku. Jak
wyglądała rzeczywistość? Ludwig Hahn, szef dystryktu warszawskiego, od
godziny 14.00 dnia 1 sierpnia ogłosił pogotowie bojowe dla oddziałów policji i SS. Dziennik działań bojowych 9 armii stwierdza 29 lipca, że wybuch walk
oczekiwany jest o godzinie 23.00. Jedno i drugie oznaczało pełną gotowość
dla ponad 23000 dobrze uzbrojonych żołnierzy, ukrytych za umocnieniami.
Zresztą, dla jasności — do
drugiej połowy września 9 armia nie brała udziału w tłumieniu Powstania,
wyjąwszy kilka pododdziałów saperów, artylerii, później batalionu dział
pancernych z odwodu. Von dem Bach wykorzystał sześć czołgów z warsztatu remontowego dywizji „Das Reich", zresztą samowolnie. Jego raport i meldunki Ludwiga Hahna stwierdzają, że walkę początkowo prowadziły nie
regularne wojska, lecz oddziały ochronne, SS-Schutzstaffeln,
żandarmerii i pomocnicze w rodzaju brygady Kamińskiego, Dirlewangera
itp., wprowadzane kolejno, w miarę rozwoju sytuacji. Po 20 września, po
ustabilizowaniu się frontu, Von dem Bach dostał dwa pułki piechoty, batalion
czołgów, trzy bataliony saperów, specjalistów od zniszczeń.
Punkt ostatni — żołnierze
Powstania. Muszę przyznać, że dla mnie to całe Powstanie. Oni i tylko Oni.
Tak samo jak we wrześniu wykorzystani przez makabrycznych szaleńców nieuważających
za słuszne ani potrzebne, by silić się na mądrość i sumienie. O Nich
nie chcę pisać, zresztą nie ma potrzeby. Żołnierze Powstania to oddzielna
karta. W moim przekonaniu dowódcy Powstania nie zasłużyli na swoich Żołnierzy.
Sława niesławnych dowódców żywi się Ich krwią.
Wiem jedno: znacznie bardziej
błahe przesłanki zwykle wystarczają, aby dowódców postawić przed sąd i bez litości rozstrzelać, co najmniej zaś napiętnować i pozbawić
honoru. Tyle, że nie u nas. U nas ze słabości czyni się cnotę. Ulice nazywa
imionami tych, którzy zawiedli. Przed trybunałem historii też można iść w zaparte.
Pozostaje zdziwienie wobec
historyków. Zachowują się tak, jak gdyby osobiście byli winni historycznych
grzechów. W którym pokoleniu po wydarzeniach budzi się u historyków
sumienie?
1 2
« (Published: 30-01-2007 )
Zbysław ŚmigielskiPowieściopisarz, nowelista, aforysta, najrzadziej poeta. Laureat konkursów i nagród literackich. Uznany za marynistę. Był kapitanem jachtowym, instruktorem żeglarstwa, nieco powłóczył się po morzach, co ma wpływ na twórczość. Zajmuje się propagowaniem spraw morza na spotkaniach autorskich, szczególnie z młodzieżą. Interesują go także inne sprawy: historia współczesna, problemy społeczne, konflikty moralne - to, czym żyjemy na codzień. Ostatnia książka: Sarmaty i scyty (2007). Zmarł w 2014. Private site Numer GG: 3401579
Number of texts in service: 22 Show other texts of this author Newest author's article: Nostalgia | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5246 |
|