|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Culture Wyższa racja Author of this text: Zbysław Śmigielski
Historia
pożyteczna jest nie tylko wówczas, gdy zaglądamy do podręcznika lub
odpowiadamy na pytania egzaminatora, choć wielu tak właśnie sądzi. Nie uważają
za stosowne, by także poza szkołą cokolwiek pamiętać, zajrzeć do podręcznika,
nie zdają sobie sprawy, że życie to surowy egzaminator. Skutki są
straszliwe. Zakłamują świadomość i mentalność ludzi, także całych
narodów, co jest niesłychanie tragiczne.
Jeszcze
bardziej tragiczna w skutkach jest uporczywa odmowa zajrzenia do tych podręczników,
zaprzeczanie faktom i wnioskom z nich płynącym — często w imię tak zwanych
wyższych racji. Mamy na to bezlik przykładów.
Lecz
jakież racje mogą być nazwane wyższymi, kiedy oparte są na fałszu, na zakłamaniu?
Jakież racje mogą być wyższe od prawdy?
Gdy w III tysiącleciu starej ery koczownicy Ariowie podbijali Indie, zastali tam
wysoko rozwiniętą kulturę, o której dziś wiemy jedynie z nędznych
wykopaliskowych miast Harappa i Mohendżo-Daro. Wycięli lub zasymilowali
mieszkających tam ludzi, prawdopodobnie Drawidów. Wiemy jednak, że Ariowie
przejęli ich kulturę i włączyli do własnej, z pastuchów i barbarzyńców
stając się twórcami potężnej cywilizacji, co prawda nieprędko, po kolejnym
tysiącu lat. O podbitych wiemy tyle co nic — ocalałych po rzeziach przepędzono
na wsie, zatrudniono do posług. Z czasem zanikli zupełnie. Dziś, stykając się
tam z zabytkiem, głowimy się — aryjskie to, czy drawidyjskie?
Równie
piękny przykład mamy z helotami. Wiadomo, byli oni państwowymi niewolnikami w Sparcie. Choć bliżsi nam czasowo niżeli Drawidzi, pozostawili po sobie mniej
konkretnych śladów. Mogli być potomkami Achajów, bohaterów trojańskich,
ale niekoniecznie. Jeśli byli, to owszem, śladów jest nawet sporo, tylko ciągłości
nie ma, bo jak Drawidzi skończyli, zasymilowani robotnicy rolni i słudzy.
Przykładów
takich podbojów jest w historii mnóstwo. Schemat mniej więcej ten sam -
podbić, przejąć osiągnięcia, zniszczyć świadomość narodową, zasymilować,
zetrzeć wszelkie ślady, najlepiej by i słuch wszelki zaginął. Według
takiego schematu działali wszyscy kolejni zdobywcy. Egipcjanie i Grecy,
Persowie i Mongołowie, Arabowie i Goci, Frankowie, Normanowie i kto tam
jeszcze. Mniejsza o wyczyny tak ogólnie białego człowieka w barbarii,
kolorowe zwierzęta zdychające pod biczem nie są
warte wzmianki. W nowszych czasach też tak postępowano. Wprawdzie te
nowsze skutki były mniej radykalne, niektóre opłakane. Po prostu różne.
Niektóre nacje dały się całkiem wyrównać, jak nie przymierzając
Walijczycy, Bawarczycy, Pomorzanie czy Burgundczycy, niektóre prawie całkiem,
jak Alzatczycy, Szkoci, Kaszubi — ale niektóre nie chcą za nic się wyrównać.
Na przykład Kurdowie, coś prawie 20 milionów bez państwa, rozgrabieni i wciąż
niepokorni. Jacyś Baskowie, Macedończycy, Czeczeni, diabeł ich wszystkich
zna, bo my nie, my nie znamy. Bo my, Polacy, w ogóle jesteśmy z daleka, w takie rzeczy całkiem nie zamieszani.
Tutaj
kłania się Kali z krowią filozofią. Kłaniają się podręczniki.
Ustąpiliśmy
ziemie od Łaby aż do Odry, nawet jeszcze dalej — bez żalu i bez pretensji.
Nie tylko my wykreśliliśmy z pamięci Obodrytów, Lutyków, Wieletów, kogo
tam jeszcze. Co więcej, nie chcemy tego pamiętać. Śląsk też jakiś
niejasny, jakby nie nasz, choć niby nasz. Ślązacy nie dali się całkiem wyrównać i właśnie stąd kłopoty. Gdyby ich wyrównano, można by o nich zapomnieć
jak o tych innych z zachodu. Na zachód patrzymy z pokorą, jak każdy długo
bity patrzy na bijącego.
Lecz
to sprawy minione, może nieprawdziwe, po co je rozgrzebywać. Wracać do podręczników
nikt nie ma ochoty, starczą śmieci, które zostały w głowie. I to, co mówią
dziadowie, którym w żyłach płynie szlachetna krew zdobywców.
Nie
jesteśmy zamieszani. Nie było i nie ma dla nas problemu Ukraińców, Białorusinów,
Litwinów, nie ma problemu Słowińców, Hucułów, Podlasiaków. Ostatnich
trzech nie warto wspominać, wyrównaliśmy dokładnie. Ukraińcy, Białorusini i Litwini niestety nie, oni się nie dali. Dziadowie mówią, że pięknie tam
było i że to wciąż nasze.
Nikt
nie pomyśli, że wyszczerbiony Szczerbiec nie był orężem obrońcy, za to
wszyscy twierdzą, że Polska nie prowadziła wojen zaborczych.
Tak,
Lwów był polski. I Tarnopol też. I Żytomierz, Berdyczów, Kijów po prawdzie
także. Ukraińska hołota siedziała po wsiach, jak ongiś Drawidzi i Achajowie. Tak samo wyżej na mapie, polskie były Mińsk, Wilno, Kowno, Nieśwież i Lida. Ukraińskie i białoruskie, podlaskie i litewskie chłopy nieźle
pracowały gdy pracował harap, do służby też się nadawały, szczególnie te
dziewoje hoże. Jednak, ogólnie biorąc, polskim Ariom na wschodzie słabo się
powiodło. Za to Aryjczykom na naszym zachodzie poszło znacznie lepiej.
Aryjczycy zamiast harapa woleli użyć miecza.
W
literaturze zwanej piękną my też, po prawdzie, i ognia, i miecza… Niestety,
nie tak dokładnie.
Ten
przeklęty jałtański, zbrodniczy gwałt na Europie. Tak naprawdę, na poważnie,
to co się nam Polakom w tym gwałcie nie podoba? Że nie zwrócono nam Wilna,
Lwowa, Grodna i Kijowa? Że na diabła nam Wrocław, Szczecin, może też i Poznań?
Niechaj ktoś to wreszcie wyraźnie sformułuje. Przecież ci, których Polacy
nie lubią, zawsze i wszystko robią dla Polaków źle.
Twierdzić
inaczej to zgroza i moralny horror. Tak może szczekać narodowy wróg, zdrajca i płatny pachołek. Tą samą miarką nie można mierzyć wszystkiego, choćby o to samo chodziło. To dlaczego płyny mierzy się na litry, bez różnicy, czy
wino szlachetne, czy też, za przeproszeniem, sikacz. Kali ma święte prawo, by
ukraść komu krowa.
Pretensje
do Danzig, Breslau, do Oppeln i Hindenburga raczej odrzucamy, ale do Lwowa i Wilna pretensje nie tylko są słuszne, są po prostu święte. Do wiosek nie,
do wiosek pretensji nie mamy, bo kto by je obrabiał. Tak głośno jak o polskości
Lwowa, nie możemy gadać, żeby Ukrainiec znów na tej wsi pracował. Gdyby to
było możliwe, owszem, wsie też byśmy chętnie wzięli. No, dworki na tych
wsiach, oczywiście, znów powinny być polskie, to się jasno rozumie. I cmentarze, tam wielu naszych leży.
Gdyby
nie łajdak Stalin z pomysłem ściągniętym od pewnego Angola, byłby nasz z pewnością i Lwów, i nasze byłoby Wilno. A kiedy Ukraina wciągnęła swoją
flagę, Litwa i Białoruś swoją, mielibyśmy jakże piękną wojenkę, wobec
której zamęt na Bałkanach byłby zabawą przedszkolaków.
Niestety,
przeminął czas helotów. Nie dostaniemy Lwowa i niczego za Bugiem, jak Niemcy
nie dostaną Wrocławia ani Opola, choć kilka chorych łbów wciąż karmi się
taką mrzonką. Co prawda, oddajemy ni stąd ni zowąd jakąś kamienicę w tym
Opolu, Wrocławiu czy innym Głogowie, natomiast ci na wschodzie nie tylko figę
pokazują, lecz wiele kłopotów sprawiają. Strasznie tam wredni ludzie, o niczym nie chcą zapomnieć.
Więc
co z tym prawem do ziemi, do kamienic? Czy działa prawo faktów dokonanych czy
nie? Albo inaczej — kiedy działa, kiedy nie działa?
Prawo
do kamienicy, do ziemi, tak zwana osoba fizyczna może nabyć bodaj po 25 latach
zasiedzenia, przy czym nie jest ważne, czy rzecz została zawłaszczona w złej
albo dobrej wierze. Co z osobą taką jak państwo? Liczy się ile lat? Sto?
Tysiąc? Ile lat trzymaliśmy Lwów, Wilno, jak swoje? Ile lat obcy trzymali
Warszawę? Ile lat trzymano Wrocław, Szczecin i Gdańsk? Izraelici wyrugowali
Palestyńczyków po dwóch tysiącach lat! Więc niby co, teraz ich też stamtąd
wyrugować?
To
są pytania z mentalności kretyna. Jeżeli nie chcemy, jeśli odmawiamy
grzebania się od nowa w historii, przyjmijmy fakty przez nią dokonane,
bez pretensji tak samo na wschodzie, tak samo na zachodzie. Mierzmy na litry
wino, mleko i krew. Odmawiajmy Niemcom praw do kamienic i ogródków, bo to
nie ich, choć kiedyś zawładnęli tym. Zachowujmy wspomnienia z Wilna i Lwowa, ale nie mówmy o prawie do tych miast, bo podobnie zawładnęliśmy nimi.
Chyba nadszedł czas, by nie wyłącznie kręgosłup, lecz i myślenie prostować.
Tam
za Bugiem jedno pozostało polskie, jak u nas jedno niemieckie — pozostały
cmentarze. Niech spoczywają w spokoju.
« Culture (Published: 04-03-2007 )
Zbysław ŚmigielskiPowieściopisarz, nowelista, aforysta, najrzadziej poeta. Laureat konkursów i nagród literackich. Uznany za marynistę. Był kapitanem jachtowym, instruktorem żeglarstwa, nieco powłóczył się po morzach, co ma wpływ na twórczość. Zajmuje się propagowaniem spraw morza na spotkaniach autorskich, szczególnie z młodzieżą. Interesują go także inne sprawy: historia współczesna, problemy społeczne, konflikty moralne - to, czym żyjemy na codzień. Ostatnia książka: Sarmaty i scyty (2007). Zmarł w 2014. Private site Numer GG: 3401579
Number of texts in service: 22 Show other texts of this author Newest author's article: Nostalgia | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5287 |
|