|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Culture Studnia i labirynt [3] Author of this text: Nikolay Spasov Daskalov
Translation: Andrzej Nowosad
Nie ma pewności, czy Prus znał egipski hymn, napisany na tablicy w pobliżu
Achetatonu, ale nawet jeśli go znał na pamięć, widać jak w drugim hymnie
harficznym Sary, w sposób biblijny, oczyścił go z dworskiego wielosłowia i przybliżył do starotestamentowej koncepcji wieczności, uwidocznionej w obrazach pierwotnych, ale nie przyćmionych pyłem, pustynnym piaskiem i czasem.
Achetaton — miasto-miraż, kaprys Faraona hydrocefalika przekształcił w pustynny piasek [Vandenberg 1982: 161], lecz hymn ocalał, aby stać się świadkiem
epoki przełomowej swego twórcy — hebrajskiego rodu, który wówczas
zamieszkiwał ziemie Egiptu. Jego egipski wariant przypisywany jest faraonowi, mężowi
Nefretete. Ale przecież w swoim otwarciu na świat zewnętrzny, w filozoficznych i religijnych naukach, nie mógł on ulec wpływom genre swych
poddanych — tak jednobóstwu, jak i zrodzonej dla niego poezji. W jego pierwoźródle,
Psalmie104 (103), odbija się echem gardłowy krzyk psalmisty (Pieśniarza
Psalmu), jego współudziału w tajemnicach Wszechświata i najważniejsze -
synowskie głoszenie chwały dla Ojca Wszechświata. W całościowej zbieżności
tych dwóch hymnów — pierwszego, wykonywanego w otwartych ku słońcu świątyniach
Atona [Matje 1965: 37], a drugiego, jego zwierciadlanego odbicia, śpiewanego do
dnia dzisiejszego w cerkwiach i synagogach — widać, że dwa rodzaje jednobóstwa
oniemiają wspólną poetyką, ale różnica leży w oddźwięku — egipskiego światła
słonecznego i izraelskiej niematerialności, której imieniem jest Chwała Boża. Druga harficzna pieśń Sary, czy też drugi utwór poetycki Prusa w powieści,
nie jest już minorycznie przygłuszony jak pierwszy, lecz apoteozo-ekstatyczny i w narracji zmusza Herhora do zawrócenia łódki z poczuciem
dokonanego bluźnierstwa, bowiem zostaje wyjawiona największa tajemnica,
wymawiana w najbardziej tajemnych przybytkach egipskich świątyń [Prus 1982;
122]. Nie wyprzedzając interpretacji pisarza wobec jego własnego hymnu, ważnym
jest, by zwrócić uwagę, że przekazał on w swej intuicji egipską i hebrajską
świętość, jako najbliższą pierwoźródła. Prawdą jest, że Prus nie jest
równorzędnym autorem dla niezrównanych dwóch starych hymnów, ale musimy
przyznać, że jego natchnienie wznosi go realnie do tych, w których pierwoźródło
wątpi. Oto druga pieśń harficzna Sary: „Jakże wielkim jest pan, jakże wielkim jest Pan, twój Bóg Izraelu
(...) Dni Jego nie mają początku, a dom Jego nie ma granic. Odwieczne niebiosa
pod Jego okiem zmieniają się jak szaty, które człowiek wdziewa na siebie i odrzuca. Gwiazdy zapalają się i gasną, jak iskry z twardego drzewa, a ziemia
jest jak cegła, której przechodzień raz dotknął nogą idąc wciąż dalej.
Jakże wielkim jest twój Pan, Izraelu. Nie masz takiego, który by Mu powiedział:
"Zrób to", ani łona, które by Go wydało. On uczynił niezmierzone otchłanie,
ponad którymi unosi się, kędy chce. On z ciemności wydobywa światło, a z
prochu ziemi — twory głos wydające. On srogie lwy ma za szarańczę, ogromnego
słonia waży za nic, a wieloryb jest przy nim jak niemowlę Jego trójbarwny łuk
dzieli niebiosa na dwie części i opiera się na krańcach ziemi. Gdzież jest
brama, która by Mu dorównała wielkością? Na grzmot Jego wozu narody
truchleją i nie masz pod słońcem, co ostałoby się przed Jego migotliwymi
strzałami. Jego oddechem jest wiatr północny, który orzeźwia zemdlałe
drzewa, a Jego dmuchnięciem jest chamsin, który pali ziemię". Kiedy wyciągnie rękę swoją nad wody, woda staje się kamieniem. On
przelewa morza na nowe miejsce jak niewiasta kwas do dzieży. On rozdziera ziemię
niby zbutwiałe płótno, a łyse szczyty gór nakrywa srebrnym śniegiem. On w pszenicznym ziarnie chowa sto innych ziarn i sprawia, że lęgną
się ptaki. On z sennej poczwarki wydobywa złotego motyla, a ludzkim ciałom w grobach każe oczekiwać na zmartwychwstanie..." [Prus 1982; 121 -122]
Nie możemy tu przytoczyć dla porównania bardziej obszernych fragmentów
tekstu egipskiego "Hymnu Słońca", 104 (103) Psalmu biblijnego i tekstu drugiej harficznej pieśni Sary, ale nawet pobieżne spojrzenie pokazuje,
że niektóre obrazy z pieśni harficznej Sary (ptaki, które lęgną swe jajka,
złoty motyl) swoją detalicznością od razu ukierunkowują nas na swego
rodzaju wariant egipski, o ile inne, ciężkie jak odłamki skalne — prowadzą
ku kosmogonii hebrajskiej, czującej nieustanny lot nad chaosem i tworzącego z chaosu, niezależnego od wszystkiego Ducha. W sposób niepowtarzalny Prus
wprowadził do tego całkowicie starotestamentowego tekstu ewangeliczną
przypowieść o ziarnie i chrześcijańskiej nauce o zmartwychwstaniu ciała
bezpośrednio związanego z tą właśnie przypowieścią.
Dwa starożytne hymny — usankcjonowanie nowego myślenia i nowego typu
kultury — jak też druga pieśń harficzna Sary są do siebie bardzo podobne.
Prus wychwycił właśnie to, co najważniejsze: „jedno pszeniczne ziarno
zasiewu, które skrywa trzysta innych ziaren" [Prus 1982: 9] — wskrzesił z otchłani zatopiony w niej świat. Z reakcji arcykapłana Herhora na pieśń pochwalną
Sary jasno kształtuje się stosunek Prusa do hebrajskiej, a stamtąd również
chrześcijańskiej religii i jej genezis. On nie uznaje jej samodzielności czy
też dokładniej samopowstania. Według niego biblijny monoteizm pochodzi z egipskich świątyń, gdzie najbardziej wyświęceni kapłani byli monoteistami i wiedzieli o istnieniu jedynego Boga. Wiedzę tę jednak ukrywali przed mniej
wyświęconymi kapłanami i narodem, uważali bowiem za bluźnierstwo wyjawienie
tajemnic i za to bluźnierstwo skazywali na śmierć. Pogardę wobec Żydów w powieści można wytłumaczyć
właśnie faktem, że wychodząc z Egiptu ograbili oni ukryte przed narodem
wartości duchowe, gdy poznał je ich przywódca — Mojżesz, który wychował
się w pałacu i otrzymał wyższe święcenia. Żona Faraona Ramzesa XII mówi o tym swemu synowi, podczas gdy czyni mu wyrzuty z powodu miłosnego związku z
Żydówką Sarą: „Pamiętaj, że ich wódz Messu, jest to kapłan zdrajca,
którego w naszych świątyniach po dziś dzień przeklinają…" — i dalej: „Pamiętaj że Żydzi wynieśli więcej skarbów z Egiptu, aniżeli
była warta praca ich kilku pokoleń: zabrali nam nie tylko złoto, ale i wiarę w Jednego i nasze święte prawa, które dziś ogłaszają za własne" [Prus
1982: 57]. Arcykapłan Herhor twierdzi nawet, że Jedyny Bóg
nie ma potrzeby posiadania budowanych świątyń („On nie potrzebuje ani odzieży,
ani jadła, ani napoju, a cały świat jest Jego mieszkaniem. Gdzież więc świątynia,
która by Go pomieściła, gdzie kapłan, który ośmieliłby się składać Mu
ofiary?…" [ Prus 1982: 554] ) i w takim przypadku religia narodu jest niższą
religią dla niższych, ale w ogóle nie zauważa, że różni bogowie i boginie
są tylko aspektami jednego Boga, stwórcy wszystkiego co istnieje. Tego typu
widzenie ezoteryczności pogańskich religii — jednobóstwo dla wyświęconych i wielobóstwo dla profanów, zastępuje teozofię. Prus tylko je przejął. Ale
ten, bezbłędny logik, wykazuje logiczną niekonsekwencję, skoro nie wyświęcona
do wyższych stanów kapłańskich królowa wydaje zakazaną tajemnicę wyświęconemu
zaledwie w niższe kapłaństwo księcia. (Być może tutaj jest miejsce, aby
zauważyć, że obraz Sary, jej estetyczna czystość i urok leżą przede
wszystkim w jej wierze, o ile przebiegłość i chciwość Kamy są cechami nie
tyle jej natury, ile fenicyjsko-pogańskiego amoralizmu, który nie wybiera w środkach
dla osiągnięcia celu. Sara z harfą i słowami chwały Pana, Sara z książęcym
dziecięciem na ręku to również dar dla powieści z Biblii, to ucieleśnienie
tematu biblijnego.) Aby podkreślić tezę o pochodzeniu wiary
hebrajskiej z egipskiej, czego dowodzą niektórzy bibliści [Wiedenskij
1914:40], gdy wplata w utwór swój autentycznie egipskie teksty, polski pisarz w rzeczy samej wybiera takie, które najmocniej przypominają biblijne. W ten
sposób otrzymuje efekt odwrotny — „biblizuje" swoją powieść i tym
samym antyklerykalny, w tym przypadku antykapłański patos ustępuje miejsca głębi
świętości. W sposób mistrzowski wplatanie hymnów
staroegipskich modlitw i przypowieści bardzo często prowadzi do tego, że gubią
one swój pogański sens i pozostają pod znakiem biblijnego wydźwięku. Być
może Prus chciał w taki sposób wykazać ukryty w podtekście monoteizm
religii wybranych — hymny mówią prawdę, ale tak przysłoniętą, aby nie mógł
zrozumieć jej prosty lud. Nie ważne jest co chciał powiedzieć, lecz co w efekcie powstało — zbieżność z pieśniami i sentencjami Biblii budzą w świadomości
uduchowionego czytelnika historyczno-religijne skojarzenia, przygotowują go,
jak hymny Sary, do tego, co powiedział tak jakby wbrew swej woli — niewyraźnie
uchwytnej dla rozumu idei wiodącej, mówiącej wprost duszy o prawach tego
szczególnego poczucia, o tajemnicach których, do pewnego stopnia, uświadomiła
nam filozofia Bergsona. W taki sposób w poszukiwaniu wyjścia gubimy się w labiryncie, w podziemiach twórczości, z jej nie dającymi się ominąć
zygzakami — dokładnie jak w powieści Prusa, gdy takiego wyjścia poszukiwał
następca tronu w labiryncie świątyń. Wielka świątynia pod Bi-Past, poświęcona bogini
Hator, poza symbolicznym obrazem pustyni (o czym niżej), zamyka w sobie również
labirynt poznania, poprzez doświadczenie i podniesienie do wyższego stanu kapłańskiego.
Las kolumn, pośród których błąka się Ramzes, niewidzialne ręce, jakie go
dotykają, aby wnieść weń strach boży — to wszystko jest jednocześnie i mistyką, i złudą. Poeta Prus w sposób mistrzowski przekazał mistykę, a pozytywista Prus ją zdemistyfikował jako przebiegłość i sztuczki kapłanów.
Aby potwierdzić przekonanie swe o kłamliwości niedostępnych nawet dla
arystokratów i faraonów tajemnicach kasty kapłanów, Prus prowadzi nas do
niewierzącego w nic Hirama, do świątyni fenicyjskiej bogini Astoreth.
Sztuczki fenicyjskich kapłanów, którzy w swym podobieństwie odkrywają
oszustwa egipskich, nie mogą wybić ze świadomości czytelnika tej wspaniałej
księżycowej nocy, w której rozbrzmiewa miłosna pieśń Greka Lykona. Liryka,
jaka wybucha ze słów tej pieśni mówi piękniej niż racjonalne demaskowanie
cudów — nie jest to skrajnie gorąca erotyka egipskiej liryki, lecz helleński
hymn miłosny i nawet późniejsze wspomnienie pustynnego wiatru nie powoduje
utraty tego poczucia. I właśnie tu, w całym wdzięku tych, podanych znowu w wolnym rytmie strof, kryje się coś mistycznego, jakiś dwusens, jakieś
niebezpieczeństwo — jak wąż, czyhający w kwiatach, z pierwszego hymnu
harficznego Sary — to czarujące spotkanie ze zgubnym sobowtórem księcia.
Jest to zanurzanie się w labiryncie zniszczenia,
do którego zawiedzie go naga a opleciona tylko złotą przepaską koło bioder
kapłanka Kama. Lekkomyślny sobowtór księcia, opanowany przez niskie żądze
pójdzie za nią, zarazi nią swą duszę i zabija swego sobowtóra rozumu i czynu Ramzesa. Jego śmierć jest samobójstwem — nadchodzi po błąkaniu się w labiryncie Złotego Cielca, tam, gdzie przechowywane są skarby Egiptu na klęski
losowe, a nie na pałacowe utarczki i walki pomiędzy kastami. Swą śmiercią
Ramzes oczyszcza się z nieczystego sobowtóra i staje się cierpiącym Ozyrysem,
bóstwem-męczennikiem, wskrzeszonym przez współczucie autora i czytelnika. Życie
księcia jest serią pomyłek a jego śmierć to święto poezji i oczyszczenia.
Nawet w przeciwieństwie do tytułu powieści — nie staje się on prawdziwym
Faraonem (nie zostaje ukoronowany przez kapłanów świątyni), a pozostaje
urzekającym, grzesznym, romantycznie nieprzewidywalnym i szlachetnym księciem
Ramzesem. Racjonalista Prus doprowadza go do zagłady, a poeta Prus go
wskrzesza.
1 2 3 4 5 Dalej..
« Culture (Published: 20-04-2007 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5350 |
|