|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Articles and essays Drugie i trzecie pierdnięcie Kasztanki [2] Author of this text: Zbysław Śmigielski
Pomyślcie: kto mógł wymyślić taką bzdurę, jak nie bolszewik? Zresztą,
czy widział ktoś ten plan, czytał ktoś te przemówienia? Jak nikt nie widział i nie czytał, to oczywista nieprawda! Wiadomo, w jakim celu wymyślona. Chodziło przecież o to, żeby nam opłacało się niby zostać na pół
wieku albo lepiej na zawsze ruską republiką. Że dzięki temu uratowaliśmy się
jako naród, że nie tylko mogliśmy zachować swój język i swoją flagę, ale
nas jeszcze przybyło — i to tyle milionów. Perfidia bolszewickiej
propagandy, bolszewickiego kłamstwa przechodzi wszelkie pojęcie. No, co prawda, to prawda, trochę nas przybyło w czasie tej drugiej
okupacji. Flagę mieliśmy i język. Ten język można było bezkarnie pokazać
ruskiemu sołdatowi, nie zdejmując przed nim czapki. Ale na przykład orzeł
musiał być bez korony. I dzieci w szkole musiały się uczyć ruskiego. O Katyniu zabronili mówić, tak samo zabronili po angielsku. A za dolary, na przykład, do kryminału wsadzali. Serio. Za złoto też. I za spekulację. Prawie jak pod Żelaznym Feliksem. Pomyśleć: za dolary i złoto
szło się do kryminału. Przecież to podstawa każdej gospodarki na świecie.
Tyle że u nas wtedy żadnej gospodarki nie było. Co najwyżej wymienna. Taka gospodarka bardzo się u nas przyjęła, bardzo się rozwinęła.
„Ty dla mnie to, ja dla ciebie tamto". Transakcje opierały się o bufet,
nie o parytet złota. No bo jak za złoto do ciupy wsadzali... Polak tak przywykł do tego opierania, że gdyby się o coś nie oparł,
na glebie cały czas by leżał. No co wy, nie dlatego, że wódka. Absolut-nie!
Czy nasze żytko kiepskie? Ale tu całkiem nie o to chodzi. Sprawa polega na
sojuszach. Sojusz to jest właśnie oparcie. Każdy wie, że zaraz po wojnie zostaliśmy bez oparcia. Przeciwnie, każdy
się nas wypierał. Co było robić? Oprzeć się na wrogu nikt nie miał
ochoty, prócz kolaborantów. A było ich, oj, było! Dopiero teraz się
okazuje, w jakim bagnie żyliśmy. Bo komunista wiadomo, napis miał na czole,
ale ci dysydenci to wszyscy teraz podejrzani. Wychodzi na to, że co drugi był
agent. Więc został nam ten bufet lub gleba, czyli grunt. A grunt to Maryja
Panna, w drugiej kolejności żytko i zdrowy głęboki sen. Pół wieku
przespaliśmy! Z tego snu obudzili nas w końcu ci dysydenci-agenci. Narozrabiali zdrowo.
Milicję nawet zdenerwowali i to ichnie ORMO. Zaczęło się pranie, rozróba,
nikt nie wiedział dobrze, o co właściwie chodzi. Jak ogłosili wojnę,
to każdy myślał, że Pietrzak występuje. Dopiero kiedy zagrali Chopina,
zrobiło się poważnie. Przy Chopinie zawsze tak jest. Potem usiedli przy stole jak za króla Artura i zaczęli pierwszą lekcję
liczenia. Cholera, jak to ciężko szło. Tak zaraz po obudzeniu, bez klina, w ogóle na czczo. Bo w sklepach nic nie było, nawet kwaśnego ogórka. I czkawka
nas męczyła. Jak zaczęli wyliczać, cośmy zrobili złego za tej republiki, aż się
straszno zrobiło. Na przykład, że w każdej chałupie zaświeciła żarówka.
Że najpodlejszy chłopek potrafił się podpisać, a jego synalek — zgroza — inżynierem został. Że rozwaloną stolicę żeśmy odbudowali. Gdyby nie
ta kapliczka imienia przeklętego Stalina. I te pociągi z szynką, idące na
wschód. Co wam będę wyliczał, nie spadliście z księżyca. Nasze polskie błędy
sami przecież znacie, na pewno lepiej ode mnie. Na przykład stocznie. Żeby tylko te dwie, w których Niemcy U-booty
budowali. Nam się zachciało sukcesy odnosić. Jakieś „Sołdki", dziesięciotysięczniki,
diabli wiedzą dla kogo. Dla jakiejś Korei, jeśli dobrze pamiętam. Po co nam
to było? Sprzedawać, sprzedawaliśmy, co prawda. Hossa była na statki.
Konstytucyjni przyjaciele nawet za darmo brali, nie mieli obciachu. Kartofle też
brali. Magnetofony nasze. Ale że brali mydło, to jednak przesada. Oni się
przecież nie myją! Za to stawiali nam huty, cholera, żywcem z Uralu
przeniesione. Ale na złość umieliśmy im robić, tylko stanowczo za mało. Kiedyś
taki pociąg z szynką tośmy do szyn przyspawali. Dobre, co? Na tej szynce pisało
„Farba chlorokauczukowa". Niby kto miał się na to nabrać, u nas kauczuk
nie rośnie! A jak się zezłościli, kiedy przeprosiliśmy Niemców! Między
kulturalnymi narodami to przecież norma. Na szczęście nikomu nie przyszło do
łba, żeby Rusów przepraszać. Za co, za Katyń?! Kiedy Jasio ma jedno jabłko i ja mam jedno jabłko, to ile mamy jabłek?
Jedno! Bo to drugie jest Jasia. Kiedy mu je zabiorę, ile będę miał?
Trzy, bo do tego dodatkowego nigdy się nie przyznam. A jeszcze mam
schowaną cebulę! Co tam Kasztanka. Ona zanim policzy, zeżre wpierw te jabłka i nawet
cebulę. Więc Kasztance zupełnie inne rachunki wychodzą. Jabłka to ona
liczy, ale dziesięciotysięczników nie. Znacie konia, który by liczył dziesięciotysięczniki? Wszystko musi mieć osobną ewidencję, ot co. W epoce, kiedy mieliśmy same sukcesy, co naród odczytywał prawidłowo
jako same wpadki, wtedy też tych dziesięciotysięczników nikt nie liczył.
Nie pisali o tym w gazetach. Bo prasa jak to prasa. Kiedy zabiją jednego, robi
się wielki szum, kiedy dwóch, jeszcze większy. Jak pięciu zabiją, to raban.
Ale warunek, że zabijają na raz. Jeżeli zabijają systematycznie, powiedzmy
jednego na tydzień, to nie jest żaden nius, to jest nuda. Te osobne ewidencje dla wszystkiego też nam się pomieszały. Wkurzać
nas w końcu zaczęły. Więc kiedy Polska doganiała Japonię, jasne się stało,
że należy je uporządkować. Te ewidencje. Reszty nie, reszta może zostać po
staremu. Tak się stało, że nie zdążyliśmy nikogo dogonić, bo znowu wybuchła
wolność. Z tymi wolnościami też straciliśmy rachubę. Nas nic, tylko ktoś
wyzwala. Na początku wyzwolili nas patrioci z Józefem Piłsudskim na czele.
Potem nie wiadomo kto. Oficjalnie było, że Ruskie. My jednak wiemy swoje:
owszem Ruskie, ale dzięki dostawom z Ameryki i naszej Armii Krajowej, którą potem pognali do łagrów. Czwórkami,
jak pisał jeden poeta. Pamiętacie ten milion rocznie? Właśnie, w tych łagrach zginęła masa
ludzi. Masa. Tak mniej więcej tygodniowa porcja z tego miliona. Niechby
dwutygodniowa. Trzecią taką porcję sami załatwiliśmy. A Niemcy to naród
kulturalny. A Rusy to dzicz. Co do tej ostatniej wolności, to jakoś aż głupio powiedzieć. Papież
jest w porządku, nasz człowiek i w ogóle święty. Ale ci, co mu pomagali, z nimi jest trochę kłopotu. Nie dość, że się okazali jakimiś oszołomami,
które to pojęcie czort wie, co oznacza, ale chcieli dobrze, tylko wyszło im
coś nie tak. Jak miało wyjść, też nikt nie wie. Poza tym, różnie ich nazywają. Najpierw były palanty, potem oszołomy,
pampersy, wykształciuchy w moherowych beretach. Co te berety mają do rzeczy? W berecie co trzeci Francuz chodzi i jakoś to nie przeszkadza. No i z tymi agentami kłopot. Nie można ich wszystkich na raz ujawnić i odsunąć od władzy, bo się może okazać, że nie ma kto nami rządzić.
Chociaż niektórzy wcale się tego nie boją, Polska stała nierządem dość długo i jakoś przestała. Zresztą powoli to ulega poprawie. Najlepszy dowód, że może znów
pozwolą po dupie dać gówniarzowi,
gdy do herbaty napluje. Złodzieja to może nawet zastrzelić pozwolą, kiedy się
włamie na chama do mieszkania i żonę ci zgwałci. O tej żonie napisałem po
to, żeby złodziej mógł się powołać na okoliczność łagodzącą, było
nie było, życie nowe począł. Więc idzie ku lepszemu. Te huty i te stocznie już nas przestały tak gnębić.
Połowa zamknięta, połowa sprzedana i spokój. Z tą ćwiercią poradzimy
sobie. Też zamkniemy, kiedy wyjadą ci, którym się marzą zarobki niby w Kolorado. Pozostaną u nas prawdziwi patrioci, od Maryi Dziewicy i obrony
przedmurza. I od tej szabli, co w hymnie. Bo prawdziwym patriotom wcale nie przeszkadza, kiedy Kasztanka pierdzi.
1 2
« Articles and essays (Published: 27-05-2007 )
Zbysław ŚmigielskiPowieściopisarz, nowelista, aforysta, najrzadziej poeta. Laureat konkursów i nagród literackich. Uznany za marynistę. Był kapitanem jachtowym, instruktorem żeglarstwa, nieco powłóczył się po morzach, co ma wpływ na twórczość. Zajmuje się propagowaniem spraw morza na spotkaniach autorskich, szczególnie z młodzieżą. Interesują go także inne sprawy: historia współczesna, problemy społeczne, konflikty moralne - to, czym żyjemy na codzień. Ostatnia książka: Sarmaty i scyty (2007). Zmarł w 2014. Private site Numer GG: 3401579
Number of texts in service: 22 Show other texts of this author Newest author's article: Nostalgia | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5385 |
|