|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Society »
Cywilizacja śmierci? Diabła tam! Prawo do śmierci! [1] Author of this text: Elżbieta Binswanger-Stefańska
Motto: Są sytuacje, kiedy śmierć może być większym dobrem niż życie.
Z
dwóch przyczyn należy człowieka chcącego dobrowolnie odebrać sobie życie
traktować z najwyższą powagą. Po pierwsze, bo może mieć naprawdę ważne
powody ku temu. Po drugie, bo jego powody mogą tylko jemu wydawać się naprawdę
ważne. W pierwszym przypadku człowiek musi mieć zagwarantowane prawo do śmierci. I do pomocy w jak najłagodniejszym odejściu z tego świata. W drugim pomoc z zewnątrz może uratować mu życie. W obu przypadkach zostawianie człowieka
samemu sobie jest nieludzkie. Od lutego 2007 roku w Szwajcarii do podstawowych
praw człowieka należy prawo do własnej śmierci. [ 1 ] Tym samym Szwajcaria,
która od 1942 roku tolerowała śmierć na życzenie — dotychczas prawnie
dozwolone było tak zwane „towarzyszenie samobójstwu" — uznała, że
człowiek należy do samego siebie. Nie do „pana w niebiesiech", nie
do jakiegoś innego, ziemskiego pana, ale do siebie samego. Człowiek jest sam
panem swojego losu. W
postępowych krajach świata prawo do eutanazji liberalizuje się. Niestety w Polsce bardzo nam daleko do takiego postawienia sprawy, nie znamy „ars bene
moriendi", sztuki dobrego umierania. Zamiast tego w prasie pojawiają się
straszące ludzi, pozbawione sensu informacje. Bo czyż można sobie coś
takiego wyobrazić:
-
Dzień dobry, mam na imię Elżunia, mam 14 lat i od tygodnia jestem nieszczęśliwie
zakochana. Chcę umrzeć! Kiedy mogę się zgłosić?
-
Rozumiem, niech spojrzę w grafik… jutro już nie ma wolnego terminu,
...pojutrze? I niech ci tatuś da dwa i pół tysiąca euro na pokrycie kosztów.
Kremację ciała i urnę wliczamy w cenę, pogrzeb we własnym zakresie...
-
Wow, super, do zobaczenia.
To
(fikcyjna, zaznaczam) rozmowa telefoniczna między pracownikiem szwajcarskiego
stowarzyszenia zajmującego się wspomaganiem samobójstwa na życzenie a
(rzekomą) nastolatką pragnącą śmierci...
Czytelniku
tych słów, tak z ręką na sercu, czy wyobrażasz sobie podobną sytuację?
Nie?! Ja też nie! A dziennik Rzeczpospolita najwyraźniej tak:
„Ludwig Minelli, założyciel
stowarzyszenia Dignitas, od 1998 roku pomaga umrzeć tym, którzy nie mogą dłużej
znieść życia. (...) Szwajcarskie prawo pozwala na wspomagane samobójstwo,
kiedy pacjent jest nieuleczalnie chory. 72-letni adwokat nie zawsze
przestrzega przepisów. Ze wspomaganego samobójstwa robi się szybko aktywna
eutanazja. Zamiast chorych i cierpiących uśmierca nieszczęśliwie zakochane
nastolatki, upośledzonych umysłowo, psychicznie chorych, pojedynczo lub w grupie. Rodzeństwa, pary małżeńskie, rodziców i dzieci."
Jest to fragment
obszernego reportażu pióra Aleksandry Rybińskiej pt. „Popsute życie
na śmietnik", który gazeta opublikowała jakiś czas temu. Już sam
tytuł dyskwalifikuje ten tekst, bo nie ma nic wspólnego z tym, czym zajmuje
się Dignitas — i druga szwajcarska organizacja Exit o podobnym profilu — o „ponad dziesięciu", wedle danych dziennikarki Rzeczpospolitej, nic
mi nie wiadomo — ale zaliczenie „nieszczęśliwie zakochanych
nastolatek" do rzekomych „klientek" Ludwiga Minellego pogrąża
nie tylko tekst i jego autorkę, lecz wszelkie media publikujące podobne
brednie. 31 marca 2007 roku fragmencik tego samego artykułu, właśnie z owymi „nieszczęśliwie zakochanymi nastolatkami", pojawił się
jako informacja PAP-u na stronie internetowej onet.pl. w dziale „Świat"
(już bez podania nazwiska autorki). Kursuje też w różnych innych pismach i na różnych stronach internetowych.
Podejrzewam, że
pojawienie się większych czy mniejszych fragmentów tego szczytu
dziennikarskiego kunsztu może mieć coś wspólnego z rozgorzałą ostatnio
dyskusją wokół głośnej sprawy Janusza Świtaja, sparaliżowanego po
wypadku motorowym od 14 lat mężczyzny z Jastrzębia Zdroju, proszącego władzę o pozwolenie na odłączenie go od respiratora dzięki któremu może żyć, w razie gdyby któreś z jego rodziców zmarło (czyli w nieokreślonej przyszłości).
Dyskusja o prawnie dozwolonej eutanazji („dobrej śmierci") w Polsce
toczy się, można powiedzieć, dwoma torami, oficjalnym, w duchu: „Bóg
jest panem życia i śmierci", i nieoficjalnym, z którego wynikałoby,
że jednak jakaś część polskiego społeczeństwa wcale tak nie uważa.
Ja też tak nie uważam. A konkretniej, zgadzam się z prawem szwajcarskim, że człowiek jest własnością
samego siebie i jeśli świadomie uzna, że jego życie się dopełniło lub
stało się z przyczyn takich jak ciężka terminalna choroba nie do
wytrzymania, to powinien mieć prawo do zdecydowania o swojej śmierci. Życie
jest przywilejem, a nie obowiązkiem. I jeśli człowiek może się znaleźć w takim położeniu, że naprawdę będzie chciał je zakończyć, to od tego
jest człowiekiem, żeby to sobie jak najbardziej komfortowo zorganizować. I żeby mu prawo — ustanowione przez niego samego — tego nie utrudniało. Oczywiście
są wśród nas ludzie, którzy są zdania, że prawo ustanowił Bóg. I Bóg z nimi. Niechże sobie tak myślą. Jednak ta część społeczeństwa, która
istnienie bogów zalicza do mitów, musi mieć prawo do własnego, ludzkiego
zdania. Nie może przecież być tak, żeby życiem człowieka zaliczającego
istnienie życia pozagrobowego pełnego bogów, duchów i wszystkich świętych w sferę irracjonalną zarządzali ludzie kierujący się właśnie takimi
irracjonalnymi kryteriami.
Innymi słowy mogę się
zgodzić z tym, że, dajmy na to, tubylcy z Nowej Gwinei uważający posilenie
się ciałem zmarłego krewnego za wzmacniające ich ducha mogą sobie tak uważać. I nie przeszkadzać w rytualnym posiłku, a wiedzę, że grozi im to chorobą
Creutzfeldta-Jakoba schować sobie do turystycznej torby. Ale gdyby mi przyszło
skosztować mojej zmarłej ciotki w tym samym celu, nawet bez groźby choroby
wściekłych krów, musiałabym stanowczo odmówić. Że przykład z innego końca
świata? Ale świetnie ilustruje irracjonalność różnorodnych wiar. A ja
wolę się trzymać tego, co sama dla siebie wiem najlepiej. Stanowczo
odmawiam racji ludziom wierzącym, że zarządzanie moim własnym życiem łącznie z jego zakończeniem wtrąci mnie na wieki w ogień piekielny. Niech sobie
sami na swoje konto tak myślą. Ale nie na moje!
A teraz wracając do
organizacji typu Dignitas. Wśród najbardziej postępowych narodów świata
zaczęto się zastanawiać nad tym, że jeżeli to nie Bóg ma w rękach
ludzkie życie, to w takim razie kto? To człowiek sam za siebie odpowiada i decyduje. Dlaczego więc nie ma decydować o tym, kiedy ma zakończyć swoje
życie? Szwajcarzy już ponad pół wieku temu zgodzili się co do tego, że
człowiek powinien mieć wolność wyboru. Jeśli chce się pożegnać z życiem,
to w końcu jego życie. I dostosowali prawo do wymogów życia. Z tym że łatwiej
powiedzieć niż zrobić. Samobójstwo domowymi sposobami to nie tylko
technicznie trudna do wykonania czynność, to żadna gwarancja. A przecież
tak jak zakupy, leczenie czy szkolnictwo, również i kwestię zakończenia życia
można by tak zorganizować, żeby odbywało się to w możliwie optymalny
sposób.
Jeżeli piszę o tym tak
beznamiętnie, to nie dlatego, żeby samobójstwo porównywać do zakupów,
takie banalne to też nie jest. Ale żeby sobie uświadomić, że nawet głupie
zakupy są doprawdy świetnie zorganizowane we współczesnym świecie,
natomiast w kwestii tak ważnej, zasadniczej, ba, ostatecznej, i bardzo
dramatycznej, jak pożegnanie się z życiem, człowiek zdany jest sam na
siebie. Nic dziwnego, że Szwajcarzy dążyli do tego, żeby dać sobie nie
tylko prawo do decydowania o własnej śmierci, ale skorzystać z możliwych
fizycznych i psychicznych udogodnień. Do fizycznych należy sposób możliwie
najmniej gwałtowny. Środki usypiające są zdecydowanie najłagodniejszą
formą odebrania sobie życia, najbardziej humanitarną. Natomiast psychicznie
ważne jest, żeby mieć do końca opiekę medyczną. A także żeby można było
mieć przy sobie swoich najbliższych. To przecież pożegnanie na zawsze.
Po wielu wielu debatach
ludzi z najprzeróżniejszych dziedzin, prawników, lekarzy, etyków, filozofów,
teologów, artystów, dziennikarzy itd. itp., po obwarowaniu prawem wszystkich
możliwych i niemożliwych luk, tak, żeby wykluczyć nadużycia, jak tylko się
da, w Szwajcarii powstała w roku 1982 organizacja Exit. Każdy szwajcarski
obywatel, a także cudzoziemiec mający status rezydenta, może z pomocy tej
organizacji skorzystać. 17 maja 1998 roku dołączyło do niej stowarzyszenie
Dignitas założone przez prawnika Ludwiga A. Minellego, byłego dziennikarza,
między innymi wieloletniego korespondenta tygodnika „Der Spiegel".
Dignitas jest, podobnie jak Exit — non profit, bezdochodowy, z tą różnicą,
że wspomaga nie tylko Szwajcarów, lecz także cudzoziemców. „Dignitas"
znaczy „godność". „Godnie żyć, godnie umrzeć", to hasło
organizacji. Jeżeli europejskie prawo zaczyna zgadzać się z tym, że człowiek
jest sam sobie panem, to może on sam zdecydować, gdzie i jak chce umrzeć,
jeśli w ogóle zdecyduje się na taki krok. Dlaczego więc nie w Szwajcarii, w godnych i do-godnych warunkach?
Nie należy jednak sądzić,
że jest to takie proste. Nie jest to czynna eutanazja, czyli podanie przez
lekarza środka usypiającego, każdy musi go sam, bez pomocy kogokolwiek, nie
tylko z własnej woli, ale też o własnych siłach wypić, ewentualnie
wprowadzić sobie sondą wprost do żołądka, albo wcisnąć tłok wbitej
przez pielęgniarza strzykawki. Asystowanie przy samobójstwie jest wyłącznie
bierne, wspomagające psychicznie. Całe zdarzenie nagrywane jest od początku
do końca na wideo. Do wglądu dla policji. Jednak przedtem należy być członkiem
organizacji. A także musi się mieć jednoznaczne orzeczenie swojego lekarza o stanie zdrowia. Chęć zakończenia życia nie może być spowodowana
chwilowym impulsem, to musi być uzasadnione, trwałe i świadome życzenie.
I, co oczywiste, w każdej chwili i do ostatniej chwili można się wycofać.
Każdy do samego końca ma absolutnie zagwarantowane prawo wyboru.
Poszanowanie wolnej woli człowieka jest bezwzględnym etycznym wymogiem obrońców
prawa do godnej śmierci takich jak Ludwig Minelli i pracownicy Dignitas.
Szacuje się, że z członków
organizacji Exit czy Dignitas około 70-80% nie korzysta z tej ostatniej
ostatecznej możliwości, prawa do zakończenia życia z własnej woli.
Wystarczy im świadomość, że mogliby skorzystać, gdyby naprawdę nie dało
się inaczej. Właśnie ta świadomość to prawdziwe dobrodziejstwo takich
organizacji. To właśnie o ten komfort chodzi. O wybór. Od powstania
Dignitas w roku 1998 do teraz, czyli w ciągu blisko 9 lat istnienia
organizacji, z „dobrej śmierci" skorzystało około 600 osób. A zatem około 77 osób rocznie. Czyli jedna, rzadziej dwie osoby tygodniowo,
choć w pierwszych latach istnienia organizacji było ich mniej, teraz jest więcej. W roku 2006 „dobrą śmierć" wybrało 195 osób, statystycznie 3 do
4 tygodniowo. Oczywiście nie wszyscy popierają ten sposób na pożegnanie się z życiem. Dignitas i Exit mają wielu zagorzałych przeciwników. Zwłaszcza
ludzie wierzący, zwłaszcza Kościół, a już najbardziej Kościół
katolicki przeciwny jest decyzji człowieka w kwestii, w której Bóg, jak dotąd,
miał gwarantowaną wyłączność („Podejmuję delikatną próbę zwrócenia
uwagi na to, że nasze życie nie należy do nas, tylko jest darem bożym" — Aleksandra Rybińska do założyciela Dignitas).
1 2 Dalej..
Footnotes: [ 1 ] Panorama -
sueddeutsche.de, 2 lutego 2007 « (Published: 27-05-2007 Last change: 23-01-2011)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5386 |
|