|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Reading room » Publishing novelties
Przekonywanie przekonanego (mała notka o wielkiej książce) Author of this text: Jacek Kozik
"Dojrzałość to wiara, że
życie ma tyle sensu i celu
i jest na tyle wspaniałe, na ile takim je uczynimy."
R. Dawkins, Bóg urojony
Ponad rok temu obejrzałem na
angielskim Channel 4 dwuodcinkowy film pt. The
Root of All Evil?, którego twórcą i narratorem był Richard Dawkins. Oglądając
ten film doznałem niewymownego uczucia ulgi. Od wczesnej młodości, bodajże
od dwunastego roku życia, ale teraz już dokładnie nie pamiętam, usilnie próbowałem
wyrwać się ze szponów religii katolickiej, początkowym bodźcem, był nie do
zniesienia fałsz, który niesie ona ze sobą. Próby te nieuchronnie wiązały
się z całą gamą wymuszeń by zepchnąć mnie z obranej drogi, ze strony
bardziej lub mniej bliskich mi osób. Z drugiej wielką pomocą był mi ojciec,
który z pewnym dystansem patrzył na ludzi w sutannach. Upór mój, jakkolwiek by to nie
brzmiało, brał się z elementarnego poczucia uczciwości, co w konsekwencji
skutkowało utratą przyjaciół, ranieniem kochanych osób i vice versa. Z biegiem lat nauczyłem się obcować z murem
niezrozumienia i zamiast ze zdumieniem, (co miało miejsce na początku)
przyjmować fakt istnienia wierzących, przyjmowałem fakt istnienia sobie
podobnych. Oczywiście, spotykałem niewierzących, ale motywy, które nimi
powodowały (wygodnictwo, chęć bogacenia się kosztem innych itp.) nie były
możliwe do zaakceptowania. Pamiętam, jak od czasów szkoły
średniej, z poczuciem ulgi poszukiwałem w tekstach a także w biografiach
wielkich pisarzy, poetów, artystów czy później filozofów, jakichkolwiek śladów
ich niewiary. Zawsze wydawało mi się, że ludzie mądrzy, ludzie myślący, a za takich uważałem twórców literatury, naukowców czy filozofów — nie mogą
wierzyć w to, co pod słowem „Bóg" rozumieją chrześcijanie. Do dziś
pamiętam, jak w 1971 przeczytałem książkę Egona Naganowskiego o Jamesie
Joyce pt. Telemach w labiryncie świata, w której to matka Joyce’a będąc na łożu śmierci błagała go, by się za
nią pomodlił, a on odmówił. To były chwile, które młodemu człowiekowi
dodawały sił w drodze przez życie. Oto uczciwość do końca — mówiło mi
moje licealne serce. Ponieważ od jakiegoś czasu nie
ma mnie w Polsce nie bardzo wiem, co tam się teraz dzieje. Czytam jednak
Racjonalistę i widzę, że chyba nie jest najlepiej. Kiedy więc w czerwcu
nadarzyła się okazja odwiedzenia ojczyzny skorzystałem z niej, by jednocześnie
zamówić Boga urojonego Dawkinsa. Po przyjeździe okazało się, że książka
czeka na mnie na poczcie. Od razu chciałem zabrać się do czytania, jednak
pobieżne przejrzenie spisu treści trochę ostudziło mój zapał. Rozdział
drugi: Hipoteza Boga, rozdział
trzeci: Dowody istnienia Boga… „O
nie" — pomyślałem. Znowu to samo. Wszak politeizm, monoteizm, sekularyzm — wszystko to wałkowałem od dawna. Również — myślałem naiwnie -
dowody na temat istnienia Boga wszystkie znam i wiem jak je obalił np. Kant,
zapewne, więc i tu nie znajdę nic nowego. Dalsze rozdziały, jak piąty: Korzenie
religii, czy szósty: Korzenie moralności z racji mojego zainteresowania tymi sprawami a nawet ułożenia swego czasu
programu dla gimnazjum pt. Korzenie
kultury europejskiej, na pierwszy rzut oka wydały mi się rozdziałami, w których nie spotkam zbyt wiele nowego. A jednak się myliłem. To, co
zawsze czułem zostało przez Dawkinsa uporządkowane i w świetle rozumu
bezlitośnie obnażone. Dawkins jest bezpardonowy w trafności stosowanych określeń i przywoływanych cytatów. Jak ten zwięzły argument przemawiający za teorią
Darwina. Jaki dowód mógłby obalić teorię ewolucji? J.B.S. Haldane, któremu
zadano to pytanie, odpowiada: „Skamieniałości królika w prekambrze"
(s.28). Autor omawianej książki zaskoczył mnie celnością spostrzeżeń, jak
to o „potrzebie" religii, którą uznał za uwłaczający ludzkiej godności
mit (s.32). Jednocześnie Dawkins nie jest pozbawiony ogromniej wrażliwości,
przywołany przez niego opis śmierci syna doktora Davida Ashtona chwyta za
serce (s.30). Co chwila można znaleźć coś i nie ma sensu przytaczanie fragmentów z prawie każdej strony tej fascynującej
książki. Na szczególną uwagę, moim zdaniem, zasługuje rozdział o tzw.
dowodzie z „osobistego doświadczenia", który szczególnie polecam
wszystkim znajdującym pociechę w głosach przyrody i własnego mózgu (sic!). Jakkolwiek przemawia do mnie
zdecydowana większość argumentów Dawkinsa to jednak pozwolę sobie na zwrócenie
uwagi na pewien szczegół dotyczący Zakładu Pascala (s.152). Oczywiście
zgadzam się z tym, że wiary nie można nikomu, w tym sobie samemu, narzucić
samym aktem woli, jednak wiara wspiera się przede wszystkim na ludzkim strachu i niepewności. A te w czasach Pascala były o wiele większe niż dzisiaj.
Przymus wierzenia wyniesiony z dzieciństwa, o wiele potężniejszy. Straszenie
piekłem i wieczną karą o wiele dosłowniejsze. Nie mówiąc już o presji społecznej.
To wszystko powodowało, że wątpliwości dotyczące Boga oparte tylko na własnym
rozumie były wątłe, a poczucie samotności przy uświadomieniu sobie ludzkiej
znikomości, mogło dodatkowo kierować w stronę praktykujących chrześcijan.
Niewierzący czy mówiąc łagodniej wątpiący w XVII wiecznej Europie musiał
mieć niezwykle mocny charakter, a najlepiej, żeby był jeszcze sławny z innych powodów. Wtedy miał jakieś szanse na uratowanie głowy. Pamiętajmy,
że był to czas, kiedy ciągle jeszcze palono ludzi na stosach. W rozdziale dotyczącym Nowego
Testamentu, Dawkins oddaje Jezusowi, że był on jednym z największych
etycznych myślicieli wszechczasów: "W Kazaniu
na Górze Jezus wyprzedził swoją epokę o całe wieki, a mówiąc 'nadstawcie
drugi policzek', powiedział coś,
co Ghandi i Martin Luter King uczynią dopiero dwa tysiące lat później."
Zapewne tak, powinniśmy jednak pamiętać, że nakazy zawarte w tym Kazaniu
są w większości nie na ludzką miarę, gdyż stawiają przed człowiekiem cały
szereg wymogów nie do spełnienia i gdyby traktować je dosłownie, to wszyscy
chodzilibyśmy już dawno ślepi, bez rąk itp. Coś, co nigdy nie będzie
zrealizowane nie powinno być celem, również nadstawianie drugiego policzka
nie przynosi chwały. O wiele lepsze jest o pięć wieków wcześniejsze
zalecenie Sokratesa, mówiące o tym, że lepiej jest krzywdę doznawać niż ją
zadawać. Co pokazuje, że moralny aspekt kultury europejskiej przyjął
akceptowany przez nas kierunek i bez Jezusa. Zważywszy późniejsze przykłady
pięknego sposobu na życie zawarte np. w Listach
moralnych do Lucyliusza Seneki czy Rozmyślaniach
Marka Aureliusza, by poprzestać tylko na paru przykładach filozofów z chrześcijaństwem
nie mających nic wspólnego. Co dała mi lektura Boga urojonego? Przede wszystkim ateiście żyjącemu w świecie wierzących,
poczucie wyjścia z izolacji. Dzięki cytatom z tzw. znanych ludzi, mogłem uświadomić
sobie, że wielu z nich myślało czy myśli podobnie. Cieszę się, że ktoś
wreszcie powiedział to jasno i wyraźnie. Życie najwyraźniej zdaje się
potwierdzać słowa Dawkinsa, że „...im wyższa inteligencja, im lepsze
wykształcenie, tym mniejsze prawdopodobieństwo posiadania jakichkolwiek 'przekonań
religijnych'" (s.151). Z kolei
historia ludzkości od czasów powstania chrześcijaństwa poucza nas, że Kościół
zawsze optował przeciwko nauce i na ile tylko mógł, wstrzymywał jej rozwój.
Gdy był silny represjonował uczonych, jeżeli tylko dochodzili do wniosków
niezgodnych z jego doktryną, a współcześnie "zaleca" i „zniechęca"
[ 1 ]
Kościół pragnie bezmyślnych i niedociekających, a przede wszystkim bojących
się żyć. Jednym słowem ma to, na co zasłużył. Szczególne odrażające są w tym kontekście — opisane przez Dawkinsa — metody postępowania Fundacji
Templetona. Poza tym nie miałem pojęcia,
że na świecie tyle jest książek ukazujących absurdy religii
monoteistycznych, bo na tych przede wszystkim skupia się autor. Wiele z tych
prac nie zostało przetłumaczonych na język polski. Mam nadzieję, że
zostanie to nadrobione. Szczególnie pouczający jest
zamykający rozdział książki zatytułowany Niezbędna
luka, a w nim podrozdział Czador nad
czadorami ukazujący, jak wyniki badań naukowych odbiegają od naszego
zdroworozsądkowego pojmowania świata. Nie bez kozery swego czasu Bertrand
Russell nazwał zdrowy rozsądek metafizyką dzikusów. Myślę, że tu tkwi cała
trudność w naszym pojmowaniu świata, jego początków oraz nadawania mu przez
nas sensu. Większość ludzi nie potrafi zdystansować się od zdrowego rozsądku
na rzecz przyjęcia wyjaśnień naukowych. Do nich ciągle jeszcze machają rękami
figurki Przenajświętszej Panienki i przemawiają boże głosy. Z tym nie da się
nic zrobić. To trzeba przyjąć z ogromną wyrozumiałością. Zgadzam się całkowicie z autorem „Boga urojonego": warto i należy przekonywać już przekonanych. Po
to, by dodawać im otuchy w tym nietolerancyjnym świecie wierzących, których
jest więcej i którzy są hałaśliwi. Nie dawno odwiedziłem Polskę i w Wiadomościach
programu pierwszego TVP usłyszałem (a może to były Fakty
TVN?), jak ksiądz w jednej z polskich wiosek zainstalował na wieży kościelnej
głośniki i w dni powszednie o godzinie 6:30 rano puszcza na całą wieś,
„Kiedy ranne wstają zorze", następnie inne pieśni religijne powtarza o 9:30, 13:30 i 18:00. W niedziele jest łaskawszy. Koncert zaczyna się o 8:30
„Pieśniami maryjnymi", które następnie powtarza jeszcze trzykrotnie.
Patrzyłem w ekran telewizora i przecierałem oczy. Czy to mi się śni? Czy ja
jestem w kretynolandii? Ps. W drodze na lotnisko kupiłem
„Przekrój" z 14 czerwca, bo zachęcił mnie do tego umieszczony na tytułowej
stronie zwiastun wywiadu z Dawkinsem. Po przeczytaniu go natknąłem się również
na recenzję z „Boga urojonego" autorstwa Magdaleny Słonecznej. Od razu
przyznam, czego najbardziej nie lubię u osób krytykujących innych:
deprecjonowania osiągnięć innych bez podania faktów za tym przemawiających.
Pani Słoneczna po pochwaleniu Dawkinsa za wątki oparte na biologii i ewolucji,
pisze: „Jednak jego wyprawy w stronę analiz sprzeczności, niedorzeczności i absurdalności biblijnych rażą niedokładnością, nieporadnością i naiwnością."
No cóż, ładnie tak sobie palnąć parę słów, a gdzie, choćby jeden przykład
na poparcie tej tezy? „Poza tym — kontynuuje pani Słoneczna — jeśli już
na początku rozsiekał Boga na kawałki maczetą Darwina, to po cóż przez
kolejne kilkaset stron miotać w jego i w jego wyznawców kolejne coraz bardziej
liche zatrute strzały, strzałki i szpileczki?" Przyjmując ton autorki
recenzji można by pomyśleć, że rzeczywiście w Polsce pierwsza połowa
czerwca obfitowała w temperatury 30 stopniowe i stąd zapewne, i udar, i złe
samopoczucie kazały nomen omen pani Słonecznej odreagować własne frustracje.
Footnotes: [ 1 ] Kiedyś oglądałem film dokumentalny o Stephenie Hawkingu, w którym
usłyszałem o spotkaniu naukowców z Janem Pawłem II, podczas którego
zniechęcał on ich do badania początków wszechświata. « Publishing novelties (Published: 07-07-2007 )
Jacek KozikUr. 1955. Ukończył studia na Wydziale Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Na łamach prasy zadebiutował blokiem wierszy w 1982, w „Przeglądzie Tygodniowym”. Swoje wiersze drukował także w „Tygodniku Kulturalnym”, „Miesięczniku Literackim”, „Literaturze” i „Poezji”. Jednocześnie jego poezje pojawiły się w drugim obiegu, w warszawskim „Wyzwaniu” i wrocławskiej „Obecności”. Zbiory wierszy: „Tego nie kupisz” (1986), „Matka noc” (1990), „Ślad po marzeniu” (1995). Jego słuchowiska i wiersze były emitowane także na antenie Polskiego Radia. Uczył w szkołach podstawowych i gimnazjum, dla którego ułożył program „Korzenie kultury europejskiej”. Uczył także w liceum etyki i filozofii. Jego artykuły ukazywały się w specjalistycznych periodykach „Edukacji Filozoficznej”, „Filozofii i Sztuce” oraz w „Filozofii w Szkole”. Mieszka w Nowym Jorku Biographical note Number of texts in service: 15 Show other texts of this author Newest author's article: Duszne niedouczenie | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5449 |
|