|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
»
Uwagi krytyczne o projekcie Konstytucji dla Europy [1] Author of this text: Jacobus Cornelis Houtappel
List do Angeli Merkel Publikacja mego listu z dnia 20 marca tego
roku, na temat niemieckiej inicjatywy, ażeby tchnąć nowe życie w Konstytucję
Europejską, jest okazją do uzupełnienia go pewnym
wnioskiem. Dostałem odpowiedź z datą 13 kwietnia od Nikola Gilhoff, z Bundeskanzleramt, w imieniu
kanclerza Dr Angeli Merkel. Pisze, że dziękuje za moje zalecenia, które będą
uwzględniać przy dalszych rozważaniach w celu wypracowania planu, który Niemieckie Przewodnictwo UE
chciało przedstawić na szczycie w czerwcu. Nie wiem o ile szczyt Rady Europejskiej na końcu niemieckiej kadencji odbył się według tego
planu, ale wydaje mi się, że wysunęło się więcej pytań niż odpowiedzi. Nawet
premierzy i ministrowie maja kłopoty, aby nam wyjaśniać na co się właściwie
zdecydowano. Gazety piszą o „traktacie" i jednocześnie o „nowym
traktacie", jakby chodziło teraz o coś pomiędzy jednym i drugim, o czym Rada
Europejska w kadencji Portugalii nas będzie dalej informować. Więc, czy
udało się tchnąć nowe życie w pogrzebaną Konstytucję? Trudno powiedzieć w tej chwili.
Co do moich zaleceń, które starałem się sformułować w skrócie, należy wnioskować,
że na razie nie myśli się o tym, żeby nowy koncept przygotować w gronie Komisji i Parlamentu, zamiast w gronie Rządów. Tym niemniej ciekawym jest możliwość
zapoznania się z taką sugestią. Przyznaję jednak, że na razie też nie wygląda
na to, że
Parlament Europejski jest przygotowany na podobne zadanie. Czytałem na przykład w „Rzeczpospolitej" z 19 kwietnia 2007, że pan Jo Leinen, niemiecki
eurodeputowany, przewodniczący Komisji Konstytucyjnej
Parlamentu Europejskiego, wprost bagatelizował propozycje polskiego rządu o odmiennym systemie glosowania („system pierwiastkowy"), twierdząc, że
to tylko jakiś prestiżowy polski wymysł, i że w rzeczywistości rzadko
dochodzić będzie do ostrego glosowania. To jeszcze nie jest poważne rozważanie. Owszem, tu
chodzi o glosowanie w Radach a nie o głosowanie w Parlamencie, ale sprawa
dotyczy jednak całej struktury Konstytucji, i Parlament musiałby się tym głębiej
zainteresować, jeżeli miałby się zajmować konceptem „nowego traktatu". Oprócz
poglądu w sprawie europejskiego parlamentaryzmu, mój list zawiera pewne ostrzeżenie
przed absolutyzmem militarnego bezpieczeństwa, który wyłowiłem w obecnym tekście Konstytucji. Przede wszystkim zawiera jednak moje zastrzeżenia
językowe, w sprawie prawnego „jezyka Europy". Oto tekst listu. DO PRZEWODNICZĄCEJ RADY EUROPEJSKIEJ, PANI ANGELI MERKEL
list od obywatela Europy
(narodowość holenderska) z okazji pięćdziesiątej rocznicy Wspólnoty
Europejskiej przypadającej na 25 marca 2007
Warszawa,
20 marca 2007
Szanowna Pani
Przewodnicząca,
Po rozpoczęciu urzędowania
jako nowa przewodnicząca Rady Europejskiej od 1 stycznia 2007, napisała Pani
list do współczłonków Rady, aby — jak prasa podawała -
tchnąć w Europejską Konstytucję nowe życie.
Społeczeństwo francuskie uśmierciło Konstytucję swoim „non" w referendum. Społeczeństwo holenderskie swoim „nee" pogrzebało ja, jak
pisało się w roku 2005. Teraz rząd niemiecki chce ją znowu ożywić, donoszą
gazety dziś. Ale nie jesteśmy cudotwórcami! ostrzegł już ostrożnie
minister spraw zagranicznych w Pani rządzie, pan Steinmeier.
Dla mnie, i ludzi myślących podobnie, głosujących na „nie" dla
Konstytucji, taki cud jest w ogóle niepotrzebny. Pani inicjatywa zaniepokoiłaby
nas nawet mocno, gdybyśmy i tak nie byli już pewni, że obecny tekst
Konstytucji nie ma żadnej szansy ożywienia. Tej śmierci należy oddać honor w postaci nowego i lepszego konceptu.
W czerwcu 2007 przekaże Pani
swój urząd nowemu przewodniczącemu. Minie wtedy cztery laty od momentu, gdy
pewny elegancki i entuzjastyczny Francuz, pan Valéry Giscard d'Estaing, przedłożył
Greckiemu przewodniczącemu Rady części I i II Konstytucji, z dwiema preambułami i klasycznym greckim Motto, podobnie jak niegdyś ustawodawca Solon przedstawił
prawo starożytnym Ateńczykom. W lipcu 2003 następowały części III i IV,
przedkładane w międzyczasie Włoskiemu Przewodniczącemu Rady Europejskiej.
Te wydarzenia stały się początkiem szczególnej politycznej próby dla rządów
państw członkowskich, które, po wewnętrznej naradzie na Konferencji
Przedstawicieli Rządów w październiku 2004 roku, podpisały w Rzymie Traktat
o — tu i ówdzie zmienionym — „ostatecznym" tekście — prawdopodobnie nie
zupełnie bez wątpliwości o realnych szansach na ratyfikację we wszystkich państwach
członkowskich.
Pod warunkiem, że sprawa zostanie należycie przedstawiona narodowi przez ich
rządy i partie polityczne — jak podkreślił to wielki Montesquieu
d'Estaing — referenda na pewno potwierdzą, iż członkowie Konwentu
Europejskiego „przygotowali tę Konstytucję w imieniu obywatelek i obywateli
oraz państw Europy", co z góry zakładała podpisana preambuła do
Konstytucji.
To on pokierował sprawę najpierw od Konwentu do Rady Europejskiej, później,
we wrześniu 2003 roku przedstawił koncept Parlamentowi Europejskiemu i Komisji, podając go jednak jedynie do wiadomości a przy tym grożąc, że
ktokolwiek odważyłby się krytykować to optymalne i skończone już dzieło
Konwentu lub chociażby proponować jakieś zmiany, będzie odpowiedzialny za
niepowodzenie integracji Europejskiej. Do rządów w Radzie oświadczył, że
coś tak historycznie nowego dla Europy, jak ta Konstytucja, musi zostać
ocenione przez wszystkich jej obywateli bezpośrednio.
W ten sposób prowadził swój projekt. Widocznie nie miał zaufania do
zasady "demokracji przedstawicielskiej" (art. 46) i w tym szczególnym wypadku do przedstawicielstwa nie chciał
obywateli dopuścić. Wszystko odbyło się bardzo elegancko i jednocześnie
bardzo demagogicznie.
Lata 2004 i 2005 to lata wzajemnych oczekiwań: które z państw członkowskich
powinno jako pierwsze wejść na arenę, które Państwo mogło jak najszybciej
przepchnąć przez swój Parlament i zwalić problem na głowę następnego rządu, a które z państw może chwilowo przesunąć tę niebezpieczną materię na
przyszłość. Referenda w Hiszpanii, we Francji i w Holandii były zorganizowane
jak igrzyska. Jeden populista, podpierany kłamstwem tekstu Konstytucji (patrz
art. 1), mówiącym że ta Konstytucja ustanawia
Unię Europejską — jakby istnienie Unii dotychczas było tylko czymś
tymczasowym — twierdził, że wszyscy, którzy chcą mieć Unię też muszą
chcieć tej Konstytucji. Inny populista wyjaśniał swojej publiczności, że
trzeba głosować na „nie", żeby zapobiec przystąpieniu Turcji do Unii,
lub żeby obalić obecny rząd we własnym państwie.
Sprawa poszła źle. Potem nastąpiła cisza, zwana „impasem". Teraz,
pod Pani kierownictwem, Rada Europejska ma sformułować jakąś deklaracje
dotyczącą przyszłości tego, we Francji i w Holandii i tak już odrzuconego,
projektu Konstytucji.
Sześć lat temu, na sesji 14/15 grudnia w 2001 r w Laeken, Rada Europejska
stwierdziła, iż Unia Europejska znajduje się w krytycznym punkcie swego
rozwoju i w związku z tym Rada zwołała Konwent Europejski, aby to towarzystwo
wyraziło swoje zalecenia w tej sytuacji. A przecież w ciągu tych sześciu lat
Unia funkcjonowała bez Konstytucji dla Europy. Hiszpanie obawiali się jeszcze
swego czasu wprawdzie, że ich „no" w referendum mogło oznaczać koniec
Unii, lub co najmniej koniec członkostwa Hiszpanii. Jeśli jednak teraz spytałoby
się Polaków o ich „tak" czy „nie" na temat Konstytucji, to oni już
wiedzą, iż istnienie Unii nie zależy od przyjęcia tej Konstytucji. Mogą bez
obaw głosować na „nie", jeżeli z jakichkolwiek powodów ta Konstytucja im
się nie podoba. Myślę, że ewentualne referendum w Polsce byłoby wykorzystane,
podobnie jak we Francji i w Holandii, głównie jako pole bitwy dla narodowych
sporów i że Polacy wysuwaliby przy tej okazji do Unii swoje życzenia, które
nie miałyby bezpośredniego związku z redakcją tej Konstytucji.
A przecież w międzyczasie organy Unii żyły i żyją — bez Konstytucji -
poprzez swoje działanie na rzecz zjednoczonej Europy. „Bruksela" miesza się
wszędzie. Problemy Europy omawia się i tak już w ramach Unii i rozwiązuję
się je po kolei.
Obecnie Rada Europejska może śmiało powiedzieć, iż praktyka Unii, licząc
od sesji w Laeken w grudniu 2001, rozwijała się zadawalająco. Dokonało się
przewidziane przystąpienie nowych członków. Tym bardziej nasuwa się pytanie,
co zrobić teraz z tą nieszczęsną Konstytucją — częściowo ratyfikowaną, częściowo
nie — Konstytucją pana Giscard d'Estaing i jego współczłonków Konwentu
Europejskiego. My, Holendrzy, już powiedzieliśmy „nee". Polacy
powiedzieliby dzisiaj prawdopodobnie też „nie".
Dalej iść tą drogą oznaczałoby jedynie powiększanie szkód.
Prawidłowa decyzja w tym wypadku to nowy początek. Ten tak zwany impas po
referendum we Francji i w Holandii nie powinien być jednak rozumiany jako
strata czasu, jak uważają ci, których pochopne pomysły zostały przez ten
impas udaremnione. Był to czas do namysłu. Czy ta sprytnie skonstruowana
politycznie Konstytucja może zadziałać? Pewien Anglik zauważył od razu:
„it won't fly". I rzeczywiście: konstrukcja zawiodła. Bo w ogóle nie
miała prawa się wznieść.
Jest szczególnie ważne, żeby spojrzeć prawdzie w oczy i równocześnie
nie tracić odwagi do nowych i lepszych prób. I w tym widzę Pani zadanie, Pani
Merkel.
Mam nadzieję, że Rada dokona jednak jakiegoś cudu; mianowicie że Europa
odzyska swój krytyczny umysł. Trzeba doceniać Giscarda jako wielkiego
bohatera bitwy przegranej z rozumem. Ironią jest, że akurat ten sam Valery
Giscard d'Estaing potrafił przechytrzyć swoich chrześcijańsko-demokratycznych
oponentów, którzy domagali się włączenia do konstytucji odwołania się do
tradycji chrześcijańskiej, podczas gdy on umocował cywilizację europejską w humanizmie, a ów humanizm oparł na zasadach równości, wolności i respektu
dla rozumu. „Respect de la raison" nazywało się to w tekście autorskim. W „ostatecznym" tekście jednak „respekt dla rozumu" został podstępnie
zastąpiony „demokracją" i „państwem prawa". Muza rozumu, de la Raison,
der Vernunft, została wygnana! Ale Muza się zemściła!
Przecież „demokracja " i "państwo prawa" bez rozumu robią jedynie
rzeczy nierozumne. Tego historia ludzkości już wiele razy dowiodła.
Europa i Ameryka zrobiły po 11 września 2001 roku sporo rzeczy
nierozumnych. Teraz można oglądać tego skutki. Pokolenie politycznych przywódców
po 11 września 2001 przegrało w zakresie ich wygłoszonego priorytetu, tj.
walki z terroryzmem, a ponadto zamiast pokoju i prawa przyniosło jedynie wojny
domowe i Quantanamy. W obliczu prawa międzynarodowego i praw człowieka to
pokolenie spowodowało jedynie zamieszanie i wzbudziło pogardę.
1 2 3 Dalej..
« (Published: 15-07-2007 )
Jacobus Cornelis HoutappelUr. 1938 w Amsterdamie. Po ukończeniu gimnazjum, studiów prawa i slawistyki w Utrechcie był przez wiele lat adwokatem i docentem na wydziale prawa cywilnego uniwersytetu w Lejdzie, gdzie wykładał postępowanie cywilne. Jest autorem wielu publikacji prawniczych, w zakresie (niderlandzkiego) prawa cywilnego i procesowego. Jego praca habilitacyjna (Amsterdam, 1996) dotyczy teorii pieniędzy i roszczen pieniężnych. Żonaty z Polką, ojciec dwójki dzieci. Jest tłumaczem polsko–niderlandzkim. Po osiągnięciu wieku emerytalnego (2003) przebywa często w Polsce i zajmuje sie m.in. studiami lingwistycznymi jezykow europejskich i przygotowaniem do publikacji swoich rozwazań na tematy związane z krytycznym porównaniem kultur europejskich, w dziedzinie polityki i prawa, z punktu widzenia przekonanego pacifisty. Number of texts in service: 2 Show other texts of this author Latest author's article: Wojna i pokój | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5459 |
|