|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Articles and essays Siódmy wariant normalności albo pamiętnik idioty Author of this text: Zbysław Śmigielski
Fragmenty
Siódmy wariant normalności, czyli pamiętnik idioty
to tytuł nowej książki Zbysława Śmigielskiego, która, by użyć nieco
staroświeckiego określenia, jest właśnie na warsztacie pisarza. Poniżej
publikujemy kilka fragmentów przygotowywanej powieści. Zbysław Śmigielski
pisze, że: „Zapewne
nie będzie powieścią w rozumieniu klasycznym." Czym będzie? Chwilowo możemy zapoznać się z kilkoma krótkimi fragmentami.
Przepraszam, która to RP?Tak się teraz porobiło, że o RP trzeba pytać jak o godzinę. I podobnie, otrzyma się różne, zawsze niedokładne
odpowiedzi. Zastanawiająca byłaby pewna analogia: typek pytany o godzinę
czasem odpowiada, że nie ma zegarka. A czego nie ma ten, kto pytany o RP też
odpowie, że nie wie, która? Zdaje się, że czegoś nam wszystkim brakuje. To jest tak, kiedy mali ludzie chcą robić wielkie rzeczy. Wróć. Kiedy
mali ludzie zabierają się za wielkie rzeczy. Załóżmy, jakiś pijak
pomajstrował przy ratuszowym zegarze. Pijak potrafi, choć ten zegar i ratusz są
od niego większe. Więc potrafił, że zegar wydzwania złą godzinę. Wtedy już
nikt w całym mieście nie odpowie z pewnością, która to godzina. Nawet, gdy
dojdą do wniosku, że ratuszowy zwariował. I nikt, niestety, nie pójdzie tego
pijaka wyganiać. Nawet trzeźwy policjant pomyśli, że przestawienie zegara może
prezydent nakazał. A najgorsze jest to, że już się nikt nie śmieje. Żyjemy w dziwnym
kraju, kraju dziwnych atrofii. Wszystko u nas zanika, jak rozum u głupola.
Zanikła komuna, potem solidarność. Zanikła cenzura i słusznie, bo
nikt już nie pisze wywrotowych tekstów. Nikt już się nie śmieje, zanikł
humor w narodzie. Nie ma dowcipów politycznych, o teściowej pozostały te wymyślone
przed wojną. Którą wojną? Głupie pytanie! Zanikły pisma satyryczne. „Szpilki", „Karuzela",
„Przekrój" też spoważniał. Nawet „Wyborcza" nie drukuje
kawałów, bodaj obrazkowych. Fedorowicz i Pietrzak powtarzają przedwojenne
numery. Politycy także, tylko im wojna się myli. Humor zastąpiono wygłupem. Ludzie, to nie to samo! Jednego nie braknie. Wódki. Absolut — nie. Nie ma prawa. Wódka się
rozrasta. Tyle teraz gatunków, że gdyby próbować po łyku, pewna śmierć z przepicia. Chociaż, to Polakowi nie grozi. Z przejedzenia — tak, z przepicia -
nigdy. Polacy umierali z przejedzenia także w chudych latach, z przepicia — nie. Od wygłupów też umierali. Od humoru nie. Już napisałem, że humoru
nie ma. Czego jeszcze nie ma? „Nie ma jutra bez komputra" — taki szyld w Jędrzejowie. Komputry wiedzą coraz więcej, ludzie coraz mniej. Gdyby polityków
podkształcić nieco w używaniu języka polskiego, mniej by się kłócili.
Po prostu wiedzieliby, co i o czym mówią. Ale do kogo, dalej by nie wiedzieli. Nie ma czasopism
kulturalnych. Ani jednego. Atrofia absolutna. Zjazd literatów uświetnia
dygnitarz, którego miesięczna pensja (pensja, nie zarobek) jest wyższa od budżetu
całej organizacji. Kultura jest towarem, co znaczy: ile pieniędzy, tyle
kultury. Dygnitarz bardziej był kulturalny niż cały zjazd literatów. Musi, co pijany przestawił ten zegar. Albo prezydent nakazał.
Prawo i lewo Od czego jest prawo? Prawo jest od tego, by nie skręcać na lewo. Wyłącznie
od tego. Skręcać na lewo nie wolno, ale „skręcać na lewo" można, a nawet wskazane. Zwykłe skręcanie na lewo to cecha komuchów, postkomuchów i całej tej swołoczy. „Skręcanie na lewo" to cecha ludzi zaradnych,
których prawo popiera. Jeszcze od tego jest prawo, by karać z całą
surowością, nawet z całym pośpiechem. Więcej nic mi do głowy nie
przychodzi. To znaczy przychodzi, ale boję się pisać. Kiedyś prawo było także od tego, by coś gwarantować, zapewnić coś
ludziom. By mogli żyć uczciwie i bogobojnie. Co to znaczy? Prawdę mówiąc,
nie wiem. Określenia „uczciwe życie" już nawet najstarszy komputer
nie pamięta. Pozostanę więc przy zwykłym życiu bez przymiotników, które to życie
jest w prawie zapewnione. Prawie zapewnione, bo przecież prawo niczego nie
zapewnia prócz kary. Nasze prawo to jest rodzaj kolczastego drutu, w dodatku
pod napięciem. Cel jednego i drugiego jest ten sam: zabraniać. Zabraniać i karać. Broń Boże cokolwiek zapewniać. Od zapewniania jest minister
sprawiedliwości, a przecież to nie to samo. Prawo zabrania aborcji, czyli spędzania płodu. Ale temu płodowi niczego
nie zapewnia. No, becikowe, żeby śmieszniej było. Żeby jeszcze śmieszniej,
dodaje dodatek do czegoś, w takiej wysokości, aby kot za to nie przeżył.
Nic więcej do głowy mi nie przychodzi. Większość dzieci rodzi się w normalnych rodzinach, rodzi się bez
szczególnych wad. Tata i mama pracują, opiekują się i tak dalej, nie zwracając
uwagi na pisane prawo, zajmuje ich raczej prawo natury. A mniejszość? Kiedy tata pije, a mama bez roboty? Kiedy ów płód niespędzony
rodzi się z wadą serca, niedowładem nóg, brakami na umyśle? Zostaje
becikowe i ten, cholera, dodatek. Wiadomo, że poza brzuchem matki prawo
przestaje działać. To z jednej strony szczęśliwie, bo któż wie, co by wymyślili.
Humanitaryzm, fałszywy jak wszystko co ludzkie, ze wszech miar popiera mutacje,
ale selekcji zabrania. Każdy wie, że brak selekcji w fabryce prowadzi do
produkcji bubli. Nas już podobno nie stać na utrzymanie zwykłych emerytów. Prawo zabrania też eutanazji. Tu sprawa jest nieco bardziej
skomplikowana, choć generalnie też prosta. Rzecz w arbitralnej nieufności
prawa. Prawo zakłada, że na aborcję decyduje się matka ot, z lekkim sercem,
tak sobie. Na skrócenie cierpień też decydują się ludzie stanowczo zbyt pośpiesznie.
Należy więc wkroczyć z całą surowością. Prawo nie wierzy w moralność
zainteresowanych. Wkracza. Bo też jest zainteresowane. Nie, nie ochroną życia. Prawo jako takie to bardzo abstrakcyjny abstrakt. Za prawem stoją ludzie,
jak zwykle kryjąc interesy. Tak przyzwoitość wymaga, żeby zgorszenia nie było.
Należy odgadnąć, kto jaki ma interes. Po odgadnięciu, rzecz jasna, zapodać
do prokuratury. Samo życie, niestety. Mieć interes to przestępstwo, nie mieć interesu
to głupota. Każdy normalny ma interes, ale dobrze schowany. Żeby zgorszenia
nie było. Nie będę was pouczał o tym, czego nie wiem. To znaczy wiem, ale... Kto
rżnie głupa Dlaczego ludzie nie rozumieją tego, co rozumieją? O kimś takim na moim
podwórku mówiło się kiedyś, że rżnie głupa. Chociaż w życiu coś
takiego bywa dowodem wielkiego rozumu, jednak na podwórku za takie nie uchodziło.
Bo na podwórku każdy rozumiał, że głupa rżnie się z kogoś, nie z siebie. Na tym polega mądrość rżnięcia głupa. Kiedy minister powiada publicznie, że oszwabił go podwładny, którego
minister może w każdej chwili na zbitą twarz wyrzucić, ale nie wyrzuca — to
minister rżnie głupa. Kiedy sędzia powiada, że prokurator podsunął mu nieprawdziwe dane, które
ten sędzia ma zakichany obowiązek weryfikować — to sędzia rżnie głupa. Kiedy szwagier nie będący szwagierką powiada, że szwagierkę wprowadził
ktoś w błąd — on także rżnie głupa. Dowcip na tym polega, że należy odróżniać małe podwórko od dużego
podwórka. Różnica jest taka, że na małym podwórku głupa może rżnąć każdy — uda się albo nie. Natomiast na dużym podwórku stanowi to przywilej właściwy
elicie. Rzecz w tym, że kiedy na dużym podwórku rżnie głupa ktoś z elity -
zawsze się to udaje. Nie, żeby naprawdę się udawało. Elicie z dużego podwórka
po prostu musi się udawać, bo na dużym podwórku każdy udaje, że się daje
nabrać. Wyjątek jest tylko jeden — Jasiu Śmietana. Czasami też typek, co się
podpisuje „buhaha". Reszta jakby nie rozumie tego, co rozumie. To bardzo swoiste rżnięcie głupa.
Ale ono się objawia najwyżej darciem gęby, wypisywaniem czegoś takiego, co właśnie
ja wypisuję, ale gdy co do czego, zaraz udajemy, że daliśmy się nabrać. Że
wszystko w porządku. I elicie, rzecz jasna, znowu się udaje. Elicie udaje się
zawsze. W tym sęk. Zastanawiam się, czy nie dlatego w głębi naszych duszyczek
podziwiamy elitę, sami byśmy chcieli do tej elity należeć. Inaczej mówiąc,
też byśmy chcieli oficjalnie rżnąć głupa. Bo póki co, nie wolno nam
naruszać przywilejów elity. Byle chłopak z podwórka nawet nie spróbuje rżnąć
głupa, powiedzmy, w urzędzie skarbowym albo — strach pomyśleć — na
komisariacie. To by się bardzo źle skończyło. My możemy rżnąć głupa
wobec samych siebie i czynimy to z dużym upodobaniem. Jasne! Potrzebujemy
wprawy, wprawa robi mistrza. Ci duzi chłopcy, elita, nawet nas do tego zachęcają,
oczywiście. Po to, żebyśmy się przyzwyczaili. Wtedy im także łatwiej. Na przykład sąsiad, znany nam jak zły szeląg, podpadł gdzieś tam
policji, która nas pyta o niego. Czy myśmy coś słyszeli, widzieli albo co.
Nie, nigdy w życiu. Sąsiad? Taki porządny człowiek! Stoimy na przystanku, na którym ktoś bije kobietę. Widzimy coś? Nieee,
akurat patrzymy na kwiatki w klombiku. Tak samo, gdy ze sklepu ucieka,
powiedzmy, złodziej. Czy ktoś widział złodzieja? Akurat znowu te kwiatki były
pod okiem. Spróbowałby ktoś widzieć coś albo słyszeć. Wymęczą jak psa gończego.
Zeznania, wizje lokalne, występowanie za świadka, lepiej nie wyliczać. Zresztą,
co to daje? Zeznasz na kogoś, on to zapamięta. Kiedy go wypuszczą, najczęściej
od razu — no, wszystko jasne. Więc my odróżniamy duże i małe podwórko. Zaś swoją drogą, rżnąć głupa — to wielka przyjemność.
« Articles and essays (Published: 15-07-2007 Last change: 16-07-2007)
Zbysław ŚmigielskiPowieściopisarz, nowelista, aforysta, najrzadziej poeta. Laureat konkursów i nagród literackich. Uznany za marynistę. Był kapitanem jachtowym, instruktorem żeglarstwa, nieco powłóczył się po morzach, co ma wpływ na twórczość. Zajmuje się propagowaniem spraw morza na spotkaniach autorskich, szczególnie z młodzieżą. Interesują go także inne sprawy: historia współczesna, problemy społeczne, konflikty moralne - to, czym żyjemy na codzień. Ostatnia książka: Sarmaty i scyty (2007). Zmarł w 2014. Private site Numer GG: 3401579
Number of texts in service: 22 Show other texts of this author Newest author's article: Nostalgia | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5462 |
|