|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
O wartościach chrześcijańskich [1] Author of this text: Zdzisław Cackowski
(Kilka refleksji)
Każdy określony system wartości zawiera w sobie dwie składowe,
dwa rodzaje wartości: uniwersalne i partykularne. Z tym wszakże, że wartości
uniwersalne nigdy i nigdzie nie reprezentują uniwersalności absolutnej.
Składowe uniwersalne każdego systemu wartości mogą być w tym systemie i jego środkami przedstawiane w sposób adekwatny lub
nieadekwatny. Adekwatne ujmowanie wartości uniwersalnych w ramach danego
systemu wartości miałoby miejsce wówczas, gdyby żadna wartość uniwersalna
nie była w nim/przezeń instrumentalizowana na jego partykularny użytek i żadna
wartość partykularna nie byłaby (także w imię partykularnego interesu)
uniwersalizowana. Żaden rzeczywisty system wartości nie spełnia całkowicie
tego — raczej moralnego — postulatu; różnią się one od siebie nie tyle
stopniem jego realizacji, ile stopniem odchodzenia (oddalenia) odeń, stopniem
naruszania go.
Nieadekwatne ujmowanie wartości uniwersalnych w danym
systemie wartości może mieć dwie formy. Pierwsza z nich polega na
partykularyzowaniu tego, co uniwersalne. Można by to też nazwać
partykularnym zawłaszczaniem wartości uniwersalnych. Druga postać
nieadekwatności polega — w przeciwieństwie do pierwszej — na nieuprawnionej
uniwersalizacji tego, co partykularne. Rozpatrzmy bliżej ten
problem.
Partykularyzacja uniwersalnego. Nie ulega dla mnie wątpliwości,
że niesienie pomocy człowiekowi cierpiącemu jest wartością i cnotą
uniwersalną, zaś stawianie na tym działaniu stempla jakiegokolwiek określonego
światopoglądu czy wyznania jest ograniczaniem (partykularyzacją) tej
uniwersalności.
Niesienie pomocy ludziom cierpiącym i gotowość jej
niesienia podoba się każdemu dobremu bogu: takie działanie i taka postawa
jest wartością i cnotą każdego humanistycznego systemu wartości. Wiązanie
zatem takiego działania i kryjącej się za nim postawy z imieniem jakiegoś
określonego boga, jakiegoś określonego systemu wartości oznacza odtrącanie
innych bogów i innych systemów wartości, które w tym względzie mają takie
same moralne uprawnienia.
Nie chodzi tu tylko o abstrakcje. Nie chodzi o odtrącanie
„cudzych bogów" na rzecz Boga własnego, o deprecjonowanie innych
doktryn (światopoglądów, wyznań) i wyróżnianie jednego (naszego).
Rzecz podstawowa polega na tym, że taka partykularyzacją wartości i postaw w sposób oczywisty uniwersalnych oznacza tworzenie barier między ludźmi
tam, gdzie ich nie ma i nie powinno być, tam, gdzie faktycznie działają
czynniki uniwersalnego zespalania i łączenia się ludzi.
Nie ma moralnie (a chyba i religijnie) wznioślejszego działania,
niż działanie na rzecz poszerzania (aż do granic globalnych) wspólnoty
ludzkiej; nie ma też działania bardziej moralnie nagannego, niż dzielenie
ludzi w obszarach ich rzeczywistej wspólnoty. Szyderczą karykaturę pokracznej
partykularyzacji wartości powszechnych (w tym przypadku wartości przyziemnej,
użytkowej) zawarł J. Tuwim w słynnym przedwojennym jeszcze ogłoszeniu:
„Sprzedam portki, tylko chrześcijaninowi!".
Teoretyczną (niestety, tylko teoretyczną) ofertą rozwiązania
tej sprawy jest program etyki niezależnej, niezależnej od światopoglądu i wyznania, tylko wychowanie oparte o tego rodzaju program pozwalałoby unikać
światopoglądowej (w tym wyznaniowej) partykularyzacji wartości i postaw w sposób oczywisty uniwersalnych, unikać dzielenia ludzi tam, gdzie okoliczności
życia ich ze sobą łączą.
Z kolei uniwersalizacja partykularności, nieuprawniona
rzeczowo i moralnie uniwersalizacja, ma miejsce wtedy, gdy wartość moją/naszą
przedstawia się (lub, co gorsza, narzuca się) jako wartość wszystkich: co
dobre dla proletariatu, to dobre dla wszystkich; co dobre dla partii, to dobre
dla wszystkich; co dobre dla Kościoła, to dobre dla wszystkich; co dobre z punktu widzenia chrześcijańskiego czy katolickiego, to dobre z każdego
punktu widzenia...
Słowem, co dobre dla części, to dobre dla całości.
Oczywiście, ta część jest wtedy traktowana jako część lepsza, zdrowsza:
pars sanius.
Rzecz jest zwykle skomplikowana, bowiem ta uniwersalizacja
partykularności nigdy bodaj nie jest całkiem bezpodstawna; ona jest
bezpodstawna tylko jako uniwersalizacja totalna danego — partykularnego -
systemu wartości. W związku z tym, tej uniwersalistycznej uzurpacji nie można
po prostu ani całkowicie zaakceptować (bo jest uzurpacją właśnie!), ani
też całkowicie jej odrzucić, bo w jakiejś mierze jest uprawniona. Trzeba ją,
każdego typu uniwersalistyczną uzurpację, powściągać!
Dzieje stosunków społecznych i dzieje kultury ludzkiej to
dzieje takich właśnie uzurpacji, z których każda po pewnym czasie upada, ustępując
miejsca kolejnej.
Nie ulega wątpliwości, że w chrześcijańskim systemie
wartości są wartości uniwersalne, a zatem oferta chrześcijańskiej
uniwersalności nie jest całkiem bezpodstawna. Ale, z drugiej strony, chrześcijaństwo
jest też obciążone partykularnością, której świadomość powinna
owocować powściągiem, skromnością, rozwagą, bowiem w niewątpliwej partykularności
innych wyznań i postaw światopoglądowych (islam, judaizm, humanizm,
ateizm,...) też tkwią wartości uniwersalne.
Rzecznicy wartości chrześcijańskich niekiedy powiadają,
że przecież doniosłość oferowanych przez nich wartości nie wynika z ich
religijnej formy, ale z tego, że faktycznie są one uniwersalne moralnie, że są
maksymalnie szeroką i otwartą zasadą zespalania, a nie dzielenia ludzi.
Jest to, jak już wyżej pisałem, najwznioślejsze kryterium oceny systemów
aksjologicznych.
To prawda, że Bóg jest wszędzie. Ale prawdą jest, że
Diabeł także jest wszędzie. W chrześcijaństwie jest przykazanie miłości
bliźniego (Bóg), ale też Inkwizycja (niewątpliwie Diabeł); w marksizmie
szukają (i bodaj odnajdują jakieś ślady) Boga teologowie wyzwolenia, ale
przecież wyszło z niego diabelskie szydło w postaci Stalina. Tak: zarówno Bóg,
jak i Szatan są wszędzie.
Paradoksalny obraz tej dramatycznej rzeczywistości daje
relacja między chrześcijaństwem (czyli chrześcijańską uniwersalnością) a chrześcijaństwem katolickim (które stanowi chrześcijańską partykularność),
uzurpującym sobie nader często prawo do pełnego i wyłącznego
reprezentowania uniwersalności chrześcijańskiej.
Kościół katolicki nie jest wyjątkiem; w jego działaniu
także jest obecny zarówno Bóg, jak i Diabeł. Tu już aż się boję mówić
wyłącznie od siebie. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że w systemie wartości
Kościoła katolickiego jest bardzo wiele uniwersalnych wartości chrześcijańskich,
że jest w tym systemie także wiele poza- i ponadwyznaniowych wartości
uniwersalnych, po prostu uniwersalnych wartości ludzkich. To jest to, co można
nazwać obecnością Boga w katolicyzmie. A teraz moje bluźnierstwo, czyli
teza o obecności Diabła w rzeczywistości Kościoła katolickiego. Myślę, że
dla chrześcijanina i katolika tę obecność diabelską w Kościele katolickim
najdobitniej określa znany uczony francuski i bardzo zaangażowany w sprawy Kościoła
katolik (!), Jean Delumeau, gdy mówi o postępowaniu Kościoła, które
powodowało dechrystianizację Francji (i chyba nie tylko Francji): rygoryzm
obowiązkowej spowiedzi, zwłaszcza po Soborze Trydenckim, obraz strasznego
piekła przeznaczonego bodaj dla wszystkich ('niewielu wybranych'), obraz strasznego
Boga.
Nie mogę nie zauważyć, że okoliczności, które wymienia
Delumeau jako przyczyny dechrystianizacji są śmieszne w porównaniu z wielowiekowym uczestnictwem Kościoła w panowaniu nad światem i korzystaniu z płynących stąd przywilejów.
Tak więc, jeśli nie kwestionuję negatywnego znaczenia dla
chrześcijaństwa tych czynników, które wymienia Delumeau, to przecież mają
się one do rzeczywistych źródeł dechrystianizacji tak, jak się miał spór
o "Filioque" do rzeczywistych przyczyn Schizmy Wschodniej.
Otóż konieczność wielkiej reformy systemu chrześcijańskich
wartości, konieczność nowej — jak mówi Delumeau — chrześcijańskiej
antropologii jest rzeczą oczywistą. Natomiast mniej oczywista jest możliwość
takiej nowej chrześcijańskiej antropologii. Struktura bowiem doktryny
katolickiej zdołała się w ciągu wieków tak spetryfikować, że jej
reformowalność musi budzić zasadnicze wątpliwości. I oto mamy
problem: gdy chrześcijański system wartości, w tym (a nawet przede wszystkim)
jego katolicka postać, stoi wobec konieczności wielkiej, zasadniczej reformy i wobec problemu reformowalności (czyli wobec problemu dalszego swojego istnienia), w pewnych krajach (w tym w Polsce) pojawiają się skłonności do narzucania
go w postaci systemu wartości prawnych, prawnie wymaganych. Może to normalne,
może to jest dodatkowy przejaw kryzysu tych wartości?
Każda wartość może być respektowana w części jako wartość
wymuszona, w części zaś jako wartość niewymuszona (czyli moralna).
Wartość ma charakter wymuszony wtedy i o tyle, gdy i o ile
społeczne poszanowanie dla niej wymuszane jest środkami względem niej zewnętrznymi. O ile więc jakaś wartość jest szanowana pod presją opinii publicznej („Co
ludzie powiedzą!"), o tyle jest ona wartością obyczajową; o ile jest
respektowana ze względu na wymóg Boski („Bój się Boga!"), o tyle
jest ona wartością religijną; o ile jej respektowanie zależy od groźby
prawnej („Nie rób tego, bo zostaniesz ukarany więzieniem!"), o tyle
jest to wartość prawna.
Gdy natomiast, i o ile, jakaś wartość jest respektowana
bez względu na jakąkolwiek sankcję zewnętrzną (obyczajową, religijną
czy prawną), wtedy i o tyle jest ona wartością moralną.
Wszyscy stróżowie wartości powinniby dążyć do
minimalizowania własnego trudu w strzeżeniu wartości ludzkiego życia.
Sytuacją optymalną, wręcz idealną, byłaby taka, przy której wszystkie
wartości byłyby szanowane jako moralne, to znaczy bez nadzoru zewnętrznego i bez zewnętrznych sankcji. Prowadziłoby to do opustoszenia więzień,
likwidacji służb więziennych, sądowych i policyjnych. Wtedy też Pana Boga
nie trzeba by było ciągle zatrudniać jako groźnego policjanta i potencjalnego prokuratora. Wtedy też ludzie stanu kapłańskiego mogliby
rzadziej przywoływać imię Pana Boga swego „na daremno".
Nie ma co nawet marzyć o spełnieniu się tego idealnego
stanu rzeczy. Należało by jednak czynić wszystko, aby strefa moralna naszego
sytemu wartości rozrastała się, zaś obszary obyczaju (obszar wartości
zastrzeżonych przez opinię społeczną), prawa (obszar strzeżony przez
policjanta) i religii (obszar wartości strzeżonych przez Pana Boga, traktowanego
jako Policjanta) ulegały ograniczeniu, kurczyły się.
1 2 Dalej..
« (Published: 21-07-2007 )
Zdzisław CackowskiProfesor; jeden z najwybitniejszych polskich filozofów; polem jego szczególnych zainteresowań jest filozofia człowieka; wykłada w Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie; autor kilkudziesięciu książek; ostatnio wydał tom zatytuowany Człowiek i świat człowieka. Warstwy ludzkiego ciała, szeroko omawiany na łamach "Res Humana". Number of texts in service: 7 Show other texts of this author Latest author's article: Po wizycie Benedykta XVI w Polsce | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5465 |
|