|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Dlaczego nie wpisałem się na listę ateistów Author of this text: Stanisław Hałewer
Czym, moim zdaniem, jest
stworzenie Listy ateistów w kraju, w którym większość (choć nie tak
znaczna jak oficjalnie deklarowana) obywateli jest wierząca? Jest, po prostu,
potwierdzeniem faktu, że stanowimy niewielką część społeczeństwa, w którym
żyjemy. Nie od tego końca należy zacząć. Ateizm jest wynikiem
przemyśleń opartych na rozumowaniu — racji, a nie punktem wyjścia, od którego
to rozumowanie się zaczyna.
Czy
jestem ateistą? Tak, jestem, bo nie zostałem przekonany o istnieniu Boga.
Jestem również aastrologiem, bo nie wierzę w wróżenie z gwiazd. Jestem, także
a.., bo nie wierzę… w wiele innych rzeczy i spraw. Ważne jest to kim jestem.
Wiadomo, skoro uczestniczę w działalności portalu „Racjonalista" -
JESTEM RACJONALISTĄ. I wynika z tego wszystko inne, zarówno to kim jestem, jak i to kim nie jestem. Podkreślanie, niejako w momencie przedstawiania się, kim
się nie jest (bo stwierdzenie: „jestem ateistą", to właśnie określenie
kim się nie jest), zamiast tego kim się jest, w znacznym stopniu ogranicza
samookreślenie się, nie zawiera ono, bowiem najistotniejszych informacji o nas
samych.
W środowisku, w którym
większość stanowią osoby wierzące (mogą to być typowe „mohery",
przedstawiciele „inteligencji katolickiej", osoby innych wyznań, ale również
ludzie skłaniający się ku teizmowi), stwierdzenie na wstępie: „jestem
ateistą", oznacza ni mniej, ni więcej: „nie mam z wami nic wspólnego,
nigdy w żadnej dziedzinie nie dojdziemy do jakiegokolwiek porozumienia, dyskusję z wami uważam za stratę czasu, bo różnimy się na poziomie
aksjomatycznym". Straty, wynikające z takiego podejścia, są wielorakiego
rodzaju. Po pierwsze: w dyskusjach światopoglądowych może nam zostać
przypisany ateizm wynikający z motywów innych niż racjonalne. Po drugie
ograniczamy, a właściwie eliminujemy możliwości przekonania innych do
naszego światopoglądu. I po trzecie, z góry eliminujemy sojusznika w różnych
sprawach, które chcielibyśmy przeprowadzić, a w których kwestia wiary, lub
niewiary nie ma podstawowego znaczenia. Poniżej postaram się rozwinąć
przedstawioną myśl.
Często słyszymy
zarzut, że reżimy komunistyczne, Stalina czy Pol Pota, były programowo
ateistyczne, w związku z czym przypisuje się nam komunistyczne korzenie. Takie
postawienie sprawy zmusza ateistę do defensywy, musi on dopiero tłumaczyć, że
jego ateizm wynika z zasadniczo innych przesłanek, przede wszystkim rozumowych.
Słyszy wówczas, że komunizm też określał się jako „naukowy". Można
oczywiście starać się wykazać, że podstawy ustrojów totalitarnych niewiele mają wspólnego z nauką i rozumem, ale sprowadza to dyskusję na zupełnie
inne tory. Jeżeli, natomiast punktem wyjścia uczynimy nasz racjonalizm, sprawa
ma się zupełnie inaczej.
Można łatwo udowodnić,
że w państwach totalitarnych prześladowaniu podlegali zarówno ludzie wyznający
niepaństwową religię jak i broniący poglądów naukowych nie aprobowanych
przez państwo. Postaram się przypomnieć kilka zapomnianych już spraw z lat
50. Program nauki w szkole średniej zawierał bardzo wiele pseudonaukowych
prawd, podawanych do wierzenia, prowadzenie racjonalnej dyskusji, czy powoływanie
się na uznane autorytety było bardzo trudne. Dla przykładu wymienię: teorie
Łysenki i odrzucenie genetyki Mendla, „postępową" interpretację teorii
względności, potępienie cybernetyki. O naukach społecznych i historii nie
wspominam. (Zainteresowanych idiotyzmami nauki radzieckiej z lat 50 odsyłam do
„Krótkiego słownika filozoficznego" [ 1 ], będącego obecnie białym
krukiem). Ówczesne młode pokolenie jednak, jak każde młode pokolenie, było
oczywiście przekorne i dociekliwe. Korzystając z pomocy wielu światłych i uczciwych nauczycieli, młodym ludziom, z pewnym trudem, udawało się odrzucać
zasady oficjalnej nauki i dochodzić prawdy. Niejako przy okazji, do tych
odrzuconych zasad dołączył się również oficjalny ateizm. Powtarzam, ateizm
importowany, niemający z racjonalizmem nic wspólnego. Tak więc polski, młody
zbuntowany maturzysta połowy lat 50. czuł się dumny z tego, ze wbrew
oficjalnym władzom szkolnym nie dał się otumanić nauką radziecką i importowanym ze Związku Radzieckiego ateizmem. A zamiast tego, samodzielnie i wbrew władzom, zdobył prawdziwą, a nie propagandową wiedzę, jak również
wiarę. Myślę, że tu należy szukać fenomenu polskiej inteligencji
katolickiej.
Wspomniałem wyżej o prześladowaniu w ZSRR wyznawców niepaństwowych religii.
O tym, że komunizm w Rosji był de facto państwową religią i jak każda religia z rozumem niewiele miał wspólnego, napisano
wiele [ 2 ]. Ciekawe jest jednak, jak zachowania
ludzi, będących „wyznawcami" komunizmu przypominają zachowania wyznawców
innych religii. Oto kilka moich osobistych obserwacji.
Wiele
kościołów w Związku Radzieckim przerobiono na „Muzea religii i ateizmu".
Miały to być w założeniu placówki oświatowe szerzące wiedzę w miejscach
gdzie niegdyś propagowano ciemnotę. Poziom tych „muzeów" był jednak
bardzo niski, mało kto je odwiedzał z wyjątkiem obowiązkowych wycieczek
szkolnych. Zwiedzałem kiedyś takie muzeum we Lwowie. Obok mnie stanął jakiś
człowiek w czapce na głowie. Młoda nauczycielka, oprowadzająca wycieczkę,
kazała mu zdjąć czapkę. Człowiek ten bardzo się zdziwił dlaczego ma zdjąć
czapkę, mnie też zaciekawiło jak nauczycielka uzasadni swoje żądanie.
Sprawa była prosta i oczywista — w kościele, na honorowym miejscu, wisiał
portret Lenina, przed którym nie godzi się być w czapce… Lenin, gdyby nie
rozpad ZSRR, byłby chyba uznany za boga. Tylko w PRL transparenty skromnie głosiły,
że to idee Lenina są wiecznie żywe. W ZSRR nie owijano w bawełnę, głoszono:
„Lenin wiecznie żywy".
Tak więc eksponując swój
racjonalizm, a nie ateizm, jesteśmy w stanie podjąć dyskusję, w której nie
musimy się tłumaczyć z naszej rzekomej asocjacji z Pol Potem i Stalinem.
Jeśli ktoś podejmuje
ze mną dyskusję, umawiam się na wstępie, że po pierwsze, akceptuję wyłącznie
argumenty rozumowe. Zastrzegam, że jeśli mój adwersarz użyje innego typu
argumentu („to trzeba czuć sercem" albo „to jest wielka tajemnica wiary i naszym ziemskim rozumem…"), uznam, że przegrał przez dyskwalifikację.
Drugim, równie ważnym choć znacznie trudniejszym, warunkiem uczciwej dyskusji
jest zobowiązanie się każdej ze stron, iż zakłada możliwość
uznania argumentów przeciwnika i przyjęcia jego stanowiska. W tym przypadku
nie możemy już mówić o przegranej, bo przekonanie kogoś argumentami
rozumowymi oznacza zwycięstwo obu stron. W związku z tym, skoro uznajemy, że
nie ma sensu dyskutować z kimś kto mówi: „Gadaj co chcesz, ale ja się
swojej wiary i tak nie wyrzeknę"; to również nie możemy rozpoczynać
dyskusji od stwierdzenia: „Jestem ateistą". Gdyż znaczy to mniej więcej
tyle samo, tylko że w drugą stronę.
Uważam, że w obecnej,
niebywale zagmatwanej sytuacji w Polsce, rzeczą pierwszorzędnej wagi jest
solidarność wszystkich ludzi kierujących się rozumem.
Wspomniałem wyżej o genezie „polskiej inteligencji katolickiej". Powtórzę to jeszcze raz, są
to ludzie, którzy kierując się rozumem odrzucili nieracjonalne dogmaty
pseudonauki komunistycznej, a kierując się emocjami odrzucili oficjalny i prymitywny ateizm państwowy.
Myślę, że jako
racjonaliści mamy z nimi dużo wspólnego, jako ateiści — nic.
Footnotes: [ 1 ] Krótki słownik filozoficzny, pod redakcją M. Rozentala i P.
Judina, Książka i Wiedza,
Warszawa 1955, s. 756. « (Published: 06-10-2007 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5571 |
|