|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Culture »
Katolickie korzenie liberum veto Author of this text: Wojciech Rudny
Od samego początku
swego istnienia Kościół walczył z potęgą państwa w imieniu rozdziału
tzw. władzy duchowej (kościelna) i świeckiej (państwowa), autonomii i „naturalnej wolności" jednostki. Dzięki sprytnemu manewrowi rozszczepienia
władzy na wyższą — duchową (Kościół), i niższą — materialną, świecką
(władza państwowa — cesarstwo), Kościół przejął pełną kontrolę nad
podległym mu społeczeństwem, nie wyłączając nawet samego cesarza. Przedtem
pełnia władzy skupiała się w jednym ręku; cesarz był jednocześnie najwyższym
kapłanem — pontifex maximus. W taki oto sposób doszło do uformowania podwalin pod
panowanie instytucji, zorganizowanej na wzór państwa rzymskiego, kiedy to
duchowieństwo przypisało sobie prawo buntu przeciwko „niemoralnej władzy świeckiej",
używając do tego celu potężnej broni kościelnej — ekskomuniki i klątwy.
Swojej walce z państwem Kościół nadał wzniosłe, ideologiczne uzasadnienie i zabarwienie — obrona osoby ludzkiej, jej godności i wolności przed
ingerencją władzy państwowej (omnipotencja państwa). Całe właściwie średniowiecze
to okres zmagania się i walki Kościoła z państwem, kiedy to szala zwycięstwa
przeważała bądź na jedną, bądź na drugą stronę (na naszych ziemiach pełne
zwycięstwo Kościoła w walce z państwem obrazuje dramatyczny konflikt króla
Bolesława Śmiałego-Szczodrego z biskupem Stanisławem i religijny kult
zbuntowanego „biskupa zdrajcy"). Wedle
katolickiej doktryny, jednostka ludzka jest nie tylko podstawą rzeczywistości i jest bardziej pierwotna aniżeli społeczeństwo, ale ma zdecydowane pierwszeństwo
przed społeczeństwem (sic!). Uważany za największego spośród katolickich
filozofów, „doktor anielski", św. Tomasz z Akwinu, podobnie jak wcześniej
św. Augustyn, wyraźnie eksponował znaczenie osoby ludzkiej w życiu społecznym,
które podlegało — w jego ujęciu — współdziałaniu wielu osób, zmierzających
do osiągnięcia wspólnego i najwyższego dobra (wedle katolickiej doktryny -
życia w przyszłym świecie i zbawienia wiecznego z pomocą jedynie skutecznego
instrumentu, tj. Kościoła powszechnego, czyli katolickiego). Idea ta jest
stale obecna w myśleniu i działaniu Kościoła, ale teoretyczną formułę
uzyskała dopiero w XIX i XX wieku (tzw. katolicki personalizm społeczny).
[ 1 ] Bardzo wyraźnie
ideę personalistyczną wyraził papież Pius XI, mocno zaniepokojony niemieckim
totalizmem państwowym. W encyklice "Mit brennender Sorge" pisał: "Człowiek
jako osoba posiada prawa dane mu przez Boga, przeto muszą one być strzeżone
przed wszystkimi atakami ze strony społeczeństwa, które by chciało im
zaprzeczyć, zniszczyć je lub je zlekceważyć". Cała polityczna działalność
wewnątrzpaństwowa oraz międzynarodowa, jak mówi Jan Paweł II: "w
ostatecznej analizie — jest <z człowieka>, <przez człowieka> i <dla człowieka>. Jeśli działalność ta odrywa się od tej
fundamentalnej zależności i od tej fundamentalnej celowości, jeśli staje się
poniekąd celem sama w sobie, traci także właściwą sobie rację bytu. Co więcej,
może stać się nawet źródłem swoistej alienacji. Może stać się obca człowiekowi,
może popaść w antynomię z samym człowiekiem.
Idea kultu
wolności i godności człowieka wyizolowanego ze społeczeństwa — w imię
obrony przed tym właśnie społeczeństwem — jest ideą stricte katolicką. W Polsce przybrała ona swoistą postać w tzw. liberum veto
[ 2 ]
(obrona praw i prerogatyw wolnego szlachcica przed zakusami większości
„narodu szlacheckiego"). Dlaczego jednak do dziś nie próbujemy doszukać
się duchowych korzeni tej prawdziwie zabobonnej wiary szlachty polskiej w konieczność istnienia owej, zgubnej przecież dla państwa i społeczeństwa
polskiego, instytucji? Naszym zdaniem, jest to zadanie fundamentalne, gdyż
pozwoliłoby wreszcie zdjąć czapkę-niewidkę z prawdziwego sprawcy tylu
polskich nieszczęść.
Powiedzmy sobie jasno i bez ogródek: ślepa wiara liberum
veto narodziła się u nas tylko i wyłącznie pod wpływem wartości
katolickich — jedynego systemu światopoglądowego, jaki wpływał na życie
duchowe narodu polskiego (w owym czasie w prawach politycznych ograniczonego do
jednej tylko warstwy — szlacheckiej) po ostatecznym upadku reformacji w Polsce. Słusznie zauważa Jan Stachniuk: „jak każdy system światopoglądowy,
katolicyzm, a wraz z nim i to co nazywamy <polską kulturą>, jest
wycelowany na jakiś wielki cel. Jest nim wyhodowanie <ideału człowieka>.
(...) Coraz powszechniej określa się ten ideał <personalizmem>, jako że
chodzi tu o idealny typ osobowości ludzkiej na ziemi, o personę, o duszę
jednostki. Skoro zbawienie duszy jest celem jedynie ważnym, skoro <jednego
potrzeba>, cały wysiłek doczesny winien
być w tym kierunku skoncentrowany. Możemy więc mówić o <personalizmie> jako najistotniejszej właściwości współczesnego
katolicyzmu. Ogarniając życie duchowe i materialne narodu od wewnątrz, będzie
je spychał na tory personalizmu, na szlak kultury personalistycznej.
Personalizm leży u fundamentów
polskości. Wynika wprost z zasady indywidualizmu wegetacyjnego, będącego
trzonem naszej ideologii grupy" ("Dzieje bez dziejów", Warszawa
1939, s. 84-85). W tym samym
duchu Jan St. Bystroń przyznaje, że "znamienną cechą pobożności
polskiej jest jej personalność. (...) Brak tu wielkich koncepcji
abstrakcyjnych, nie ma tu dociekań filozoficznych nad istotą bóstwa". To,
jak i inne „katolickie cechy narodowe" Polaków, nie uległo zmianie od czasów
zwycięskiego pochodu kontrreformacji na naszych ziemiach — od Hozjusza i Skargi. A i uśmiech przywodzi dziś na usta uwaga Sebastiana Klonowica,
który stwierdził ponad czterysta lat temu, że "Polak z przyrodzenia ma
ustawiczną chciwość do pielgrzymowania", bo czy był na przykład
kiedykolwiek wcześniej tak rozmiłowany w pielgrzymowaniu biskup na stolcu
Piotrowym, jak Karol Wojtyła? Jakże i w tym kontekście widoczna jest
ta polska „jednostajność usposobień", na którą zwrócił uwagę
historyk, ks. Walerian Kalinka. Polak-katolik wciąż ten sam, od setek
lat niezmienny! Wracając do personalizmu, spróbujmy odpowiedzieć na
pytanie, co jest jego celem nadrzędnym? Niewątpliwie jest to ideologia wolności
jednostki, wolność jednak swoiście, bo po katolicku, pojmowanej. Jest to
wolność dwojako rozumiana: jako wewnętrzna — od grzechu i pokus tego świata,
oraz zewnętrzna — od „pogaństwa" i „barbarzyństwa" z jednej, czy
„ateizmu", „libertynizmu" lub innego „bezbożnictwa" z drugiej
strony. Pierwszy rodzaj wolności osiągnąć możemy wciąż powtarzając,
że wszystko to vanitas
vanitatem et omnia vanitas („marność nad marnościami i wszystko
marność") i memento mori („pamiętaj, że umrzesz"). Drugi -
odgradzając się grubym murem, godnym prawdziwego „przedchmurza chrześcijaństwa",
od obcych, niekatolickich wpływów. Sarmacką megalomanię oraz ekskluzywizm
katolicki (podobny temu duch unosi się i dziś na falach Radia Maryja: -
tylko my jedyni prawdziwi Polacy, jedyne polskie media), pojmiemy
dopiero wówczas, kiedy zrozumiemy, czym były tak naprawdę podszyte. Nikt inny, jak
cytowany już autor "Dziejów bez dziejów", tak dogłębnie nie wyjaśnił
na naszym, polskim gruncie istoty personalizmu. "Gdy w jakimś środowisku
trudno jest coś zorganizować — twierdzi
Stachniuk — gdy każda praca zbiorowa, akcja społeczna, napotyka na wysoki
współczynnik oporów, gdy łatwo jest o rozproszenie sił i chaos, znak to
nieomylny, że normy personalizmu są mocno ufundowane w pragnieniach masy społecznej.
Inaczej mówiąc: bezwład, zastój, marazm, chaotyczność poczynań, tzw.
<brak organizacji> — nie są jakimiś przypadkowymi <wadami> lub
<błędami>, lecz wyrazem stopnia spełnienia się założeń
personalizmu. Im bliższy jest ideał, wyższy stopień realizacji jego
zasad, tym większy zastój, niezdolność do zespołowej pracy lub akcji, tym
większy kwietyzm" (Jan Stachniuk, "Wspakultura",
Warszawa 1948, s. 37) [ 3 ].
Zdaniem Stachniuka, personalizm unicestwia kulturę, afirmując w jej wytworach
tylko to, co może być użyte jako środek do jego utrwalenia. Szukając dziś
rzeczywistych przyczyn degradacji i upadku narodu polskiego, nie powinniśmy ani
na chwilę unikać dyskusji — także drażliwych i obrazoburczych — na temat
światopoglądowe. Nie powinniśmy zapominać, jakie wartości legły u podstaw
„jednostajnego" światopoglądu i charakteru przeciętnego Polaka-katolika.
Wielki wielbiciel katolickiego personalizmu, znany zwłaszcza w kręgach
narodowo-katolickich, profesor Feliks Koneczny pisał w artykule „Rodowód
monizmu prawniczego": „etyka cywilizacji łacińskiej, tj. etyka
katolicka nie leży bynajmniej na linii równoległej z omnipotencją państwa.
(...) Etyka naszej cywilizacji zmierza i zmierzać musi ku samorządowi, ażeby
państwo było oparte na społeczeństwie. (...) Wszelki krok, który odsuwał
państwo od omnipotencji, będzie zarazem krokiem postępu dla etyki, oświaty i dobrobytu" (F. Koneczny, „O cywilizację łacińską", Gliwice 1999,
s. 61). Dzieje upadku
naszego państwa — Rzeczypospolitej szlacheckiej (samorządnego państwa
opartego wyłącznie na „narodzie szlacheckim") — nie są niestety
najlepszym przykładem dla tej doktrynerskiej teorii. Bo kiedy sąsiadujące z nami oświecone monarchie na wschodzie, zachodzie czy południu skutecznie rozświetlały
mroki średniowiecza, troszcząc się o oświatę i dobrobyt swych państw i społeczeństw, u nas, w zdegradowanej i biednej Polsce, ciemna, fanatyczna i zapijaczona
szlachta katolicka leczyła kaca i schorowane z obżarstwa żołądki
oparach kościelnych kadzideł; gardłowała na sejmikach najgłośniej w trosce o swe własne przywileje; bezgranicznie lekceważyła „malowanego króla";
zrywała przeciągające się sejmy, hołdując niezmiennie tej „prawdzie",
którą wpoiła jej skutecznie „matka najdroższa, św. Kościół
katolicki" — o nadrzędnej wartości osoby ludzkiej ponad państwo i społeczeństwo
do boskiej godności wyniesionej, bo na obraz i podobieństwo Boga samego, w „Trójcy jedynej prawdziwego" stworzonej. Tylko w tym
kontekście możemy dociec przyczyn „polskiej anarchii" i zrozumieć, skąd
wzięła się owa zadziwiająca dezynwoltura, z jaką szlachta polska
przefrymarczyła doczesną ojczyznę, zgadzając się z księdzem Skargą
przynajmniej w jednym, że "pierwej wiecznej ojczyzny nabywać niż
doczesnej (...) jeśli zginie doczesna, przy wiecznej się ostoim". — Nic
przecież strasznego się nie stało — zdaje się pocieszać po ostatnim
rozbiorze Rzeczypospolitej cny Sarmata. — Cóż, że państwa już nie ma.
Jest przecież Kościół święty i „prawdziwa wiara" (katolicka) w
narodzie. Pojawia się też opatrznościowa wprost okazja do ewangelizacji i nawrócenia na „prawdziwą wiarę" (katolicyzm) bezbożnych Prusaków i Moskali! Tak pewnie i Bóg chciał, niech się więc dzieje wola Boża! Od czasów św. Augustyna, przypatrującego się obojętnie
upadkowi (ziemskiego) państwa rzymskiego, patriotyzm katolików na całym świecie
wciąż rozbrzmiewa w tych samych tonach — wciąż ta sama śpiewka, kompensująca
doczesne straty i upadki, o marności tego świata i ziemskiej ojczyzny. „Dziś", sierpień 2002, nr 8 (143)
Footnotes: [ 1 ] Co ciekawe, obowiązuje tylko i wyłącznie poza Kościołem
zinstytucjonalizowanym, w społeczeństwie świeckim. W Kościele
zinstytucjonalizowanym mamy całkowicie przeciwieństwo tej zasady -
bezwzględne posłuszeństwo wobec władzy zwierzchniej na czele z papieżem! [ 2 ] Często przyjmuje się, że liberum veto weszło w życie w Reczypospolitej po raz pierwszy w 1652 r., kiedy to poseł trocki Władysław
Siciński zaprotestował przeciwko prolongacie sejmu i wyszedł z sali
obrad. Za sprawą jednego posła — sejm rozszedł się wówczas bez powzięcia
prawomocnych uchwał. Jednak w pełnym tego słowa znaczeniu — po raz pierwszy dokonał liberum veta w
1669 r. w Krakowie poseł kijowski Adam Olizar.
Ówcześni posłowie zrywając obrady nie używali
jednak słów "liberum veto", lecz "sisto activitatem" — „wstrzymuję czynność". Jeden
nawet poseł — jedna katolicka persona ludzka — miał moc unieważnienia
lub zrywania całego sejmu! Nawet marszałek sejmu owych czasów Andrzej
Maksymilian Fredro głosił dość osobliwy pogląd,
że bez weta "większość złych obywateli zyskałaby przewagę
nad mniejszością dobrych" (sic!). [ 3 ] "Według kryteriów personalizmu, kultura jest bogactwem środków, które
dają się używać do spełnienia jego naczelnych ideałów. <Kulturą>
więc jest to wszystko, co służy jako narzędzie realizacji personalizmu w opornej rzeczywistości. W dorobku duchowym <prawdziwą> kulturą są
te zakresy, których treścią jest obrona człowieka przed
<przerostami> i wybujałościami wynaturzeń cywilizacji. To co w sztuce wyraża idylliczność, spokój, beznamiętność, umiarkowanie, zastój,
to jest <kulturalne>" (tamże). « (Published: 07-10-2007 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5572 |
|