|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Various topics » PSR »
Na humanistyczną tacę? [2] Author of this text: Nina Sankari
Czy wobec tego Stowarzyszenie
miałoby podjąć działalność gospodarczą w celu realizacji humanistycznych
ceremonii, czy też zbierać „na humanistyczną tacę"? Oba rozwiązania
wydają mi się ryzykowne. Pierwsze, ponieważ niesie za sobą niebezpieczeństwo
przekształcenia stowarzyszenia o charakterze światopoglądowym w firmę
nastawioną na zysk w „humanistycznym biznesie." Drugie, bo jest to model
dostatecznie już skompromitowany przez Kościół i prowadzący w nieunikniony
sposób do nadużyć finansowych, a ponadto niezgodny z prawem w jego aktualnym
stanie. Jest jeszcze jedna opcja: podatek wyznaniowy (czy światopoglądowy).
Stowarzyszenia humanistyczne w niektórych krajach protestanckich
są dotowane z budżetu państwa podobnie
jak związki wyznaniowe dzięki takiemu właśnie podatkowi. Świetnym przykładem
jest tu Norwegia, gdzie w 1969 roku wprowadzono system subwencjonowania przez państwo
wszystkich zarejestrowanych wspólnot religijnych i ideologicznych. Rodzi się
pokusa, by wyciągnąć rękę po takie pieniądze. Pomijając kwestię
niewykonalności tego postulatu w polskich realiach politycznych (o ile miałoby
to się wiązać z z likwidacją anachronicznego Funduszu Kościelnego,
zniesieniem ulg podatkowych dla Kościoła i opodatkowaniem na ogólnie obowiązujących
zasadach działalności gospodarczej podmiotów kościelnych oraz objęciem
kleru powszechnym podatkiem dochodowym), w moim przekonaniu, spełnienie tego postulatu doprowadziłoby jedynie do
zdublowania źródeł finansowania Kościoła: jedno pochodziłoby z oficjalnych
podatków, a drugie, nadal — „z
tacy". Nie to jednak wydaje mi się tutaj głównym problemem, lecz znowu
fakt, że jest to system stosowany w państwach, w których nie ma rozdziału kościoła
od państwa. Pozornie w tym systemie wszystkie grupy wyznaniowe i światopoglądowe
mają równy, proporcjonalny do liczby członków danej organizacji, dostęp do
finansowania (bo nie dotyczy to już np. nauczania w szkole innej niż państwowa
religii), jednak nietrudno się zorientować, kto „zgarnia pulę". Z perspektywy Polski, gdzie w galopującym tempie postępuje demontaż
rozdziału Kościoła od państwa, a towarzyszą temu coraz liczniejsze
przywileje dla Kościoła katolickiego oraz coraz większa dyskryminacja osób
niewierzących, jakiekolwiek finansowanie dla wspólnot bezwyznaniowych wydaje
się być atrakcyjną ofertą.
Tu ponownie dochodzimy do najważniejszego, jak już
stwierdziłam na wstępie, pytania: czy humanistyczne ceremonie
organizowane przez organizacje humanistyczne będą służyć wzmocnieniu
świeckiego państwa, czy też, przeciwnie,
doprowadzą do jego dalszego osłabienia? Sprawa wydaje
się prosta, gdy chodzi o uroczystości prywatne, niemające mocy prawnej i będące jedynie wyrazem określonych aspiracji oraz manifestacją
humanistycznych wartości. Z całą pewnością służą one dobrze zarówno
samym zainteresowanym, jak i społeczności humanistycznej. Czy należy jednak dążyć do
tego, by np. humanistyczne śluby miały ten sam status prawny, co śluby
konkordatowe, a przedstawiciele organizacji humanistycznych podobne uprawnienia
do hierarchii kościelnej? Inaczej mówiąc, czy należy dążyć do
ustanowienia systemu zabezpieczania interesów niewierzących w ramach wspólnoty
„bezwyznaniowej" wyposażonej w te same prawa, co wspólnoty wyznaniowe? Jest to w istocie pytanie o model stosunków państwo — kościół w Polsce. I właśnie dokładnie z tego
samego powodu, dla którego jestem przeciwna małżeństwom konkordatowym,
jestem krytyczna wobec legalizacji ślubów humanistycznych. Stanowiłyby
one bowiem naruszenie zasady rozdziału kościołów od państwa, która to
zasada jest, moim zdaniem, jedynym gwarantem świeckiego państwa. Tylko rozdział
kościołów od państwa (oczywiście stosowany w praktyce i chroniony prawem)
zabezpiecza równość wszystkich obywateli niezależnie od wyznawanej bądź
nie religii. Jest więc rozdział kościołów od państwa również jednym z gwarantów demokracji. Przykładem takiego modelu rozdziału kościołów
od państwa jest Francja, gdzie jest to zasada wpisana w konstytucję. Ustawa z 1905 r. o rozdziale kościołów od państwa oparła relacje państwa z wyznaniami we Francji na zasadach wolności
sumienia i swobodnego wyznawania każdej religii, niesubwencjonowania przez państwo
żadnych wyznań, wolności działania wszystkich wyznań oraz ich równego
traktowania , a także wzajemnej nieingerencji władz kościelnych w sferę
polityki państwowej, a państwa w sprawy religijne związków wyznaniowych. Budżet
wyznań został zniesiony. Duchownych pozbawiono państwowych pensji, musieli utrzymywać się z datków wiernych. Państwo nie
uznawało żadnych wyznań. Majątek Kościoła — także budowle sakralne -
przeszedł na własność państwa. Symbole religijne zostały usunięte z życia
publicznego. Religia została wyprowadzona ze sfery publicznej w prywatną,
przeprowadzono gruntowną laicyzację szkolnictwa. Przeciwnicy kwalifikują ten
model rozdziału jako „surową" lub „wrogą" czy też „agresywną"
separację. I proponują (również we Francji) modyfikacje, które pozwoliłyby
zmienić ten system na model laickości „wielorakiej" (laicitémultiple) lub
„otwartej" czy „pozytywnej" (ostatnie propozycje Sarkozy’ego przy
przyjmowaniu godności honorowego kanonika bazyliki na Lateranie) czyli takiej, w której laickości będzie mniej. W Polsce przedstawiciele Kościoła
katolickiego albo otwarcie występują przeciwko rozdziałowi Kościoła od państwa,
albo starają się ten rozdział ograniczyć niemal do zera, popierając model
„przyjaznej" (oczywiście, Kościołowi) świeckości, w ramach którego to
Kościół dyktuje rozwiązania takich
kwestii, jak prawo do aborcji,
eutanazji, zapłodnienia in vitro, wliczanie oceny z religii do średniej
na świadectwie, możliwość
zdawania religii na maturze czy finansowanie Świątyni Opatrzności Bożej z budżetu państwa. Przy
lansowaniu takiego modelu świeckości państwa hierarchowie powołują się na
Konkordat: „Jeśli laickość jest 'nową religią', w imię której
nie wolno używać żadnych znaków chrześcijańskich w przestrzeni
publicznej, w imię której prezydent Francji uczestniczy w pogrzebie
Jana Pawła II jako osoba prywatna, a Benedykt XVI nie ma wstępu na
uniwersytet, to ja myślę, że nie taki typ laickości mamy zapisany w konkordacie i w Konstytucji" — Ks. Abp. Nycz. Czy w sytuacji, w której
Trybunał Konstytucyjny (niech mu Bóg wybaczy, należałoby powiedzieć) uznał,
że Konkordat nie narusza Konstytucji, choć niejedna ekspertyza prawna wskazywała
na coś przeciwnego, należy zrezygnować z konsekwentnego żądania rozdziału
kościołów od państwa i zwrócić się ku innym modelom stosunków państwo-kościół? W mojej ocenie, byłoby to
typowe leczenie dżumy cholerą. Żądanie takich samych praw, jakimi niesłusznie
dysponuje Kościół katolicki w Polsce dla innych grup wyznaniowych czy
bezwyznaniowych byłoby, w mojej opinii, szkodliwe. Oznaczałoby zgodę na
zniesienie rozdziału kościołów od państwa i otwarcie drogi do komunitaryzmu w Polsce. Zalegalizowanie małżeństw humanistycznych (a czemu nie muzułmańskich — mamy przecież w Polsce również wyznawców islamu?) byłoby jednym z pierwszych kroków na tej drodze. Na Jubileuszowej Konferencji w rocznicę
100-lecia I Zjazdu Wolnomyślicieli w Polsce Michele Vianes, nasz gość z Francji, ostrzegała:
„Jeśli w jakimś państwie
wszystkie religie są 'uznawane', każda grupa będzie mogła domagać się
poszanowania swoich własnych zasad życia wspólnotowego. Interes każdej grupy
będzie przeważać nad wspólnym dobrem. Ta różnorodność będzie prowadzić
do krystalizacji różnic i wznoszenia murów między grupami. Przestrzeń
publiczna będzie pokawałkowana. Wspólne nadrzędne zasady nie będą już górować
nad wartościami indywidualnymi, nie będzie już mieszania się pomiędzy
grupami, związki endogamiczne staną się regułą. Odrębne systemy edukacji
podzielą dzieci i młodzież, zanim przeciwstawią sobie dorosłych. W przypadku konfliktu między grupami, państwo, mające pełnić rolę arbitra w interesie ogółu, bez narzędzia laickości jest bezbronne." Dlatego uważam, że Polskie
Stowarzyszenie Racjonalistów powinno stać konsekwentnie na pozycji
całkowitego rozdziału kościołów i państwa, który w państwie
demokratycznym leży zarówno w interesie sprawujących władzę, jak i obywateli, nie dopuszczając do realizacji partykularnych interesów przez
grupy, które nie podlegają demokratycznej weryfikacji wyborczej. Nie uważam
także, by był to postulat zupełnie nierealistyczny, mimo że jego zwolenników
próbuje się ośmieszyć jako
postkomunistycznych oszołomów. Wyniki badań OBOP z czerwca 2006
pokazują, że aż 60% Polaków uważa udział Kościoła katolickiego w życiu
politycznym kraju za zbyt duży i jest to grupa odnotowująca tendencję
wzrostową. Walka o świeckie państwo
wcale nie musi być przegrana.
1 2
« (Published: 13-02-2008 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5736 |
|