|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Science »
Rola relacji lekarz-pacjent w diagnostyce i leczeniu chorób nowotworowych Author of this text: Artur Pilaciński
Rak jest chorobą wdzierającą się we wszystkie sfery życia chorego:
dotykającą jego najbliższe otoczenie, czasami zupełnie dezorganizując wcześniejsze
(tj. przedchorobowe) relacje, wspólne plany. Obecna bezsilność nauki zarówno w zwalczaniu, jak i identyfikacji przyczyn nowotworów potęguje wrażenie, że
rak jest choroba tajemniczą i warunkuje pewien specyficzny odbiór społeczny
osób chorych. Można stwierdzić, że często ich sytuacja podobna jest do tej w jakiej znajdują się chorzy psychicznie: otoczenie odbiera ich z pewnym lękiem, o którego przyczynach możemy tylko domniemywać. Ten element specyficznego
odbioru pacjentów z nowotworem wydaje się szczególnie istotny, jeśli wziąć
pod uwagę, że trudno może być wykorzenić go z kontaktów chorego z pracownikami służby zdrowia. W kształceniu personelu medycznego coraz większą wagę przykłada się
do przekazywania wiedzy o pozamedycznych aspektach choroby, co pozostaje nie bez
związku z najnowszymi odkryciami psychobiologii (szczególnie
psychoneuroimmunologii), opisującymi pozytywny związek pomiędzy stanem
psychicznym pacjenta a szansami wyleczenia (np. Wrześniewski, 2000).
Mimo to, wydaje się, że w warunkach polskiej służby zdrowia praktyka w tym zakresie może odbiegać od „wysokich standardów", zarówno z powodu
niedostatku materialnego lecznictwa, jak i pewnej kultury panującej w instytucjach opieki zdrowotnej. Tak lekarze, jak i pielęgniarki nie wiedzą często,
jak traktować osoby u których stwierdzono nowotwór, zwłaszcza jeśli
rokowania są niepomyślne. Szczególnie ważny jest ten problem w przypadku
lekarzy, bowiem to oni odgrywają niezwykle ważną role w starciu pacjenta z chorobą nowotworową. To właśnie lekarz dostarcza pacjentowi informacji o przyszłości: komunikuje diagnozy, określa szanse wyleczenia. Można przyjąć,
że choć pielęgniarki i inny personel medyczny warunkują jakość życia
chorego podczas pobytu w szpitalu, o tyle do lekarza należy rola kluczowa:
uwolnienia pacjenta od głównej przyczyny cierpienia. Stąd kontakt pacjenta z lekarzem jest ważny dla całego procesu zmagania z choroba nowotworową: od
jego przebiegu w dużym stopniu zależy sukces leczenia.
Zdarza się często, że nastawienie pacjenta wobec lekarza ma wpływ na
chorobę jeszcze przed jej rozwinięciem się. Istnieje szereg stwierdzonych związków
pomiędzy stylem czy środowiskiem życia człowieka, a prawdopodobieństwem
rozwinięcia się u niego choroby nowotworowej (ibid.). Oparte na nich wnioski:
korzyści z zachowań prozdrowotnych oraz zagrożenia płynące np. z palenia
tytoniu są szeroko nagłaśniane w mediach, w czym upatruje się sposobu
docierania do szerokich rzesz odbiorców. Również lekarze często udzielają
pacjentom bezpośredniej informacji odnośnie do konieczności zmiany trybu życia,
przeprowadzki z uciążliwego miejsca zamieszkania, itp. Od stosunku pacjenta do
tych zaleceń będzie zależało ich wypełnianie, co bezpośrednio przekłada
się na późniejsze szanse zachorowania. Jeśli lekarz udziela informacji oraz
przedstawia zalecenia w sposób zbyt kategoryczny, opowiadając pacjentowi o konsekwencjach niestosowania się do nich, może wywołać tym zbyt duży lęk i w konsekwencji unikanie przez pacjenta przykrych informacji (Aronson i in.
2003). Podobnie ma się sytuacja z przyjmowaniem leków czy poddawaniem się
zaleceniom lekarza w odniesieniu do chorób na które pacjent cierpiał przed
zachorowaniem — w tym przypadku negatywne konsekwencje mogą ujawniać się na
dwa sposoby: po pierwsze, nieleczone mogą owocować osłabieniem odporności
organizmu, co ma wpływ na późniejszy proces leczenia ewentualnego nowotworu;
po drugie, unikowy styl reagowania na zalecenia lekarskie (czyli mówiąc
wprost: ignorowanie ich) może się utrwalić i przełożyć na zachowanie
pacjenta w innych sytuacjach.
Jeśli pomiędzy lekarzem a pacjentem będzie istnieć odpowiednia nić
porozumienia-współpracy w fazie przedchorobowej, ułatwi to również proces
diagnostyczny. Pacjent ma wówczas większe szanse na wykrycie niepokojących
zmian oraz zdecydowanie większą motywację, by udać się do lekarza, informując
go o dolegliwościach. Podobnie gotowość pacjenta do zgłoszenia lekarzowi
zaobserwowanych zmian może być wyższa, jeśli zna on lekarza i ma do niego
zaufanie. [ 1 ] Czynnik zaufania odnosi się też do całego środowiska medycznego: pacjent
postrzega wizytę u lekarza w kategoriach normalnego procesu decyzyjnego (Heszen-Niejodek,
2006), ważąc potencjalne straty (czas, pieniądze, dobre samopoczucie) i zyski
(wyleczenie), więc jeśli nie pokłada wiary w możliwościach medycyny bądź
lekarze wydają mu się osobami niegodnymi zaufania, z pewnością opóźni to
podjęcie przez niego leczenia, co jak wiadomo może mieć zgubny wpływ na jego przebieg.
Ważny jest też czynnik wstydu, jaki może w pacjencie wzbudzać
perspektywa przyznania się lekarzowi do określonych dolegliwości, jeśli np.
wiążą się one z intymnymi okolicami ciała.
Wydaje się, że szczególnie na takie odczucia są narażeni mężczyźni: w ich przypadku, opowiedzenie o problemie lekarzowi-kobiecie jest często
traktowane jako przyznanie się do słabości. W przypadku mężczyzn, czynnikiem
powstrzymującym przed zgłoszeniem lekarzowi problemów może być
też związane np. z lękiem przed bezpłodnością czy utratą pełnej sprawności
psycho-fizycznej, jaka groziłaby im w razie niepomyślnej diagnozy.
Można więc uznać, że na tym etapie pacjent powinien móc oczekiwać
przede wszystkim akceptacji ze strony lekarza. Dzięki niej, łatwiej będzie mu
przyznać się do zaobserwowanych zmian, a jeśli lekarz wykazuje autentyczną
troskę i podczas spotkań z pacjentem nie poprzestaje na rutynowych, zdawkowych
pytaniach o stan zdrowia, istnieje duża szansa, że pomoże to w odpowiednio
szybkim wykryciu ewentualnej choroby nowotworowej.
Na osobne omówienie zasługuje też kontekst wstępnych badań mających
na celu weryfikację podejrzenia nowotworu. Lekarz, chcąc dbać przede
wszystkim o dobro pacjenta, powinien zachować delikatność w powiadamianiu go
co do swoich podejrzeń i celu przeprowadzenia badań — ze względu na emocje,
jakie słowo „rak" wywołałoby — bez względu na dodanie do niego słów
„być może" — zarówno u pacjenta, jak i jego najbliższych (Wirsching,
1994). Również komunikowanie (niepomyślnej) diagnozy, powinno wymagać od
lekarza odpowiedniego taktu, rzeczowości i jednocześnie zachowania
odpowiedniej empatii wobec pacjenta, starając się jednocześnie dostosować
ilość i rodzaj udzielanych informacji o możliwościach dalszego leczenia do
aktualnego stanu psychicznego pacjenta.
Ważnym elementem jest tu również sposób, w jaki lekarz porozumiewa się z pacjentem. Kwestia doboru słów przez lekarza jest niebagatelna, bowiem często
pacjenci, wobec żargonu którym zostali zasypani przez lekarza, nie podejmują samodzielnych prób zrozumienia natury i mechanizmu choroby, czyli
de facto,
pozostają w niewiedzy odnośnie swojego aktualnego stanu (Heszen-Niejodek,
2006). Można domniemać, że używanie żargonu stanowi pewną formę obrony
lekarzy przed przykrymi emocjami, jednak nie należy zapominać, że w diadzie
pacjent-lekarz, to pacjent jest ważniejszy i to jego dobro (a więc również
prawo do informacji o stanie własnego zdrowia) powinno być stawiane na
pierwszym miejscu.
Podjęcie przez pacjenta leczenia, popycha go niejako w nową fazę
kontaktów z lekarzem: ten pierwszy oddaje część kontroli nad swoim życiem w ręce drugiego. Od tej chwili to lekarz staje się główna osobą
odpowiedzialna za życie chorego i to on dysponuje największym zestawem
informacji odnośnie postępów choroby. W tym okresie zaufanie ponownie odgrywa
niezwykle istotną rolę, przy czym można dostrzec pojawienie się (czy też
silniejsze zarysowanie) elementu wzajemności w relacji: pacjent powinien zaufać
lekarzowi że ten zna i stosuje najskuteczniejsze środki leczenia choroby na
danym jej etapie, jednocześnie lekarz wierzy pacjentowi, że ten stosuje się
do zaleceń i powierza mu prawo wyboru określonych alternatyw w procesie
leczenia (np. decyzję o podjęciu bądź nie — chemioterapii).
Ten idealny model relacji opartej na zaufaniu, w rzeczywistości pełen
jest wypaczeń, zarówno ze strony lekarzy, jak i pacjentów. Zdarza się, że
lekarze podejmują decyzje bez wiedzy i zgody pacjentów, czasem wręcz ich
oszukując (np. co do stanu zdrowia, czy skutków ubocznych zabiegów). Z drugiej strony, chory może nie stosować się do zaleceń lekarza, wątpiąc w skuteczność terapii lub żywiąc przekonanie (czasem uzasadnione!), że
zalecane leki czy zabiegi mu szkodzą (ibid.). W takich wypadkach, chorym zdarza
się też uciekać do środków paramedycyny, w nadziei że za ich sprawą
powiedzie się wyleczenie którego nie może dać im tradycyjna medycyna. Często
podejmują takie działania w tajemnicy przed lekarzem, nierzadko też rezygnując przy tym z leczenia. Można
przypuszczać, że jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest fakt, że
uzdrowiciele czy szamani mają znacznie większą możliwość wywierania wpływu:
choćby dlatego, że dysponują czasem, (którego brak jest zapracowanym
lekarzom), w związku z czym mają szansę wzbudzić w chorym zaufanie i dać mu
fałszywą nadzieję. Takie 'dawanie nadziei' jest dla przeciętnego pacjenta dużo
bardziej zrozumiałe, niż skomplikowane procedury medyczne, wobec czego jego
samopoczucie jest zapewne dużo lepsze, niż podczas klasycznej terapii, często
wbrew faktycznemu stanowi zdrowia. Zatem, im mniejsze zaufanie pacjenta do
lekarza, tym większa szansa, że zacznie on walczyć z nowotworem na własna rękę,
mogąc przy tym — bardziej lub mniej świadomie — sobie szkodzić. Z pewnego punktu widzenia, jako czynnik zakłócający leczenie, można
też postrzegać zbyt emocjonalny stosunek lekarza do pacjenta lub do samego
celu, jakim jest wyleczenie. Szczególnie widoczne jest to w przypadku chorób
śmiertelnych, gdzie wiadomo, że walka toczy się o życie. Jeśli wola
ratowania pacjenta za wszelką cenę będzie w lekarzu najsilniejszym
motywatorem, może okazać się, że podejmuje on działania dyrektywnie, nie
licząc się ze zdaniem pacjenta — jego celami, pragnieniami — a często
zadając tylko zbędne (np. w terminalnej fazie choroby) cierpienie. Taka
postawa lekarza wobec choroby z pewnością zasługuje na obszerniejsze omówienie w osobnej pracy.
Istotnego aspektu relacji, można też upatrywać w swoistej triadzie „lekarz-pacjent-rodzina",
ponieważ często z niej pochodzić mogą różne utrudnienia dla procesu
terapii. Często mogą one wynikać z uwikłania lekarza w konflikt pomiędzy
rodziną a pacjentem. Jeśli przyjąć, że lekarz powinien być sprzymierzeńcem
pacjenta, stawia go to w niezręcznej sytuacji, gdy występuje konflikt pomiędzy
oczekiwaniami chorego, a jego rodziny. Może on mieć postać np. rozbieżności
co do uznawania sensu dalszej terapii (szczególnie dotyczyć to może
terminalnej fazy choroby), gdy rodzina namawia pacjenta do leczenia, wbrew jego
woli. Lekarz który pozwoli uwikłać się w taki konflikt, traci zaufanie
pacjenta i zamiast sprzymierzeńca, zaczyna być postrzegany jako „zdrajca".
Podobnie jest, gdy wyjdzie na jaw ukrywanie przed pacjentem prawdy o stanie jego
zdrowia, w sytuacji gdy lekarz w sekrecie przekazywał te informacje rodzinie.
Sytuacja, gdy choroba wchodzi w fazę leczenia paliatywnego, jest
odmienna od wcześniejszych. Lekarz traci wówczas swoją aurę człowieka, który
może uratować chorego. Wówczas relacja pomiędzy nim a pacjentem przechodzi w zupełnie inny wymiar: ogłoszenie bezcelowości leczenia, oznacza dla pacjenta
powoli zbliżający się kres życia, dla lekarza zaś
może oznaczać przegraną, jeśli tylko myśli on o leczeniu raka w kategoriach wyzwania. Kiedy wysiłki medycyny zawodzą, lekarz staje przed
koniecznością wyboru: podjąć nowe 'wyzwanie' (skierować uwagę na tych
pacjentów, których jeszcze można wyleczyć), czy wykorzystać dostępne możliwości,
aby zapewnić choremu jak największy komfort w kończącym się życiu. Jest
oczywiste, że dla wielu lekarzy terapia paliatywna — ograniczająca się często
jedynie do podawania coraz większych dawek środków przeciwbólowych — może
stanowić porażkę, jednak warto zauważyć, że w tym końcowym okresie
leczenia, pacjentowi jak nigdy potrzebne jest wsparcie innych. Jeśli lekarz będzie
odczuwał niepowodzenie leczenia jako porażkę, chory niechybnie przejmie od
niego taki sposób widzenia własnej sytuacji. Z kolei, spokój i akceptacja
stanu rzeczy, jeśli płyną od lekarza, mogą pomóc choremu w radzeniu sobie z emocjami jakie towarzyszą świadomości umierania.
Pewnych aspektów choroby nowotworowej nie można odkryć w laboratoriach, nawet stosując najdoskonalsze techniki badawcze. Są to te
wszystkie jej przejawy, które dotykają subiektywnej, najbardziej ludzkiej
strony życia. Gdy medycyna zawodzi, okazuje się, że właśnie świadomość
tych pozabiologicznych aspektów raka jest najważniejszą rzeczą, jaką lekarz
może dać pacjentowi. Literatura:
- Aronson, E. i in. (2003) Psychologia społeczna. Poznań: Zysk i S-ka.
- Heszen, I.
(2006) Kliniczna psychologia zdrowia. W: Sęk, H. (red) Psychologia kliniczna,
t.2.
Warszawa: PWN.
- Wirsching, M.
(1994) Wokół raka. Gdańsk: GWP.
- Wrześniewski,
K. (2000) Psychologiczne uwarunkowania chorób somatycznych. W:
Strelau, J.
(red.) Psychologia. Podręcznik akademicki. Gdańsk: GWP.
Footnotes: [ 1 ] Taka stałość osoby lekarza prowadzącego może być trudna do
zapewnienia w polskich warunkach, ze względu na częstą rotację personelu w ZOZ-ach. « (Published: 16-02-2008 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5741 |
|