|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Ateiści wierzą Author of this text: Andrzej Mitschke
Co to jest
wiara? Czy ateiści wierzą? Podstawowe nieporozumienie bierze się stąd, że słowo
„wiara" jest używane zamiennie ze słowem „religijność", a nawet
„religia". Nic bardziej mylnego! Wilfred Cantwell Smith, religioznawca z pierwszej polowy XX wieku, dokonał rozróżnienia między faith (wiara) i
belief (przekonanie). Wiara to proces psychiczny zorientowany na akceptację
przekonania. Inaczej mówiąc, „wierzymy w przekonania", które dzięki
wierzeniu stają się „nasze". No i oczywiście są niezliczone przekonania, w tym część to przekonania religijne. Żeby było „śmieszniej" — pewna
część to przekonania niereligijne, a nawet przekonania antyreligijne. W zależności
od tego, które z tych przekonań stają się „nasze", możemy zostać osobą
religijną, niereligijną (czy też indyferentną, sceptyczną, agnostykiem,
itp.), albo antyreligijną. Nie wiem, czy to odpowiada tym, którzy czytają ten
tekst w tym miejscu, ale osobę antyreligijną zwykło się nazywać
ateistą. Osobiście podejrzewam, że w takim kraju jak Polska częściej jest
to osoba antyklerykalna lub w pewien sposób nonkonformistyczna,
„zbuntowana". Jeśli chodzi o takie kwestie, jak istnienie Boga, sprawa jest
bardziej skomplikowana. O tym będzie niżej.
Co jest
podstawą wiary — jako procesu psychicznego? Co czyni ją procesem niezbędnym?
Taką nieuniknioną podstawą jest fakt, że proces lub czynność wierzenia to
nic innego, jak proces orientacji w otoczeniu. Bez skutecznej orientacji we własnym
środowisku, w tym — w tak niezwykle złożonym środowisku społecznym, nikt
nie przeżyje długo. Musimy komuś wierzyć; to banał. Bez tego, co potocznie
zwiemy zaufaniem, nie mogłaby istnieć rodzina, przyjaźń, a nawet biznes. Prostsze, a za to jaśniej ukazujące konieczność wierzenia, są
sytuacje dotyczące środowiska fizycznego. W tym sensie, wierzą także zwierzęta!
Przeciętny człowiek bez lęku stawia stopę wykonując następny krok, WIERZĄC,
że nie wdepnie w … no, powiedzmy, błoto, albo dziurę. A przecież może
ulec złudzeniu, które tak łatwo wywołać tworząc wirtualną rzeczywistość.
Jeśli
przyjmiemy, że wiara czy wierzenie jest zjawiskiem nieuniknionym i powszechnym,
pora na drugi krok. Należy rozstrzygnąć problem, czy przekonania religijne i przekonania naukowe są obiektami TAKIEJ SAMEJ WIARY. Tu najczęściej zderzają
się stanowiska ludzi wierzących i ateistów. Pierwsi twierdzą, że nie ma różnicy,
drudzy przeciwnie — dowodzą, że przekonania religijne nie mają podstaw
empirycznych (ergo: naukowych), zatem są irracjonalne i błędne, podczas gdy
przekonania naukowe są oparte na sprawdzalnej wiedzy empirycznej. Nie takie to
proste. Oczywiście, czym innym jest religia, czym innym nauka, nawet, jeśli — zwłaszcza w przeszłości — wiedza zawarta w świętych księgach religii i przemyśleniach religijnych luminarzy służyła rozumieniu świata natury i świata społecznego. No cóż, w końcu — kosztem niekiedy cierpień i niewinnych ofiar — powstała nauka, w znaczeniu takim, jak ją rozumie tak
zwany akademik. Kopernik nie była kobietą, jak chciały panie z „Seksmisji", ale księdzem był, i to nie jedynym, który podjął ryzyko głoszenia
tego, co odkrył dzięki naukowej METODZIE. Duże litery są tu celowo.
Nikt poważny,
także ze „stanu duchownego", nie podważa dziś ani sensu, ani roli nauki.
Niedawno przecież Watykan — wprawdzie z pewną rezerwą — zaakceptował
teorię ewolucji. Pozwala na to katolicki tomizm, doktryna dwóch substancji -
materii i ducha. Ta pierwsza jest w całości domeną nauki, ta druga -
religii. Podział ten umożliwia też akceptację przez chrześcijaństwo, a w
pewnym stopniu i przez inne religie monoteistyczne, zasady rozdziału religii i państwa w cywilizacji zachodniej. Rzadko jednak się pamięta, że fundamentem teologii
jest przyznanie przewagi ducha nad materią. Zostawmy to jednak teologom oraz
interesującym się tą kwestią filozofom — dualistom (takim, jak Hegel, dla
którego świat jest emanacją Ducha, a jego rozwój rezultatem rozwoju Ducha).
Chodzi o coś
bardziej istotnego, co wyraża hasło METODA. „Metoda religijna" polega, w uproszczeniu, na imperatywie wierzenia w rzeczy niedostępne poznaniu zmysłowemu
(ani pochodzącemu od zmysłowego poznaniu za pomocą aparatury, od „mędrca
szkiełka" do cyklotronu) i niepojęte dla racjonalnego rozumu. Co więcej,
ojcowie Kościoła Katolickiego uznali wysiłek wierzenia w te rzeczy, czyli w dogmaty religijne, za cnotę i zasługę. Słusznie, prawda? Chociaż… nie do
końca. Ktoś chcący wierzyć w dogmaty zwykle nie ogranicza się do metod
rozumowych; jego proces wierzenia wspomagają emocje — poczucie tajemnicy,
towarzyszące religijnym praktykom doznania wewnętrzne (łącznie ze zmienionym
stanami świadomości), wrażenia estetyczne wywołane liturgią rytuału i jego
miejsca… ale to już inna bajka.
W przeciwieństwie
do tego, metoda naukowa „pozbawia cnoty". Zgodnie ze sformułowaną przez
brytyjskiego filozofa Karla Poppera zasadą falsyfikacji nakazuje ona
podejrzliwość. Zasada ta, upraszczając, zamiast szukać potwierdzenia
postawionej hipotezy, zaleca podejmowanie usilnych prób jej obalenia. Dopóki
się to nie udaje, badacz może ROBOCZO uznawać trafność swej hipotezy. Nie ma
po prostu prawdy absolutnej i ostatecznej, gdyż ludzkie poznanie ma charakter
niepewny, a rozumowanie — ograniczenia. Historia nauki wskazuje, że dawne
teorie z biegiem czasu są zastępowane przez inne. Nie oznacza to koniecznie,
że dawna teoria była fałszywa; np. teoria grawitacji Newtona pozostaje częścią
teorii względności. Były też teorie błędne, np., że dusza mieści się w szyszynce, albo, że insekty lęgną się z brudu. Zgodnie z teorią rewolucji
naukowych Thomasa Kuhna, kiedy teoria wyczerpie swe zdolności wyjaśniania i przewidywania (w pewnym czasie, z braku lepszej, nawet teoria genezy insektów
była użyteczna!), zostaje zastąpiona przez taką, która umożliwi dokładniejsze
wyjaśnienie pewnych zjawisk i lepszą predykcję ich skutków. Jest ona albo
udoskonaleniem poprzedniej, albo tzw. nowym paradygmatem. Paradygmatem teorii
Newtona jest mechanicyzm (w tym: ścisły determinizm), paradygmatem teorii
Einsteina jest relatywizm.
Chwileczkę!
Czy w nauce nie ma miejsca na wiarę? Czy jest to tylko wątpienie? Niestety
nie. Po pierwsze, trzeba odróżnić naukowe tezy od banału. Po odkryciu
Ameryki teza, że istnieje taki kontynent, stała się banałem. Akceptacja
przekonania, że istnieje Ameryka Północna, albo Południowa — co kto woli,
nie wymaga dowodzenia ani falsyfikacji. Kogo stać i kto dostanie wizę, może
tam polecieć. Ale teza, że Kalifornia kiedyś zapadnie się w ocean, to zupełnie
coś innego. Z pewnością można znaleźć badaczy, którzy mają naukowe
argumenty przemawiające za jej trafnością. Podobno w USA można znaleźć
wszystko; przypuśćmy, że powstało stowarzyszenie, którego celem jest
uratowanie Kalifornii przed zagładą w Pacyfiku. Oczywiście jego założenie
opiera się na wierze, że teoria zagłady Kalifornii jest całkowicie trafna.
Wiara, że wszystko, co nauka odkrywa, ma charakter absolutnej prawdy, jest
powszechna wśród laików (piękny przykład to dziennikarze, szczególnie z tzw. tabloidów). Co gorsza, często — zbyt często! — ulegają jej sami
naukowcy. Dlaczego? Są tylko ludźmi, ulegają stereotypom, naciskowi społecznemu
grupy (własnej — innym naukowcom, nie zawsze uczciwym, innym grupom, także
religijnym) i pojedynczych autorytetów. Ba, sami lubią uchodzić za
autorytety! Póki naukowiec wypowiada się na temat, na którym się zna, pół
biedy. Poza tym ktoś z tej samej grupy specjalistów zawsze mu może wytknąć błąd, toteż
zwykle wypowiada się ostrożnie. Gorzej, gdy biolog, fizyk, czy psycholog staje
się autorytetem w innej dziedzinie — filozofii, moralności, polityki. Jego
zdanie, traktowane z czcią, może być naiwne jak u dziecka, ale skoro to mówi
Autorytet… To jedno z groźniejszych niebezpieczeństw, nie tylko dla nauki. W nauce, rozumianej jako dziedzina
społecznej działalności, jest niestety mnóstwo wiary, choć jest ona
usprawiedliwiona tylko wobec przekonań banalnych.
W religii
prawda opiera się na autorytecie i czci dla jej głosicieli, których
legitymizuje szczególny kontakt z transcendentną rzeczywistością, z zasady
niedostępną innym. Tym, którym pozostaje wierzyć: za tę zasługę
spodziewają się nagrody. W nauce autorytetów być nie może! Gdy wątpienie
zastępuje wiara i autorytet, kończy się nauka. Nie dotyczy to oczywistości,
wobec której lepiej żywić przekonania. Wynika to z pragmatycznej ekonomii
działania: ponowne odkrywanie Ameryki nie ma sensu.
Czy ateiści
mogą wierzyć? Ależ tak — wierzcie ateiści bez obaw: w to, że typowy narząd
poruszania się człowieka składa się z prawej i lewej nogi, a nawet, że
Ziemia obraca się wokół Słońca, choć podobno do końca tak nie jest.
Wierzcie, że wasza podróż skończy się u celu, a nie na cmentarzu, lecz
szczególnie wtedy, gdy sami uczynicie wszystko, aby uniknąć drugiej możliwości. Wierzcie nawet przyjaciołom i innym godnym zaufania ludziom, choć
każdy z nich może zawieść, wy sami możecie się zawieść na sobie. Pewne
jest tylko to, że nic nie jest pewne. Nie wierzcie w naukę, to tylko przejaw
scjentyzmu. Wierzcie w ograniczony, ale jednak rozum naukowców — w szerokim
znaczeniu słowa „rozum".
Artykuł opublikowany na łamach Ateista.pl, 3.10.2005.
« (Published: 24-02-2008 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5752 |
|