|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Nadzieja na szczęście [1] Author of this text: Adam Leśniak
To, co tutaj napiszę można wyczytać już w pismach starożytnych. Wiele z tych „prawd” było i jest powtarzane przez wielu nowożytnych i współczesnych myślicieli. Nie twierdzę, że odkryłem cokolwiek nowego, ale nie obchodzi mnie ani historia prawdy, ani prawa autorskie do niej – obchodzi mnie wyłącznie sama prawda. Chcę ją pokazać innym językiem i z innego punktu widzenia, niż to czyniło wielu mądrzejszych ode mnie. Jeśli praca ta ma jakiś sens i wartość, to tylko taką, że sprawy znane od dawana przedstawia innym językiem – najprostszym na jaki mnie stać i (jak mam nadzieję) zrozumiałym dla ludzi, którym natłok historycznych dygresji i fachowych terminów utrudnia przyswojenie tekstów prawdziwych mędrców.
Siłę nadziei łatwo sobie uzmysłowić. Pomyślmy choćby o tym jak wielkie podniecenie i moc w sobie czują ludzie walczący o wolność – ot choćby wojownicy wielkich rewolucji: francuskiej czy rosyjskiej. Jednakże gdy już spełni się nadzieja przychodzi potem, a potem… jakże często rozczarowanie przepełnia ludzi. To, co mamy dla siebie, to tylko narzędzie i nigdy nie da nam takiego szczęścia, jak to, co czynimy dla innych, jak osiągnięcie celu, któremu narzędzie (nasza własna moc i wolność) ma służyć.
Człowiek jest istotą wolną, ma wolę, pragnienia i żyje nimi – nigdy więc nie będzie szczęśliwy w jakimś stanie. Szczęście to proces, proces urzeczywistniania marzeń. Bywa ono bolesne i męczące, ale jakże przewspaniałe, gdy widzimy, że nasze wysiłki przybliżają nas do realizacji wielkiego i pięknego celu. Im więcej wysiłku poświęciliśmy czemuś i im trudniejsze to było tym bardziej jesteśmy dumni z siebie, a tym samym szczęśliwi. Nie mają racji ci, którzy mówią, że ambicja to droga tylko i wyłącznie do cierpienia i nieszczęścia; którzy piszą, że wyzbycie się pragnień jest drogą do zbawienia. Oczywiście nie ma nic bardziej bolesnego niż złamane serce, niż upadła nadzieja, niż utrata wiary, ale po jakimś czasie albo uda nam się odbudować marzenia, albo… staniemy się bezwolnymi, czyli cynicznymi (pozbawionymi marzeń) istotami, jakimi zalecają być niektórzy myśliciele.
Banalny przykład uzmysławiający fakt, że szczęście wiąże się z wysiłkiem i własną pracą. Wyobraźmy sobie jakiegoś sportowca, który zwyciężył w zawodach olimpijskich. Czyż nie był on najszczęśliwszym człowiekiem na świecie w chwili zwycięstwa? W chwili, gdy ogromna praca całego życia przyniosła wspaniałe rezultaty. I – co najważniejsze tutaj – w chwili, gdy był tak potwornie zmęczony, że nie miał nawet siły się cieszyć. Ten przykład doskonale uzmysławia ogromną różnicę pomiędzy przyjemnością, a szczęściem. Było mu z pewnością bardzo przyjemnie później, gdy już wypoczęty i zrelaksowany rozkoszował się tym szczęściem, które przeżył niedawno. Wniosek z tego taki mądry, że przyjemność może mieć wpływ na odczuwanie szczęścia, ale wcale nie musi nam być przyjemnie, abyśmy byli szczęśliwi, a już na pewno szczęście nie wynika z przyjemności. [ 1 ]
Rozważmy jeszcze jeden przykład – dużo bardziej pospolity, ale nie mniej emocjonujący (o ile ktoś nie jest zgorzkniałym od przesytu wrażeń i przyjemności). Chodzi mi tu o sytuację zakochanego człowieka. Fenomen zakochania, czyli wielka romantyczna miłość. Wielkie pozytywne pobudzenia duszy mogą powodować jedynie nadzieja i strach, przy czym – aby nie rozważać obu tych rzeczy osobno, a obie mają ogromny wpływ na szczęście – zaznaczmy jedynie, że są one w swej istocie bardzo podobne: Kiedy nadzieja polega na urzeczywistnieniu jeszcze-nie-istniejącego dobra, to strach opiera się na zachowaniu już-istniejącego-dobra. Zakochanie – niezależnie od tego, czy związane jest z miłością, czy pożądaniem – jest zawsze nadzieją. Jesteśmy zawsze zakochani w kimś, kogo wierności nie możemy być pewni. Gdy już ta osoba dowiedzie nam swego przywiązania, gdy już nie jesteśmy niepewni przyszłości, gdy mija strach i nadzieja stan zakochania przemija. Wtedy może pojawić się miłość, rozczarowanie lub znużenie, ale w tym w tym miejscu jeszcze nas to nie interesuje. Możemy tu zaznaczyć jedynie, że jest to proces stopniowy, nie dzieje się to z dnia na dzień. Zwróćmy natomiast uwagę na to, że najpiękniejsze romantyczne historie miłosne opowiadają o uczuciu niespełnionym. Zresztą po co sięgać do zakurzonych książek – chyba każdy z nas przeżywał to i własna pamięć potwierdzi, że największe uniesienia są przed spełnieniem pragnień i towarzyszą oczekiwaniu na wielki finał, są związane z nadzieją. A co po spełnieniu marzeń, po urzeczywistnieniu nadziei? Czy możliwe jest zakończenie typu: „I wszyscy żyli długo i szczęśliwie”? Można wtedy chwilę odpocząć i rozkoszować się spełnieniem, ale zbyt długie rozkoszowanie minionym szczęściem przeradza się w nudę, a przyjemność szybko mija, bo nie można żyć bez sensu, bez celu. Bez τελος i bez nadziei.
Pewien niemądry geniusz używał powyższego rozumowania w celu udowodnienia, że życie jest cierpieniem – ale takie stwierdzenie sugeruje, że mądrość jest głupia, bo gdy się ją posiądzie to należy się z niej zrezygnować żegnając się z życiem. Oczywiście brak odwagi na takie rozwiązanie każe nam szukać jakichkolwiek, choćby i absurdalnych usprawiedliwień życia w rodzaju jakiejś niewoli obowiązku. Żyję bo muszę? – a kto mi zabroni umrzeć? Lub kary w zaświatach za rezygnację z „prawa” do życia. Lub też ewentualnie w postaci wiary w jakąś reinkarnację, która utożsamia zaświaty z naszym światem łącząc oba poprzednie rozwiązania.
Nasze rozumowanie dotyczące nadziei dowodzi jednego – nie można zrobić czegoś i w efekcie być zawsze szczęśliwym. Zdaje się, że już to gdzieś pisałem i teraz się będę powtarzał, ale niektóre rzeczy warto powtarzać (byle nie do znudzenia i zbanalizowania). Człowiek jest istotą wolną – ma wolę, pragnienia i żyje nimi – nigdy więc nie będzie szczęśliwy w jakimś stanie. Szczęście to proces urzeczywistniania marzeń. Ustaliliśmy także, że brak nadziei szczęścia nie przynosi, a spełniona nadzieja nie daje go na długo. Czy jednak niespełniona nadzieja nie przynosi szczęścia? Może nam przynieść wielkie szczęście, o ile mówimy o jeszcze-nie-spełnionej nadziei. Nigdy-nie-spełniona nadzieja nie jest już nadzieją. Nigdy-nie-spełniona nadzieja to „fakt” historyczny, a nie dotyczący teraźniejszości i nie jest skierowanym ku przyszłości imperatywem bycia. Istotą życia religijnego jest bycie w ciągłej nadziei na przyszłe zbawienie. Stwierdzenie, że jeszcze-nie-spełniona nadzieja nie przynosi szczęścia i pocieszania wymaga ogromnej arogancji i wyraża wielką pogardę dla milionów ludzi, którzy z wiary czerpią sens i siłę do życia. [ 2 ]
Tutaj wypada też rozważyć krótko czym jest nieszczęście. Podobnie jak przyjemność nie stanowi o szczęściu tak i cierpienie nie stanowi o nieszczęściu. Cierpienie to tymczasowy i uwarunkowany zewnętrznie stan w którym trudno cieszyć się szczęściem, a łatwo pogrążyć w nieszczęściu. Trudno bowiem (choć nie jest to niemożliwe) być dumnym z siebie i cieszyć się własną szlachetnością, gdy doznaje się wielkiego bólu. Cierpienie przeciwstawia się przyjemności i radości, a nie szczęściu. W odróżnieniu od szczęścia i nieszczęścia jego wielkość odczuwamy raczej jako gwałtowność, a nie głębię. Szczęściu przeciwstawia się nieszczęście rozumiane jako brak szczęścia – nieżycie, pustka i nicość. Nieszczęście to bezsensowność istnienia. [ 3 ] Aby poznać „szczęście” stoików, sceptyków, buddystów i wielu innych „mędrców” wystarczy odebrać sobie życie. Po krótkim bólu już nic nie będzie boleć, nie będzie też nieszczęścia w „waszym” nieżyciu. Umrzeć za życia – oto ich wielka filozofia, filozofia rezygnacji. Szkoda tylko, że takiej próby nie można przerwać i wyjść z niej mądrzejszym. Jeśli świat i życie są złe, to mordercy, którzy uwalniają odeń ludzi powinni być czczeni, a nie potępiani.
Żyć szczęśliwie to znaczy żyć nadzieją, to znaczy żyć po coś, dążyć do czegoś. Ale to bardzo ogólnikowe stwierdzenie i z pewnością można podnieść przeciw niemu wiele słusznych zarzutów. Spróbujmy więc je doprecyzować. W tym momencie musimy wziąć pod uwagę osławione określenie człowieka, jako istoty myślącej. Ale tego myślenia bynajmniej nie wolno nam ograniczać do umiejętności logicznego wnioskowania, do tego, co zazwyczaj jest pojmowane pod pojęciem racjonalizmu. Przede wszystkim dlatego, że większość ważnych problemów jest zbyt skomplikowana, aby można je rozwiązać w analityczny sposób. A na rozwiązanie problemów, które można by dokładnie przemyśleć, zazwyczaj nie mamy nawet ułamka czasu potrzebnego na wnikliwe zbadanie problemu. Człowiek jest istotą myślącą praktycznie, a więc przede wszystkim posiada intuicję – zdolność szacowania, oceniania przybliżonych rozwiązań, a analityczne i dokładne rozmyślania mają rolę drugorzędną – ich celem jest jedynie wspomożenie zdolności szybkiego, intuicyjnego myślenia. Fakt, że szacunki mogą być błędne, wcale nie przekreśla ważności określenia człowieka, jako istoty racjonalnej. (Nawiasem mówiąc rachunek prawdopodobieństwa i statystyka pomimo braku ścisłości i pewności wyników zdobywają sobie coraz większe uznanie w naukach – błąd tkwi raczej w naszym określeniu ratio aniżeli w ludzkiej naturze).
Wracając do tematu. Posiadanie rozumu praktycznego uniemożliwia nam wiarę w spełnienie czegoś, na co nie rokujemy żadnych nadziei. Choć z drugiej strony świadomi swej omylności i nieprzewidywalności losu możemy się łudzić, że „a nóż widelec” – ale taka wiara polegająca na czekaniu na cud nie napełni nas szczęściem, bo nie nadaje sensu naszemu życiu. Nasze czekanie, życie czekające nic nie zmieni.
Rolę rozumu praktycznego i intuicji w nadawaniu życiu sensu wspaniale ilustruje legenda o spotkaniu Aleksandra i Diogenesa. Macedończyk miał rzec wtedy: „Gdybym nie był Aleksandrem zostałbym Diogenesem”. Słowa te mogą mieć dwa różne znaczenia, ale teraz zajmiemy się tylko tym związanym z rozumem praktycznym. W tym kontekście znaczą one mniej więcej tyle, co: Gdybym nie mógł zrealizować swoich ambicji, to bym się ich wyzbył. Problem z ustaleniem sensu swego życia, przedsięwzięciem celu bycia jest taki, że nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć przeróżnych okoliczności i stwierdzić, czy to, co pragniemy uczynić, nam się uda. Z drugiej stroni grozi nam poczucie niezrealizowania i nieszczęśliwości, gdy nasze cele nie będą od nas wymagać zbyt dużego wysiłku i zaangażowania. [ 4 ] Istotnym celem niniejszych rozważań jest stwierdzenie, że nieodłącznym elementem tego najważniejszego z wyborów jest element hazardu i ostatecznie dokonujemy go intuicyjnie, a wszelkie dokładne rozważania mogą jedynie dopomóc intuicji, ale nie mogą jej zastąpić. Τελος życia zawsze opiera się na wierze w możliwość jego realizacji.
1 2 3 Dalej..
Footnotes: [ 1 ] Jeśli wielu ludzi utożsamia szczęście z przyjemnością to albo niewiele nad tym rozmyślali, albo bardzo pięknie to o nich świadczy – są już bowiem szczęśliwi, ale nie mają czasu, czy innych warunków by się cieszyć swą szczęśliwością. [ 2 ] Muszę tu zaznaczyć, że abstrahuję chwilowo od realności przedmiotu nadziei – w tej chwili ważne jest jedynie to, że musi wydawać się ona możliwa do spełnienia wierzącemu i żyjącemu nią człowiekowi. [ 3 ] Można również zdefiniować pozytywnie nieszczęście. Wtedy powiedzielibyśmy, że nieszczęśliwy to ten, co jest nikczemny i w dodatku wie o tym. Wyobraźmy sobie najgorszego łajdaka na świecie wiodącego najprzyjemniejsze z możliwych życie – czy moglibyśmy być szczęśliwi na jego miejscu, czy pragniemy takiego „szczęścia”? [ 4 ] Na marginesie warto odnotować, że postulowane przez wielu mędrców wyzbycie się pragnień to też jakieś pragnienie – w dodatku wcale nie łatwe do urzeczywistnienia. « (Published: 22-11-2008 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 6212 |
|