|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Lęk [1] Author of this text: Bartosz Jastrzębski
Lęk jest piekielnego, tanatycznego rodowodu. Uznać to trzeba za prawdę nawet wówczas, gdy pojmujemy i akceptujemy fakt, że jego pierwotną funkcją była ochrona, że więc był (i nadal do pewnego stopnia jest) pożyteczny i potrzebny. Ludzie, podobnie jak i wszystkie inne istoty, lękając się tego, co groźne, nieznane, niezrozumiałe, bo nie mieszczące się w żadnych schematach percepcyjnych lub interpretacyjnych unikali rzeczywistych zagrożeń i pułapek na nich czyhających, czym częstokroć ratowali sobie życie. Tak rozumiany lęk jest zatem uniwersalnym i niezbywalnym elementem świata zachowań zwierzęcych, stanowi wyraz samozachowawczej reaktywności bardziej złożonych układów nerwowych.. Mało tego: wydaje się być jednym z ich elementów pierwotnych, jako że odruch przestrachu, a po nim ucieczki, ukrycia lub walki, stanowi podstawowe zachowanie młodych egzemplarzy wszelkich wyższych gatunków. Od tego czy odruch ów zachodzi – i jak szybko – zależy w dużej mierze ich dalsze życie. Długi, wyczerpujący i rzadko kiedy zakończony pełnym sukcesem proces zwany oswojeniem jest – zarówno w odniesieniu do zwierząt jak i, mniej dosłownie, do ludzi — próbą demontażu owego instynktownego mechanizmu. Jednakże zjawisko lęku, choć naturalne, nie przestaje być z tego powodu mniej skandaliczne i bolesne. Założenie bowiem, że to, co jest naturalne jest dobre, a przynajmniej akceptowalne, jest założeniem jawnie niemoralnym i niedorzecznym, cała zaś cywilizacja opiera się właśnie na jego uporczywym podważaniu, którego dobry przykład stanowi heroiczny ludzki bój przeciwko – najzupełniej przecież naturalnym – chorobom i śmierci. Tu zaś, w przypadku lęku, jego złowieszczy charakter objawia się w jego „przed czym?”. „Przed czym” lęku jest wszak – najogólniej mówiąc – przewidywane, nadchodzące zło, [ 1 ] które u lękającego się ogarnia i przenika – z przejmującą, nieodpartą sugestywnością i mocą — cały świat. W lęku przeczuwane i doświadczane jest zło, lęk jest sposobem napotykania zła w świecie jako realnego i nadchodzącego (a nawet już obecnego) i tym samym jest swoistym dowodem na jego istnienie. W lęku – w skrajnych postaciach — świat jawi się jako nieodwołalnie czarny i niszczący, naznaczony śmiercią, szaleństwem i nicością. Opresja jest tu nieuchronna, katastrofa nieodwołalna, rozpacz nieunikniona, a każdy wybór fatalny lub niemożliwy. I to właściwie wystarczy, by przypisać trwodze piekielny rodowód i obwołać wrogiem ludzkości, kąśliwą patologią obrzydzającą istnienie.
Tym bardziej zatem jest frapujące, że we współczesnym świecie zaburzenia lękowe, wraz z nieuchronnie pojawiającymi się jako ich skutek zakłóceniami nastroju w ogóle, czyli stanami depresyjnymi, spotykane są coraz częściej, a nawet w niektórych krajach mówi się o pandemii zaburzeń emocjonalnych o takim właśnie lękowo-depresyjnym charakterze. Jest to zjawisko o tyle zdumiewające, że najsilniej zaznacza się ono w krajach wysoko rozwiniętych, o stabilnej ekonomii, rozbudowanej kulturze i bardzo wysokim poziomie bezpieczeństwa społecznego, a więc w krajach, w których – biorąc pod uwagę pierwotną funkcję lęku – powinien on słabnąć czy niemal zanikać. Okazuje się jednak, że pomimo braku obiektywnych zagrożeń podstaw egzystencji, lęk nie ulega atrofii, przeciwnie – wzrasta, ulega transpozycji sytuując się w nieoczekiwanych obszarach życia psychicznego, pojawiając się w najmniej spodziewanych momentach, atakując jednostki wiodące żywot wygodny i bezpieczny, przybierając przy tym formy coraz bardziej jadowite i drapieżne.
Pytanie fundamentalne oczywiście brzmi: dlaczego tak się dzieje? Dlaczego człowiek uwolniony od rudymentarnych trosk związanych z przetrwaniem, uwolniony zatem od głodu, bezdomności, niewoli, nieustannej groźby fizycznego unicestwienia miast zażywać spokojnej szczęśliwości popada w demoniczne sidła trwogi?
By rozjaśnić tę kwestię należy wprzódy przyjrzeć się symptomatyce tego afektu, by móc go rozpoznać wszędzie tam, gdzie on faktycznie występuje – nie zawsze bowiem jego formy są jawne. Otóż pierwszą, podprogową niejako odsłoną lęku jest niepokój. Polega on na „odczuciu wewnętrznego napięcia, napięcia, które odczuwa się w mięśniach, w narządach wewnętrznych i psychice, napięcia, które w słabym nasileniu jest nawet korzystne, pobudza bowiem do aktywności, do większego wysiłku umysłowego i fizycznego, a w większym natężeniu staje się paraliżujące. [...]. Niepokój ten jest bezprzedmiotowy; nie wiemy czego się boimy, nie wiemy co nam dokucza, a jednak coś dokucza, chcielibyśmy wyjść z sytuacji, w której się znajdujemy, swobodnie odetchnąć, ale nie wiemy na czym jej zło polega”. [ 2 ] W efekcie trwania tego stanu, jak konkluduje Kępiński, „człowiek taki jest już niezdolny do myślenia, do podjęcia decyzji, czuje się rozbity fizycznie i psychicznie obolały”. [ 3 ] A zatem, choć wszystko powinno być dobrze – nic dobrze nie jest i być nie chce. Coś uciska, coś dławi, poszerza źrenice i przyspiesza oddech, a drżąca ręka sama sięga po papierosa, kieliszek lub Xanax. Lub też, jeśli cierpiący wolałby nie posiłkować się tymi o niewątpliwie złej reputacji środkami, ucieka się do rozmaitych, kompulsywnych zachowań: ruch, spacer, wertowanie gazety, telewizja, zjedzenie czegoś, drobna utarczka w domu, w każdym razie coś, co odwróci uwagę od dokuczliwych objawów, przerywając napędzającą mechanizmy lękowe wzmożoną samoobserwację. Tak czy owak trzeba coś ze sobą zrobić, zwłaszcza zadziałać własnym ciałem, bo pobudzenie motoryczne należy do osiowych objawów niskiego natężenia lęku, generując charakterystyczne, nerwowe, przyspieszone, nie zawsze składne ruchy. Słusznie zauważa przy tym Kępiński, że stany takie bywają uznane za korzystne, szczególnie – dodajmy — jeśli wydarzają się w pracy, dynamizują one bowiem ruchy pracownika, który dzięki temu wydaje sie być efektywniejszy i, ogólnie, pełen wigoru. Pracownikowi z tym jednak na ogół nie najlepiej, chociaż – z drugiej strony – kompulsja jest jakimś sposobem na wykonanie działań, zwłaszcza tych, których się w żaden sposób podejmować nie chce: kiedy i tak nie sposób usiedzieć na miejscu można wszak robić cokolwiek. I stąd być może pochodzi to, że systematycznie wzrasta konsumpcja takich substancji jak kawa, przetwory guarany, teobrominy, tauryny i pseudoefedryny, które u osób ze skłonnościami do lęku mogą powodować jego wzmożenie. Nikt oczywiście świadomie nie chce wpędzić się w stan lękowy, niemniej jednak silne pobudzenie jest coraz częściej nie tylko pożądane w życiu i pracy, ale i uważane za niezbędne. A jak przekonują neurologowie i psychiatrzy od silnego pobudzenia do lęku droga niedaleka bowiem, i jedno i drugie stymulowane jest przez te same hormony: adrenalinę i noradrenalinę.
Oto więc etap pierwszy: nerwowe napięcie i nadreaktywność, anhedonia, niemożność odczuwania spokoju i szczęścia. Lęk tego typu określa się czasem jako free floating – wolno płynący. Charakteryzuje go często długotrwałość i wspomniana już bezprzedmiotowość – ukryte jest tu bowiem jego „przed czym?”. I to właśnie owa bezprzedmiotowość jest szczególnie nieprzyjemna, jako że ewokuje dezorientację co do własnego stanu, nie pozwala także uzyskać jasności co do rzeczywistej przyczyny owego uczucia. Nie znając tej przyczyny człowiek zaczyna jej gwałtownie szukać, oskarżając o bycie nią swych najbliższych, współpracowników, sąsiadów, polityków, ale też pogodę, ciśnienie, nadmiar pracy, niedostatek czasu, niezdrową żywność, chlorowaną wodę czy cokolwiek innego. Wzrok po prostu omiata otoczenie w gorliwym poszukiwaniu czegoś, co mogłoby zostać oskarżone o fatalne, pełne napięcia samopoczucie. Takie skorelowane z lękiem rozdrażnienie, czy nawet agresja, wydają się być zjawiskami dość powszechnymi i łatwymi do zaobserwowania w życiu codziennym współczesnych ludzi. Skumulowane napięcie szuka bowiem ujścia rażąc na ogół „na ślepo”, czyli obiekty przypadkowe, niszcząc równocześnie delikatną i trudną do właściwego utrzymania tkankę relacji społecznych.
I dalej lęk może wzmagać się. Rozdrażnienie, pobudzenie i nerwowość ustępują miejsca trwodze w sensie ścisłym. To, co dotąd było niejasnym, ledwo przeczuwanym zagrożeniem, teraz gęstnieje, mrocznieje, niemal materializuje się. Zło, anonsowane przez lęk, wydaje sie być obecne tuż obok, w natarciu, wszechogarniające, dotykalne. Patrząc na cokolwiek patrzymy mu prosto w twarz. Zalękniona świadomość bowiem postrzega i otwiera się na to tylko, co jest ciemne, bolesne lub moralnie wstrętne. Jak słusznie zauważa Heidegger: „Przegląd widzi coś budzącego lęk, gdyż jest w położeniu lęku. Lękanie się jako drzemiąca możliwość położonego bycia-w-świecie, jako lękliwość, otwarło już świat na to, że może się odeń zbliżać coś budzącego lęk”. [ 4 ] Tu już na ogół pojawia się skonkretyzowany przedmiot — w przeciwnym razie mówi się w takich wypadkach raczej o stanach ciężkiego niepokoju. Krystalizuje się zarówno „przed czym?”, jak i „o co?” lęku. To drugie jest łatwe do uchwycenia: „tym o co lęk się lęka, jest sam ten lękający się byt, jestestwo. Lękać sie może tylko byt, któremu w jego byciu o nie samo chodzi. Lękanie się otwiera zagrożenie tego bytu, jego zdanie na siebie samego”. [ 5 ] Tym tedy o co przerażony się lęka jest on sam, w swym własnym obnażeniu, słabości, kruchości i wydaniu na nieznany los. Boi się on utraty samego siebie, utraty – dodajmy — która w tym stanie wydaje się niemal pewna. Jest to moment, określany przez Giddensa jako unicestwienie egzystencjalnego kokonu bezpieczeństwa. [ 6 ] Unicestwienie to polega na porażającym uświadomieniu sobie, iż krzywda (napad, choroba, porzucenie, samotność, niesprawiedliwość, zranienie, zdrada, wypadek, śmierć) może zdarzyć się w każdej chwili, i że ta możliwość pozostanie zawsze obecna ponieważ nie sposób jej racjonalnie zaprzeczyć – rzeczywiście bowiem niewykluczone, iż nieszczęście jest właśnie w drodze ku nam. Lękający się dziwi się tylko, że ta oczywista, choć ponura prawda, zdaje się nie docierać do większości ludzi, którzy żyją jakby posiedli alchemiczny kamień nieśmiertelności. Tym samym docieramy do źródłowego „przed czym” lęku: będą to cztery podstawowe formy utraty siebie: śmierć, szaleństwo, samotność i bezsens życia. Groźba owych różnych rodzajów zatraty nie wydaje się powiązana w bezpośredni sposób z organizacją i charakterem życia społecznego. Przeciwnie: lęk wydaje się odsyłać do przestrzeni ściśle wewnętrznej, a przy tym metafizycznej, niezależnej od tego jak – w danym momencie dziejów – akurat żyją ludzie. Wszak zawsze towarzyszyła człowiekowi śmierć, nigdy nie brakowało szaleńców i osamotnionych, nie było również takich czasów, w których ten czy ów nie odczuwałby przygnębiającej jałowości i bezsensowności życia – nietrudno je bowiem zauważyć. Być może wszak chodzi tu również o to, co można takim metafizycznym lękom przeciwstawić – bo że są one uzasadnione, co do tego nie ma wątpliwości. Sporządzaniem takich odtruwających (lub skuteczniej niż one zatruwających) receptur od zarania miała zajmować się kultura i społeczeństwo – bodaj w takim, między innymi, celu powstały. Już dawno mówił o tym Freud: „Życie, do jakiego jesteśmy zmuszeni, jest dla nas zbyt ciężkie, przynosi nam zbyt wiele cierpień, rozczarowań, nierozwiązywalnych zadań. Aby je znieść, nie możemy obejść się bez środków uśmierzających. [...]. Istnieją trzy rodzaje takich środków: potężne sposoby odwrócenia naszej uwagi, które pozwalają lekceważyć naszą nędzę, zaspokojenia zastępcze, i narkotyki, które nas na nią znieczulają. Któryś z tych środków jest nieodzowny”. [ 7 ] Do kwestii tego, czy i jakie trankwilizatory współczesna kultura nam oferuje i czego żąda w zamian jeszcze powrócimy. Wzrost zaburzeń lękowych zdaje się jednak sugerować niezbyt udane rozwiązania tego problemu.
1 2 3 Dalej..
Footnotes: [ 1 ] Por. M. Heidegger, Bycie i czas , przeł. B. Baran, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2005, s. 431. [ 2 ] A. Kępiński, Lęk , Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich, Warszawa 1977, s. 15-16. [ 4 ] M. Heidegger, Bycie i czas, przeł. B. Baran, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2005, s. 181. [ 6 ] Por. A. Giddens, Nowoczesność i tożsamość. Ja i społeczeństwo w epoce późnej nowoczesności, przeł. A. Szulżycka, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2001, s. 51-67. [ 7 ] Z. Freud, Człowiek, religia, kultura, przeł. J. Prokopiuk, Książka i Wiedza, Warszawa 1967, s. 247-248. « (Published: 27-01-2009 )
Bartosz JastrzębskiUr. 1976. Doktor habilitowany kulturoznawstwa, filozof, etyk, wykłada w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Interesuje się niespokojnym pograniczem filozofii, antropologii i literatury. Fascynuje historią, pamięcią oraz poszukiwaniami duchowymi i religijnymi. Tropi motywy przewodnie codzienności, jej udręki i drobne nadzieje, którym poświęcił trzy tomy esejów: Pająk. Szkice prawie filozoficzne (2007), Próżniowy świat (2008) oraz Wędrówki po codzienności. Eseje o paru ważnych rzeczach (2011). Pisarz i podróżnik. W 2012 roku otrzymał Nagrodę im. Beaty Pawlak za książkę Krasnojarsk zero (wraz z Jędrzejem Morawieckim). W 2013 roku opublikował zbiór esejów Przedbiegi Europy. Gawędy podróżne, a w 2014 ukazały się jego dwie książki poświęcone współczesnemu szamanizmowi: Współcześni szamani buriaccy w przestrzeni miejskiej Ułan Ude oraz Cztery zachodnie staruchy. Reportaż o duchach i szamanach (współautor: Jędrzej Morawiecki).
Number of texts in service: 11 Show other texts of this author Newest author's article: Czy demokracja jest niemoralna? | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 6326 |
|