»
Dziennik pokładowy znaleziony w butelce Author of this text: Tomasz Misiewicz
Środa
Kapitan
polecił zmianę kursu. Poprzedni był zbyt ugodowy. Płynęliśmy z wiatrem. A Wiatr
był głównym ideologiem poprzedniego systemu. Teraz ma się to zmienić. Płyniemy
na przekór szkwałom i wichurom. Mamy pokazać światu naszą niezależność. Póki co
majtkowie dostali wiatrów w żołądkach, bo kapitan nakazał także zmianę menu.
Zamiast dorszów jemy owoce morza. Dotąd jedyne owoce, jakie sobie aplikowaliśmy
to były jabole jeszcze z zapasów poprzedniego kierownictwa. Tamte owoce morza
importowano jednak od Wielkiego Brata. Obecnie więc przestawiamy się na produkty z niezależnych źródeł. Kapitan to nazywał dewersyfikacją dostaw. Tej nocy
majtkowie silnie dewersyfikowali za burtę. Jeden to się nawet zdewersyfikował w spodnie. Inni poprzestali na zwykłej dezercji. Załoga się oczyściła z elementów
niepewnych. Ale kurs trzymamy
Czwartek
Po wczorajszych dezercjach kapitan nakazał składanie oświadczeń przez załogę.
Każdy ma napisać swój życiorys. Ponieważ od osiemnastu lat pływamy na tej samej
łajbie, życiorysy mamy niemal jednakowe. Diabeł tkwi jednak w słowie „niemal".
Nawigator na przykład utrzymywał przez radiostację kontakty z obcymi banderami,
bosman przywlókł na pokład kilka francuskich chorób, a szyper trudnił się
kontrabandą. W ramach zarządzonej rewolucji moralnej, kapitan polecił zamianę
stanowisk. Odtąd łajbę będzie prowadził kucharz, bo sprawdził się jako dewersyfikator. Nawigator, bosman i szyper zostali pozbawieni dodatków
funkcyjnych i karnie posłani do kotłowni. Tam mają przejść czyściec odnowy
poprzez pracę fizyczną.
Piątek
Kapitan
wyznacza kurs na tzw. Politykę Historyczna. W skrócie PH, czyli Pech.
Ta nowa
Polityka Historyczna w dużym skrócie odnosi się do uświadomienia naszej
tradycji. Mamy wykuć na pamięć wszystkie chlubne epizody z historii łajby.
Na przykład
klęskę w wyprawie po halibuta, szkorbut, jaki dotknął załogę na Madagaskarze,
chorobę morską, która dopadła nas w Trójkącie Bermudzkim.
A
szczególnie cenne są okrągłe rocznice: 255 — dania odporu flotylli z sąsiedniej
Estonii. Wtedy ponoć cały skład łajby jechał solidarnie „Do Rygi" po tym jak
urządzono zawody w piciu rumu.
Albo 195
rocznica abordażu na kuter transportujący cesarskie hurysy. Nasza załoga miała
wtedy udział w wyzwoleniu ich spod jarzma despoty. Hurysy przez następne
pięćdziesiąt lat pomywały na naszym pokładzie w ramach uświadamiania im praw o równouprawnieniu kobiet.
Piękna jest
ta nasza historia. I tylko w rozkaz dzienny wygłaszany z mostka kapitańskiego
wkradł się błąd. Pisarz pokładowy (czyli ja) pomyłkowo zamiast słowa
„instrukcja" wpisał inne: „obstrukcja". Różnica niby drobna lecz jakże istotna.
Jak pech to pech.
Sobota
Po polityce
historycznej przyszła kolej na prorodzinną.
Ten element
bardzo ucieszył załogę. Zwłaszcza, że po przymusowej abstynencji cielesnej
mężczyźni złaknieni damskich powabów a ostatni raz do portu zawijaliśmy na tyle
dawno, iż niektórzy zdążyli zapomnieć, czym się różni kobieta od wiosła.
Kształty poniekąd zbliżone.
Kapitan
jednak wyjaśnił na wstępie, że nie o promowanie rozpusty idzie, lecz o przeciwdziałanie powstawaniu jednopłciowych związków partnerskich. Napiętnował
kilka par, które żyją bez odpowiednich sakramentów a jako główne złożenia
polityki prorodzinnej wymienił: dodatki za każde następne dziecko, deputaty za
nie naruszanie przykazania o pożądaniu żony bliźniego swego, rozłąkowe dla
rodzin pozostających w portach, dłuższe urlopy tacierzyńskie.
Wszystkie te
przywileje przewiduje nowy kodeks rodzinny opracowany przez kapitana.
Szczegółowych wyjaśnień kapitan udzieli kiedy indziej. Dzisiaj obchodzi
półwiecze ślubów czystości.
Niedziela
Odpoczywamy
przed jutrzejszym Nowym Otwarciem.
Najpierw
zjedliśmy śniadanie. Było niezwykle uroczyste, bo dzień święty trzeba święcić.
Kapitan okolicznościową pogadankę poświęcił swojej drodze na mostek kapitański.
Opowiadał ile trudów go kosztowała droga ku oficerskim szlifom.
Mówił o tajnej policji, która go prześladowała. Jeden tajniak to go nawet zamknął w szafie. Jakiś Pułkownik Leśnik czy Naleśnik. Trudno zrozumieć, bo kapitan ma
wadę wymowy. Mówi nie otwierając ust. To takie konspiracyjne przyzwyczajenie z czasów, kiedy należało trzymać jeżyk za zębami.
Wczuliśmy się w męki kapitana i posnęliśmy solidarnie. Wiadomo: „Żegluga Solidarna", jak głosił slogan wyborczy
kapitana.
Po śniadaniu
była msza. Kapelan pokładowy poświęcił ją w całości przykazaniu o tym, jak to
dzień święty trzeba święcić. Mówił o tym tak długo, że obrzydził nam całą resztę
dnia.
Po obiedzie
mieliśmy czas kulturalny. Graliśmy w statki. Koszmarnie męczące zajęcie.
Zwłaszcza, że przez resztę tygodnia nic innego nie robimy.
Po kolacji
był apel poległych w intencji tych, co zginęli na morzu.
Taak, tej
niedzieli odpoczęliśmy wyjątkowo solidnie. A nawet solidarnie.
Poniedziałek
Kapitan
dokonał Nowego Otwarcia. Otworzył nowo zbudowany mostek kapitański i zapowiedział remont generalny całej
łajby. Sfinansowaniem remontu ma się zająć Unia Kapitańska. W ten sposób będzie
mogła odpokutować wypowiedzenie nam ostatniej wojny. Kapitan dał jej szansę do
wtorku, bo jak nie, to wystawi Unii rachunek za zniszczenie latryny pokładowej.
To był dar od nich dla nas. Latryna wyleciała w powietrze na skutek skumulowania
gazów, jakich w Unii Kapitańskiej nie przewidują. To po tych jabolach.
Wtorek
Cumulusy
wskazują na potężny sztorm. Wiemy to z nieba, bo urządzenia nawigacyjne kapitan
kazał wymienić na nowe, mniej defetystyczne. Poprzednie miały zbyt dużą skalę
błędu. A nowe w ogóle nie wykazują błędu. One jeszcze nic nie wykazują, bo
przeznaczone były do muzeum Żeglugi Wielkiej. A tam sztormy raczej nie
występują.
Póki co
wicher porwał wszystkie szalupy ratunkowe. Oszczędził jedną — kapitańską. Tej
nie zauważył. Była tak mała , że umknęła jego uwagi. Bo kapitan do wielkoludów
nie należy. Wielbiciele jego talentu politycznego mówią, że to po patronie,
ponieważ kapitan wzoruje się na małym kapralu.
Płyniemy
więc bez szalup prosto na skały. Kapitan dał się ubłagać i wypuścił z kotłowni
na czas zagrożenia Bosmana, Szypra i Nawigatora. Sam zaś udał się na ląd w celu
szukania bratniej pomocy. Bo on ma ponoć brata. Jak mówi stare przysłowie: „Gdy
trwoga to do Boga, jak draka to do bliźniaka".
« (Published: 15-07-2009 )
Tomasz Misiewicz Publicysta i satyryk. Ukończył historię na UW. Ma 43 lata. Mieszka w Warszawie. | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 6683 |