|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Reading room » Publishing novelties
Ziemia [1] Author of this text: Anatol France
Wszystkim wiadomo, że pan Zola został niedawno potraktowany w ten sam sposób
jak patriarcha Noe. Podczas gdy spał, pięciu spośród jego synów duchowych
popełniło wobec niego grzech Chama. Owe wyrodne dzieci to panowie:
Paweł
Bonnetain,
J.-H. Rosny,
Lucjan
Descaves,
Paweł
Margueritte i
Gustaw
Guiches. Wyśmiali oni publicznie nagość swego rodzica. Pan Fernand Xau,
naśladując pietyzm Sema, okrył swym płaszczem uśpionego starca i dlatego będzie
błogosławiony po wiek wieków. Tak więc stary zakon staje się symbolem nowego, a pan Emil Zola zaiste Tym, którego zapowiadali prorocy.
Ziemia (fr. La Terre) — piętnasta część cyklu Rougon-Macquartowie,
autorstwa Emila Zoli. Akcja utworu dzieje się w Rognes, wsi w jednym z najbiedniejszych regionów Francji — Beaucji. „Ziemia" jest najbardziej brutalną
częścią cyklu, ukazującą sceny seksu i przemocy bez żadnych osłonek. Utwór po
publikacji wywołał największy skandal ze wszystkich tomów, oskarżany o niemoralność i psucie dobrego imienia francuskiej wsi. Zola w utworze podjął
także bardziej uniwersalne tematy, nawiązując do motywu szekspirowskiego Króla
Lira poprzez historię starego Fouana oraz grając z konwencją dotychczasowego
ukazywania wsi jako miejsca harmonijnego, którego mieszkańcy żyją zgodnie z naturą i kultywują pierwotne wartości człowieka. W 1903 r. wznowienie Ziemi
osiągnęło jeden z najwyższych nakładów spośród wszystkich utworów Zoli. W 1921
utwór został sfilmowany przez André Antoine. Wszystkie dzienniki ogłosiły manifest literacki panów: Gustawa Guiches, Pawła
Margueritte, Lucjana Descaves, J.-H. Rosny’ego i Pawła Bonnetain. Oto jak w nim
oceniono nową powieść mistrza, pt. „Ziemia". „Nie tylko obserwacja jest
powierzchowna, efekty przestarzałe, tok opowiadania pospolity i bezbarwny, lecz
nadto skłonność do sprośności zaostrzyła się jeszcze; wkroczyła w tak niskie
rejony plugastwa, że chwilami można by książkę uważać za antologię pornografii.
Mistrz zszedł na samo dno ohydy".
Tak mówi
Pięciu. Ich deklaracja była pewną niespodzianką. Co najmniej dwaj z nich nie mają bowiem danych na to, aby mogli pierwsi rzucać kamieniem. Co się
tyczy pana Bonnetain, to jest on autorem powieści, która również nie uchodzi za
purytańską. Co prawda autor jej odpowiada, że zacząwszy tak, jak kończy pan
Zola, zamierza skończyć tak, jak pan Zola zaczął. Ale i sam manifest może być
przedmiotem zarzutów. Zawiera pewne twierdzenia na temat stanu fizjologicznego
autora „Ziemi", które przekraczają dopuszczalne granice krytyki. Tłumaczyć
dzieło osobowością autora — to metoda doskonała, gdy chodzi o „Mizantropa" lub
„Ducha praw"; lecz nie można jej tak łatwo stosować do dzieł współczesnych.
Krytyka ma prawo wypowiadać się o powieściach pana Zoli i czytelnicy zaraz
zobaczą, czy będę się wahał powiedzieć, co o tych powieściach myślę. Ale
prywatne życie pana Zoli powinno być bezwzględnie uszanowane; nie wolno
doszukiwać się w nim źródła nieprzyzwoitości, których obraz roztacza w swych
książkach. Nie jest rzeczą ciekawą, czy pan Zola tak bardzo hołduje lubieżności z zamiłowania, czy też dla interesu. I wreszcie — manifest kończy się wezwaniem
do czytelników, które trudno uznać za całkowicie bezinteresowne, jako że
pochodzi ono od młodych powieściopisarzy: „Trzeba — powiada Pięciu — by opinia
publiczna ugodziła tylko w »Ziemię« i nie rozsiała się drobnym śrutem na uczciwe
książki, które się dopiero ukażą". Znaczy to najwyraźniej, że ci panowie mają
kilka tomów w druku. Nie wiem, co bardziej podziwiać w ich taktyce:
przebiegłość, czy naiwność.
Grupa Pięciu nie czekała ze swym sądem o „Ziemi", aż będzie mogła poznać
koniec powieści. Pan Zola skarżył się na to, bo też zazwyczaj nie ocenia się
dzieła, zanim zostało ukończone. W tym wszakże wypadku stoimy przed utworem
niezwykłym. „Ziemia" nie ma ani początku, ani środka, zakończenia zaś nie
potrafi pan Zola dać za cenę największych nawet wysiłków. Dlatego pozwolę sobie,
naśladując tamtych pięciu panów, wypowiedzieć swoje zdanie o tej książce już
teraz. Doszedłem do momentu, gdy Grandę, osiemdziesięciodziewięcioletnia
chłopka, zostaje zgwałcona przez swego wnuka, o czym jest mowa w odcinku
osiemdziesiątym szóstym. Uprzedziłem więc wyraźnie, że to, co powiem, nie odnosi
się do wydarzeń następujących po powyższym rysie obyczajowym sielskiego życia.
Tematem książki jest, jak wskazuje tytuł, ziemia. Wedle pana Zoli ziemia jest
kobietą czy też samicą, dla niego bowiem to jedno i to samo. Pokazuje nam on
„pierwotnych samców, utrudzonych zapładnianiem ziemi". Opisuje chłopów, którzy
pragną „wedrzeć się w nią, użyźnić aż do wnętrzności", którzy kochają ziemię
„żyjąc bez przerwy w namiętnym z nią kontakcie" i którzy wdychają „z rozkoszą
zdrowego samca woń towarzyszącą jej zapładnianiu".
Jest to retoryka brutalna, lecz wciąż jeszcze tylko retoryka. Cała zresztą
książka jest pełna banalnych epizodów, niefortunnie odmłodzonych: wieczornica,
sianokosy na łonie natury, żniwa, winobranie, grad, burza — wszystko już
opiewane przez Chenedollego z lepszym wyczuciem przyrody i chłopa. Jest także
siewca, którego „dostojny gest" pokazał Wiktor Hugo, i krowa przyprowadzona do
byka, o czym pan Maurycy Rollinat napisał dość mocny wiersz. Czy czytaliście
może Praedium rusticum? Jest to poemat łaciński, który pewien jezuita z XVIII stulecia skomponował dla młodzieży szkolnej wzorując się na Wergiliuszu.
Otóż książka pana Zoli przypomniała mi ten utwór Ojca Vaniere ze względu na
pewną wspólną im szablonowość.
Nic na tych kartkach napisanych przez pseudonaturalistę nie zdradza
bezpośredniej obserwacji. Nie wyczuwa się tam życia człowieka ani życia
przyrody. Postaci są malowane sposobami szkolnymi, które się dziś wydają bardzo
przestarzałe. Co powiedzieć o owym notariuszu, którego „usypia proces trawienia
właśnie spożytego wykwintnego obiadu"? O proboszczu, który się ukazuje wśród
„czarnych wzlotów swej sutanny"?
O domu, który był „jak owe sędziwe, pochylone wiekiem kobiety"? O tym „cichym i rytmicznym szeleście rozrzucanego krowiego łajna"? O tej „kołyszącej ciszy,
która wznosiła się znad wielkich zielonych pól"? Czy lepiej widzimy siedzących
za stołem chłopów, gdy nam powiedziano, że „wzruszenie zalewało ich twarze"? Pan
Zola dał temu nowemu dziełu tylko swoje wady. Najbardziej szczególną z nich jest
używanie czegoś w rodzaju złożonego oka muchy, które każe mu oglądać przedmioty
zwielokrotnione, jak gdyby poprzez szlifowany topaz. Jako przykład można podać
opis, zresztą dość dokładny i żywy, targu w jednym z miast powiatowych,
zakończony przez Zolę niezrozumiałym obrazem: „Wielkie żółte pudle wyjąc
uciekały ze zmiażdżoną łapą". Rodzaj halucynacji każe też pisarzowi widzieć
dziesiątki tysięcy siewców równocześnie: „Zwielokrotniali się — mówi — roili się
jak niezmordowane czarne mrówki, które podniecone jakąś wielką robotą, rzucają
się z zapałem na to przerastające ich siły zadanie, gigantyczne w porównaniu z ich małością; można jednak było dostrzec, nawet u najbardziej oddalonych,
zawzięty, wciąż jednakowy gest — ów upór owadów walczących z nieobjętym ogromem
ziemi i wreszcie triumfujących nad przestrzenią i życiem".
Pan Zola nie pokazuje nam chłopów w sposób zbyt wyraźny. Co gorsza, każe im
przemawiać niewłaściwym językiem. Użycza im wybuchowej rozmowności robotników
miejskich.
Chłopi mówią mało; lubią sentencje i często wyrażają myśli bardzo ogólne.
Nawet ci, co pochodzą z okolic, gdzie się nie mówi gwarą, miewają jednak
powiedzenia pełne smaku, w których zachowało się coś z zapachu ziemi. Nic z tego
nie pozostało w zdaniach, które pan Zola wkłada w usta swoim chłopom.
Zola przypisuje ludziom wiejskim słowa pełne rozlewnej nieprzyzwoitości i malowniczej lubieżności, słowa, których nie używają oni nigdy.
Rozmawiałem niekiedy z chłopami normandzkimi, zwłaszcza ze starcami. Ich mowa
jest powolna i sentencjonalna. Obfituje w praktyczne nauki. Nie twierdzę, by
mówili równie dobrze jak Alkinoos i starcy homeryccy; do tego im daleko! Lecz
przypominają nieco ich powagę i dydaktyczny ton.
Co do młodych, tym — gdy sobie rozmawiają w szynku, nie brak prostackiej
werwy i niewymyślnego języka. Ich wyobraźnia jest ograniczona, prosta, wcale nie
wyuzdana. Ich dłuższe opowieści mają charakter heroiczny, a nie miłosny; dotyczą
wielkich ciosów, zadanych lub otrzymanych, przykładów siły i odwagi,
bohaterskich czynów podczas bijatyk i pijaństw.
Przykro mi dodać, że pan Zola, ilekroć mówi na własny rachunek, przemawia
językiem ciężkim i pozbawionym siły. Męczy przygnębiającą monotonią swych
formuł. Np.: „Jego czułe ciało kolosa — jej ruchliwość szczupłej brunetki — jej
wesołość tłustej kumoszki — nagość jej ciała mocnej dziewczyny".
Jest w chłopie piękno. Widzieli je: bracia Lenain, Millet, Bastien-Lepage.
Pan Zola go nie dostrzega.
Posępna powaga twarzy, solenna sztywność, którą nieustanna praca nadaje
ciału, harmonia między człowiekiem i ziemią, wielkość w nędzy, świętość pracy,
pracy w najistotniejszym sensie tego słowa — pracy przy pługu — nie wzrusza pana
Zoli. Wymyka mu się urok rzeczy; piękno, majestat, prostota uciekają mu stale.
Gdy ma nazwać wieś, rzekę lub człowieka, wybierze słowo najbrzydsze: człowiek
będzie się nazywał Mac-queron, wieś — Rognes, rzeka —
Aigre. A przecież istnieje wiele ładnych nazw wsi i rzek. Zwłaszcza wody
zachowują — na wspomnienie nimf, które się w nich ongi kąpały — nazwy czarowne,
które śpiewnie spływają na wargi. Lecz pan Zola nie zna piękna słów, jak nie zna
piękna przedmiotów.
Brak mu smaku. I dochodzę do wniosku, że brak smaku jest owym tajemniczym
grzechem, o którym mówi Pismo, największym z grzechów, jedynym, który nie będzie
wybaczony. Czy chcecie przykładu tej nieuleczalnej ułomności? Pan Zola pokazuje
nam w „Ziemi" chłopa-łajdaka, pijaka, kłusownika, którego przezwano Jezusem
Chrystusem ze względu na jego spiczastą bródkę, długie włosy i zamglone
spojrzenie. Pan Zola nigdy nie zaniedbuje sposobności, by nazwać go tym
imieniem. Tym sposobem otrzymuje zdania następujące: „Był to Jezus Chrystus,
chwytający się za bary z Florą, od której żądał litra rumu". — „Jakże się
naśmiewał Jezus Chrystus z małego święta rodzinnego!" — „Jezus Chrystus był
bardzo wzdęty". — Nie trzeba być ani katolikiem, ani chrześcijaninem, by czuć
niewłaściwość takiego postępowania. Lecz najgorszą wadą „Ziemi" jest -
niepotrzebna pornografia. Chłopi pana Zoli cierpią na satyriasis.
Wszystkie demony nocy, których lękają się zakonnicy i które zażegnują, śpiewając
na nieszporach hymny z brewiarza, oblegają aż do świtu łoża rolników z Rognes. W tej nieszczęsnej wsi roi się od wypadków kazirodztwa. Praca na roli, zamiast
uspokajać ich zmysły, rozdrażnia je. We wszystkich zaroślach chłopiec z fermy
ściska „dziewczynę, pachnącą jak zwierzę w szale". Babcie są tu gwałcone, jak to
już z przykrością zaznaczyłem, przez wnuków. Pan Zola, który jest nie tylko
uczonym, lecz i filozofem, tłumaczy — iż winę ponosi tu siano i gnojownik.
1 2 Dalej..
« Publishing novelties (Published: 17-09-2009 )
Anatol FranceUr. 1844, zm. 1924. Powieściopisarz, poeta i krytyk francuski. Zapalony bibliofil i historyk, przedstawiciel postawy racjonalistycznej oraz sceptycznej. Przez jemu współczesnych porównywany do Voltaire'a. Autor licznych powieści satyryczno-heroikomicznych wzorowanych na XVII-wiecznych powiastkach filozoficznych i libertyńskich. Jeden z pierwszych obrońców Dreyfusa. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za 1921 rok. W 1922 r. Z uzasadnienia komisji noblowskiej, otrzymał ją za "błyskotliwe osiągnięcia literackie wyróżniające się wykwintnością stylu, głębokim humanizmem i prawdziwie galijskim temperamentem". Przez Josepha Conrada nazwany "księciem prozy". Humanizm France'a wywarł wpływ na takich pisarzy jak: Marcel Proust, Tomasz Mann, Aldous Huxley, Jean Paul Sartre czy André Gide. Watykan umieścił wszystkie dzieła France'a na Indeksie Ksiąg Zakazanych. Private site
Number of texts in service: 5 Show other texts of this author Latest author's article: Chrzest pingwinów | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 6797 |
|