|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Articles and essays »
Delegalizacja Obozu Narodowo-Radykalnego Author of this text: Maciej Twardowski
13 października doszło do bezprecedensowego wydarzenia. Sąd
Rejonowy w Opolu zdelegalizował Obóz Narodowo-Radykalny z Brzegu. Mainstreamowe
media bardzo szybko podjęły temat , niemal natychmiast dochodząc do
jednoznacznej konkluzji — że stało się dobrze. Zastanawiam się jednak, czy jest
to do końca słuszne, czy święcenie zwycięstwa nad nacjonalistycznym ekstremizmem
nie może okazać się w tym kontekście myśleniem życzeniowym lub dziecięcą naiwnością.
Z formalnego punktu widzenia trudno z decyzją sądu
polemizować. Działalność stowarzyszenia stoi wszak w oczywistej sprzeczności z art. 13 konstytucji RP, który stanowi — „zakazane jest istnienie partii
politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do
totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także
tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na
politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa." Powodem
delegalizacji było propagowanie nienawiści na tle rasowym oraz ideologii
nazistowskiej poprzez m.in. użycie przez członków organizacji hitlerowskiego
pozdrowienia w czasie uroczystości na Górze Św. Anny.
Oczywiście ktoś mógłby rzec, że wyrok sądu to nadinterpretacja, bowiem „salut
rzymski" z Hitlerem nie ma nic wspólnego. Absurdalny punkt widzenia, gdyż salut
rzymski był powitaniem nazistów i jako taki jest wykonywany przez współczesnych
użytkowników. Symbolika nie jest w żadnym wypadku
zawieszona w próżni i oderwana od historii czy doświadczeń poprzednich pokoleń.
Stąd też koszulka ze swastyką byłaby nie do zaakceptowania, nawet mimo tłumaczeń o starożytnym hinduskim symbolu religijnym. Takoż „zamawianie 5 piw" będzie
zawsze nieść ze sobą negatywne konotacje. Czy tego chcemy czy nie, żyjemy w Polsce, kraju bardzo przez nazizm doświadczonym.
Tak czy inaczej, na pierwszy rzut oka wyrok wydaje się jak
najbardziej słuszny. Nie zmienia to faktu, że efekty decyzji sądu mogą nieść za
sobą nieprzewidywalne konsekwencje. Warto zastanowić się, czy ukrywający się pod
przykrywką narodowców neofaszyści więcej zyskują czy tracą?
ONR jest organizacją, która nie posiada centrali. Wiele
odłamów działa zupełnie nieformalnie. Osobowość prawna jest im w zasadzie
niepotrzebna. Jak czytamy na stronie onr.com.pl — „ONR, nie jest organizacją,
stronnictwem czy stowarzyszeniem lub, broń Boże, partią. Wszystkie te epitety
ograniczają, zamykają się w ściśle określonych ramach programowo-ustrojowych, są
narzucone z góry w celu zaszufladkowania, stłamszenia jednostki. Są wreszcie
wyrobem demokracji i parlamentaryzmu. ONR jest Ruchem. Ale nie ruchem w sensie
politycznym ale w sensie szerszym. ONR jest Ruchem w sensie społecznym. Formuła
ta nie narzuca, nie zamyka, jest wolna, jest ponad polityką."
W przypadku tego rodzaju „ruchu" jest to wybór uzasadniony. W ten sposób ONR sprawia wrażenie organizacji „antysystemowej", która zgodnie z przyjętą przez siebie doktryną stoi poza nawiasem demokracji. Takie poczucie
niezależności może wydawać się czymś szczególnie istotnym. Warto również
pomyśleć, po co tego rodzaju organizacjom status stowarzyszenia? Wynajęcie
lokalu? Dofinansowanie z UE? Nie sądzę. Siedzibę może wynająć jedna osoba, a wyciągnie pieniędzy z budżetu państwa czy Unii leży daleko poza zasięgiem
ekstremistycznych organizacji, zarówno ideowo jak i praktycznie.
Dla przykładu — podczas incydentu na Górze Św. Anny
ONR-owcy nie występowali jako organizacja zarejestrowana. Tak więc osobowość
prawna nie jest konieczna do udziału w jakichkolwiek akcjach, nawet
organizowaniu demonstracji. Natomiast brak statusu prawnego może w sposób
istotny utrudnić ściganie tego rodzaju przestępstw.
Najważniejszą wątpliwością wynikającą z delegalizacji
stowarzyszenia jest aspekt „męczeński". Innymi słowy, narodowcy dostali do ręki
narzędzie propagandowe. Co w konsekwencji wpłynie pozytywnie na wizerunek
nieformalnego ruchu w niektórych kręgach. To dodatkowy punkt dla sympatyków
skrajnej prawicy. ONR posługuje się językiem niemalże wojennym. A walka ma to do
siebie, że może przynosić straty. Delegalizację można więc przekuć w pewnego
rodzaju społeczną motywację — „przegraliśmy bitwę, ale wojna trwa".
Wyrok jest również bezprecedensowy z innego ważnego punktu
widzenia. Jeżeli sąd raz zgodził się na delegalizację organizacji, która
teoretycznie nawiązuje do nazizmu, w przyszłości tego rodzaju działania mogą
ulec rozszerzeniu. Stając się w efekcie elementem politycznych przetargów w zależności od tego, jaka partia będzie przy sterach władzy.
Wątpliwości jest wiele. Fakt pozostaje jeden, z każdym
ekstremizmem należy walczyć, ograniczając jego potencjalne pole działania. Ale
walka musi być skuteczna, niekoniecznie przy użyciu narzędzi prawnych.
Likwidowanie skutku nie zniszczy przyczyny. Delegalizacja wydaje się więc w głównej mierze próbą zmiecenia problemu pod dywan, usunięciu go z oczu. Gdy w rzeczywistości skutki mogą być odwrotne. Dla niszowych organizacji każde
pojawienie się w mediach jest na wagę złota. Szczególnie w kontekście ruchów o charakterze antydemokratycznym, czy wręcz „wywrotowym".
Pytanie o skuteczności to jedno, a problem prawny to drugie.
Państwo nie może przymykać oczu na jawne łamanie prawa. Tak więc musi ścigać
wzywania do nienawiści i inne formy naruszania tak konstytucji jak i kodeksu
karnego i stoi wyłącznie przed pytaniem, czy ścigać konkretne czyny i jednostki,
które je popełniły, czy organizacje, których statuty zostały wcześniej
zatwierdzone przez sądy? W Niemczech, w latach 30.obydwie strategie zawiodły. Być może trzeba czegoś więcej.
« (Published: 22-10-2009 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 6887 |
|