The RationalistSkip to content


We have registered
204.321.240 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Science » » Evolutionism

Najwspanialsze widowisko świata. Świadectwa ewolucji [1]
Author of this text:

Translation: Piotr Szwajcer

Co sprawiło, że idea Darwina tak późno pojawiła się na historycznej scenie? Czemu tyle trwało, nim ludzkość wpadła na pomysł tak oczywisty i prosty — znacznie oczywistszy, gdy idei tej się przyjrzeć, niż matematyczne idee, które Newton dał nam dwieście lat wcześniej (czy nawet te, które dwa tysiące lat wcześniej obmyślił Archimedes)? Na te pytania istnieje mnóstwo odpowiedzi. Może ludzi przerażał bezmiar czasu, niezbędny by zaszła tak wielka zmiana; może ludzki umysł gubił się w przepastnej głębi geologicznych epok, czyli nie potrafił odróżnić czasu geologicznego od tych kilkudziesięciu lat, jakimi dysponuje każdy z nas. A może winę ponosi religijna indoktrynacja? Może też akceptacja ewolucji okazała się tak trudna, gdyż łudząca iluzja projektu i stwórcy istotnie jest bardzo kusząca w kontekście niewyobrażalnej złożoności narządów takich jak choćby oko. Pewnie wszystkie te czynniki odegrały swoją rolę. Jednak Ernst Mayr, nestor i wielka postać neodarwinowskiej syntezy (zmarł w roku 2005 w wieku 100 lat) konsekwentnie głosił, że przyczyna leży całkiem gdzie indziej. Według Mayra winną całego zamieszania była wywodząca się jeszcze z antyku filozoficzna doktryna, współcześnie określana mianem esencjalizmu. Tak więc to duch Platona przesłaniał nam ewolucję. [ 1 ]

Duch Platona

Dla Platona cała „rzeczywistość", jaką postrzegamy, jest niczym więcej niż cieniami pojawiającymi się na ścianach jaskini, gdy płonie ognisko. Platon, jak wszyscy klasyczni greccy myśliciele, w głębi duszy był geometrą. Dla niego jednak trójkąt narysowany na piasku był tylko niedoskonałym cieniem prawdziwej esencji trójkąta, w idealnym trójkącie bowiem każda krawędź stanowi fragment euklidesowej prostej, ma długość, ale nie ma żadnej szerokości, każda linia jest nieskończenie cienka, a dwie linie równoległe nigdy się nie przetną. Zsumowane kąty takiego idealnego trójkąta dają dokładnie 180 stopni, ani o pikosekundę mniej lub więcej. W każdym razie trójkąt narysowany na piasku nie jest prawdziwym trójkątem (esencją trójkąta), lecz jedynie jego ulotnym cieniem.


Niniejszy tekst jest fragmentem najnowszej książki Dawkinsa, „chyba jego najlepszej", jak zauważył prof. V.S. Ramachandran, dyrektor Center for Brain and Cognition. Wydana pod patronatem Racjonalisty, dostępna obecnie w promocyjnej cenie w ramach przedsprzedaży Racjonalisty.

Biologia, jak twierdził Mayr, jest zarażona własną wersją esencjalizmu, a ów biologiczny esencjalizm traktuje tapiry i króliki, pangoliny i dromadery tak, jakby były trójkątami, rombami, paraboloidami i dwunastościanami. Królik zatem, który biega przed naszym nosem, w istocie jest bladym cieniem „idei" czy „esencji" królika; prawdziwego platońskiego królika, który przebywa gdzieś tam w konceptualnej przestrzeni wraz z idealnymi kształtami i bryłami geometrycznymi. Realne króliki, zwierzęta z krwi i kości, mogą się różnić się od siebie, ale na te różnice zawsze należy patrzeć jako na pełne błędów odstępstwa od esencji królika.

Trzeba przyznać rację Mayrowi, że taki obraz jest krańcowo aewolucyjny. Platonik wszelkie zmiany, jakie mogą zajść w króliku, traktuje jako odejście od ideału, nic dziwnego zatem, iż zawsze odczuwa opór przeciwko takiej zmianie — zupełnie jakby biedny królik przywiązany był elastyczną nicią do idealnego Królika w Niebiesiech. Ewolucyjne podejście jest krańcowo odmienne — formy potomne mogą nieustannie oddzielać się od swoich poprzedników, a każdy potomek może stać się przodkiem dla przyszłych wariantów. Nie przypadkiem Alfred Russell Wallace, człowiek, który niezależnie od Darwina i w tym samym momencie również odkrył ewolucję poprzez dobór naturalny, zatytułował rozprawę, w której odkrycie to opublikował, On the tendency of varieties to depart indefinitely from the original type (O dążności odmian do nieskończonego odbiegania od typu pierwotnego).

W każdym razie, jeśliby miało istnieć coś takiego jak wzorcowy królik, ów zaszczytny tytuł przyznać należy niczemu więcej, niż najwyższemu punktowi krzywej dzwonowej opisującej rozkład cech w populacji jak najprawdziwszych, kłębiących się oraz podskakujących — i wciąż zmieniających się — futrzastych króliczków. A taki punkt z czasem wędruje i w miarę przemijania kolejnych generacji może dotrzeć do miejsca (które oczywiście trudno zdefiniować), gdzie owa „norma", to, co nazywamy królikiem, oddaliła się tak daleko od swego pierwowzoru, że w zasadzie zasługuje już na zupełnie nową nazwę. Jak więc widać, nie ma żadnej ponadczasowej „królikowatości", żadnego idealnego („esencjonalnego") królika, krążącego gdzieś po orbicie. Jest tylko populacja futrzastych, długouchych koprofagów, intensywnie poruszających wąsikami, a ich wielkość, kształt, umaszczenie (i apetyt seksualny) podlegają prawom rozkładu statystycznego. To, co niegdyś znajdowało się na długouchym krańcu krzywej, w późniejszym geologicznym kształcie może wyznaczać sam jej szczyt, a jeśli uwzględnimy odpowiednio dużą liczbę pokoleń, może się zdarzyć, iż rozkłady jakiejś cechy w populacji przodków i odległych potomków już w ogóle się nie pokrywają: okazuje się, że nawet królik o najdłuższych uszach wśród prapra...pradziadków miał uszy krótsze niż najbardziej krótkouchy z jego dalekich potomków. Wszystko płynie, jak mawiał inny grecki filozof, Heraklit, nie ma nic stałego. I nieraz po setkach milionów lat może być bardzo trudne do uwierzenia, że jakiś zwierzak w ogóle może być potomkiem królika i to mimo że w żadnym pokoleniu typ dominujący nie różnił się jakoś znacząco od przeciętnej w pokoleniu swoich rodziców czy dzieci. Ten sposób rozumowania Mayr nazwał myśleniem populacyjnym. Była to dla niego antyteza esencjalizmu i dlatego właśnie, jak twierdził, tak trudno było zaakceptować idee Darwina, albowiem my wszyscy — czy to za sprawą dziedzictwa greckiej filozofii, czy z innych powodów — najwyraźniej nosimy esencjalizm w naszym mentalnym DNA.

Dla kogoś z platońskimi klapkami na oczach królik to królik, i już. Sama idea, że króliczy gatunek konstytuuje wędrujący obłok statystycznych średnich, albo że (typowy) współczesny królik może drastycznie różnić się od swego odległego o miliony lat przodka (i tak samo być niepodobnym do swego potomka, który nadejdzie za milion lat), stanowi pogwałcenie wewnętrznego tabu. I rzeczywiście — od psychologów zajmujących się rozwojem języka wiemy, że dzieci są naturalnymi, instynktownymi esencjalistami. Być może zresztą muszą, jeśli mają zachować zdrowie psychiczne w momencie, gdy ich rozwijające się umysły zajmują się dzieleniem świata na odrębne kategorie, z których każda zasługuje na odrębną nazwę. Wszak nawet Księga Rodzaju głosi, że pierwszym zadaniem Adama było nadanie imion wszystkim zwierzętom.

Jeśli Mayr ma rację, to rzeczywiście nic dziwnego, że my, ludzie, musieliśmy tak długo — aż do drugiej połowy XIX wieku — czekać na Karola Darwina. Raz jeszcze przyjrzyjmy się, jak bardzo antyesencjalistyczna jest ewolucja. Otóż w opisanym wyżej ujęciu populacyjnym istotnie jest to, że każdy gatunek skoligacony jest z każdym innym, na przykład królik z leopardem, za pośrednictwem sieci „ogniw pośrednich", z których każde jest tak podobne do swego sąsiada w tym długim łańcuchu, że w zasadzie bez problemów mogłoby mieć z nim płodne potomstwo. Istotnie — trudno wyobrazić sobie cokolwiek, co mocniej naruszałoby esencjalistyczne tabu. I to, o czym piszę, nie jest wcale wyłącznie przeprowadzanym w wyobraźni eksperymentem myślowym. Naprawdę — przynajmniej w ewolucjonistycznej perspektywie — istnieje szereg „zwierząt pośrednich", łączących królika z leopardem. Każde z tych zwierząt kiedyś żyło, oddychało i uprawiało seks i każde z nich powinno zostać zaliczone do dokładnie tego samego gatunku, jak jego bezpośredni sąsiedzi w rozciągającym się przez eony czasu ewolucyjnym kontinuum. Wszystkie te zwierzęta były równocześnie potomkami swoich sąsiadów i przodkami kolejnych. Ten długi łańcuch zwierząt łączy ze sobą królika i leoparda — acz, jak przekonamy się później, nigdy nie istniał żaden „krópard". Podobne ciągi łączą królika z wombatem, leoparda z homarem i każde żyjące dziś zwierzę oraz każdą współczesną roślinę z każdym innym żywym organizmem zamieszkującym naszą planetę. Być może część z moich czytelników potrafi już wyjaśnić, dlaczego ta w pewien sposób szokująca wizja nieuchronnie wynika z przyjęcia ewolucyjnego światopoglądu, na użytek pozostałych pozwolę sobie jednak nieco ją rozwinąć. Posłużę się w tym celu eksperymentem myślowym, który ochrzciłem mianem „punkt zwrotny".

Weźmy zatem królika, a raczej królicę (choć to wybór czysto arbitralny; dla poniższych rozważań płeć naszego bohatera nie ma żadnego znaczenia). Postawmy ją obok jej matki, teraz, jaką trzecią z kolei postawmy w szeregu babcię, czyli mamę mamy. I tak dalej, przez milenia i epoki, aż przed naszymi oczyma rozwinie się pozornie nieskończony łańcuch królic, każde ze zwierzątek z mamą z jednej strony i córką z drugiej. A teraz urządźmy sobie spacer wzdłuż tego łańcucha, cofając się w czasie, i z uwagą oraz starannie przyglądajmy się mijanym zwierzakom. Cóż zobaczymy — otóż okaże się, iż mijane królice z czasem zaczynają się nieco różnić od swej współczesnej potomkini, ale zmiany następują tak wolno, że praktycznie nie mamy szans dostrzec różnicy między córką a matką, tak samo jak nie widzimy ruchu małej wskazówki naręcznego zegarka i w pewnym sensie tak samo, jak trudno nam obserwować dorastanie dziecka. Widzimy dopiero, gdy raptem staje się nastolatkiem, a później dorosłym człowiekiem. W eksperymencie z królicami istnieje jeszcze jeden czynnik, który sprawia, że tak trudno nam odróżnić od siebie kolejne pokolenia. Otóż w każdej dekadzie i w każdym stuleciu dzieje się tak, że zróżnicowanie wewnątrz populacji jest większe niż międzypokoleniowe różnice między matkami a córkami. Jeśli zatem próbujemy dojrzeć ruch naszej „wskazówki godzinowej", porównując matki i córki (a nawet babcie i wnuczki), minimalne odmienności mogą nam umknąć przysłonięte zróżnicowaniem hasających po okolicznych łąkach krewnych i przyjaciół podglądanej przez nas rodziny.

Tak czy inaczej, z wolna i niepostrzeżenie, w miarę naszej wędrówki przez pokolenia dotrzemy wreszcie do królic, które wyglądają już całkiem odmiennie niż ich (odległe) potomkinie i bardziej niż do królika podobne są do ryjówek (choć też nie do końca). I właśnie jedno z tych zwierząt nazwę „punktem zwrotnym", bowiem to ono było najpóźniejszym — i najbliższym współczesności — wspólnym przodkiem (w linii żeńskiej, co jednak nie ma specjalnego znaczenia) królika i leoparda. Nie wiemy, co prawda, jak dokładnie wyglądało, ale z ewolucyjnego punktu widzenia bez wątpienia musiało istnieć. Oczywiście, tak jak wszystkie inne zwierzęta, samiczka ta należała do tego samego gatunku co jej matka i wszystkie córki. Przyjmijmy teraz, że w „punkcie zwrotnym" decydujemy się zmienić kierunek wędrówki w czasie i zaczynamy poruszać się w stronę teraźniejszości, kierując się w stronę leoparda (oczywiście trzeba będzie uważnie wybierać właściwe rozgałęzienia, przebierając wśród bardzo różnych potomków naszego „punktu zwrotnego"). Teraz po każdej ryjówkoidalnej samiczce pojawi się jej córka. I znów, niedostrzegalnie i stopniowo, przedmiot naszych obserwacji będzie się zmieniać, a owe ogniwa pośrednie mogą nadal w niczym nie przypominać żadnego istniejącego współcześnie gatunku, choć oczywiście są bardzo podobne do siebie. W każdym razie, jeśli odpowiednio długo posuwać się będziemy wzdłuż osi czasu to, mimo iż może się nam wydawać, że nic się nie zmienia, w pewnym momencie staniemy oko w oko z leopardzicą.


1 2 3 4 5 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Wywiad z Christopherem Hitchensem, Część I
Długi cień islamskiej zimnej wojny

 See comments (12)..   


 Footnotes:
[ 1 ] To nie jest dokładny cytat z Mayra, ale sądzę, iż trafnie oddaje jego przekonania.

« Evolutionism   (Published: 13-01-2010 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Richard Dawkins
Wybitny ewolucjonista, profesor Uniwersytetu w Oxfordzie. Urodził się w 1941 roku w Nairobi. Autor książki Samolubny gen, w której nadał nazwę i spopularyzował koncepcję George’a C. Williamsa, a która rzuciła nowe spojrzenie na przyczyny i sposoby ewolucji. Koncepcja ta umożliwiła lepsze niż kiedykolwiek wcześniej zrozumienie i wytłumaczenie motywów ludzkich (i zwierzęcych) zachowań, na gruncie zarówno biologii molekularnej, jak i psychologii ewolucyjnej. Najważniejsze jego publikacje: Samolubny gen (The Selfish Gene, 1976); Ślepy zegrarmistrz (The Blind Watchmaker, 1986); Fenotyp rozszerzony. Dalekosiężny gen (1982); Rzeka genów (River Out of Eden, 1995); Wspinaczka na szczyt nieprawdopodobieństwa (Climbing Mount Improbable, 1996); Rozplatanie tęczy (Unweaving the Rainbow, 1998), The Ancestor’s Tale (2004), Bóg urojony (God Delusion, 2006), The Greatest Show on Earth (2009) Więcej informacji o autorze   Biographical note
 Private site

 Number of texts in service: 75  Show other texts of this author
 Newest author's article: Wykorzystywanie seksualne dzieci i nieporozumienia wokół moich wspomnień
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 7077 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)