|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Society »
Konstruktywna krytyka, czyli dlaczego laicyzacja wyjdzie Kościołowi na dobre Author of this text: Dagmara Planutis
Jest maj, słońce świeci pięknym południowym blaskiem, pod budynek
kościoła w X., małej wiosce pośrodku niczego zajeżdża pięknie
przystrojony tandetą samochód. Z niego wysiada najpierw wyfiokowana i pachnąca
tanimi perfumami świadkowa a zaraz za nią, wraz z ojcem, ubrana w suknię
rodem z epoki wiktoriańskiej panna młoda. Dumnie jak rodzina pawi wchodzą do
świątyni przy dźwiękach oklepanego Marszu Weselnego Mendelssohna. „Jakaż
ona piękna w tej białej sukni" myśli babcia, która oczywiście nie ma
najmniejszego pojęcia, że tak właściwie to jej wnuczka od dawien dawna już
wcale nie jest niepokalana.
Pod ołtarzem przybranym kwieciem (kupionym rzecz jasna za pieniądze
nowożeńców) czeka już pan młody w surducie, w krawacie i z różą w butonierce. Po chwili wchodzi ksiądz odziany w złote szaty, który w oparach
kadzideł i mirry porozumie się z Wielkim Wszechmocnym i mocą nadaną przez państwo
połączy świętym węzłem małżeńskim tę oto paradnie ubraną dwójkę.
Ksiądz też całkowicie w porozumieniu z bóstwem będzie grzmiał o zeświecczeniu
społecznym i o groźnych jego skutkach, a na sam koniec przypomni, że niewiara w jedynego słusznego Boga oznacza piekło. „Piekło moi drodzy parafianie!"
Wtenczas młody ministrant przejdzie się po kościele z tacą, a że jest to ślub
naszej pięknej, małej E., niedzielni parafianie hojniej sięgną do kieszeni.
„No przecież jestem z rodziny, nie wypada nie dać stówki" powie sobie w duchu ciotka T., która małej E. nie widziała od kilku lat.
Piękne są nasze polskie tradycje, a przynajmniej bardzo estetyczne.
Jednak z wiarą nie mają one nic wspólnego. Polacy nie są zresztą narodem
wierzącym, Polacy są narodem religijnym. A religijność z wiarą tak w zasadzie to nie ma nic wspólnego. Ten, kto wierzy nie dba o to jak wygląda
jego wiara na zewnątrz. Zupełnie inaczej z człowiekiem religijnym. Człowiek
religijny chce się pokazać. Chce pokazać to, że wierzy, chociaż nie wierzy,
albo nie do końca wierzy. I co więcej, chce pokazać, że bardzo gorliwie
wierzy, nadgorliwie.
Kwestia sposobu, w jaki człowiek jest postrzegany przez społeczeństwo
to temat stary jak świat. By nie być gołosłowną pozwolę sobie przytoczyć Księżniczkę
de Clèves, Marie-Madeleine de la Fayette, utwór z cyklu francuskich
powieści dworskich. Można by wiele powiedzieć o tym jak naiwna wydaje się być
fabuła, w końcu to klasyczny przykład trójkąta miłosnego. Nie w tym jednak
tkwi wartość Księżniczki de Clèves. Cenna jest bowiem nauka o tym jak wiele zdradza spojrzenie (fr. regard) i jak doskonale ludzie
potrafią je zmylić warstwą pudru i różu.
To spojrzenie ujawnia uczucia księżniczki de Clèves do
księcia de Nemours. Księżniczka jest jednak mężatką i nie przystoi jej
kochać innego mężczyzny, dlatego ukrywa swoje uczucia przed dworem i przekonuje do tego nawet księcia de Nemours. Jej wierność dla męża jest w oczach innych niepodważalna. Jednak miłość do księcia de Nemours ją
przerasta do tego stopnia,że
wyznaje ją przed swoim mężem, prosząc by ten zezwolił jej oddalić się od
dworu, gdzie jest wystawiona na ogląd innych i musi przed nimi udawać
kogoś kim nie jest w obawie przed utratą dobrej reputacji. Wyznanie to podgląda
ukradkiem książę de Nemours, który był całkowicie przekonany, że księżniczka
de Clèves już nic do niego nie czuje...Brzmi znajomo, prawda?
W języku francuskim konflikt tego co wewnątrz z tym co na zewnątrz
ujmują najlepiej dwa czasowniki — être (być) i paraître
(wyglądać, przypominać). W dwudziestym stuleciu J.P Sartre ubrał go w jeszcze inne słowa. Etre en soi
oznaczało samo istnienie, tak jak istnieje cała ożywiona natura.
Etre pour soi z kolei to być, w znaczeniu być sobą, mieć swoje
przekonania i wartości. Triadę dopełnia être pour les autres,
czyli byt dla innych, oblicze, które pokazujemy światu. Kto jest głodny
dalszych refleksji Sartre’a w tym temacie odsyłam przede wszystkim do Przy
zamkniętych drzwiach. Wróćmy tymczasem do naszej polskiej religijności.
To, jak okazujemy siebie innym i jak bardzo ten obraz przypomina nasze
prawdziwe ja, wiąże się z pewną dojrzałością społeczeństwa, a przede
wszystkim z jego tolerancją. Społeczne tradycje i rytuały wcale nie są rzeczą,
którą należy bezkrytyczne wielbić i hołubić. Tradycja jest bowiem pusta w środku. To tylko pewna forma, która daje społeczeństwu poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Jej wymiar duchowy w zasadzie nie istnieje, bo rolą tradycji
jest powtórzenie schematu przodków. Tymczasem świat się zmienił i to, co
miało wartość dla dziadka wcale jej nie musi mieć dla wnuka. Mała E. idzie
więc do ołtarza, bo tak trzeba, a nie dlatego, że tak chce. Dla człowieka średniowiecza, w którym całkiem na serio brano istnienie wampirów, wilkołaków i innych
potworów, historia Chrystusa nie była aż tak nieprawdopodobna. Bo jeśli założylibyśmy,
że wampiry istnieją, to nie mielibyśmy problemu z wiarą w wniebowzięcie czy
wniebowstąpienie. Człowiek współczesny wie jednak, że wampiry nie istnieją i że filmy o wampirach to tylko bajka. W tym świetle historia Chrystusa wygląda
po prostu na nieciekawy hollywódzki scenariusz filmu fantasy i nic poza tym. Mała
E. doskonale sobie z tego zdaje sprawę, ale brakuje jej jeszcze odwagi, żeby
pokazać to swoim dziadkom, wujkom i ciotkom, bo przecież porównując wiarę w Chrystusa do wiary w Harrego Pottera obraziłaby swoją rodzinę no i oczywiście
tradycję. Tymczasem to właśnie ten masowy brak społecznej kontestacji
religijności powoduje, że kościół ma w Polsce aż tyle do powiedzenia. I chociaż młodzi ludzie nie chodzą ani na msze, ani do spowiedzi, to wydają ciężkie
pieniądze na ślub w kościele, na chrzest, na pogrzeb i inne uroczystości kościelne,
bo tak chce polska tradycja. Ale czy patriotyczne uczucia nie mogą istnieć
poza tradycją? Bo co to znaczy być patriotą? Krzyczeć Polska na stadionie i wieszać flagę w święto niepodległości czy rzetelnie płacić podatki i podnosić śmieci z chodnika?
Oczywiście, byłoby skrajnie niesprawiedliwe stwierdzić, że sto
procent tych, którzy przynależą do kościoła to tylko i wyłącznie ludzie
religijni. Z całą pewnością są
wśród nich ludzie wierzący. Idąc
za ciosem należałoby ich również przekonać, że to co robią nie ma sensu. W średniowieczu katolicy problem innowierców rozwiązywali pozbywając się
ich metodą stalinowską. Dlatego też nie sądzę, iżby ateizacja „na siłę"
była dobrym pomysłem. Dyskutowanie z kimś kto bezkrytycznie wierzy nie ma
najmniejszego sensu, bo taki człowiek słyszy, ale nie słucha. Do ateizmu
trzeba po prostu dojrzeć. Jedni dojrzewają szybciej, inni wolniej, jeszcze
inni w ogóle. Wiara w cokolwiek nie jest szkodliwa tak długo jak długo nie ingeruje w cudzą wolność. W Polsce zaś problemem nie jest wiara, w Polsce problemem
jest religijność i zupełny brak przyzwolenia na krytykę formy jaka by ona
nie była. Dlatego na wesele czy maturę trzeba się ubrać w odświętny
garnitur. Trzeba się pokazać. Sęk w tym, że to „pokazywanie się" o niczym nie świadczy i niczego nie zmienia. Garnitur wcale nie cywilizuje człowieka,
nie zmienia jego „ja" i nie zagwarantuje dobrych ocen na egzaminie.
Wesele za pięćdziesiąt tysięcy nie zapewni szczęścia w małżeństwie, a sto złotych na tacę na pewno nie da wiecznego odpuszczenia grzechów i nie
polepszy relacji z rodziną.
W laickiej Francji śluby kościelne zdarzają się rzadko. Laickość
tak przesiąknęła do francuskiej kultury, że dla większości Francuzów
oburzające jest chociażby dofinansowanie katolickich
szkół z publicznych pieniędzy. Religia jest po prostu zupełnie indywidualną
sprawą. Jak zatem wygląda francuski ślub w kościele? Przepięknie. Panna młoda w skromnej sukience, pan młody bez krawata siedzą przy ołtarzu i dyrygują
ceremonią. Chórek śpiewa ich ulubione piosenki, niekoniecznie religijne.
Przysięgę składają sobie sami, patrząc na siebie jak w obrazek.
Ofiara na kościół? Nikt nie ośmielił się chodzić po prośbie z tacą i patrzeć co kto i ile da. Tacę ustawiono w kącie, jak ktoś chciał to
dał. Do mszy służył i chłopiec i dziewczynka, bo niby dlaczego mogą służyć
tylko chłopcy? A ksiądz? W skromnej szacie tylko wypełniał to co niezbędne,
więc zajmował się opłatkiem. Zresztą nie sam, bo hostię dla gości
rozdawali świadkowie. A przy tym żadnej pompy, żadnych rac i fajerwerków.
„Skromnie, bo przecież jest tyle osób potrzebujących" stwierdziła panna
młoda. O co się modlą? O zrównoważony rozwój, za ofiary masakr w Syrii, o pomoc dla osób, których dotknął kryzys finansowy. Biskupi, święci i zastępy
archaniołów odeszły do lamusa.
To właśnie ta bezformułowość, nietradycyjność tego ślubu stanowi o jego pięknie. Francuski katolicyzm to nie wiara w cudowne objawienia a wiara w ludzi. Wierni na mszy to nie niedzielni parafianie, to osoby wierzące a nie
religijne. To osoby, które żyją tak, jak nakazuje im ich religijny kodeks
moralny. Zaskakujące, że kodeks ten jest w Polsce dokładnie taki sam a jakże
różni się nasz katolicyzm od swego francuskiego wydania. A jak patrzono na
nas, ateistów w ostatnim rzędzie? Nikt nie krzywił się na nasz widok i nie
rzucał nam pogardliwych spojrzeń kiedy siedzieliśmy sobie cicho, gdy wszyscy
klęczeli przed hostią. Może to po części dlatego, że we Francji to katolik
wygląda na kosmitę a nie na odwrót. Możliwe również, że tamto społeczeństwo
nauczyło się po prostu szacunku do siebie nawzajem. Na weselu, nikt nam nie
wspomniał ani o Bogu, ani o kościele, ani o religii. Byliśmy przyjaciółmi
pary młodej tak jak i ci, którzy uczestniczą z nimi co niedzielę we mszy.
Wygląda na to, że biedny francuski kościół stał się w końcu tym,
czym być powinien. Pozbawiony władzy i pieniędzy to on musiał się podporządkować
do świata, który go otaczał a nie ten świat do niego. I właśnie w ten sposób
jego pusta forma nabrała treści. Jednak ta treść nie ogranicza się już do
pustego klepania formułek i zanoszenia modłów do bliżej niesprecyzowanych
duchów. Ta treść jest bardziej przesiąknięta etyką niż mistycyzmem. Żadna
religia nie zniknie z tego świata w tempie w jakim wyginęły dinozaury. Może
jednak bardzo szybko i łatwo przekształcić się w coś społecznie użytecznego.
Wystarczy tylko, że państwo przestanie ją stawiać na piedestale, a społeczeństwo
poluzuje kaganiec tradycji. Bo w końcu religia jest dla ludzi a nie ludzie dla
religii.
« (Published: 20-06-2012 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 8127 |
|