|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
»
Gorączka złota [2] Author of this text: Jerzy Neuhoff
Nie
wszystko, czego bronią wymienione wcześniej instytucje i jeszcze parę innych,
godne jest obrony, tzn. nie pod każdą z nich bym się podpisał, ale lepiej
jest wystąpić w obronie niesłusznej sprawy, niż poniechać obrony rzeczywiście
jej potrzebującego, bo wtedy krzywda jest znacznie trudniejsza do naprawienia i wynagrodzenia.
Życie
ma swoje prawa, dlatego z sympatią należy patrzeć na postawę tych
saudyjskich czy afgańskich sportsmenek, które ryzykują życie, próbując
uprawiać sport. Nie czynią tego tylko dla swego egoistycznego widzimisię.
Nadejdzie wreszcie czas, że w tych społeczeństwach większość zrozumie, że
największą krzywdę zrobili im mułłowie, protestujący przeciwko temu
sportowemu bezbożnictwu i innym fanaberiom bardziej ludzkiego, lecz im
nienawistnego świata. Dla przypomnienia, przeciwko kostiumom gimnastycznym dla
dziewcząt w latach 30. namiętnie protestował biskup łomżyński Stanisław
Kostka Łukomski. Była to nieomal jego obsesja, ale czy się z niej wyleczył,
nie wiem.
Dlatego
też sądzę, że obskurancka decyzja moskiewskiego sądu o stuletnim zakazie
parad gejów zostanie w końcu uchylona, choć może nie już jutro, a jeśli
nie uchylona to w praktyce zapomniana, może też usuną ją w cień inne
problemy, może problemy moskiewskich mniejszości seksualnych zostaną inaczej
rozwiązane. Podobnie będzie z konserwatywnymi wezwaniami zawartymi w najnowszym, pod niebiosa wynoszonym przez nibylewicę i zakamieniałą prawicę
porozumieniu cerkwi i polskiego kościoła, bo do porozumienia między prawosławiem a katolicyzmem jeszcze daleko. Mam wrażenie, że ci, którzy nie potrafią
stworzyć żadnej nowej wartości, nader chętnie bronią 'tradycyjnych', którym
wszystko, ich zdaniem, zagraża. Stara to śpiewka. A niektóre tradycyjne wartości
są dużo mniej rzeczywistymi a jeszcze mniej przydatnymi, niż matematyczne
wielkości urojone.
A o czym myślał założyciel Amber Gold, bo chyba żadnych dylematów moralnych
nie przeżywał, jak można sądzić po przebiegu całej jego dotychczasowej
kariery 'bankowca'? Jeśli jakieś miewał, to raczej w przeszłości, ale
wszelkie skrupuły już dawno odsunął na bok, choć trudno mu będzie to
udowodnić. Jego obrońcy, z urzędu, czy wynajęci, (z czego ich opłaci?), z pewnością będą dowodzić, że był pełen najlepszych chęci, a jego plany
zostały pokrzyżowane bądź przez fatalny zbieg okoliczności, bądź przez
zmowę nieżyczliwych. Niejako 'w ciemno' obstawiam, że znajdą na każdą
tezę mniej lub bardziej przekonujące argumenty, i nie będę miał im tego za
złe, bo taka jest ich rola.
Zupełnie
inne stanowisko przyjmie zapewne prokurator, który będzie starał się
przekonać sąd, że już zakładając firmę liczył na naiwnych i na bezkarność,
albo na to, że w dalszej perspektywie obecne kłopoty mu się opłacą.
W
każdym razie, nawet, jeśli cała sprawa skończy się dla niego więzieniem,
to nie widzę go w gronie przyszłych zbieraczy złomu. Zakaz wykonywania zawodu
go nie obejmuje, będzie mógł robić, co zechce, choćby założyć firmę
sprzątającą ulice, ale i tam można zrobić jakiś przekręt.
Z
tego wszystkiego wypływa, w moim przekonaniu, jeden praktyczny wniosek: zamiast
uczyć religioznawstwa, prawa, etyki czy filozofii, trzeba uczyć ekonomii
politycznej moralności a może moralnej polityki ekonomicznej. Materiałów
poglądowych nie zabraknie.
O
ile mnie pamięć nie myli, to jakieś dwadzieścia lat temu mieliśmy głośna
hecę z Bezpieczną Kasą Oszczędności i jej twórcą Lechem Grobelnym w roli
głównej. Był to czas wstępnego, nieco przyspieszonego i skróconego kursu
ekonomii politycznej kapitalizmu, jednak dostęp do nauki był powszechny, więc
mogło się wydawać, że zadanie domowe zostało odrobione. Historia jednak,
jak każdy notoryczny nudziarz lubi, nawet musi się powtarzać.
W
tym samym, mniej więcej czasie, pojawiać się zaczęły firmy, które oferowały
liczne profity i nieograniczone niemal zyski, rzecz jasna — za darmo, pod
warunkiem, że każdy przystępujący do interesu znajdzie kilku chętnych do założenia
kolejnych firm. Ilu znaleźli chętnych, nie wiem, w każdym razie niektórzy
szybko domyślili się, że takie zakładanie nowych firm musi trwać do momentu
ogarnięcia swoją siecią całej ludzkości, dopiero ci ostatni, którzy nie będą
mogli znaleźć nikogo, będą także musieli za to wszystko zapłacić.
Kursowały
też po naszym kraju różne łańcuszki, czasem jakiegoś świętego, a czasem i nie świętego. Należało tylko na pierwsze nazwisko coś wysłać, a na końcu
listy wpisać swoje. Nagrody miały być różne, np. barwne pocztówki, czasem
pieniądze. Chociaż wiele osób w to grało, nikt nigdy nie widział wygranego,
może się nie ujawniał ze względu na urząd skarbowy.
Przypomnę
też, a młodszych poinformuję, że w latach 60., oczywiście minionego już
wieku, głośna była we Francji afera jakiegoś przedsiębiorcy budowlanego, który
oferował mieszkania, może nie za psie pieniądze, ale jednak tańsze niż jego
konkurenci. Wpłaty zaczęły wpływać, jak się to mówi, — szerokim
strumieniem, zwłaszcza od momentu, gdy pierwsi szczęśliwcy takie mieszkania
dostali. Interes nabierał tempa, ale w pewnym momencie coś się zachwiało,
zacięło, i znakomicie zapowiadająca się firma zbankrutowała, zostawiając
na lodzie iluś wierzycieli. Szybko okazało się, że pomysłowy menadżer z kilku przedpłat budował jedno mieszkanie, z bieżących wpłat pokrywał inne
rachunki, ale w końcu, co było do przewidzenia, dla kogoś musiało zabraknąć.
Przedsiębiorca wyroku nie doczekał, ponieważ był ciężko chory i zmarł
spokojnie w areszcie. Czy zarobili na tym jego spadkobiercy, nie wiem, w każdym
razie wielu Francuzów na tej obiecującej ofercie sporo straciło.
Kto w dzieciństwie czytał powieść „Chata Wuja Toma", ten być może pamięta,
że i w niej opisany został czarny niewolnik-cwaniaczek, który założył bank i pobrał wpłaty od takich samych jak on nieszczęśników, po czym, po kilku
dniach ogłosił bankructwo.
A
skoro już jesteśmy przy literaturze. Wokulski tłumaczył Izabeli Łęckiej,
że „handel opiera się nie na zyskach spodziewanych, ale na ciągłym obrocie
gotówki". Można dodać, że nie tylko handel, ale działalność przemysłowa i każda inna także. Była to jednak nauka idąca w las, bo panna Izabela nie
umiała obliczać procentów. Ale ten 'obrót' jest słowem magicznym,
czasem rozumianym nieomal dosłownie, jako ich ciągłe przeliczanie lub przekładanie z kasy do sejfu. A czyż istnieje milszy dla ucha dźwięk niż szelest
nowiutkich banknotów? No, może szelest damskiej spódniczki.
Kilkanaście
lat temu, podobnie jak wspomniana już BKO, zadziałali też jacyś Albańczycy, z takim samym skutkiem. Rzecz dziwna, że mimo kilkudziesięciu lat odcięcia od
europejskiej zgubnej cywilizacji, znaleźli się w tym zapomnianym do niedawna
przez Boga i ludzi kraiku, tacy głębocy znawcy psychiki ludzkiej. Wszystkie te
przypadki dowodzą równości wszystkich ludzkich ras.
Dość
jednak tych historycznych wspominek, spróbujmy zejść na nasz grunt i do
naszych realiów. Problem jest następujący — skoro ja pamiętam, dlaczego
inni tego nie pamiętają?
Już
jeden choćby rzut oka na sylwetki nieopatrznych klientów wskazuje, że to
wszystko, powinno im być, choćby w zarysach, znane i wiadome. Klientami pana
P. byli ludzie dojrzali, sześciedziesięcio i siedemdziesięciolatkowie, nie zaś
zniedołężniali umysłowo starcy, których można nabrać metodą 'na
wnuczka'. O ich statusie społecznym trudno cokolwiek wnioskować, ale nie wątpię,
że dałoby się znaleźć wśród nich jakiegoś absolwenta wyższej uczelni,
np. uniwersytetu lub politechniki, a może nawet jakiegoś ekonomistę. Sądzę
także, że są wśród nich absolwenci choćby tylko WUMLu, także uczestnicy
szkoleń partyjnych, które przecież obejmowały także bezpartyjnych, a na
tych szkoleniach obrzydzano i demaskowano kapitalizm na wszelkie możliwe
sposoby. Wszyscy oni obserwowali aferę Grobelnego, więc powinni coś z niej
zapamiętać, ale zapytani najpewniej pójdą w zaparte. Wygląda na to, że całe
to uczone gadanie, uznawali tylko za propagandę, zaś bank jawi im się jako
ekonomiczne perpetuum mobile albo czarna skrzynka, a od pewnego czasu, jako
czarna dziura.
Przypuszczam,
że mógł też uaktywnić się, znany wszak nie od dziś bakcyl gorączki złota,
tym razem w formie mile brzmiącej angielskiej nazwy, zwłaszcza jej drugiego
wyrazu, chociaż pierwszy daje trochę do myślenia, bo jest to także określenie
żółtego, a więc ostrzegawczego światła ze skrzyżowania ulic. Wątpię
jednak, aby twórca nazwy firmy umieścił go kierowany podświadomością; nic
nie wskazuje na to, aby był on podatny na działanie ślepego instynktu, zwłaszcza
własnego.
Nie
bez znaczenia, moim zdaniem, jest uporczywe głoszenie, że każde państwo jest
jednym wielkim, zorganizowanym złodziejem. Liczne przykłady rodzimego
bezprawia, przedstawiane w dobrej wierze i w celach edukacyjnych przez
funkcjonariuszy czwartej władzy, łatwo jednak dają się uogólnić w formie
nieuprawnionego sądu. Nie wykluczam, że niektórzy z klientów oszukańczego
banku, sami głosili hasło — 'nie kradnij, państwo nie lubi
konkurencji', jednak, czym innym jest teoretyczna wiedza, a czym innym umiejętność
jej praktycznego wykorzystania.
Nie
od dziś wiadomo także, że własną pracą nader trudno się dorobić,
znacznie prościej — cudzą. Dlatego było tylu chętnych do obciążenia pracą
menadżerów firmy Amber Gold, którzy mieli się zaharowywać w celu uzyskania
tych kilkunastu procent dla przyszłego rentiera i co najmniej tylu samo procent
dla siebie. Uznanie, że państwo nie jest uczciwe, może skłaniać do
przyjmowania z otwartymi ramionami i portfelami każdego oferującego gruszki na
wierzbie, który jawi się jako jedyny sprawiedliwy w Sodomie. Taki jedyny porządny,
uczciwy, dający 'godziwy' procent, utwierdza każdego naiwnego w przekonaniu, że państwo jest największym nieszczęściem, bo skoro on też na
tym interesie zarobi, to ileż zarabiają te przebrzydłe banki, które na
dodatek nie są nasze. Praktyka jednak wskazuje, że w dzisiejszych czasach nie
można dowierzać nawet bankom mającym ponad sto lat tradycji i nieskalanej
reputacji, czego dowodzi przykład Lehman Brothers.
W
rozmowach z dziennikarzami, nieliczni z nich wykazywali stoicki spokój, zgoła
fatalistyczne pogodzenie się z losem, inni natomiast prezentowali pogląd, że
zmiany cen złota, w które wpakowali swoje pieniądze, nic ich nie obchodzą.
Jedyne, co ich obchodzi to zysk, który ma być i koniec. Tym rozumowaniem trochę
upodabniali się do pana Tomasza Łęckiego, który, w odróżnieniu od swojej córki,
nie miał żadnego pojęcia o kosztach, zaś każdego bankiera uważał za
zdziercę. Czytanie umów, wg rozmówców, należy zostawić piszącym, bo oni
sami już niejedno w życiu przeczytali.
1 2 3 Dalej..
« (Published: 19-08-2012 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 8274 |
|