|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
»
Demokracja partycypacyjna [1] Author of this text: Łukasz Dąbrowiecki
Hasło demokracji partycypacyjnej (lub uczestniczącej) staje się w ostatnim
czasie coraz popularniejsze także w Polsce. Powołuje się na nie coraz szersze
grono osób, w tym polityków. Działa ono jak magiczne zaklęcie — rzucone,
kompletnie nie zmienia realiów, za to na zasadzie wytrychu ma wpuścić do grona
postępowców i modernizatorów. Deklaracje mogą pozostawać bez pokrycia.
Zrozumienie sedna pojęcia jest nadal nikłe, a znaczenie uczestnictwa obywateli i obywatelek w rządzeniu bardzo rozmyte. Najbardziej charakterystycznym tego
przykładem jest casus prominentnego polityka partii uznawanej na polskiej scenie
politycznej za lewicową, który zadeklarował, że w jego ugrupowaniu są wdrażane
mechanizmy demokracji partycypacyjnej. To samo w sobie pokazuje skalę
nieporozumienia, jednak fakt, że ten sam polityk w jakiś czas później został
bezpardonowo usunięty przez wąskie gremium swoich kolegów z zarządu partii,
świadczyć może o tym, na ile jego deklaracje odległe były od rzeczywistości.
Współczesna demokracja przedstawicielska, będąca siostrą bliźniaczką
liberalizmu, przeżywa poważny kryzys, który nie powinien dziwić nikogo, kto wie
jakimi zasadami kierowali się jej ideowi fundatorzy jak John Locke czy Stuart
Mill. Obaj opowiadali się przeciwko równości obywateli, preferując odpowiednio
zamożniejszych i wykształconych. Przez dziesięciolecia głosu wyborczego
pozbawione były kobiety, robotnicy, całe skolonizowane narody. Mimo procesu
emancypacyjnego, który umożliwił po latach walk uczestnictwo w wyborach do władz
państwowych, regionalnych i samorządowych wszystkim bez względu na płeć,
pochodzenie, rasę, etc, i pomimo prób przełamania hegemonii liberalizmu w sferze
zarządzania gospodarką, zasady podziału na możnych i bezwolnych funkcjonują
nadal w zakładach pracy i firmach.
Proces upowszechnienia praw wyborczych (np. Kuwejt przyznał prawo wyborcze
kobietom w 2005 r.) przeciął się z procesem koncentracji władzy w rękach organów
wykonawczych oraz presji lobby korporacyjno-biznesowego, co owocuje brakiem
zaufania obywateli i obywatelek do redystrybucyjnej funkcji państwa, a co za tym
idzie masowym spadkiem frekwencji wyborczej — absencja wyborcza staje się
sposobem na de-legitymizację panującego ustroju.
Coraz powszechniejsze jest przekonanie, że stoimy przed dylematem: albo
ostatecznie będziemy musieli pożegnać się z utopią powszechnej równości i legalizmu oraz powrócić do przedrewolucyjnego modelu utrzymywanych przymusem i przemocą nierówności, albo przełamiemy impas
poprzez zwiększenie ilości demokracji w demokracji. Przykładem pierwszej
tendencji są próby forsowania quasi-praw, umów międzynarodowych wyznaczających
fatalne deregulacyjne standardy. Najgłośniejszym ostatnio przykładem jest ACTA (Anti-Counterfeiting
Trade
Agreement), negocjowana w wąskim kole
wtajemniczonych decydentów, objęta tajemnicą, konsultowana jedynie z potencjalnymi beneficjentami umowy. Przeciwny kierunek rozwoju demokracji
postaram się opisać w tym artykule.
Najważniejszym i niezbywalnym elementem partycypacji jest możliwość decydowania
przez obywateli i obywatelki o odprowadzanych do budżetu pieniądzach (budżet
partycypacyjny). Nie chodzi ani o proste konsultowanie decyzji samych władz, nie
chodzi także o możliwość ubiegania się o subwencje, czy granty jak w przypadku
organizacji pozarządowych, lecz o realne, oparte na deliberacji określanie celów
na jakie mają być wydane pieniądze. Realne — oznacza, że decyzja podjęta przez
obywateli i obywatelki co do redystrybucji kwot budżetowych jest wiążąca dla
władz i nie może być przez nie zmieniona. Oparta na deliberacji -
co oznacza, że wymiana argumentów służyć ma nie konfrontacji, a doskonaleniu i edukacji. W demokracji przedstawicielskiej, choć wymaga to
meta-konsensusu co do rozwiązania ustrojowego, decyzje szczegółowe podejmowane
są na zasadzie proporcjonalnej, a nie większościowej, czy przez aklamację.
Dariusz Kraszewski ze Stowarzyszenia Liderów Lokalnych Grup Obywatelskich
wymienia 7 zasad fundujących demokrację partycypacyjną:
1)
To instrument
umożliwiający bezpośrednie decydowanie obywatelom i obywatelkom o wielkości i podziale budżetowych pieniędzy.
2)
Zerwanie władzy ze
stereotypem na temat swojej nadrzędnej funkcji, dobra wola ze strony
demokratycznych przedstawicieli — wiąże się to nie tylko z jakością współpracy.
Wprowadzenie mechanizmów partycypacyjnych umożliwiają m.in. przepisy o finansach
publicznych oraz art. 5 i 51 ustawy o samorządzie gminnym z 1990 roku, a także
§8.2 rządowego Paktu dla Kultury, gdzie czytamy: „Rząd, we współpracy z samorządami, przygotuje warunki prawne dla pilotażu w zakresie tworzenia tzw.
budżetów partycypacyjnych w planach finansowych jednostek samorządu
terytorialnego, w których wydatki ustalają mieszkańcy". Niektórzy krytycy
zwracali uwagę, że jest to ograniczenie dominującej w prawie europejskim zasady
mandatu wolnego. Należy jednak zauważyć, że
demokracja partycypacyjna nie wprowadza w zamian mandatu imperatywnego,
umożliwiającego odwołanie przedstawiciela władz przed upływem kadencji, lecz
jest pewną innowacją, która z tej przyczyny wyprzedza regulacje prawne. Na
korzyść budżetu partycypacyjnego można przywołać także poparcie ze strony
konferencji Habitat II, przygotowanej przez ONZ w 1996 roku w Istambule, która
uznała partycypację za dobrą praktykę, która obniża poziom ubóstwa i podnosi
poziom edukacji.
3)
Władze muszą
poinformować, w jakiej wysokości zarezerwowano pieniądze do parcelacji w ramach
obrad obywatelskich, w przeciwnym razie grozi to rozczarowaniem obywateli
brakiem efektów ich zaangażowania, gdyby po całym cyklu decyzyjnym okazało się,
że wybrane cele nie mogą być zrealizowane.
4)
Cykliczny i ciągły
proces — analiza dotychczasowych przykładów realizacji budżetu partycypacyjnego
wskazuje na sukcesywny wzrost zainteresowania tym rodzajem zarządzania budżetem.
Następuje ważny proces edukacyjny, podwyższenie poziomu kompetencji obywateli,
także komunikacyjnych.
5)
Uczestnictwo -
stworzenie przestrzeni dla wszystkich aktywnych mieszkańców i mieszkanek gminy,
by ich zaangażowanie miało bezpośredni wpływ na budżet.
6)
Jasne i klarowne
procedury — tak, by każdy przystępując w dowolnym momencie do cyklu budżetowego
miał jasność na jakim etapie znajdują się głosowania, określenie celów i ich
realizacja.
7)
Monitoring i ewaluacja — kontrola działań powinna odbywać się na każdym etapie cyklu, podsumowanie
zrealizowanych projektów powinno być dostępne przed kolejną turą zgłaszania i głosowania propozycji budżetowych.
Oczywiście demokracja partycypacyjna niejedno ma imię i drogi do niej są różne,
tak jak i późniejsza jej realizacja. Wynika to z prostego faktu, że w różnych
zakątkach świata występują odmienne lokalne uwarunkowania, a model
partycypacyjny nie ma być sztywnym gorsetem szytym na jeden rozmiar, zgodnie z polityką one fits all, lecz elastyczną formułą, w której mogą się odnaleźć
zarówno meksykańscy Indianie, mieszkańcy wielkich metropolii Ameryki
Południowej, jak i mieszkańcy małych miasteczek Starego Kontynentu.
Światowym prekursorem demokracji uczestniczącej jest Brazylia. Lawinowe
zainteresowanie partycypacją nastąpiło wraz z upadkiem dyktatury wojskowych w latach '80 i wprowadzeniem nowej konstytucji oraz wygranych wyborach przez
lewicę. Najgłośniejszym przykładem takiego rozwiązania jest oczywiście budżet
3,5-milionowej aglomeracji brazylijskiego miasta Porto Alegre. Jest to
najstarszy, modelowy i wprowadzony przy częściowym wsparciu władz budżet
partycypacyjny. Ale nie jedyny. Największym obszarem na jakim wprowadzono tego
typu rozwiązanie jest południowobrazylijski stan Rio Grande do Sul, a także
inne wielkie jednostki miejskie jak Belo Horizonte (2,4 mln mieszkańców), czy
Recife (1,5 mln). W tym ostatnim, budżet partycypacyjny wprowadzony został w 2001 roku, do udziału w procesie decyzyjnym uprawnione są osoby powyżej 16 roku
życia, ale wydzielono również osobny budżet dla dzieci i młodzieży. Pod koniec
dekady w budżecie partycypacyjnym Recife aktywnie uczestniczyło około 10 tysięcy
osób, a w samych głosowaniach budżetowych ponad 80 tysięcy. Realizowanych było
ok. 600 projektów. By wesprzeć mieszkańców w procesie wyłaniania projektów, poza
tradycyjną pisemną formą komunikacji, otworzono call-center, a także wprowadzono
możliwość głosowania on-line.
Jak
to wygląda na gruncie polskim?
Śmiałe, choć nadal nie uwieńczone sukcesem działania odbywają się w Poznaniu.
Tam kilka lat temu kwestia budżetu uczestniczącego została wniesiona do
publicznej dyskusji przez lokalną sekcję Federacji Anarchistycznej oraz Kolektyw
Rozbrat (wywodzący się z poznańskiego squatu). Oddolny nacisk anarchistów i anarchistek, którzy połączyli swoje siły z kilkunastoma stowarzyszeniami i organizacjami miejskimi (w tym Stowarzyszeniem My, Poznaniacy, które uzyskało w ostatnich wyborach samorządowych 10% poparcie, a mimo to, zgodnie z arytmetyką
wyborczą, nie wprowadziło swoich ludzi do rady miejskiej) — zaowocował po
pierwsze popularyzacją tego modelu, po drugie zgłoszeniem kilkudziesięciu
poprawek do budżetu miasta w 2010. Liczne poprawki podobnym wysiłkiem zostały
uwzględnione także w 2011 roku (obejmowały one niestety tylko 0,7% wartości
budżetu i nie wpłynęło to na jego strukturę). Prezydent Grobelny w obliczu
nadchodzącego kryzysu i coraz większego zadłużenia miasta, chcąc niejako
rozproszyć odpowiedzialność za wydatki, zaczął również szafować hasłem
uczestnictwa mieszkańców w rządzeniu miastem — jednak rozwiązanie proponowane
przez niego, to po prostu sondaż deliberatywny, bez uwzględnienia realnego
wpływu mieszkańców na decyzje polityczne miasta (czy dofinansowywać stadiony,
czy inwestować w żłobki i budownictwo komunalne). Konflikt trwa, coraz bardziej
świadomi mieszkańcy chcą realnego wpływu na wydatki miasta, prezydent oczekuje
raczej symbolicznego rytuału, którym będzie mógł osłonić niepopularne decyzje
własne. Co ciekawe, poznańska „opozycja permanentna" przypomina drogę do
demokracji uczestniczącej przebytą przez społeczność 10-tysięcznego włoskiego
miasteczka Spezzano Albanese, w którym od lat '70 rozwijał się ruch
anarchistyczny i anarcho-syndykalistyczny ruch związków zawodowych USI. W 1992
roku na bazie organizacji społecznych powstała Oddolna Federacja Municypalna,
która stanowi miejski „rząd cieni", podejmując wraz z mieszkańcami decyzje na
temat kierunków rozwoju miasta, a następnie prowadząc głośne kampanie nacisku na
władze samorządowe na rzecz realizacji postulatów zgromadzeń municypalnych
Federacji.
Zajrzyjmy na nasze małopolskie podwórko
1 2 3 Dalej..
« (Published: 01-09-2012 Last change: 02-09-2012)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 8307 |
|