|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Magia rzeczywistości i jej cuda [3] Author of this text: Richard Dawkins
Translation: Piotr J. Szwajcer
Spróbujmy zatem
pójść na rękę dobrej wróżce i przyjąć, że zamiast męczyć się z dynią, dostaje do
dyspozycji wszystkie części niezbędne
do zbudowania karety, zgrabnie upakowane w pudełku — coś jakby model do
składania. Taki zestaw musiałby zawierać setki desek, odpowiednio przycięte
szybki, żelazne pręty i sztabki, wyściółkę i płaty skóry, wreszcie całą masę
gwoździ, śrubek i kleju, żeby to wszystko złączyć do kupy. I teraz załóżmy, że
nasza wróżka, zamiast uważnie przeczytać instrukcję i połączyć elementy we
właściwym porządku, wrzuca wszystko do wielkiego wora i potrząsa nim. Jakie są
szanse, że po czymś takim wszystkie części same dopasują się do siebie i powstanie nadający się do jazdy powóz? Oczywiście, żadne — przynajmniej w praktyce. Jedną z przyczyn jest to, że wymieszane części naszej karocy można
złożyć na olbrzymią liczbę różnych sposobów i tylko w bardzo nielicznych
przypadkach otrzymamy sprawny powóz (albo w ogóle działające
cokolwiek).
Jeśli ktoś
weźmie taki zestaw części i zacznie nim potrząsać, niektóre kawałki mogą się
przypadkowo ułożyć w coś, co okaże się przydatne (lub przynajmniej w jakiś
rozpoznawalny kształt), ale liczba takich „sensownych" kombinacji jest znikoma w stosunku do wszystkich pozostałych możliwości, gdy nasz „produkt" staje się
niczym więcej niż stertą śmieci. Cóż, jeśli mamy w zapasie stertę elementów,
można je przestawiać i zamieniać miejscami na miliony sposobów i mamy zwykle
miliardy możliwości przerobienia czegoś takiego na… zupełnie inną stertę
elementów. Każda zmiana ułożenia powoduje powstanie nowej i unikalnej
kombinacji, tyle że nadal otrzymujemy tylko bezładną mieszaninę elementów.
Spośród miliardów możliwych kombinacji tylko kilka pozwoli uzyskać coś, co
będzie się do czegokolwiek nadawać — jeśli już nawet nie do tego, by zawieźć
Kopciuszka na bal, to w ogóle do czegokolwiek rozpoznawalnego lub choćby
dającego się zapamiętać.
Niekiedy można
dokładnie policzyć, na ile sposobów uda się poukładać jakieś elementy — tak jest
na przykład z talią kart, ponieważ każda karta jest takim oddzielnym
„kawałkiem".
Wyobraźmy więc
sobie, że siadamy do stolika, ktoś rozdaje karty. Wszyscy dostają oczywiście po
13. Podnosisz swoje i — niesamowite — masz w ręku 13 pików! Czyli wszystkie,
które są w talii!
Zaszokowany,
nie próbujesz nawet rozpocząć gry, tylko bez słowa pokazujesz karty pozostałym
graczom, sądząc, że cała trójka będzie równie zaskoczona.
Tymczasem twoi
partnerzy od stolika robią to samo, co ty — każdy odsłania karty, które trzyma w ręku, i okazuje się, że wszyscy dostali równie „idealny" układ: jeden ma 13
kierów, drugi — 13 kar, trzeci zaś wszystkie trefle.
I co powiesz?
Magia? Siły nadprzyrodzone? Aż kusi, by tak pomyśleć. Matematycy potrafią nawet
policzyć prawdopodobieństwo uzyskania tak niesamowicie rzadkiego układu -
rzeczywiście, jest ono niewiarygodnie małe. Coś takiego zdarza się statystycznie
raz na 53 644 737 765 488 792 839 237 440 000 rozdań. Nie wiem nawet, czy
potrafiłbym poprawnie przeczytać tę liczbę. Gdyby ktoś usiadł i grał w karty
przez bilion lat, może raz trafiłoby mu się takie rozdanie. Ale — i tu właśnie
przechodzimy do najważniejszego — ten szczególny układ kart nie jest ani mniej,
ani bardziej prawdopodobny niż jakiekolwiek
inne konkretne rozdanie. Każdy układ kart zdarza się z prawdopodobieństwem 1 : 53 644 737 765 488 792 839 237 440 000, bo tyle
właśnie jest wszystkich możliwych układów. Po prostu w większości rozdań nie
dzieje się nic szczególnego i nie zapamiętujemy ich. Zwracamy uwagę tylko na
szczególne rozkłady.
Cóż, każdego
księcia — przy odpowiedniej dozie okrucieństwa — można przerobić na miliardy
różnych rzeczy, wystarczy tylko losowo wymieszać kawałki, z których się składa.
Oczywiście większość tych kombinacji będzie zwykłym bałaganem — zupełnie jak
większość losowych rozdań przy grze w karty. Tylko znikoma mniejszość losowo
poskładanych kawałków nieszczęsnego księcia będzie w ogóle cokolwiek sensownego
przypominać, o żabie już nie wspominając.
Reasumując, nie
da się przemienić księcia w żabę ani dyni w karocę, bowiem i książęta, i karety
to bardzo złożone układy, których elementy składowe można wymieszać na niemal
nieskończoną liczbę sposobów tak, że otrzymujemy tylko kupę śmiecia. A przecież
wiemy, to bezdyskusyjny fakt, że wszystkie żyjące „rzeczy" — wszyscy ludzie,
wszystkie krokodyle, wszystkie kosy, drzewa, ba, każda brukselka — wyewoluowały z innych, prostszych form. Czy coś takiego
nie wymagało wyjątkowego szczęścia albo wręcz magii? Nie, nie i jeszcze raz nie!
To jednak bardzo powszechne nieporozumienie i właśnie teraz chciałbym wyjaśnić,
dlaczego wszystko, co widzimy wokół siebie, cały ożywiony świat, nie jest
dziełem żadnego szczęśliwego trafu ani tym bardziej przypadku i nie ma w nim nic z magii (oczywiście poza tą czysto poetycką, która nieustannie budzi nasz podziw i naszą radość).
Zmienić za
jednym zamachem, zupełnie jak w bajce, cały złożony, żywy organizm w inny — to
zadanie zdecydowanie wykraczające poza granice tego, co w rzeczywistości jest
możliwe. A jednak złożone organizmy istnieją. Jak powstały? Skąd się wzięły te
wszystkie skomplikowane byty jak żaby i lwy, pawiany i figowce, książęta i dynie, ty i ja? Przez większość naszej historii było to bardzo kłopotliwe
pytanie, na które nikt nie znał odpowiedzi. Ludzie wymyślali zatem
najprzeróżniejsze i najdziwaczniejsze historyjki. Wreszcie jednak odpowiedź się
pojawiła, i to wspaniała, a sformułował ją w połowie XIX wieku jeden z największych uczonych wszech czasów — Karol Darwin. Reszta rozdziału
poświęcona będzie tej właśnie odpowiedzi, chociaż przedstawię ją nieco innymi
słowami niż sam twórca teorii ewolucji.
*
Jest to opowieść o magii realnego świata, magii
objaśnianej przez naukę. To właśnie poetycka magia, o której pisałem. Magia
inspirująca pięknem i tym bardziej magiczna, że w pełni realna i zrozumiała. W porównaniu z prawdziwym urokiem i magią rzeczywistości czarodziejskie zaklęcia i sceniczne sztuczki sprawiają rażąco
tandetne wrażenie. Magia rzeczywistości nie jest nadprzyrodzona, nie jest
iluzją. Jest po prostu cudowna. Cudowna i rzeczywista. Cudowna, bo rzeczywista.
1 2 3
« (Published: 12-09-2012 Last change: 13-09-2012)
Richard Dawkins Wybitny ewolucjonista, profesor Uniwersytetu w Oxfordzie. Urodził się w 1941 roku w Nairobi. Autor książki Samolubny gen, w której nadał nazwę i spopularyzował koncepcję George’a C. Williamsa, a która rzuciła nowe spojrzenie na przyczyny i sposoby ewolucji. Koncepcja ta umożliwiła lepsze niż kiedykolwiek wcześniej zrozumienie i wytłumaczenie motywów ludzkich (i zwierzęcych) zachowań, na gruncie zarówno biologii molekularnej, jak i psychologii ewolucyjnej. Najważniejsze jego publikacje: Samolubny gen (The Selfish Gene, 1976); Ślepy zegrarmistrz (The Blind Watchmaker, 1986); Fenotyp rozszerzony. Dalekosiężny gen (1982); Rzeka genów (River Out of Eden, 1995); Wspinaczka na szczyt nieprawdopodobieństwa (Climbing Mount Improbable, 1996); Rozplatanie tęczy (Unweaving the Rainbow, 1998), The Ancestor’s Tale (2004), Bóg urojony (God Delusion, 2006), The Greatest Show on Earth (2009) Więcej informacji o autorze Biographical note Private site
Number of texts in service: 75 Show other texts of this author Newest author's article: Wykorzystywanie seksualne dzieci i nieporozumienia wokół moich wspomnień | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 8338 |
|