|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Various topics »
Poliamoria, inaczej wielomiłość Author of this text: Grzegorz Andrzejczyk Bruno
Chciałbym w tym krótkim tekście przybliżyć czytelniczkom i czytelnikom znaczenie dwóch
terminów: „poliamoria" oraz „osoba poliamoryczna" — w Polsce ciągle nowych i mało znanych.
Poliamoria
bywa różnie definiowana, na dodatek w publikacjach prasowych przypisywane jej są
cechy, które w żaden sposób nie są z nią związane. Odnoszę wrażenie, że
nierzadko są to projekcje obaw samych autorek/autorów — wyraz irracjonalnej
niechęci i takiego lęku wobec osób poliamorycznych, nieufności i wrogości wobec
nich. Czym zatem
nie jest a czym jest poliamoria?
Poliamoria nie jest m.in.: bigamią, poligamią, poliandrią, poligynią,
swingingiem, usprawiedliwieniem niewierności, życiem bez zasad. Nie stanowi
struktury haremowej, patriarchalnej, czy matriarchalnej. Nie jest również
zboczeniem, chorobą, zaburzeniem nie ma nic wspólnego z terminami takimi jak
„sex addiction" (seksoholizm) lub/i „hypersexual disorder" (nadpobudliwość
seksualna), nie jest związana z żadną religią, ani światopoglądem — choć może
być jego częścią, np. w odniesieniu do relacji międzyludzkich. Poliamoria nie
jest związana z konkretnym zawodem, partią polityczną, rasą, płcią,
narodowością, statusem majątkowym, czy też wreszcie orientacją seksualną. Nie
dominuje też życia — ani nie stanowi o jego sensie lub bezsensie.
Czym
zatem jest?
Najpopularniejszą definicją poliamorii jest ta określająca ją jako „praktykę,
chęć lub akceptację zaangażowania w związek miłosny z więcej niż jedną osobą w tym samym czasie, za zgodą i wiedzą wszystkich tworzących dany związek osób" (Wikipedia).
Kluczowymi
elementami do określania poliamorii a jednocześnie jej fundamentalnymi zasadami
są przede wszystkim: miłość, transparentność (jawność), dobrowolność
(niewymuszona zgoda wszystkich osób w takiej strukturze interpersonalnej
pozostających), konsensualność, wierność, równość płci, kompersja, zaufanie,
wzajemny szacunek. Nie sposób nie wspomnieć tu o seksie — seks nie jest
warunkiem koniecznym ani wystarczającym, by uznać związek czy też związki za
poliamoryczne. Natomiast warunkiem takim jest miłość. Zatem związkami, relacjami
poliamorycznymi będą te, w których występuje miłość między osobami je
tworzącymi, a nie będą te gdzie występuje seks a brak jest miłości.
Konsensualność w związkach poliamorycznych jest alternatywą dla m.in.
„paradygmatu władzy" w relacjach opartych na dominacji jednego z partnerów lub
jednej z płci.
Jawność — jak przekłada się ona na praktykę poliamoryczną? Wszystkie
osoby pozostające w strukturze poliamorycznej wiedzą o sobie nawzajem, jak
również o charakterze poszczególnych relacji. Jako dopuszczalne odstępstwo od
tej zasady uznaje się DADT (nie pytaj, nie mów) — czyli sytuację gdy któraś z osób wyrazi wolę (świadomie, wprost i dobrowolnie), by nie informować jej o tego
typu faktach, mając jednocześnie świadomość co do poliamorycznej natury
partnera/partnerki i możliwości jej realizacji. Spotykane jest to w związkach
określanych jako "mono-poli"(czyli związkach osoby poliamorycznej z osobą
monogamiczną). Nie jest to nowa praktyka, można
zetknąć się z nią przy relacjach wpisujących się w tzw. małżeństwa
otwarte (związki otwarte) — zatem takie, w których partnerzy, partnerki dają
sobie wzajemne przyzwolenie na utrzymywanie kontaktów seksualnych z innymi
osobami, jednak bez zaangażowania emocjonalnego (w tym np. z zachowaniem zasady
DADT). Stąd m.in. potrzeba utworzenia nowego terminu — poliamoria (wielomiłość) — ten dotyczy nie seksu a miłości.
Niewątpliwie duże zaciekawienie osób niepoliamorycznych budzą sposoby
radzenia sobie z zazdrością w relacjach poli. To bardzo obszerny temat -
ponieważ i samo zjawisko zazdrości nie dość, że jest wielopoziomowe (co do
faktycznych jej przyczyn), to i jego gradacja może być różna: od „Zespołu
Otella" przez zazdrość umiarkowaną, aż do jej braku. Postaram się to dokładniej
omówić w oddzielnym tekście specjalnie temu zagadnieniu poświęconemu.
Kim jest
osoba poliamoryczna? To osoba o otwartej postawie wobec miłości, w której
nieistotna jest liczba osób, które nią obdarza, przez które jest nią obdarzana -
istotna jest miłość i umiejętność kochania więcej niż jednej osoby w tym samym
czasie. Czy praktyka poliamoryczna
określa jednoznacznie orientację relacyjną osoby? Pozostawanie bądź nie
pozostawanie przez osobę w związku lub związkach nie jest do takiego określania
warunkiem ani wystarczającym ani koniecznym. Porównać to można do posiadania
określonej orientacji seksualnej.
Jednym z mitów dotyczącym poliamorii jest ten, jakoby poliamoria
zwalczała czy też była zagrożeniem dla monogamii. Otóż absolutnie tak nie jest!
Można to zamknąć zdaniem, które często słyszę od osób poli — "Poli jest OK i mono jest OK". Poliamoria jest dla monogamii jedynie alternatywą, podobnie jak
dla bycia singlem, czy singielką.
Dość często jako przykład dla wykazania domniemanej powierzchowności
relacji poliamorycznych używa się przykładu „portfela z miłością" i znajdujących
się w nim 100 monet. Jeśli jednej osobie daje się 50 to dla drugiej zostaje
tylko 50. Ten przykład jest nietrafny i niezasadny. Pomijam już to, że by kochać
innych, dobrze jest nauczyć się nienarcystycznie kochać siebie samą lub siebie
samego. Poza tym czy jeśli ktoś ma np. troje dzieci to kocha każde z nich tylko w 25%? 3x25%+25% (dla
partnerki/partnera), pomijam, że na miłość do własnej osoby już nie wystarczy.
Czy też w 20% lub 10% jeśli mamy żyjących jeszcze rodziców, rodzeństwo,
przyjaciół? Dla mnie to absurd, by przeliczać miłość na monety — nie potrafię
być aż tak wyrachowany (mimo, że wiele lat byłem
głównym księgowym). Na podstawie
moich obserwacji stwierdzam, że głębia relacji, jak również ich ilość są
indywidualnymi umiejętnościami człowieka (niezależnie od ich genezy). Pewne
wyobrażenie o tym daje powszechnie znane zjawisko przyjaźni — podaję to jako
przykład weryfikowalny również przez osoby monogamiczne.
Znamy to ze swojego życia lub obserwacji innych — są ludzie, którzy nie
mają przyjaciół, są tacy którzy mają jednego przyjaciela oraz tacy, którzy mają
więcej niż jednego. Pojawia się kolejne pytanie — czy trzeba ich wartościować,
określać, który z nich jest tzw. najlepszym przyjacielem? Moim zdaniem nie
trzeba, choćby dlatego, że przyjaźń jest, czy też może być sztuką. Skoro mowa o sztuce to można być zarówno jej twórcą, jak i koneserem — choćby literatury i cieszyć się z tworzenia, współtworzenia i obcowania z wieloma jej dziełami.
Dlatego pytany o ulubioną książkę lub wiersz — odpowiadam — jest ich wiele.
Wszystkie niepowtarzalne, piękne i żywe — tak jest w przypadku miłości i przyjaźni. Robię to rozróżnienie -
choć przyjaźń jest dla mnie formą miłości (philia), ukoronowaniem relacji
międzyludzkich. Miłość postrzegana jako sztuka nie jest nowym pomysłem — polecam
tu sięgnięcie choćby po klasykę O sztuce miłości, autorstwa Ericha Fromma.
Mój tekst nie jest zachętą do próbowania swoich sił na polu poliamorii.
Co więcej jako osoba poliamoryczna, ale i jej praktyk odradzam wchodzenie w nowe
związki, o ile nasze obecne pozostawiają sobą wiele do życzenia — z dużym
prawdopodobieństwem przyniesie to głównie cierpienie. Poliamoria nie jest, a w
każdym razie nie powinna być sposobem na likwidację np. nudy w istniejącym
związku lub w życiu. Między innymi to odróżnia poliamorię od seryjnej monogamii — czyli trwania w związku np. dopóki zasilany jest hormonalną ekscytacją
zakochania i przechodzenia w następny po świeży „zastrzyk" (m.in.
fenyloetyloaminy, dopaminy). Wg mojej wiedzy — trwałość związków poliamorycznych — nie odbiega od trwałości związków monogamicznych. Znane mi są przykłady
trwałych i nietrwałych związków zarówno mono jak i poli. W jednym jak i drugim
przypadku zależy to m.in. od dojrzałości emocjonalnej partnerów a nie ich
orientacji relacyjnej.
Kolejną sprawą budzącą zaciekawienie jest kwestia wychowywania dzieci w związkach poli. To obszerny temat, by go nieco przybliżyć użyję porównania do
dość częstej sytuacji znanej ze związków mono. Czyli takiej, gdzie po
rozwodzie/rozstaniu pary monogamicznej, oboje partnerzy wchodzą w nowe związki, a byli partnerzy nie są pozbawieni praw rodzicielskich — zachowują i utrzymują
kontakt ze swoimi dziećmi. Dodatkowo nowi partnerzy nawiązują dobre kontakty z dziećmi swoich nowych partnerów. W efekcie przy dużej dojrzałości dorosłych i znajomości potrzeb dziecka występuje sytuacja, kiedy dziecko ma niejako „dwóch
ojców" i „dwie matki". A zatem poprawne, wartościowe kontakty z czterema
dorosłymi osobami, które je kochają. Może pojawić się zarzut, że jest to
sytuacja wyidealizowana, z którą rzadko mamy do czynienia. Twierdzę, że jest tak
samo realna, jak przy wychowywaniu dzieci przez dwojga rodziców. Nie ilość osób
wychowujących dzieci jest ważna(!), podobnie jak pokrewieństwo a ich jakość(!) -
choćby umiejętności pedagogiczne, dotyczy to zarówno osób poli-, mono-, jak też
singielek i singli. Dodatkowo,
znany jest termin, zjawisko tzw. rodzin paczłorkowych — zachęcam do zapoznania
się z jego specyfiką.
W czym m.in. tkwi kontrowersyjność poliamorii? Głównie w tym, że
poliamoria przekracza jedną z kulturowych norm tzw. mono-normę (analogiczną do
hetero-normy), mówiącą o tym, że kochać można w tym samym czasie tylko jedną
osobę. Nie jest to prawdą — dla osób
poliamorycznych brzmi to tak, jak np. dla osób homoseksualnych mówienie,
że ludzi nie mogą pociągać osoby tej samej płci, czy też w przypadku osób
heteroseksualnych osoby płci przeciwnej. Monogamia nie jest jedynym rozwiązaniem
jakie wypracowała sobie ludzkość na przestrzeni dziejów. Podobnie jak
hetero-seksualność nie jest jedyną orientacją seksualną w ramach naszego
gatunku. Pominę już tu analizy życia społecznego najbliższych ewolucyjnie
człowiekowi małp naczelnych a dotyczące tych dwóch kwestii. Osobom
zainteresowanym polecam tu pozycję w polskim przekładzie od której moim zdaniem
powinno się zaczynać zgłębianie tej tematyki — Na początku był seks.
Prehistoryczne źródła nowoczesnej seksualności, Christophera Ryana i Cacildy Jetha.
Należy zwrócić jeszcze uwagę
na to, że seks przy definiowaniu poliamorii okazuje się drugorzędny, mało
istotny — choćby dlatego, że możliwa jest miłość bez seksu, jak też możliwe jest
uprawianie seksu bez miłości — są to dwie różne sprawy. Seks jest tylko jednym z możliwych języków wyrażania miłości. Nie jest moim zamiarem deprecjonowanie
ludzkiej seksualności — seks może być „piękny i dający szczęście". Jednak
przedstawianie go jako jedynego, czy też głównego języka wyrazu (ekspresji) jest
niepotrzebnym ograniczeniem, zubażaniem „palety barw" w okazywaniu miłości.
Osobiście wolę wielobarwny świat, a w nim taką i tak wyrażaną miłość. Myślę, że
część osób zarówno poliamorycznych jak i monogamicznych w tym punkcie ze mną się
zgodzi.
« (Published: 02-12-2012 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 8539 |
|