The RationalistSkip to content


We have registered
204.456.159 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Reading room » Publishing novelties

Michael Newton i wędrujące dusze [1]
Author of this text:

Wieloletni znajomy, wiedziony troską o moją przyszłość, polecił mi dzieło Michaela Newtona pt. Wędrówka dusz. Ponieważ nie dysponowałem wydaniem książkowym, poszedłem na łatwiznę, czyli zwróciłem się do internetu.

Kiedy tylko wpisałem hasło „Michael Newton" wyświetliło mi się grubo ponad 3 miliony adresów, co początkowo trochę mnie oszołomiło. Ochłonąłem jednak po chwili, kiedy uświadomiłem sobie, że jest sporo Michaelów Newtonów, a tylko jeden z nich zajmuje się wędrówką dusz.

Już na początku przeczytałem "Dr Michael Newton, doktor doradztwa personalnego, dyplomowany hipnoterapeuta prowadzący prywatną praktykę, rozwinął swoją własną technikę hipnozy by dosięgnąć ukrytych wspomnień swoich pacjentów o ich życiu po śmierci." Taka zapowiedź brzmi zachęcająco, zwłaszcza dla kogoś takiego jak ja, wielce szanującego tytuły naukowe. Bo przecież przy największej nawet dozie dobrego samopoczucia, wzmocnionego pewnym podziwem osób zależnych i zawiścią paru osób nieżyczliwych, trudno mi przechwalać się jakimiś większymi osiągnięciami, jakąś własną techniką, zwłaszcza rozwiniętą.

Trochę zastanowił mnie ten ostatni fragment, czyli dosięganie "ukrytych wspomnień (...) pacjentów o ich życiu po śmierci", no bo jak tu rozmawiać z żywymi o ich życiu po śmierci, która jeszcze jest przed nimi, ale dałem temu spokój przeczuwając, że trzeba mi się jeszcze sporo nauczyć.

Jednak przypomniał mi się inny Newton (cóż to za niedogodność zbyt dobra i wybiórcza pamięć), który machnął ręką na swoje poprzednie odkrycia z dynamiki i mechaniki nieba oraz matematyki i zajął się zastosowaniem świeżo właśnie odkrytego przez siebie rachunku różniczkowego do badania Biblii, głównie piekła. Do niczego mądrego w tych poszukiwaniach wprawdzie nie doszedł, ale nie on jeden, po początkowych życiowych sukcesach, zniknął gdzieś w cieniu. Świat jest przepełniony młodymi, dobrze zapowiadającymi się, którzy dożyli starości nie przestając dobrze się zapowiadać. Może w tym przypadku — tak sobie pomyślałem — będzie inaczej, zwłaszcza, że zaraz wyczytałem iż mam do czynienia ze światową sławą. Już zacząłem pomstować nad mizerią swojego losu, który, jak dotąd, nie pozwolił mi nawet usłyszeć o tym geniuszu, ale uznałem, że o wiele rozsądniej będzie czym prędzej wchłonąć choć odrobinę nowych nauk i w ten sposób próbować nadrobić stracony czas. Tak też postąpiłem.

Rozpocząłem to wchłanianie od znalezienia tekstu światowego bestsellera, ale natknąłem się tylko na fragmenty. Trudno - powiedziałem sobie — lepsze to, niż nic. Ponieważ jestem z natury człowiekiem dość leniwym i co najmniej tak samo ograniczonym, choć złośliwcy twierdzą, że dużo bardziej, rozpocząłem czytanie od końca. W młodości w ten sposób czytałem kryminały, a w wieku późniejszym tzw. prace naukowe. Wydawało mi się, że konkluzje są ważniejsze niż droga jaką poszczególni mądrale do nich dochodzili. Dopiero z wiekiem doszedłem do przekonania, że czasem droga jest ważniejsza od mety, tak np. twierdzą maratończycy — amatorzy, którzy przechwalają się samym faktem dobiegnięcia do mety, za nic sobie mając zaszczyty wynikające z pierwszego miejsca na liście tych, którzy bieg ukończyli.

Tym razem jednak moja metoda sprawdziła się, ponieważ wszechświatowej sławy badacz i Autor w posumowaniu swej wiekopomnej książki stwierdza: "Wszystkie opisane przeze mnie przykłady dotyczące życia po śmierci nie mają podstaw naukowych, mogących potwierdzić ich prawdziwość. Z pewnością znajdą się więc czytelnicy, którzy uznają treść tej książki za zbyt niewiarygodną, by mogli ją zaakceptować. Wobec nich żywię jedną nadzieję — jeśli z lektury wyniosą przynajmniej przeświadczenie, że być może posiadają niezmienną tożsamość, wartą tego, by ją odnaleźć, uznam to za swój wielki sukces."

Przytaczam całe stwierdzenie aby nie narazić się na zarzut wyrywania z kontekstu, czyli wybiórczego, tendencyjnego, w sumie dość obrzydliwego i w towarzystwie oświeconym niedopuszczalnego, sposobu traktowania tekstu. Po przeczytaniu tego fragmentu wstałem z klęczek, a właściwie to pozycji bardziej zbliżonej do pozycji boksera po otrzymaniu, w języku sprawozdawców sportowych mówi się — po zainkasowaniu — nokautującego ciosu. Z nóg zwalił mnie wcześniej przytoczony fakt, że Mr. Michael Newton jest dr doradztwa personalnego i cała reszta wymienionych tam jego zasług wobec ludzkości.

 

Zacznijmy jednak od początku. Jeden z recenzentów, nie ma ich zresztą zbyt wielu, co prawdopodobnie wynika z faktu, że, tak jak ja, jeszcze się nie pozbierali, pisze — "Co się dzieje z duszą między jednym a drugim wcieleniem? Na to pytanie nie było dotychczas odpowiedzi. Spróbował ją znaleźć dr Michael Newton, psycholog i hipnoterapeuta."

I tu odezwał się we mnie diabeł zwątpienia i sceptycyzmu — skąd wiadomo, że to pytanie ma jakikolwiek sens? Zauważmy, że zawarte są w nim, i to w sposób nawet niezbyt zawoalowany, dwa założenia. Pierwsze z nich jest takie, że istnieją jakieś twory, nazywane duszami, a drugie, że te dusze podlegają operacji czy procesowi wcielania się. Zakładam, że każdy wie, iż dusze zamieszkują ciała istot żywych, w szczególności ciało ludzkie, a za następnym wcieleniem zaczynają się rozglądać, kiedy tylko im to ciało przestaje służyć lub w inny sposób staje się nieprzydatne do dalszego bytowania.

Ale co ja gadam. Przecież wyraźnie napisano, że nie było dotychczas odpowiedzi, to znaczy, że nie było, i basta. Najważniejsze, że dr Michael Newton nie tylko spróbował ją znaleźć ale, w odróżnieniu od tych rzesz, lepiej byłoby powiedzieć — stad, bezmyślnych myślicieli, mieniących się w przypływie pychy filozofami, teologami i jeszcze innymi logami, odpowiedź nalazł i pospieszył podzielić się nią z ludzkością. Wróćmy więc do ad remu, jak mawiali starożytni.

Z innych źródeł wiadomo, że ciało jest dla duszy raczej więzieniem, co najmniej rodzajem aresztu domowego i jego obumarcie dla duszy jest momentem wyzwolenia. Sprawa, czy to dusza tak kieruje ciałem aby się z niego wydostać, czy też z pokorą odsiaduje ten 'wyrok' nie był, jak dotąd, wystarczająco wyjaśniona. Z tekstu naszego Autora, znowu plotę, powinno być - dzięki odkryciom dr Newtona- wiadomo niezaprzeczalnie, że dusza sama sobie wybiera siedlisko z zamiarem wykonania pewnego zadania. Osobiście skłaniałbym się jednak do tezy, znowu zaczyna przeze mnie przebijać się ta pycha, pierwszy z grzechów głównych, że czyni to na skutek jakiegoś polecenia, a przemawia za tym fakt, że życie ciała nie zawsze bywa specjalnie atrakcyjne, czasem jest wręcz podłe.

Nie sądzę, aby los zamieszkiwanego ciała był duszy obojętny, bo jaki byłby wtedy sens wcielania się. Jednak inne przesłanki wskazują na to, że dusze nie mają większego wyboru jeśli chodzi o wybór konkretnego ciała, ponieważ czcigodny Autor pisze: "Żadna analiza życia po śmierci nie miałaby znaczenia, gdyby prawa przyczyny i skutku oraz sprawiedliwość nie dotyczyły wszystkich dusz." Jednak, dodam tu skromnie, moje pierwociny myślenia pokrywają się z wysokim lotem myśli Autora.

Widzimy więc, że dusze podlegają prawom, przy czym te prawa mają jakby 'fizykalny' charakter, bo podlegają jakimś prawidłom czy związkom przyczynowo-skutkowym. Celowo użyłem określenia 'fizykalny' zamiast fizyczny, bo ma ono bardziej ogólny sens, pod który w przyszłości można będzie podłożyć, co się tylko będzie żywnie podobało. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że dusze podlegają podłym ludzkim prawom, np. zasadom dynamiki wcześniej wspomnianego Izaaka Newtona. Ale skoro się poruszają, to coś je w ruch musi wprawiać, nawet jeśli jest to ich własna wola, muszą to czynić z jakąś prędkością, być może nawet zużywają na to jakiś rodzaj energii. Poszukiwanie tych praw może być naprawdę fascynującym zajęciem. Jakże żałuję moich zmarnowanych 70 lat, że sam się tym nie zająłem, ale cóż, żyło się na obszarach ogarniętych ciemnotą i zaprzaństwem, gdzie z rzadka przebijał się, i to ledwo, ledwo, jakiś kaganek prawdziwej oświaty od razu tłumiony tumanem mgły jakiejś tam matematyki, fizyki i chemii. Straciłem nie tylko ja, całe pokolenia żyły w nieświadomości swojej niewiedzy, bo ja miałem chociaż to szczęście, że na koniec błysnęła mi lampka oliwna.

Chociaż nie, jedno z praw, może tylko dość ogólną zasadę, nasz wielki badacz zna. "Każdy z nas jest uważany (w świecie dusz) za unikalnie zdolnego do współdziałania dla korzyści całości istnienia, niezależnie od tego, jak ciężko zmagamy się z napotykanymi w życiu lekcjami..." — stwierdza w trybie nie dającym podstaw do żadnych wątpliwości. Jest to nader optymistyczne stwierdzenie, choć ktoś małostkowy może uznać za 'oczywistą oczywistość'. Właściwie, jak tak spojrzę na swoje życie, to nie zdarzyło mi się spotkać kogoś przeciętnego, średnio zdolnego, samolubnego, lekko tylko doświadczanego przez los. Niektórzy złośliwcy uważali, że ja sam jestem takim przypadkiem, ale jeżeli to nawet prawda, to też jestem unikatem, wyjątkowym wręcz wyjątkiem, a więc też spełniam, przynajmniej częściowo, tę regułę.

Czy nasze dusze mają wolną wolę i jaki jest jej zakres, czy ma ona ograniczenia lub jakieś preferencje, tego też, niestety, zbyt dokładnie nie wiemy. Mało tego, przyjęcie, że w świecie duchów obowiązują jakieś prawa rodzi następne pytanie, tym razem o prawodawcę. Kto nim miałby być?

A tu jeszcze dochodzi sprawiedliwość! Oznacza to ni mniej, ni więcej, że w świecie dusz obowiązuje jakaś etyka i moralność. Nasze skromne ziemskie, ludzkie doświadczenie wskazuje, że ludzie, nawet wychowani w tych samych kulturach, ba, nawet w tych samych rodzinach, bardzo często różnią się wyznawanymi zasadami moralnymi. Co w takim razie ma począć biedna dusza, zamieszkująca czyjeś ciało? Czy to ona przyswaja sobie zasady moralne swego nosiciela, czy też odwrotnie, ona wbija mu do tępego łba wzniosłe idee, ale ten, kierując się fatalnie rozumiana wolną wolą, robi to, na co akurat ma ochotę, np. wypisuje głupoty, jak to robię akurat ja. Sam już nie wiem, kto za to odpowiada, albo powinien odpowiadać.

Są i inne problemy do rozwiązania, np. taki - dlaczego ludzie z określonych grup i żyjących w tych samych czasach mają zbliżone zasady moralne? Problem nie jest błahy, tak mi się przynajmniej wydaje, ponieważ liczba ludzi powoli wzrasta, muszą więc pojawiać się nowe dusze.

A co będzie, gdy dusza kogoś żyjącego drobny tysiąc lat temu, dajmy na to o mentalności Wikinga zechce nagle wcielić się w pokojowo nastawionego i nikomu krzywdy nie robiącego Słowianina, zaś dusza tegoż Słowianina w duszę żadnego zysku Żyda? Jakiż tu może wystąpić konflikt nie tylko pokoleń ale i zasad. Przecież biedne ciało może od tego dostać kręćka i powędrować do jakiegoś 'kukułczego gniazda', co nie jest znowu tak wyjątkowym przypadkiem. Można też pytać o płciowość dusz, i co tam jeszcze ślina na język przyniesie.


1 2 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Recenzja Blackforda z książki The Moral Landscape
Dlaczego nikt nie mówi o słabości i głupocie nowego teizmu?

 See comments (12)..   


« Publishing novelties   (Published: 24-01-2011 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Jerzy Neuhoff

 Number of texts in service: 97  Show other texts of this author
 Newest author's article: Paradoks
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 857 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)