|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Society Fresco, czyli świeży? Author of this text: Jerzy Neuhoff
Jeden z forumowiczów (http://www.racjonalista.pl/forum.php/s,559052),
po obejrzeniu w TV filmu „Zeitgeist", zadał dwa proste pytania: „Co myślicie o ich analizie obecnego systemu społeczno-gospodarczego, ich propozycjach
zmian?" i „Czy istnieją realne szanse ich realizacji czy to utopia?"
Zainteresowałem się, więc tymi filmami oraz wypowiedziami dyskutantów, nie
tylko z forum Racjonalisty.
Po
obejrzeniu filmów z udziałem głównego twórcy Projektu Venus, przypomniała
mi się myśl wypowiedziana przez księdza Piolantiego, jednego z bohaterów
„Urzędu" Tadeusza Brezy: „Przeważnie ludzie myślą tylko o sobie, i to
jest zaprzeczeniem dobroci. Niektórzy myślą o wszystkich, i to też nie jest
dobroć. A tylko wyjątkowi myślą o innych, o tym czy tamtym pojedynczym człowieku, i to jest dobroć." W filmie, który nie tak dawno powtórzyła któraś
telewizja, tę postać odtwarza Franciszek Pieczka.
Wyrażający
swoją opinię forumowicze wskazywali na przeżyte czasy, kiedy to właśnie myślano o wszystkich i, jak pokazała praktyka, szczególnie wiele dobrego z tego nie
wynikło. Nie było to samo zło, jak to czasem próbuje się przedstawić, ale
początkowy entuzjazm twórców nowej rzeczywistości szybko przygasł. Na
koniec okazało się, że zabrakło sił by wymarzoną, świetlaną przyszłość
budować.
Że
nasz świat jest daleki od doskonałości, wie to każdy, bo o tym dowiaduje się
już w pieluchach. Z tej to banalnej przyczyny raz po raz ktoś coś w funkcjonowaniu tego świata poprawia, jeden podniesie papierek leżący na
chodniku, drugi przygarnie bezpańskiego psa, trzeci wymyśli coś przydatnego,
choćby komputer, ale nie wszystkich zadowalają takie drobiazgi. Po co się
schylać po papierek, jeżeli nieopodal leży następny, po co litować się nad
jednym psiakiem, skoro niebawem pojawią się nowe szczenięta, których nikt
nie przygarnie, co tu wymyślać cokolwiek, skoro zaraz ktoś inny wymyśli coś
lepszego. Lepiej od razu uszczęśliwić cały świat.
Pomysł
„Gospodarki Opartej na Zasobach", lansowany przez Jacque’a Fresco i jego
zwolenników, może nawet wyznawców, jest właśnie taką próbą uszczęśliwienia
całej ludzkości po wieczne czasy metodą 'przebudowy kultury, w której
wojna, ubóstwo, głód, długi i zbędne ludzkie cierpienia są postrzeganie
nie tylko, jako możliwe do uniknięcia, ale jako absolutnie nie do przyjęcia'.
Pomysł ten zawiera rozwiązania prawie wszystkich problemów i to raz na
zawsze.
Kluczem
do powodzenia ma być 100 procentowa automatyzacja wszelkich procesów
produkcyjnych, tych znanych i tych, które dopiero będą znane oraz technologia
zapewniająca wydajność, prawdopodobnie pracy, na najwyższym poziomie, a wszystko to wsparte przemożną chęcią pełnej samorealizacji każdego mieszkańca
Ziemi.
Środkiem
do osiągnięcia tego celu ma być odebranie władzy, sprawowanej w autorytarny
sposób przez polityków i partie polityczne pod przykrywką czegoś, co
nazywamy „demokracją", ponieważ 'politycy z reguły nie posiadają
edukacji, lub przeszkolenia w technicznych zagadnieniach, pozwalających na
organizację społeczeństwa'. W nowym, wspaniałym świecie władzy nikomu się
nie odda, będą mieli ją wszyscy.
Te
sformułowania brzmią mi jakby znajomo, chociaż doleciały aż zza wielkiej
wody. Odżegnywanie się od polityki jest bardzo modne, albo mówiący nie
bardzo wiedzą, czym jest polityka. Najprostsza definicja mówi, że jest to
sztuka rządzenia, co wiele wyjaśnia, bo sztuka wymaga artystów. Dość łatwo
jest wymienić kilku politycznych artystów, nawet współczesnych, jeszcze więcej
wyrobników, szkoda tylko, że co niektórzy, bliżej znani politycy, w tej
sztuce nie potrafią nawet popełnić udanego plagiatu.
Innym
środkiem, chociaż jakby też celem, uzyskania stanu powszechnej szczęśliwości,
ma być brak pieniędzy, ale nie zastąpienie ich przez jakieś karty płatnicze,
tylko całkowite fizyczne, ekonomiczne i duchowe wyeliminowanie. Budynki banków i giełd przeznaczy się natomiast na siedziby rozlicznych akademii nauk, co
brzydsze zaś rozbierze do fundamentów, zwiększając w ten sposób zasoby
kruszywa. Pieniądze są nieważną przeszkodą na drodze do szczęścia,
wiedział o tym już Leon Kunicki konsultujący wybitnego ekonomistę Nikodema
Dyzmę.
Sam
fakt, że nikt za nic nie będzie od nas żądał pieniędzy oznacza pełne i niewysłowione bogactwo, czego przecież łatwo się domyślić. Marketów, ale
nie w wersji Super czy Mega, ale Giga i Tera, a może nawet Peta, będzie, co
niemiara, a w nich towary, o jakich nikomu się nawet jeszcze nie śni. Ot
wystarczy, że obywatel o czymś pomyśli, klepnie w klawisz albo i nawet głośno o tym powie, a już gdzieś tam mu to zrobią i za chwilę powiadomią, gdzie
jest to do odbioru.
Nieistnienie
pieniędzy zlikwiduje prawie wszystkie społeczne patologie; motywację do swej
pracy stracą kieszonkowcy, drobni i więksi lichwiarze oraz tirówki i panienki
do towarzystwa, bankierzy, maklerzy giełdowi, ale także kasjerki w Lidlu i Kauflandzie.
Ponieważ w międzyczasie urodzi się sporo nowych ludzi, powierzchnia lądów jest zaś, w przybliżeniu stała, więc nowe miasta budować się będzie na oceanach.
Malkontenci
mogą się zastanawiać, czy w tej sytuacji w oceanach starczy miejsca dla ryb,
albo czy nie zabraknie stali na te pływające miasta, czy będzie dość ropy
do przerobu na plastiki służące do produkcji wydmuchiwanych domów, może też
ustaną wiosenne i jesienne wiatry zatrzymane przez elektrownie wiatrowe. To są
płonne obawy. Wystarczy zastanowić się, do czego służą np. takie ryczące
czterdziestki, a mamy od razu odpowiedź na wszelkie wątpliwości.
Jeden z blogerów (http://jaroslaw-dziubek.blog.onet.pl/2008/07/21/jacque-fresco-nowy-karol-marks)
przeraził się tych radosnej wizji na tyle, że nazwał ich twórcę nowym
Karolem Marksem i 'niebezpiecznym teoretykiem komunizmu'. Nawet sporządził
coś w rodzaju listu gończego wklejając jego zdjęcie w towarzystwie 'równie
niebezpiecznej asystentki'.
Myślę,
że grubo przecenił niebezpieczeństwo. Jacque Fresco nie żadnym
niebezpiecznym propagatorem komunizmu, w każdym razie nie w oczach Amerykanów.
Ten pan, podobno niegdyś członek KP USA, przetrwał nie tylko lata Wielkiego
Kryzysu, ale i epokę McCarthy’ego, dawał sobie znakomicie radę w systemie
gospodarki pieniężnej, której prywatnie nie znosi, bo przecież jego usługi
ktoś kupował. Aby prowadzić swą 'wywrotową' działalność, nie
potrzebował zasiłków od któregoś z tamtejszych fabrykantów, który
podzielałby na dodatek jego poglądy, jak to się przydarzyło Marksowi. Przy
takich teoretykach komunizmu Amerykanie, my także, mogą spać spokojnie,
obalenie kapitalizmu nie grozi ani w USA, ani gdzie indziej, przynajmniej nie
pod wpływem tych zachęcających filmów. W każdym razie napisania nowego
„Kapitału", a tym bardziej „Manifestu Komunistycznego" się nie
spodziewam. Marks, jak mi się wydaje, też byłby raczej ubawiony jego
wywodami, bo jest to czystej wody Kathederkomunismus.
Jednostkowe
przykłady wyobrażenia sobie tej niewyobrażalnej przyszłej sytuacji wskazują
na całkowitą nieprzydatność reklamowanego systemu, opartego, rzekomo, na
zasobach, czyli bliżej nie zdefiniowanych naturalnych dobrach. Doprowadzi on w prostej linii do reglamentacji wszystkiego, jeżeli coś ten 'samogenerujący'
system ma generować, to z pewnością będzie to marnotrawstwo, a w ślad za nim
mnóstwo rzeczywistych nieszczęść. Oczywiście, zwolennicy, a są tacy, mogą
odpowiadać, że wszystkie trudności są wydumane, tylko przejściowe i obiektywne, a ludzka inteligencja wspomagana najbardziej rozwiniętą technologią,
pokona. Dzisiejsi ludzie, ukształtowani w wykrzywiających psychikę i rozsądek
warunkach, nie są w stanie wyrwać się z tego kalekiego systemu i sposobu
rozumowania. Ich argument najlepiej świadczą o konieczności 'przebudowy
kultury'.
Stan
ziemskich zasobów, właściwie to 'globalny spis zasobów określający ich
ilość i rodzaj' ma zostać dokonany z natury. Kłopot polega jednak na tym,
że wykonanie takiego spisu dziś jest niemożliwe, choćby z politycznych
przyczyn, wśród których priorytet często ma Projekt Mars. Stanie się to
realne dopiero wtedy, gdy 'przedstawione zostaną konkretne rozwiązania, ich
powody, a także korzyści dla wszystkich narodów z nich płynące (musiałyby
to być konkretne korzyści, które ludzie byliby w stanie zrozumieć w swoich
kategoriach myślenia) i kiedy narody zgodzą się z nimi, dopiero wtedy można
przeprowadzić taki spis.' Tak widzi to twórca projektu Venus. Nie trzeba
wielkiej wyobraźni, aby domyślić się, że nim te wyśnione warunki
powszechnej zgody międzynarodowej nastaną, upłynie trochę czasu.
Patrzę
na ten pomysł z innej jeszcze strony. W biologii znane jest niemal już od 200 lat 'prawo minimum Liebiga', wskazujące,
że ten składnik otoczenia, którego w środowisku jest najmniej, decyduje o liczebności populacji lub o rozwoju pojedynczego organizmu. Prawo zostało
odkryte i sformułowane w odniesieniu do organizmów żywych, ale obowiązuje
ono także w technice. A jest i jeszcze jeden problem, bo nie wiemy, który składnik
jest tym ograniczającym, a tym bardziej, który będzie nim w przyszłości. Na
Wyspie Wielkanocnej było to drewno, ale tubylcy zauważyli to po czasie, chociaż
powinni zorientować się dużo wcześniej, podczas długotrwałych rejsów żaglowcami
był to zapas witamin, ale wtedy nawet nie wiedziano, że coś takiego istnieje.
Panowie Laskowik i Smoleń byli zdania, że traktor z trzema kołami jest
sprawny w 75 procentach, jednak w technice takich żartów nie ma.
Ten
przyszły świat, jak mi się wydaje, nie będzie zbytnio podobny do naszego,
tak jak nasz różni się od tego z początku XX wieku. Jakie wtedy będą
potrzeby ludzi, trudno dziś nawet w najśmielszych fantazjach przewidywać. Nie
wiadomo też, co będzie zasobem, a co balastem, co rudą, a co skałą płonną.
Może do tego czasu ludzie także zapomną o Projekcie Venus i nie będą mieli
ochoty przebudowywać świata według XXI-wiecznych recept?
Ponieważ
nawet 200 lat nie wystarczy, aby warunki do dokonania tego wymarzonego,
idealnego spisu nastały, więc można próbować inaczej. Można przecież
ocenić istniejące zasoby z dzisiejszego punktu widzenia i na tej podstawie
obliczyć liczbę ludzi, którym można zapewnić wszystko. W tym celu wystarczy
ułożyć parę miliardów równań, w każdym zawrzeć parę tysięcy
niewiadomych, oby tylko nie były sprzeczne, ale o to niech się martwią
komputery.
Które
podejście jest lepsze, a które gorsze? — oba są gorsze, jeden jest
niewykonalny, drugi pachnie maltuzjanizmem. Tak dzieje się zawsze, jeśli
system jest wymyślany a nie wynika z potrzeb i oczekiwań ludzi. Z tej prostej
przyczyny sukces odnosiły kibuce i spółdzielnie w krajach skandynawskich
natomiast klęskę poniosły kołchozy i spółdzielnie produkcyjne. Te pierwsze
wymyślili sami zainteresowani i sami je zorganizowali, te drugie wymyślono i narzucono siłą. Oba podejścia nie dają, więc żadnej szansy na sukces.
Mamy
więc odpowiedzi na drugie pytanie, czyli o szanse realizacji. A co z pierwszym?
Jak wygląda analiza istniejącego systemu społeczno-gospodarczego w wydaniu p.
Fresco i jego zwolenników? Rzecz w tym, że żadnej analizy nie ma, jest
natomiast wyliczanka plag trapiących społeczeństwo, czyli: 'bezrobocie,
rosnące ubóstwo, wzrost liczby zaburzeń psychicznych, nadużywanie narkotyków,
wyczerpywanie się zasobów naturalnych, powszechna degradacja środowiska,
eskalacji skłonności do przemocy i wojen, systematyczne zwiększanie się długów,
przyspieszanie inflacji, destabilizacja atmosfery i wiele innych problemów społecznych i ekologicznych' a nie są to wszystkie.
Do
tej, nieco chaotycznej wyliczanki nieszczęść i plag, dodałbym jeszcze zatrzęsienie
proroków wieszczących tylko nieszczęścia, wróżów, wizjonerów i ideologów, a w gruncie rzeczy zwykłych szarlatanów, obiecujących uszczęśliwienie całego
świata, czasem tylko garstki wybranych, jeśli tylko uwierzą w ich urojenia
wcześniej podzieliwszy się tym, co mają ze swoim guru.
I
tyle byłoby, jeśli chodzi o odpowiedź na te dwa proste pytania.
« Society (Published: 14-04-2013 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 8900 |
|