|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Catholicism » Ogranization and authority » Vatican and papacy
Wieści zza Spiżowej Bramy [2] Author of this text: Jerzy Neuhoff
Nie
przeceniałbym też wartości dokumentów, bowiem papiery urzędowe mają tę
dziwną właściwość, że lubią ginąć, a na ich miejsce pojawiają się
nowe, równie autentyczne, ale o nieco innej zawartości. Rzecz jest znana nie
od dziś i można w tej kwestii przytoczyć kwiatek z naszej łączki. Otóż w roku 1921, jeszcze za Benedykta XV, nasz ambasador przy Watykanie, Józef
Wierusz-Kowalski, zwierzył się hrabiemu Starzyńskiemu z Małopolski, że na
życzenie ówczesnego sekretarza stanu, Pietro Gasparriego, poselstwo polskie
usuwało z dokumentów wszystko, co mogłoby świadczyć niekorzystnie o poczynaniach nacjonalistów ukraińskich i litewskich wobec ludności polskiej.
Tak 'oczyszczone' dokumenty, w których wszystko, co tylko było można,
przypisywano bolszewikom, służyły następnie do przygotowania opracowań, które
przedkładano papieżowi. Taka była potrzeba chwili. Czy papież był świadom
metod działania swego sekretarza stanu, nie wiem, lecz faktem jest, że to od
niego metropolita unicki, Andrzej Szeptycki, uzyskał w roku 1920 prawo wyświęcania
biskupów unickich poza wiedzą rządu polskiego, z którego szybko skorzystał, a co mocno poirytowało władze polskie, jakby nie było — katolickie.
Archiwa
watykańskie mogą, więc nie być bardziej wiarygodne niż wszystkie inne. A jeszcze pozostają historycy. Nie trzeba być szczególnie przenikliwym, aby się
domyślić, że tylko ci o dużym poczuciu 'odpowiedzialności' mogą liczyć
na uzyskanie niezbędnych pozwoleń umożliwiających wstęp w te wysokie progi.
Jestem też pewien, że każdy z nich będzie pracować sumiennie i starannie, a więc długo, wyniki zaś opublikuje w równie odpowiedzialnym piśmie naukowym.
Można, więc być spokojnym o ich należyte przyjęcie przez zainteresowanych,
których zbyt wielu też chyba nie będzie.
Wśród
tych oczekiwań znalazłem i takie, że 'łatwiej
będzie znaleźć przychylność innych religii, przyjmując postawę pokory,
otwartości i tolerancji, niż głosząc tezę o tym, że "jedynie nasza
religia jest słuszna".' Na pierwszy rzut oka wydaje mi się, że
jest to teza niemal heretycka, zaprzeczająca wszystkiemu, czego nauczali i nauczają funkcjonariusze wszystkich wyznań, którzy doskonale przecież wiedzą,
że właśnie ich religia jest jedynie słuszna. Nie sądzę, aby Kościół
katolicki wyłamał się z tej tradycji i poniechał głoszenia tej prawdy, której
świadom był już św. Paweł.
Dostrzegam w tej 'postawie pokory' i możliwości zaniechania zbyt dobitnego głoszenia
tezy o jedynej prawdziwości chrześcijaństwa i to w rzymskim wydaniu, zwyczajną
hipokryzję. Praktyczna realizacja takiej postawy może polegać tylko na tym,
że co innego będzie się mówić wiernym, a co innego rabinom, mułłom,
prezbiterom, popom, a może i szamanom. Właściwie to nie jest hipokryzja,
tylko zwyczajna polityka, więc rabini, popi i mułłowie szybko się na tym
poznają, oni też potrafią robić politykę. Nie ma, więc co liczyć, na
szybkie i łatwe porozumienie. A w kwestiach doktrynalnych to Jezus pozostanie
dla Żydów tym, kim był i jest, tak samo dla muzułmanów, i tu nikt na żadne
zmiany pójść nie może.
Na
czym miałaby też polegać ta przychylność innych religii, o którą należy
zabiegać? Pojedynczy ludzie, wyznający różne religie, bywają sobie życzliwi,
ba, czasem nawet się kochają, są gotowi ponieść wielkie ofiary dla
drugiego, ale religie? Gdybyż to jeszcze były jakieś monolity, przynajmniej
jasno widoczne struktury organizacyjne, wtedy można by liczyć na to, że
przynajmniej przywódcy się polubią. Przy dzisiejszym ich rozczłonkowaniu,
ustawicznej działalności rozłamowej, często skrzętnie ukrywanej, ale
faktycznej, wydaje się to niemożliwe. Nie potrzeba daleko szukać, ale na czym
miałaby polegać np. przychylność kościoła łagiewnickiego dla toruńskiego i odwrotnie, a nie są to chyba jedyne z naszych własnych kościołów?
Być
może, w którymś państwie muzułmańskim zostanie wydane pozwolenie na
zbudowanie kościoła, tylko gdzie znaleźć wiernych, ryzykujących uczęszczanie
do niego? Jednak trzeba próbować choć trochę poprawić świat, więc może
projektowane spotkanie zmierzające do wspólnego potępienia terroryzmu, o ile
dojdzie do skutku, da jakieś rezultaty. Tylko, czy rzeczywiście religie są
przeciwne nienawiści i przemocy?
Nikt
też nie podejmie się zakwestionowania rzeczy bardziej znaczących, np. nowej
interpretacji rozlicznych objawień, trzeciej tajemnicy fatimskiej, przynajmniej
nie w tym stuleciu, skoro na rehabilitację Galileusza trzeba było czekać trzy
wieki, a taki Hus nie może się jej doczekać przez sześć. Warto przypomnieć,
że obchody rocznicy śmierci tego zdradziecko uwięzionego i zamordowanego
potem reformatora, jakie w 1925 roku miały miejsce w Czechosłowacji pod
honorowym protektoratem prezydenta Masaryka, stały się powodem zerwania przez
Watykan stosunków dyplomatycznych z tym państwem.
Kto
oczekuje zmian?
Wątpię,
aby jakichś głębszych zmian oczekiwali albo życzyli sobie np. uczestnicy
licznych pielgrzymek, budowniczowie ze Świebodzina, wierni słuchacze radia
toruńskiego czy nasi hierarchowie. Nikt rozsądny, tak mi zdaje, nie spodziewa
się też zaniechania procesji, zakazu stawiania posągów czy weryfikacji życiorysów
kontrowersyjnych świętych. Tego papież nie zrobi, bo nie może zrobić
niczego, co by rzucało choćby cień na dwadzieścia wieków tradycji.
Ci,
którzy na zmiany oczekują, powinni się dobrze zastanowić nad swymi
oczekiwaniami i przyjrzeć się dokładnie swym przekonaniom. Jeśli miałbym im
cokolwiek doradzać, to byłaby to zmiana przekonań.
Co
więc może się zmienić?
Jedyne,
co może się zmienić, to rozłożenie akcentów. O jednych sprawach będzie się
mówiło, inne będą pomijane milczeniem. Jest to stara, wypróbowana metoda,
dająca znakomite rezultaty, bo pamięć wiernych jest nader krótka i wybiórcza.
Czas
jest nie tylko najlepszym lekarzem, ale i reformatorem religijnym. Dziś raczej
trudno liczyć na to, że wśród rozśpiewanych, bardziej jednak jękliwie i żałośnie
zawodzących, pielgrzymów, znajdzie się jakiś flagelant. A kiedyś byli
powszechni, jednak czas zrobił swoje.
Jeszcze
za czasów mojego dzieciństwa, kobieta, udająca się pierwszy raz do kościoła
po porodzie, stawała najpierw w kruchcie, i pokornie klęcząc czekała, aż kościelny
przyprowadzi księdza, by ten dokonał jej 'oczyszczenia'. Czas zrobił
swoje.
Kilkadziesiąt
lat temu, co prawda w Holandii, usunięto z parafii pastora, i to kalwińskiego,
który wyjaśniał wiernym, że opowiadania biblijnego o Adamie i Ewie nie można
rozumieć dosłownie, a wąż biblijny jest jedynie personifikacją grzechu.
Pastor, Johannes Geelkerken, doczekał jednak czasów, w których stało się to
prawie, że powszechnie uznawane, zmarł, bowiem w 1960 roku.
Książek
Dawkinsa też nikt ni będzie wykupywał hurtem po to, aby je spalić wraz z autorem, a przecież był to zwyczaj dość powszechny w Europie. I tu upływ
czasu poszedł na rękę nieprawomyślnym heretykom, co i prawowiernym wyszło
na dobre.
Sądzę,
że nie usłyszymy hasła „Brońcie krzyża" lub podobnego, które co więksi
zapaleńcy zrozumieli na swój sposób i zaczęli stawiać krzyże, gdzie
popadnie, i w ilościach, które wywołały zaniepokojenie o stan umysłów
owych 'obrońców'. Być może tych obrońców wyleczono np. hydroterapią,
albo uleczył ich po prostu czas.
Przykłady
dobroczynnego działania czasu są liczne, nie ma sensu ich przytaczanie. Żałuję
tylko, że nie mam już tego czasu zbyt wiele w zapasie.
Żadnej
pieriestrojki za Spiżową Bramą więc nie przewiduję, choćby dlatego, że
pierwsza fatalnie się skończyła.
1 2
« Vatican and papacy (Published: 02-06-2013 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 8993 |
|