|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Catholicism » History of Church » Church in Poland
Kościelny język miłości bliźniego [1] Author of this text: Radosław S. Czarnecki
Nikt
nie może mnie zmusić, abym był szczęśliwym
na jego sposób Immanuel Kant
Rocznica
przyjęcia przez polski rząd konkordatu (Sejm ratyfikował go dopiero gdy rządziła
koalicja AWS/Unia Wolności w 1998) — to już 20 lat — spowodowała ożywioną
dyskusję wokół tej umowy między III RP, a Stolicą Apostolską. Prof. Jan
Hartman z Uniwersytetu Jagiellońskiego, znany filozof i etyk, w doskonale
udokumentowanym i popartym dogłębną argumentacją materiale („Gazeta
Wyborcza" z dn. 20-21.06.2013,
„O Polskę wolną — od konkordatu") skrytykował praktykę obowiązywania
tej międzypaństwowej de facto
umowy. Praktykę w wyniku, której
państwo polskie i część obywateli nie utożsamiających się z religią
katolicką (a wolno podejrzewać, iż takie mniemanie podziela spora część
katolików) czuć się może dyskomfortowo z racji pomieszania sacrum
i profanum, w jakimś stopniu być pokrzywdzoną, zepchniętą na margines czy
postawioną do kąta. Chodzi o wyraźną sakralizację — i to w jednym tylko
bo katolickim wymiarze — przestrzeni publicznej, neutralnego bądź co bądź
religijnie państwa polskiego (zapewnia o tym art. 1 rzeczonej umowy międzynarodowej
mówiący, że Kościół katolicki i państwo " .… są niezależne i autonomiczne oraz zobowiązują się do pełnego
poszanowania tej zasady we wzajemnych stosunkach i współdziałaniu dla rozwoju
człowieka i dobra wspólnego" [ 1 ]).
Replika ze strony kościelnej, ostra, nawet — arogancka i napastliwa, w swym podstawowym wymiarze — niesłychanie paternalistyczna i arbitralna,
przyszła ze strony ks. Tomasza Dostatniego (OP), znanego medialnie
dominikanina, duszpasterza i publicysty. W tekście pt. „Filozof głuchy na
innych" („Gazeta Wyborcza" z dn.
27-28.07.2013) zarzucił Hartmanowi manipulację, nierzetelność, napastliwość
wobec katolików w Polsce, upośledzenie (sic !) — czyli zamknięcie
ideologiczne, brakz rozumienia i czucia wzniosłości katolickiej frazy "miłości
bliźniego" itd.
"Hartman jest głuchy i ślepy na
dobro, które niesie ze sobą chrześcijańskie przesłanie miłości. Widzi jak
daltonista, nie rozróżniając kolorów. Nie dostrzega palety barw, które są w Kościele i chrześcijaństwie" [ 2 ].
Reakcja Profesora na wymieniony materiał zakonnika nastąpiła na jego
Blogu Loose
blues, Jana Hartmana — zapiski nieodpowiedzialne, w felietonie pt.
„Dostatni stek bzdur". Tekst, podobnie jak sam tytuł, jest niesłychanie
emocjonalny, ostry w argumentacji i kąśliwy w swym wyrazie. W 8 punktach
kontruje dominikanina, kończąc takim oto stwierdzeniem będącym dosłownym
odniesieniem się do jednego ze stwierdzeń Tomasza Dostaniego:
"Ks.
Dostani twierdzi protekcjonalnie, że rozmowa ze środowiskiem Jana Hartmana,
Magdaleny Środy i Wandy Nowickiej możliwa jest tylko pod warunkiem, że odrobią
oni pewną lekcję. Otóż to ks. Dostatni ma lekcję do odrobienia. Lekcję
minimalnej kultury osobistej, minimalnej uczciwości intelektualnej i rudymentów
logicznego myślenia" [ 3 ].
O.Tomasz Dostatni w dyskusji pod wymienionym felietonem Profesora zamieścił
taki oto wpis (27.07.2013 h: 10.39.)
"Dziękuję
za inwektywy. Proszę z uwagą czytać swoje teksty i wypowiedzi
>obiektywne< na temat Kościoła a wtedy może pan zrozumiesz, że tylko
to się sprawdza w pańskim przypadku: jakim językiem Kuba zwraca się do Pana
Boga, takim Bóg do Kuby. Widzę, że zabolało, a to znaczy, że dobra metoda
zastała zastosowana. Teraz liczę na racjonalne argumenty.
pozdrawiam nie absolwent KUL" [ 4 ].
Czy w takim razie Bóg to o. Tomasz Dostatni jako, że on reprezentuje Instytucję
egzemplifikującą boskie Prawdy? Czy w takim razie Kościół Dostatniego jest
jedynym i absolutnym ucieleśnieniem Boga, Prawdy, Dobra, Piękna? Czy to nie
jest przykład języka i myślenia feudalnego, monarchicznego,
paternalistycznego i zarazem — wrogiego pluralizmowi współczesnego świata,
wolności myśli i wypowiedzi, swobody sądów i mniemań? Czy w takim razie
prawdą jest teza, iż duch Vaticanum II umarł (a w polskim Kościele jeszcze się nie narodził)
?A jak ból zadany adwersarzowi i podkreślane zadowolenie z tego faktu pogodzić z ową wszechogarniająca i nieprzebraną w swych pokładach miłością bliźniego?
A więc może rację ma
Georg Carlin, amerykański satyryk, komik, aktor i performancer określając główne
przesłanie chrześcijaństwa (w swoim programie TV) w takim oto sposób:
"....Jest sobie pewien
niewidzialny człowiek — gdzieś tam w niebie — który pilnie baczy na
wszystko, co robisz, i obserwuje cię każdej minuty i każdego dnia. Ów
niewidzialny człowiek ma specjalną listę, na której jest wypisane 10 rzeczy
których on nie chce żebyś ty je robił. A jeśli zrobisz którąś z tych
rzeczy to ma także specjalne miejsce pełne dymu i ognia i płomieni i tortur i męczarni, gdzie wyśle cię byś trwał tam i cierpiał i smażył się, i krztusił, i męczył aż po wieczność ..… Ale ten człowiek cię kocha!"
[ 5 ].
Czy w zacytowanym wpisie ks. Dostatni nie odbija się jak w zwierciadle
treść definicji chrześcijaństwa wg Carlina?
Nie chcę odnosić się do meritum, sporu czy argumentacji przytaczanej
przez obie strony; jestem zdania, że konkordat krępuje pozycję naszego kraju
wobec Stolicy Apostolskiej i społeczeństwa
polskiego wobec instytucji Kościoła, ogranicza wolności obywatelskie
nie-katolickiej części społeczeństwa, inspiruje bezpośrednio i pośrednio
sakralizację życia publicznego w Polsce oraz wzmacnia tzw. „przemoc
symboliczną". Ponadto sprzyja indoktrynacji — sposób wprowadzenia i realizacji w praktyce nauki religii (a w zasadzie — katechizacji) — dzieci i młodzieży. W chwili obecnej państwo nasze winno więc dążyć do
jednoznacznego i dosłownego przestrzegania umowy konkordatowej przez stronę kościelną — wypowiedzenie lub renegocjacja jest z zrozumiałych względów (politycznych
zarówno w przestrzeni wewnętrznej jak i ewentualnych reperkusji międzynarodowych,
rozkładu sił w kraju, kultury i cywilizacji panujących nad Wisłą, Bugiem i Odrą) jest mało realna. Tu, w zbyt dowolnym, traktowaniu przez Kościół w Polsce zapisów konkordatu, tkwi ogromna ilość nieprawidłowości. A ponadto
metoda działania środowisk fundamentalistów katolickich i samego Kościoła, na zasadzie „obcinania salami" po cienkich
plasterkach czyli wymuszania kolejnych ustępstw przez państwo (poprzez
stosowanie argumentacji konkordatowej, gdyż wiele zapisów jest tak sformułowanych, iż
można je interpretować nazbyt dowolnie — zwłaszcza przy klerykalnym
nastawieniu tzw. polskiej klasy politycznej) jest absolutnie niedopuszczalna.
Pragnę jedynie zwrócić uwagę na język jakim operuje strona kościelna
(gdy idzie o konkretne, doczesne interesy tej instytucji), a także na fakt, iż
sam konkordat jest tylko elementem
pewnego procesu: przemiany
neutralnej przestrzeni publicznej (o czym mówi dokładnie wspomniany wcześniej
art. 1 konkordatu) w sferę zsakralizowaną, pełną symboli i odniesień
religijnych (i to wyłącznie dominującego — formalnie — wyznania),
przepojoną wymiarem transcendentalnym i zwyczajnie po katolicku „uduchowioną". A tym samym stygmatyzującej i poniekąd wykluczającej „Innego".
Język
jakim operuje duchowny w tym sporze jest jak widać jędrny, opresyjny (wobec interlokutora),
daleki od zalecanego i głoszonego powszechnie — także przez ks. Dostatniego — tzw. chrześcijańskiej"miłości
bliźniego". Głoszonym z ambon słowom miłości i polityce realizowanej przez
tę instytucję zawsze było nie-po-drodze. To nie nowina. Kościół zazwyczaj w historii gdy chodziło o jakiekolwiek dobrowolne zrzeczenie się posiadanych
prerogatyw (przynoszących określone — nie tylko materialne — zyski) czy
ograniczania swych interesów był niezwykle wojowniczy i bezwzględny.
Najskrajniejszym przykładem dokumentującym taką
mentalność są słynne słowa opata Citeaux Arnolda Amalryka pod murami
langwedockiego Beziers (krucjata przeciwko albigensom w 1209 r.):"Zabijcie
wszystkich, Bóg swoich rozpozna" [ 6 ].
Albigensi (vel — katarzy) w XI — XIII wieku stanowili realne, olbrzymie i ciągle wzrastające zagrożenie dla pozycji materialnej, interesów i polityki
Kościoła rzymskiego.
Nasz jedyny i prawdziwy Bóg, cystersa z Citeaux (XII w.) i dominikanina z Polski (XXI w.) jest przecież uosobieniem dobra, miłosierdzia, to
sprawiedliwy szafarz nagród i kar, to ojciec, sędzia, prokurator i decydent o ludzkiej egzystencji. A nadto Prawda i Światło. On już w niebiosach odcedzi
za pomocą magicznego sita „ziarna od plew". A że zginie kilku, kilkuset
lub parę tysięcy niewinnych? Nic
to, ważne jest bowiem "życie wieczne".
Wymiar tego passusu świętobliwego cystersa, jego języka i sposób myślenia (a
rebours) oddaje powiedzenie (o rodowodzie XX-wiecznym) prokuratora Andrieja
Wyszyńskiego — "dajcie człowieka, paragraf zawsze się znajdzie".
To przykład uniwersalizmu myślenia bolszewickiego i torów jakimi może podążyć
tak zapłodniona myśl ludzka.
W tym miejscu warto też przytoczyć przykład, jak sianie z jednej
strony pogardy i nienawiści wobec „Innego" może zatruć umysły ludzkie, a z drugiej (skuteczność, skuteczność) zaprowadzić może na ołtarze Kościoła.
Czyli postawić taką osobę jako osobowy wzór po dziś dzień dla wierzących
katolików, członków wspólnoty Kościoła.
Św. Bernard z Clairvaux (1090-1153)
to gigant historii Kościoła, wielce znacząca i zasłużona postać w jego
nauce oraz doktrynie, wielki mistyk i playmaker
polityki Rzymu w I połowie XII wieku (on pośrednio decydował o wyborach papieży). Tenże święty w traktacie „De laude novae militiae" — w którym aprobuje i błogosławi rodzący
się zakon templariuszy — rozwija pojęcie malicidium. W sumie, według
Bernarda, kto zabija niewiernego, nie-chrześcijanina, nie może być uznany za
zabójcę (homocida), ale — cytat dosłowny — za "złobójcę"
(malicida). A to oznacza "karciciela Chrystusowego". Ponadto nawołując w Niemczech do
krucjaty przeciwko Wenedom, opat z Clairvaux głosił w sposób jednoznaczny, że
ten lud powinien być wyniszczony doszczętnie, jeśli się nie nawróci
[ 7 ].
Czy ta tradycja Kościoła katolickiego jednak — mimo Vaticanum II i tragicznej historii Europy (m.in. w wyniku 2 000 — letniej działalności
Kościoła katolickiego) — nie jest nadal żywa lecz obleczona w inne metody
artykulacji, wzbogacona o inne formy retoryczno-filozoficzne, przestawiona na
inne (stosowne do Zeitgeistu) figury marketingowe?
1 2 Dalej..
Footnotes: [ 1 ] Dz. Ustaw nr 51 z 1998 roku, poz. 318 [ 2 ] T.Dostatni, Filozof głuchy na innych [w]:
„Gazeta
Wyborcza" z dn. 27-28-07-2013 s. 19 [ 3 ] J.Hartman, Dostatni stek bzdur [w]: Loose blues — Jana Hartmana zapiski
nieodpowiedzialne [ 5 ] G.P.Carlin — wikicytaty — (program You Are All Diseased) [ 6 ] [za] F.Niel, Albigensi i katarzy, Warszawa 1995, s. 63 [ 7 ] G.Lerner, Krucjaty — 1000 lat
nienawiści, Kraków 2003, s.123 « Church in Poland (Published: 01-08-2013 )
Radosław S. CzarneckiDoktor religioznawstwa. Publikował m.in. w "Przeglądzie Religioznawczym", "Res Humanie", "Dziś", ma na koncie ponad 130 publikacji. Wykształcenie - przyroda/geografia, filozofia/religioznawstwo, studium podyplomowe z etyki i religioznawstwa. Wieloletni członek Polskiego Towarzystwa Religioznawczego. Mieszka we Wrocławiu. Number of texts in service: 129 Show other texts of this author Newest author's article: Return Pana Boga | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 9153 |
|