|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Ślepi przewodnicy [3] Author of this text: Lucjan Ferus
— Religia preferuje odwieczny sojusz
ołtarza z tronem, który jak uczy historia ma bardzo destrukcyjne
skutki dla społeczeństw, natomiast bardzo korzystne dla władzy człowieka nad człowiekiem, występującej pod postacią
religii. Religia nawet wtedy, kiedy sama nie jest oficjalną władzą, pomaga władzy
świeckiej w jej utrzymywaniu, gdyż wspomagając się wzajemnie odnoszą większą
korzyść, niż gdyby się nawzajem zwalczały (przypuszczam, że gdyby
socjalizm potrafił dogadać się z Kościołem kat., w kwestii „podziału łupów",
do dziś dnia by sprawował rządy).
„Każdy niech będzie poddany władzom sprawującym rządy nad innymi.
Nie ma bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga, a te, które są,
zostały ustanowione przez Boga. Kto więc przeciwstawia się władzy -
przeciwstawia się porządkowi Bożemu. Ci zaś, którzy się przeciwstawili, ściągną
na siebie wyrok potępienia./../ Jest ona bowiem dla ciebie narzędziem Boga
(prowadzącym) ku dobremu. Jeżeli jednak czynisz źle, lękaj się, bo nie na
próżno nosi miecz. Jest bowiem narzędziem Boga do wymierzania sprawiedliwej
kary temu, który źle czyni. Należy więc jej się poddać nie tylko ze względu
na karę, ale ze względu na sumienie. Z tego samego powodu płacicie podatki.
Bo ci, którzy się tym zajmują, z woli Boga pełnią swój urząd".
(Rz 13, 1-6).
Ta myśl powtarzana jest w Nowym testamencie parokrotnie.
— Religia błędnie rozpoznała (to dotyczy wszystkich religii) większość
aspektów naszej rzeczywistości, których „wytłumaczenia" zawarte były w starodawnych mitach; pochodzenie
(oraz wiek) Ziemi i kosmosu, istnienie życia biologicznego jak i samego człowieka,
początki jego gatunku, przyczyny kataklizmów przyrodniczych, wielość gatunków
zwierzęcych i roślinnych, przyczyny zjawisk fizycznych i przyrodniczych,
przyczyny śmiertelności wszelkiego życia, pochodzenie moralności, oraz
innych praw i mechanizmów rządzących naszą rzeczywistością, itd., itp.
Jednym z przykładów owych błędnych rozpoznań, są przyczyny
istnienia zła w dziele bożym i w naturze ludzkiej. Wg religii te
„przyczyny" są natury religijnej, w
związku z tym ordynuje ona swym wiernym na poprawę zaistniałej sytuacji nieskuteczne
sposoby "leczenia": modlitwa indywidualna jak i zbiorowe modły,
stosowanie wody święconej jak i tej z „cudownych źródełek", rozwinięta
do granic absurdu obrzędowość, pielgrzymki do „cudownych" obrazów i miejsc świętych, różaniec, egzorcyzmy, adorację świętych obrazów, jak i wiele innych rytualnych czynności , których zasadność
można wytłumaczyć tylko naiwnością i łatwowiernością ludzi wierzących
religijnie. I to dzięki temu wszystkiemu „Porządne uprawianie religii daje
nie tylko więcej władzy niż cokolwiek innego, ale również dużo pieniędzy",
jak to ktoś, kiedyś trafnie skonstatował.
Można by jeszcze długo wyliczać wady
nie tylko tej religii, ale też wszystkich innych, gdyż historia zapisała mnóstwo
przypadków ich konsekwencji podczas
istnienia naszej cywilizacji. Wystarczy zatem znać
tę historię. Jednakże poznając ten aspekt naszej kultury, ateiści ze swoimi
„niezdrowymi zainteresowaniami" stawiają się w stresogennej sytuacji żony
biblijnego Lota, która obejrzawszy się na płonącą Sodomę i Gomorę,
zamieniła się w słup soli. (Rdz 19,26). Ten ciekawy fenomen teologiczno -
przyrodniczy bardzo trafnie spuentował Leszek Kołakowski w swojej bajce: Żona
Lota czyli uroki przeszłości: "Bo w istocie przyjacielu, spójrz wstecz, a skamieniejesz!".
Oj, prawda to ci jest szczera i niewątpliwa! Nie raz i nie sto, człowiek
kierujący się taką niepożądaną ciekawością odczuwa podobne wrażenie i dociera wtedy do niego przerażająca myśl, że bardzo wielu ludzi tylko ignorancja
ratuje przed utratą religijnej
wiary. Cóż można jednak na to poradzić? Co najwyżej zacytować mądrą
myśl J.W.Goetche'go: „Komu trzy tysiące lat nie mówią nic, niech w ciemności niewiedzy żyje z dnia na dzień". Z tym, że powyższa cezura określa
niezbędne minimum wiedzy koniecznej do wyrobienia sobie właściwych przekonań.
Reasumując: nie ma drugiej takiej idei równie zakłamanej (może oprócz
polityki) co idea boga/bogów, która leży u podstaw religii człowieka. Moim
zdaniem, główną przyczyną tego stanu rzeczy jest fakt, iż religie prawie od
samych swoich początków reprezentowały władzę
bogów nad ludźmi i dzierżyły tę władzę przez wiele tysięcy lat,
wymuszając na wiernych siłą, podstępem i kłamstwem posłuszeństwo sobie i uległość. Dopiero od stosunkowo niedawna
(bowiem historia religii liczy sobie 30-50 tys. lat) owa sytuacja zmieniła się
nieco i to nie wszędzie: nasz bóg przestał być despotą i tyranem, surowo
karzącym swych wiernych za byle przewinienia, a stał się bogiem miłującym
nas i starającym się ulżyć naszej niedoli, na tym „najlepszym ze światów".
Współczesne religie (Kościoły)
najchętniej chciałyby zapomnieć o swej krwawej i pełnej przemocy i obłudy
historii i ukryć się pod maską potrzebnej
ludziom idei, która przecież niczego złego ludziom nie wyrządza. Twierdząc,
iż jest nieodzowna, aby człowiek
miał poczucie sensu życia i nie bał
się śmierci. I stąd się bierze jej główne zakłamanie: religie starają się
wmówić wszystkim, iż służą wiernym,
podczas gdy tak naprawdę panują nad
ich umysłami, mając nad nimi realną władzę.
Drugim aspektem tej władzy jest fakt, iż większość religii jest
sacerdotalistyczna (kapłani muszą pośredniczyć pomiędzy bóstwem a wiernymi),
zatem „przy okazji" religie służą
kapłanom, którzy czerpiąc z nich doczesne korzyści, obiecują wiernym pośmiertną
nagrodę w zaświatach w odległej
przyszłości. Jednakże wymyślenie przez kapłanów piekła,
przeznaczonego nie tylko dla grzeszników, lecz i dla niewierzących, wyraźnie ukazuje prawdziwą funkcję religii: nie
chodzi w nich o poprawę człowieka, lecz
o panowanie nad jego umysłem za
wszelką cenę. To tyle.
Gdyby tego wszystkiego nie było, bądź też nie dostrzegaliby tego ateiści — religia jak śmiem sądzić — wcale by ich nie interesowała. Tak samo
zresztą jak wiele innych dziedzin działalności ludzkiej, które mimo tego, że
istnieją od bardzo dawna (jak np. matematyka, przyrodoznawstwo, filozofia
itp.), to nikt z ich powodu nie wszczyna wojen, nie stara się nawracać innych
na jedynie słuszną prawdę, nie pali ludzi na stosach ani nie torturuje ich,
nie prześladuje i nie toleruje odmiennie myślących, oraz nie indoktrynuje małych
dzieci swymi prawdami.
Nasuwa się w tej sytuacji oczywiste pytanie: dlaczego zatem to wszystko
(a w rzeczywistości o wiele, wiele więcej) dostrzegają ateiści, a nie
dostrzegają ludzie wierzący? Cóż można na nie odpowiedzieć? Może to
kwestia niewłaściwego wyboru przewodników
duchowych? A, że jest to problem „stary jak świat" i wcale nie błahy,
najlepiej świadczą te oto fragmenty Biblii: „..jesteś przeświadczony, żeś
przewodnikiem ślepych, światłością dla tych, którzy są w ciemności,
wychowawcą nieumiejętnych, nauczycielem prostaczków /../ Ty, który uczysz
drugich, sam siebie nie uczysz. Głosisz, że nie wolno kraść, a kradniesz. Mówiąc,
że nie wolno cudzołożyć, cudzołożysz?" (Rz 19-22). Zapewne miał rację
Giordano Bruno, mówiąc:
„Zło jest w tym, iż ludzie ciemni uznają, że przebywają w świetle".
Na koniec chciałbym wyjaśnić jeszcze dwie ważne sprawy, wiążące się z tą tematyką: dlaczego piszę głównie o religii katolickiej i dlaczego mam
do niej taki pejoratywny stosunek. Otóż patrzę na religie może z nieco innej
perspektywy niż inni: nie oceniam religii za to co sama o sobie mówi (jej
hierarchowie, teolodzy, apologeci, kapłani), lecz za to co czyni bliźnim. Do
tego jej aspektu mam stosunek taki sam jak Wolter, który stwierdził:
„Powtarzam po raz setny: Nie czyni się przysługi Bogu, czyniąc źle
ludziom". Jeśli reprezentuje ona — jak sama twierdzi — Prawdę objawioną,
to mam prawo zastosować do niej dobrze znane filozofom kryterium: „Jeżeli
jakakolwiek prawda prowadzi do zbrodni, to nie może ona być Prawdą objawioną
przez Boga, który jest Dobrem i Miłością". Biorąc pod uwagę krwawą, pełną
przemocy i hipokryzji historię religii, widać wyraźnie, iż reprezentuje ona
prawdy ludzkie, a nie boże.
Nie odnoszę się też wyłącznie do tego, co religie reprezentują sobą
dzisiaj (czyli w ostatnich dekadach),
lecz staram się objąć umysłem całą ich
historię (a przynajmniej jak największą jej część) i „patrzeć" na nią
swoją wyobraźnią, tak jakby rozgrywała się ona podczas mojego życia. Dzięki
takiej perspektywie mam przed „oczami wyobraźni" ten przerażający ogrom zła,
które wyrządzały (i nadal wyrządzają) religie od samych swych początków.
Te wszystkie okropności są dla mnie ciągle żywe, tak, jakby nie odbywały się
wieki temu w odległych krajach, ale tu i teraz. I to z ich powodu — moim
zdaniem — nie zasługuje ona w żadnym wypadku na szacunek.
Większość z nich dotyczy niechlubnej historii katolicyzmu, który
poznałem najdokładniej. Dlaczego najwięcej piszę o tej religii, choć
historia religii ludzkich liczy sobie kilkadziesiąt tysięcy lat? Ponieważ
urodziłem się, tak jak znakomita większość Polaków w kulturze zdominowanej
przez religię katolicką. Zostaliśmy wychowani na wartościach tejże religii i potem przez całe ich życie nikt inny (z nielicznymi procentowo wyjątkami)
nie wywiera na nas tak silnego wpływu, jak właśnie ta religia. Jednym słowem;
towarzyszy nam ona od kołyski aż po grób, decydując niejednokrotnie o stylu
naszego życia, a nawet sięga poza nie (np. podwójna ceremonia pogrzebowa
urny).
Dlatego uważam, ze skoro człowiek nie może być całkowicie
wolny, to przynajmniej niech będzie wolny od fałszywych
wartości, które ta religia wpaja swym wiernym. Wolny od przesądów i zabobonów, które są immanentne właściwie każdej religii, oraz od jej zakłamanej i zaborczej „opieki", która głównie
opiera się na żerowaniu na ludzkiej naiwności i łatwowierności, wykorzystującej
wszystkie słabości człowieka. Uważam
bowiem, iż wbrew temu co twierdzi religia, człowiek ma w sobie tyle siły i mądrości,
aby mieć odwagę spojrzeć w „twarz" rzeczywistości, zaakceptować ją i dalej iść przez życie o własnych siłach, bez „opiumowania" się pięknymi
obietnicami wiecznego życia, nieziszczalnych iluzji i ciągłego oglądania się
na pomoc i opiekę Ojca nadprzyrodzonego w religijnie pojmowanym Niebie.
Myślę zatem, iż są to wystarczające
powody ku temu, aby ateista zajmował się religią, która ze zbawiania
ludzkiej duszy uczyniła dla siebie bardzo dochodowy interes, nie dbając zupełnie
o poprawę człowieka podczas jego ziemskiego życia. Może już warto
pomyśleć o przejściu z tego „dziecięcego okresu" rozwoju ludzkości w prawdziwą dorosłość? Czy jeszcze nie jesteśmy gotowi i Ludwik Feuerbach miał
rację, pisząc: „Lecz na myślenie, mówienie i działanie prawdziwie i czysto po ludzku będą mogły pozwolić sobie dopiero przyszłe pokolenia.
Obecnie nie idzie jeszcze o to, by opisywać ludzi, ale o to, by wydobyć ich z błota, w którym dotąd tkwili". (Zasady
filozofii przyszłości)
----- /// -----
„Śmiało kwestionuj nawet istnienie Boga, ponieważ jeśli jakiś
istnieje, musi bardziej pochwalać hołd rozumu, niż zaślepiającego
strachu"
Thomas
Jefferson.
1 2 3
« (Published: 24-11-2013 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 9451 |
|