|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Reading room » Publishing novelties
Czyj pogląd ma znaczenie? Author of this text: Jerzy Neuhoff
Internauta
podpisujący się Arminius, polemizując z innym stwierdził: "Poglądy Einsteina na religię mają jakiekolwiek znaczenie tylko i wyłącznie
dlatego, że sformułował je człowiek, który sformułował teorię względności."
Odniosłem
wrażenie, obserwując dalszą wymianę poglądów komentatorów, że w zdaniu
tym jest zawarta dezaprobata dla procederu powoływania się na zdanie
niefachowców, w celu nadania większej rangi temu czy innemu sądowi.
Można,
oczywiście, wątpić, czy fizyk Einstein miał do powiedzenia coś sensownego w kwestii religii. Z moich obserwacji wynika jednak, że funkcjonariusze religii,
szczególnie, jak mi się wydaje — katolickiej, właśnie z tego prostego
powodu, że samo powołanie się na Einsteina może wywołać wystarczający popłoch u ich adwersarzy, z lubością cytują to, wyrwane z kontekstu, zdanie. Któż,
bowiem, pozostając przy zdrowych zmysłach, zechce dyskutować z drugim, po
Newtonie, uczonym. Oczywiście, Einstein nie jest jedynym, który dostępuje
tego zaszczytu, przy każdej nadarzającej się okazji, jeśli tylko jest to im
na rękę, duchowni wszystkich rang chętnie powołują się na zdania świeckich
uczonych. Jego sąd, choć niefachowy, ma jednak swoją wartość, inaczej
pominięty zostałby milczeniem. Że jest to skuteczna metoda trafiania do
przekonania, o tym mogłem się przekonać słuchając wypowiedzi jednego z naszych aktorów, co opisałem w felietonie „Głęboka wiara".
Zdanie
to, wypowiedziane przez twórcę teorii względności, z uwagi na pozytywny wydźwięk,
doskonale nadaje się do manipulacji, a z liczby cytowań można wywnioskować,
że dla duchownych, — kto i co mówi? — ma wartość bezwzględną, a przynajmniej propagandową. Z tej to prostej przyczyny, może to mieć znaczenie i dla nas, dlatego dobrze się stało, że Jerry Coyne napisał swój artykuł, a jeszcze lepszym to, że p. Małgorzata Koraszewska go przetłumaczyła udostępniając
treść osobom słabo orientującym się w subtelnościach obcych języków,
czyli akurat dla mnie.
O
wiele mniej natomiast nadaje się do takich interpretatorskich 'zabiegów'
inne stwierdzenie Einsteina, wypowiedziane w bardziej podeszłym wieku, przy świadomości
nadchodzącej śmierci — Słowo 'Bóg' jest dla mnie niczym więcej niż
wyrazem i wytworem ludzkiej słabości, a Biblia zbiorem dostojnych, ale jednak
prymitywnych, legend, które są ponadto dość dziecinne. Żadna interpretacja,
niezależnie od tego, jak subtelna, nie może (dla mnie) tego zmienić.
Rzecz
prosta, to zdanie, tak jak zdania innych uczonych, wyrażające obojętność
czy niechęć wobec religii, jako bezwartościowe, nie są cytowane. Z tego
wszystkiego wnoszę, że pogląd Arminiusa, jeżeli trafnie odczytałem intencję,
nie będzie poważnie potraktowany przez duchownych. Wobec powyższego nasuwa się
jednak pytanie: — Czyje poglądy na religię mają znaczenie?
Powie
ktoś, że od tego są teolodzy, ale tu nasuwają się rozliczne wątpliwości,
które spróbuję przedstawić.
Einstein, o czym mało który nawet fizyk wie, studiował na wydziale pedagogicznym
politechniki w Zurychu, czyli cenionej już wtedy Eidgenössische Technische
Hochschule, która w swoich studentach widziała przede wszystkim przyszłych
nauczycieli fizyki i matematyki w szkołach średnich. Dziwna to była nieco
pedagogika i dziwny byłby z Einsteina nauczyciel, jeśli się spojrzy na zestaw
przedmiotów, jaki sobie wybrał, a były to: rachunek
różniczkowy i całkowy, geometria wykreślna, geometria analityczna, teoria
niezmienników, teoria wyznaczników, teoria całek oznaczonych, teoria równań
liniowych, geometryczna teoria liczb, teoria funkcji, funkcje eliptyczne, równania
różniczkowe o pochodnych cząstkowych, rachunek wariacyjny, mechanika
analityczna, mechanika ogólna, zastosowanie mechaniki analitycznej, fizyka,
elektrotechnika, fizyka doświadczalna, astronomia, astrofizyka, logika,
filozofia Kanta, projektowanie, balistyka zewnętrzna, historia starożytna,
geologia, historia Szwajcarii, ekonomika, statystyka, ubezpieczenia, utwory i światopogląd
Goethego.
Ta
wyliczanka może przyprawić o ból głowy niejednego inżyniera a o bul
niejednego tzw. humanistę. Ponieważ ukoronowaniem jego studiów było
uzyskanie doktorskiego dyplomu z fizyki na Uniwersytecie w Zurychu, na którym
nikt nie kwestionował wartości i oryginalności jego rozprawy p. t. „Nowa
metoda wyznaczania rozmiarów molekuł", która nie zawiera ani jednego
przypisu, rzecz dziś nie do pomyślenia, można
przyjąć, że na temat fizyki miał prawo się wypowiadać.
Proszę
zauważyć, że na temat każdej z nauk świeckich ma prawo wypowiadać się każdy,
nawet ktoś, komu do szkoły było bardzo pod górkę. Jest to przyrodzone, że
tak się wyrażę, prawo każdego człowieka. I bywało, że pozornie kompletni
amatorzy, coś sensownego wykombinowali w odległych od wyuczonych dziedzinach,
np. pewien inżynier od budowy dróg, Hilaire de Chardonnet, wynalazł sztuczne
włókna, pewien chemik, Aleksander Borodin, po zsyntetyzowaniu pierwszego w historii związku fluoroorganicznego, napisał niezłą operę, zaś lekarz,
Tadeusz Boy-Żeleński, przetłumaczył z powodzeniem mnóstwo francuskiej
literatury. Można mnożyć przykłady osób, i to żyjących, o podobnych zasługach.
Trzeba
jednak wziąć pod uwagę, że te włókna dały się zmienić w przędzę, z przędzy
utkać tkaniny, a z tkaniny uszyć wszystko, od kostiumu bikini po ślubną
suknię, czy skręcić linę okrętową. Opera też była coś warta, bo jest słuchana
do dziś, a tłumaczenia tego lekarza nadal cieszą się pewnym wzięciem. Ich
praca została poddana surowej ocenie niewidzialnej, ale bezlitosnej ręki
rynku, a ta tnie o wiele konsekwentniej i waży o wiele sprawiedliwiej niż
miecz i waga bogini sprawiedliwości. Amatorstwo nie wyklucza więc
profesjonalizmu.
Z
tego prawa korzystają np. kreacjoniści, którzy w zakresie nauk biologicznych
najczęściej są na etapie wcześniejszym niż ząbkowanie. Można więc obalać
np. teorię ewolucji pytając — dlaczego teraz żadna małpa nie staje się człowiekiem? — i traktować każdą odpowiedź, jako nieuzasadnioną, nawet bzdurną.
Poddawanie w wątpliwość wszystkiego jednak nie zawsze jest zajęciem
sensownym i zasługującym na jakakolwiek uwagę.
Dla
wielu ludzi, współczesnych Einsteinowi, od samego początku jego sławy,
zdanie na temat religii było niesłychanie ważne, inaczej nie pytano by go
wprost — czy wierzy pan w Boga? — jak to uczynił w roku 1929 Herbert
Goldstein, rabin nowojorski, kiedy to Einstein płynął do Ameryki. Można się
domyślać, że od tej odpowiedzi rabin także uzależniał swój stosunek do
teorii względności, nie wiem też, jaka była jego reakcja na otrzymaną, i z
góry opłaconą, odpowiedź: -Wierzę w Boga Spinozy, który ujawnia się w harmonii wszechbytu, a nie w Boga, który interesuje się losem i uczynkami każdego
człowieka.
Napisałem, — dla wielu — ale to jest spora przesada. Tym fragmentem jego światopoglądu
interesowali się chyba głównie duchowni, wątpię, by którykolwiek fizyk,
nie mówiąc już o tych, którzy znali tylko to nazwisko — i to tylko ze słyszenia,
pod jego wpływem stał się choćby wyznawcą panteizmu.
Einstein, w cytowanym w omówieniu jego książki artykule, mówi o pewnym mechanizmie
powstawania religii. Jest to jeden z wielu poglądów, który z jakichś względów
uznał jednak za najbardziej przekonujący i go powtórzył. Mógł się, oczywiście,
pomylić, przyjmując błędny pogląd za prawdziwy. Można przypuszczać, że
mechanizmów powstawania religii jest wiele, zaś lęk i trwoga są tylko dwoma
spośród wielu współdziałających czynników, zaś o wyłonieniu się
konkretnych form decyduje złożony splot okoliczności. Za takim podejściem
przemawiać może fakt istnienia wielu religii, oraz powstawanie nowych, a nikt
nie zaprzeczy, że warunki, w jakich pojawił się np. mormonizm były zupełnie
inne niż podczas objawień, jakich doznał Mahomet czy kiedy formowały się
wierzenia Aborygenów.
Jedno
co łączy religie, to próba wyjaśnienia i uzasadnienia przyczyn istniejącego
stanu rzeczy oraz wskazywanie sposobów odwrócenia sytuacji niekorzystnych lub
przyspieszenia nadejścia pożądanych.
Einstein
kwestionował jednak zasadniczy dogmat — istnienia bóstw lub bóstwa ingerującego w sprawy ludzi, co wynika ze stwierdzenia: "Nie
mogę wyobrazić sobie Boga, który wynagradza lub karze stworzone przez siebie
istoty, który w ogóle ma wolę. Indywiduum, które przetrwało by swoją
cielesną śmierć, nie chcę i nie mogę sobie wyobrazić. Niechaj słabe dusze z lęku lub śmiesznego egoizmu oddają się takim myślom. Mnie wystarczy
misterium wieczności życia i przeczucie cudownej budowy istnienia, jako też dążenie
do tego, żeby pojąć drobniutką cząstkę choćby manifestującego się w przyrodzie rozsądku."
O
swojej 'religijności' tak mówił: "Wiedza o istnieniu czegoś dla nas niepojętego i manifestacji najgłębszego rozsądku i promienistego piękna, które dla naszego rozumu dostępne są jedynie w swoich najprymitywniejszych formach — ta wiedza i to uczucie składa się na
religijność. W tym sensie i tylko w tym sensie należę do głęboko
religijnych ludzi."
Nie
wiem, co na ten temat powiedzieliby filozofowie, ale zauważam w tych zdaniach
wpływ filozofii Kanta, którą też studiował, zapewne wnikliwie.
Nie
jest dla mnie jasnym, czym jest mówienie 'o religii' czy 'pogląd na
religię'? Czy jest to mówienie o jej dogmatach, o jej historii czy o aktualnej roli społecznej?
Taka
nieokreśloność, mglistość jakiegoś pojęcia, jest zazwyczaj wykorzystywana
przez wytrawnych polemistów. Manipulacja zdaniem Einsteina, "Nauka bez religii jest kaleka,
religia bez nauki jest ślepa", podobnie jak każdą inną jednostkową opinią, polega na prostej
podmianie przedmiotu dyskusji, co nie zawsze daje się zauważyć i wystarczająco
konsekwentnie przygwoździć. Skoro powiedział coś pozytywnego o religii, a właściwie
tylko użył tego słowa w specyficznym znaczeniu, wtedy łatwo można
zasugerować, że uznał jej dogmaty, przynajmniej te podstawowe, o co najczęściej
chodzi w dyskusjach. Przy okazji można też dowodzić, że postępował
niekonsekwentnie, że nie skorzystał z dobrodziejstw łaski, nie nawrócił się i duszę wydał na zatracenie.
Kto
więc może mieć jakiś 'pogląd na
religię', lub wypowiadać się na jej temat? Według mnie — każdy, ale
nie każdą wypowiedź potraktowałbym z równą uwagą. Mógł więc i wypowiedzieć się na ten temat Einstein, zwłaszcza, że był o to wielokrotnie
pytany. I jego wypowiedź warta jest zainteresowania, choćby dlatego, aby
dowiedzieć się czegoś więcej i o nim, i o sobie. Chętnie zapoznałbym się z poglądami Poincare'go na tę kwestię, ponieważ sądzę, że były one
przemyślane. Właśnie dlatego, że poglądy uczonych są wielokrotnie przemyślane i przez nich samych weryfikowane, zasługują na uwagę, nawet jeśli można mieć w stosunku do nich wątpliwości. Uczeni, którzy wykazali się kompetencją w swoich dziedzinach i dlatego właśnie uważamy ich za uczonych, nawet
wypowiadając się na dowolny temat, zazwyczaj mówią coś sensownego.
Z
tego właśnie powodu trudno brać na poważnie poglądy teologów na temat
religii. Żaden teolog nie wykazał się kompetencją w swojej dziedzinie, bo żadna z tzw. prawd wiary nie została sprawdzona doświadczalnie ani nie została w jakikolwiek, lecz wiarygodny sposób, potwierdzona. W jaki sposób np. wykazać,
że św. Jan z Dukli, uratował Lwów, żeby skorzystać z najnowszego przykładu? A jest to teza drugo- czy trzeciorzędna, podobno niezaprzeczalny fakt. Dlatego
sądzę, że w opowieściach o latających dywanach, przygodach Guliwera czy
Gargantui jest dużo więcej prawd o świecie realnym, niż w we wszystkich
hagiografiach.
Teolog mówiący o religii, jako o zjawisku społecznym, może być kompetentny, lecz nie jest w żaden
sposób wiarygodny, gdy mówi o kolorze skrzydeł Pegaza, liczbie rąk u Sziwy
czy obliczach Światowida. Tak jak panteizm Einsteina nie spowodował
zamieszania światopoglądowego wśród fizyków, tak samo przeczytanie pism św.
Tomasza nie spowoduje zachwiania wiary hinduistów, czy buddystów.
Palmy
zaś pierwszeństwa nie ma co obskubywać, bo wieńca laurowego się z tego nie
uplecie.
« Publishing novelties (Published: 10-12-2013 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 9487 |
|