|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
»
Ukraińska polityka historyczna a pojednanie z Polską [2] Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
Jeżeli strona ukraińska spodziewa się, że Polacy w imię trudnej sytuacji — wspólnemu przeciwdziałaniu informacyjnej i militarnej agresji Rosji — zmiękną i
przymkną oczy na wydarzenia II wojny światowej — to głęboko się mylą. Z pewnością Polacy nie dadzą swej zgody na to, żeby formacje, które uważane są przez
nich za przestępcze, weszły na karty podręczników jako pozytywne i służyły swoim przykładem młodym pokoleniom. Przecież nikt nie zaprzeczy, że tzw. „ustawy
historyczne" są przyjmowane nie w celu abstrakcyjnym, ale w celu dydaktycznym. Nasi politycy i wielu historyków do dziś ustosunkowuje się do historii jak
do środka wychowania „prawdziwych" patriotów i obrońców ojczyzny. To dla podręczników formuje się panteon bohaterów godnych do naśladowania. Wiadomo, że
bohaterstwo w wielu wypadkach relatywizuje przestępstwo. Dlatego wyjaśnianie przeszłości wyłącznie poprzez heroikę i bohaterstwo, bez uwzględnienia
moralno-etycznego wymiaru wydarzeń historycznych, jest tendencją bardzo niebezpieczną.
Jest to prawie to samo, co odbywa się w Rosji Putina. Gdzie się podziało liberalne traktowanie bolszewizmu, stalinizmu czy autorytaryzmu? Tu już Stalin
stał się „pomyślnym menadżerem", a tzw. Wielka Wojna Ojczyźniana — religią, podczas gdy cały otaczający świat — faszystami i nacjonalistami. Znamienne jest
to, że Rosja „przykręcała" śruby historii, tak jak próbuje się to teraz robić na Ukrainie, wyjaśniając to niebezpieczeństwem utraty niezależności. Rosjanie
też, obrażeni swego czasu z tego powodu, że „takie państwo straciliśmy", zgodnym marszem wystąpili przeciwko „skrzywieniom" w interpretacjach wydarzeń
historycznych i na poziomie ustawodawczym umocnili sakralność stalinowskiej wersji zwycięstwa i bohaterstwa w wojnie, ale już nie „radzieckiego", a
„rosyjskiego" narodu. Została tam też utworzona specjalna komisja, która miała zająć się wyłapywaniem „niekanonicznego" podejścia do historii II wojny
światowej. A gdy to podejście nabrało charakteru masowego, to konieczność istnienia takiej komisji odpadła, bo „wszyscy jak jeden" wstali w obronie swojej
historycznej „prawdy". W społeczeństwach autorytarnych ludzie tak kontrolują się nawzajem, że odpada potrzeba w istnieniu organu kontrolującego.
Ale powróćmy do ukraińskiej dekomunizacji. Druga „historyczna" ustawa przewidywała otwarty dostęp do archiwów sowieckich służb specjalnych. Trudno tę
ustawę przecenić. Ma ona bezpośredni stosunek do dekomunizacji. Realnie przed historykami otwiera się tyle nieznanego materiału, po wprowadzeniu którego w
otwartą przestrzeń może złamać się wiele sowieckich stereotypów. Ale trzeba tu rozumieć, że ta droga potrwa dziesięciolecia, a wyników chce się już teraz i
zaraz. I tu też nie obeszło się bez „przegięć". Nieudanym elementem tej polityki jest próba zebrania pod egidą UIPN wszystkich archiwów. Musze tu
zaznaczyć, że na tak olbrzymie „archiwum" nie ma ani funduszy, ani możliwości przemieszczenia dokumentów, ani stosownych pomieszczeń, ani tym bardziej
naukowego potencjału do jego uporządkowania. Najbardziej racjonalnym byłoby skierowanie tych funduszy do lokalnych archiwów i zdigitalizowanie ich zbiorów,
co dałoby możliwość ich dalszego udostępnienia w Internecie.
Historia stworzenia jedynego archiwum sowieckich służb specjalnych ma jeszcze jeden element negatywny. Jest to dążenie UIPN do monopolizacji polityki
historycznej. Ta tendencja pokazała się jeszcze w chwili głosowania nad ustawami w Radzie Najwyższej. Faktycznie nie odbyła się dyskusja ekspertów, a ci z
deputowanych, którzy ośmielili się mieć krytyczne uwagi o słabych stronach projektów ustaw, zostali publicznie okrzyknięci przeciwnikami dekomunizacji.
Kolesiostwo w najlepszym sowieckim wydaniu towarzyszyło przyjęciu tych ustaw w ukraińskim parlamencie i przeszło teraz na tych, którzy te ustawy realizują.
Prawie wszyscy, którzy śmią krytykować „historyczne" ustawy i wskazują na wady w polityce „dekomunizacji" pod przewodem UIPN, ogłaszani są przeciwnikami
dekomunizacji jako takiej. A któż by chciał znaleźć się pod pręgieżem „zdrajcy narodu ukraińskiego"?
Lepiej się nie wychylać, bo przecież żyjemy w wolnym, chociaż jeszcze nie do końca zdekomunizowanym, kraju.
W języku oryginału artykuł ukazał się na portalu Zaxid.net
Wasyl Rasewycz
Kurier Galicyjski, nr 10 (254) 31 maja — 16 czerwca 2016
Czy kult UPA to bariera dla budowy Międzymorza?
Dużo zależy od tego, co właściwie chcemy budować. Ujednolicanie spojrzenia na historię i manipulowanie nią wydaje się konieczne, gdy planujemy kolejne
imperium, które dla dłuższego funkcjonowania potrzebuje legitymizacji. A ona musi być uznana w skali imperium, zatem logiczne jest ujednolicanie kultury
czy tradycji politycznej albo kasacja ze świadomości społecznej wątków niekompatybilnych z narracją imperium jak to się dzieje obecnie w Polsce. Bo
przecież wszyscy wiemy, dlaczego obcina się listy lektur albo kasuje historię w szkołach — chodzi o stworzenie polskojęzycznego Europejczyka, a nie Polaka.
Poddanego Imperium właśnie.
Jeżeli natomiast planujemy sojusz państw narodowych dla zachowania ich suwerenności, to takie działania są po prostu niepotrzebne. Bo można po prostu
powiedzieć: my was chcieliśmy spolonizować, a wy nasze niemowlęta nabijaliście na sztachety, ale teraz jest wspólny wróg i możemy współdziałać. A nawet
powinniśmy, żeby osobno nie zginąć. Bo jednak rozpoznanie wroga określa całą resztę, całe widzenie świata politycznego. Ono jest czymś tworzącym podstawę
świata ludzkiego. Należy uznać, że odmienne tradycje historyczne i polityczne będą zawsze. Dla nas zawsze Orlęta Lwowskie będą bohaterami, a nie Strzelcy
Siczowi i na odwrót. Wiara, że da się to unieważnić, to szkodliwy przesąd.
Odnośnie kultu UPA — jest on całkowicie zrozumiały, bo — jak się wyraził pewien żołnierz 27 Wołyńskiej Dywizji AK później zaangażowany w dialog
polsko-ukraiński — „UPA to jest ich ułan na koniu". Tu jest oczywiście problem, bo musimy żądać potępienia zbrodni wojennych na Polakach, godnego
upamiętnienia polskich ofiar i powiedzenia pełnej prawdy o tym społeczeństwu ukraińskiemu. Nie można jednak tak stawiać sprawy, że żądamy od nich
potępienia tego, że o niepodległość walczyli, a tak to formułował znany współpracownik komunistycznej propagandy zajmujący się tym problemem Edward Prus,
niegdyś dość popularny w środowiskach narodowych.
Problem z UPA polega także na tym, że w gruncie rzeczy to ona reprezentowała podczas II wojny naród ukraiński. Bo chociaż znacznie więcej Ukraińców
walczyło w szeregach Armii Czerwonej, to przecież po pierwsze byli tam z przymusowego poboru, a po drugie walczyli o cele Imperium Sowieckiego, sprzeczne z
ich interesami narodowymi.
No a zbrodnie na ludności polskiej popełniali masowe i okrutne. Ale sami Ukraińcy nie mogą się ich wyrzec, wiec to zawsze będzie nas dzielić. Ale to nie
wyklucza współpracy politycznej — bo kto jest przyjacielem w polityce? Wcale nie ten, kto nas lubi, ale ten, z kim mamy wspólnego wroga.
Nawiasem — ci nasi publicyści tak stawiający sprawę, że kult UPA uniemożliwia współpracę, są na ogół zwolennikami oparcia Polski o Moskwę. A przecież Armia
Czerwona także dopuszczała się zbrodni wojennych (na cywilach np. Niemcach na masową skalę), a w systemie odznaczeń ZSRR poczesne miejsce zajmuje Order
Suworowa, który też był zbrodniarzem wojennym. A dla Rosjan tradycja ZSRR jest ich własną, zresztą Federacja Rosyjska przejęła ją oficjalnie. Jeśli więc
„Myśl Polska" nad orderem dla Bandery zgrzyta, ale Order Suworowa jej nie przeszkadza, to jest to nic innego jak moskalofilska hipokryzja,
charakterystyczna dla tej redakcji.
Tomasz Szczepański
*
W Polsce straszy się rewizjonizmem ukraińskim, odradzaniem nacjonalizmu ukraińskiego, faszyzmu i innych demonów. W istocie jednak większym problemem jest
to, że ukraińska rewolucja zostanie tak jak i polska transformacja ukradziona przez ponadnarodowy kapitał wespół z lokalnymi oligarchami. To te siły, obok
Rosji, mają najmniej interesu w tym, by Polska zbliżyła się z Ukrainą, by Ukraina czasem nie czerpała zanadto z negatywnych doświadczeń Polski. Obecnie to
Leszek Balcerowicz jest większym zagrożeniem dla przyszłego porozumienia polsko-ukraińskiego aniżeli ukraińskie środowiska narodowe.
Geopolitycznie rzecz biorąc, Polska ma zbieżne interesy z Ukrainą, dlatego pojednanie byłoby łatwe gdyby każdy kraj realizował u siebie zwykłą politykę
narodową, leżącą w interesie narodu. Ukraińskie społeczeństwo jest do Polaków nastawione generalnie pozytywnie — Ukraińcy największą sympatią wśród
sąsiadujących narodów darzą Polaków. Ukraińscy narodowcy idą dziś dalej niż siły „umiarkowane" czy liberalne w swoich propolskich deklaracjach.
W 2015, dzień przed polskim Świętem Niepodległości delegacja ukraińskich oraz białoruskich organizacji patriotycznych i narodowych przyjechała do Polski,
by złożyć wieniec pod pomnikiem upamiętniającym ofiary Rzezi Wołyńskiej oraz przekazać Polakom
oświadczenie:
"Odnosząc się do historii najnowszej, uważamy, że ci bojownicy walczący o wolność i niepodległość naszego kraju mogą znaleźć miejsce w Panteonie Narodowym,
którzy nie mordowali dzieci, kobiet, starców, nie popełniali zbrodni na ludności cywilnej.
Współcześnie, chcemy budować demokratyczne państwo prawa, a nie dyktatury czerwone, brunatne, czy jakiekolwiek inne.
Jesteśmy otwarci na współpracę ze wszystkimi, którzy szanują nasze prawo do wyboru swojej drogi rozwoju.
Stoimy na stanowisku nienaruszalności granic i integralności terytorialnej państw z którymi graniczymy.
Szanujemy prawa obywatelskie, prawa mniejszości w duchu konwencji ramowej Rady Europy «o ochronie mniejszości».
Stosunki między państwami w naszym regionie chcielibyśmy, aby były oparte na pokojowej koegzystencji i wzajemnie korzystnej współpracy.
1 2 3 Dalej..
« (Published: 05-06-2016 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 10011 |
|