The RationalistSkip to content


We have registered
205.011.644 visits
There are 7362 articles   written by 1064 authors. They could occupy 29015 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
« Outlook on life  
Wielkolechici, antylechici oraz jałowe spory [1]
Author of this text:

Zacznijmy od ciekawego cytatu:

„Aż 96 proc. populacji objętej badaniami przez psychologów pochodzi z krajów Zachodu, których ludność stanowi jedynie 12 proc. populacji całego świata. Teza druga — nawet wewnątrz tej mocno nietypowej próby dokonuje się niezwykle niereprezentatywnego doboru uczestników badań. Albowiem — autorzy przytaczają przykład najważniejszego czasopisma z dziedziny psychologii "Journal of Personality and Social Psychology" — aż 67 proc. spośród osób badanych w Ameryce i 80 proc. badanych spoza Stanów Zjednoczonych to studenci psychologii. Już w przypadku USA oznacza to 4000 razy za dużą reprezentację amerykańskich studentów w tzw. losowej próbie (a podobny problem dotyczy „losowych" badań w kognitywistyce oraz ekonomii).

Teza trzecia — niezwykle silna amerykańska dominacja w psychologii nie wynika z podobnie unikalnej pozycji amerykańskich uczelni. Żadna bowiem z 19 gałęzi wiedzy, które zbadali, nie ulega tak silnym amerykańskim wpływom jak psychologia. W tej ostatniej dziedzinie aż 70 proc. cytowań pochodzi z badań amerykańskich i tak wysokiego wskaźnika nie ma żadna inna dyscyplina (np. chemia 37 proc.).

Psychologia kulturowa opiera się na dwóch założeniach. Pierwsze: że nie można badać umysłu ignorując kulturę, jak czynią to psychologowie, ponieważ umysł działa na podstawie danych dostarczonych mu przez kulturę (choćby teoria czasu, kolista, linearna czy też punktowa bardzo wpływa na nasze działanie). Założenie drugie: nie można badać kultury, ignorując ludzką psychikę, co czynią antropolodzy, gdyż praktyki i instytucje społeczne są w pewnej mierze kształtowane przez pojęcia i pragnienia głęboko tkwiące w ludzkim umyśle (stąd można w nich często odkryć pewien element uniwersalny, ponadkulturowy).

Starannie odróżniajcie naukę od scjentyzmu. Nauka nigdy nie twierdzi, że czegoś definitywnie dowiodła, że doprowadziła do jakiegoś rozstrzygnięcia. Nauka weryfikuje teorie, falsyfikuje modele, testuje hipotezy, posuwa się nieskończoną drogą kolejnych przybliżeń. Natomiast scjentyzm, ideologia zbudowana na nauce, stale używa określeń, że coś jest „naukowe" (albo „nienaukowe" — ergo: irracjonalne lub bezsensowne), że „nauka dowiodła" czy też „definitywnie rozstrzygnęła".

Pozostaje nam więc krytycyzm myślenia, weryfikowanie posiadanych danych, poważne wsłuchanie się w argumenty krytyków danej teorii, wreszcie zdrowy rozsądek jako broń przed tyranią ideologii i uniemożliwianiem rzetelnej dyskusji."

Polecam cały ten obszerny tekst: Najdziwniejsi ludzie świata, aczkolwiek są w nim także tezy kontrowersyjne, z którymi nie tylko można, ale i należy polemizować.

Warto się tutaj zastanowić, jaką rolę społeczną powinni odgrywać racjonaliści, czyli ci wszyscy, którzy tworzą poglądy i opinie oparte na krytycznym i dociekliwym rozumie, w oparciu o dane empiryczne.

Stereotypowo rola ta jest sprowadzana do popularyzowania konsensusów społeczności akademickiej oraz zwalczania tych tez, które w owych konsensusach się nie mieszczą. W ramach tej ostatniej aktywności zwalcza się szarlatanów, którzy tworzą tezy i narracje obliczone na zysk lub jakieś cele polityczne, ale zwalcza się także i tych, którzy forsują tezy niecieszące się statusem „naukowości" czyli poparciem większości.

Teorie uznane potrzebują społecznej popularyzacji. Popularyzatorzy nauki są więc potrzebni. Popularyzacja nauki (przez którą rozumie się nie popularyzację myślenia metodycznego, krytycznego i logicznego, lecz popularyzację konkretnych uznanych teorii naukowych) nie jest jednak szczególnie istotna dla samej nauki, jak i dla społeczeństwa. Podstawowym celem nauki jest bowiem tworzenie narzędzi, które mają działać i dla których działania wiara nie jest potrzebna.

Zwalczanie szarlatanów również jest potrzebne. Mogą bowiem powodować realne szkody społeczne. Zadanie to jednak spoczywać powinno nie na popularyzatorach nauki, którzy przedzierzgają się w „krzyżowców prawdy", lecz na służbach państwowych, takich jak rzecznik praw konsumentów oraz pacjentów. Jakiś czas temu procesowałem się z szarlatanem, który oskarżył mnie o zniesławienie — polegające na podaniu faktów wprawdzie, fakty te miały być jednak szkodliwe dla jego biznesu. Znalazłem wówczas w internecie szereg anonimowych wpisów na temat jego działalności, które świadczyły o tym, że wielokrotnie była ona zagrożeniem dla zdrowia a nawet życia. Uważam dziś, że tyrady ośmieszające działalność szarlatanów mogą być przeciwskuteczne, ponieważ ich skutkiem jest także to, że ośmieszają one tych, którzy z nich korzystają. Gdy więc dana osoba poniesie określoną szkodę, prawie zawsze nic z tym dalej nie robi, ponieważ zdaje sobie sprawę, że w percepcji społecznej (która jak najbardziej może być przywołana przed sądem) jej szkoda będzie miała status „sama sobie winna". Ułatwia to działalność prawdziwych szarlatanów. Nie poprzez ośmieszanie, lecz poprzez sankcjonowanie konkretnych szkód (co powinno być później nagłaśniane) należy niwelować działalność szarlatanów, która jest przecież niczym innym niż nieco bardziej wyrafinowaną formą oszustwa, penalizowaną przez kodeks karny.

Jeśli z kolei chodzi o trzeci z wymienionych rodzajów działalności społecznej na rzecz nauki, tj. tępienie lub kompromitowanie teorii nieuznawanych, mniejszościowych, marginalnych, to jest to aktywność zupełnie irracjonalna, szkodliwa dla nauki, będąca pokłosiem fundamentalistycznego podejścia do nauki. Racjonalista w pewnym okresie zbyt mocno uległ tego rodzaju tendencji, kiedy nie tylko piętnowano szarlatanów, ale i w imię głosu większości tępiono głosy mniejszościowe. Być może zresztą nawet w zdecydowanej większości trafnie i słusznie. Mimo to, jest to działalność toksyczna, opierająca się na fundamentalistycznym podejściu do tej sfery aktywności ludzkiej, która z istoty swej wolna musi być od wszelkiego fundamentalizmu. Mimo tego, nigdy pogrążyliśmy się w całkowitym dogmatyzmie naukowym, zawsze mieliśmy przynajmniej jedną teorię naukową cieszącą się uznanym konsensusem, wobec której publikowaliśmy głosy mniejszości — tak było wobec teorii globalnego ocieplenia. Nie tyle nawet chodziło o kwestionowanie samego faktu takiego ocieplenia, co polemikę z przyczynami i naturą tego zjawiska, a nade wszystko — z wnioskami, jakie się z owej uznanej teorii wyciąga dla polityki.

Tego rodzaju sceptycyzm ma naturalnie mniejsze znaczenie dla nauk ścisłych i przyrodniczych, znacznie natomiast większe dla nauk społecznych i humanistycznych. Nie dlatego, że podważa się sens i doniosłość tych ostatnich, jak to się zdarza u niektórych nadgorliwych scjentystów, przeciwnie, uważam, że dla naszego poznania i rzeczywistości znacznie większe znaczenie będą miały właśnie te ostatnie, ponieważ dotyczą najbardziej złożonych form życia — organizmów społecznych. Większy wobec nich sceptycyzm jest dlatego jednak istotny, że dotyczą one materii najbardziej złożonej, której poznanie wciąż jest na o wiele niższym poziomie, aniżeli materii prostszej, takiej jak organizmy osobnicze czy stada zwierząt o niewielkim stopniu świadomości.

Przykładem nadgorliwości może być zwalczany od pewnego czasu mit Imperium Lechitów. W jego tępienie zaangażowały się bardzo różne środowiska — od narodowców, przez mainstreamową prawicę, po liberało-lewicę, przy czym każdy ma jakiś inny powód tego zaangażowania.

Lewica, która najbardziej obawia się tego mitu, widzi w nim oczywiście zalążek faszyzmu. Gdy Polacy dowiedzą się, że byli wielcy wpadną w dumę, a duma prowadzi do nacjonalizmu. Polacy jednak nie potrzebują jakiegoś mitycznego imperium, by być dumnym ze swoich dziejów, w zupełności do tego wystarczy lepsze poznanie dawnej Rzeczypospolitej, która była czymś wyjątkowym zarówno pod względem kulturowym, politycznym, jak i militarnym. Bardzo łatwo można w Polsce zamienić nastroje martyrologiczne na podejście bardziej konstruktywne — wystarczy częściej zamiast o II wojnie czy zaborach, mówić o Rzeczypospolitej.

Mainstreamowa prawica zwalcza Imperium Lechitów, ponieważ upatruje w nim degradacji dla katolicyzmu, i tak już torpedowanego z różnych stron. Uważają oni, że przyjęcie tezy, że cywilizacja rozpoczęła się w Polsce od chrztu, umacnia znaczenie katolicyzmu. W rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie. Ponieważ teza ta jest absurdalna i coraz trudniejsza w obronie, efekt będzie taki, że oskarżać się będzie katolicyzm o zamazywanie dziejów narodowych. Jest to reakcja identyczna jak ta na wydłużenie dziejów człowieka przez teorię ewolucji. Zamiast pogodzić światopogląd religijny z naukowym i ochrzcić ewolucję, wybrano obronę młodej ziemi i młodej ludzkości. Efekty? Primo: Przyspieszyło to procesy laicyzacji, które zaczęły galopować nie przez teorię ewolucji, jak się czasami głosi, lecz przez jej odrzucenie przez chrześcijaństwo. Secundo: Społeczne i polityczne wnioski z teorii ewolucji oddane zostały środowiskom antychrześcijańskim. Podobny skutek będzie miało negowanie faktu, który w końcu się przebije, o tym, że Polska nie narodziła się w 966, lecz była wynikiem wielowiekowej ewolucji kulturowej. Całkowicie da się to pogodzić z obroną roli Kościoła, lecz faktem jest, że dziś ton tej narracji nadają środowiska antykatolickie. Dodajmy, że są duchowni, którzy nie mają problemu, by nawet z konserwatywnym katolicyzmem godzić Wielką Lechię.



I wreszcie jeśli idzie o narodowców. Stanisław Michalkiewicz stwierdził, że Cała ta Wielka Lechia to ubeckie rzygowiny, inaczej mówiąc jest to wrzutka w wojnie informacyjnej, której źródeł należy szukać pewnie za naszą wschodnią granicą. Teza ta wydaje mi się nader prawdopodobna. Popularyzatorów Wielkiej Lechii uważam w większości za szarlatanów. Nie sposób poważnie traktować tych, którzy doszukują ukrytych imperiów, a nie potrafią dostrzec wielkości Rzeczypospolitej, która jest całkiem nieźle udokumentowana. A właśnie charakterystyczną cechą turbolechitów jest negowanie znaczenia łacińskiej Polski. Można tutaj dostrzec moskiewską agendę polityczną w wojnie informacyjnej.



Oto youtubowy turbolechita — Sanjaya z Lechii (czyt. w j. pol.: Są Jaja z Lechii), który kolportuje wszelkie „rzygowiny", od płaskiej ziemi, NWO, po Piłsudskiego-masona. Inaczej jednak niż typowi alternatywiści zwalcza także Halloween jako „święto Iluminatów". Dlaczego? Bo „ta zaraza jak zwykle przyszła z USA", a tego rodzaju "antysystemowcy" lubią tylko te alternatywizmy, które przybywają z Rosji.


1 2 Dalej..
 See comments (28)..   


« Outlook on life   (Published: 06-12-2017 Last change: 07-12-2017)

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Mariusz Agnosiewicz
Redaktor naczelny Racjonalisty, założyciel PSR, prezes Fundacji Wolnej Myśli. Autor książek Kościół a faszyzm (2009), Heretyckie dziedzictwo Europy (2011), trylogii Kryminalne dzieje papiestwa: Tom I (2011), Tom II (2012), Zapomniane dzieje Polski (2014).
 Private site

 Number of texts in service: 952  Show other texts of this author
 Number of translations: 5  Show translations of this author
 Newest author's article: Oceanix. Koreańczycy chcą zbudować pierwsze pływające miasto
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 10169 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)