|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Letters and opinions Lech Stępniewski [2] Author of this text: Lech Stępniewski
Gdzieś też porównuje Pan okrucieństwo i podstępność krzyżowców z czasów pierwszej krucjaty z rzymska łagodnością z czasów wojny żydowskiej (nb. cytując na dowód tej łagodności Józefa
Flawiusza, który — jako Żyd próbujący zrobić karierę w cesarstwie — chciał
się swoją książką przypochlebić Rzymianom!). A czy znane jest Panu
rzymskie prawo zwyczajowe — tzw. direptio — dotyczące postępowania ze zdobytym
miastem? Proszę poczytać u Liwiusza jak to wyglądało. Zaręczam Panu, że
ani na jotę nie różniło się od okrucieństw krzyżowców. Prawem, w tym rzymskim interesuję się z uwagi na specjalność,
jednak przyznam, że tutaj mnie Pan zaskoczył. Będzie trzeba
powrócić do tematu po uzupełnieniu braków. Wiedziałem, że cesarze dozwalali w zamian za
karność na polu bitwy pofolgować swoim żołdakom, jednak o prawie zwyczajowym
tej treści nie słyszałem. Może przyjdzie mi się zgodzić z nazbytnią tendencyjnością
owego porównania, jednak będę obstawał przy tym, że chrześcijaństwo zbratane z barbiarią tylko pogorszyło te sprawy. Czy Rzymianie wyniszczyli kulturę Grecji?
Chrześcijanie, generalizując, niszczyli to co nie odpowiadało chwale bożej.
Później nabierali coraz więcej ogłady, jednak w pierwszych wiekach to była dzicz totalna,
mnichowie okładający kijami bluźniercze księgi, palenie, burzenie, etc. Dlaczego nie
zachowały się żadne niemalże pisma z okresu początków chrześcijaństwa? Kiedy już byli
na tyle popularni aby się nimi zajmować, ale jeszcze nie dzierżyli władzy państwowej,
czyli aż do Juliana Apostaty? Czy nikt nie opisywał tego co robili poza Ojcami Kościoła?
Jednak nie tylko niszczyli to co ich krytykowało, w początkach systematycznie musieli
niszczyć to co wiązało się ze starą cywilizacją, a nie odpowiadało nowej chrześcijańskiej
aksjologii. Aż trudno sobie wyobrazić ile musiało ulec zniszczeniu, mimo że przewyższało
cywilizacyjnie myśl chrześcijańską. Ale wróćmy do rzeczy — rzymianie byli jednak generalnie
zdecydowanie bardziej cywilizowani niż krzyżowcy, co by nie przytaczać we fragmentach.
Po owocach ich czynów poznacie ich, jak to powiedział ktoś znamienity.
4. Zauważyłem, że z wielkim przejęciem reklamuje Pan na swej stronie
ideje nieszczęsnego Jana Stachniuka. Czy jest Pan jego zwolennikiem? Czy także tego,
co wypisywał w „Heroicznej wspólnocie narodu"? Napisałem „nieszczęsnego",
bo miotał się całe życie od socjalizmu narodowego do międzynarodowego (to
niby ten „uniwersalizm"), a i skończył jako lewicowiec
rojący o jakimś nowym „prawdziwym" kolektywie i centralnie
sterowanej gospodarce. To, co u niego najrozsądniejsze (tj. krytyka pewnej
postaci mentalności katolickiej), to niedomyślane do końca popłuczyny po
Maxie Weberze (Etyka protestantyzmu a kapitalizm) i Fryderyku Nietzschem. Nb.
bardzo by się zdziwił, że katolicka z ducha Irlandia ma obecnie najwyższe tempo
wzrostu gospodarczego w Europie!
Natomiast jego „program pozytywny" jest żałosny! Ogrom pustosłowia i żadnych konkretów — same metafory „muzyczne" w rodzaju: „Bez
klawiatury ładu naturalnego nie ma muzyki ewolucji tworzycielskiej świata".
Wszystko tam się samo „formuje", „doprowadza",
„zespala" — ale nie wiadomo, jak. Tajemnica to ciemniejsza niż
zagadka Trójcy św. Wydaje mi się, że do tego
trzeba mieć jeszcze mocniejszą wiarę (czytaj: samozaparcie w wyłączaniu
swego rozumu) niż do najdzikszych chrześcijańskich dogmatów. Nie bez racji
więc pisał Stachniuk, że gdy się tworzy panhumanizm „powstaje taka
atmosfera religijna, którą my, ludzie żyjący na niższym poziomie, mało
znamy". Ale po co w takim razie zamieniać siekierkę na kijek, Panie agnostyku?
Nie podlegam
fascynacji temu wszystkiego co opisuje Pan, czy dałem gdzieś do tego przesłanki
(dotyczące mojej akceptacji jego poglądów społeczno-politycznych)? Jest za
to wiele dowodów na to, że w tej kwestii mam zupełnie odmienne zdanie — zbliżam
się do dość radykalnej prawicy w kwestiach ocen wolności i równości.
Promuję jego analizę chrześcijaństwa, popieram bardzo wiele założeń
panhumanizmu, jednak nigdzie nie nazwałem siebie zadrużaninem. Jak Pan musiał
zauważyć — promuję jedynie niektóre fragmenty jednej jego książki, nie innych.
Nie stworzę nigdy fanklubu Jana Stachniuka, proszę być spokojnym, a wiele koncepcji
panhumanizmu uważam za wielce twórcze i trafne. Inne oceniam mniej pozytywnie, ale
jak wiadomo tylko krowa poglądów nie odmienia. Mój agnostycki jest otwarty na nowości.
Właśnie dlatego uznałem, że lepiej uważać się za agnostyka niż za ateistę, choć jestem
bardzo bliski tego poglądu. Wiem jednak, że mam teraz miejsce na szukanie najwłaściwszego
światopoglądu, choć może być również tak, że znajdzie się go przy końcu życia lub nigdy...
Ale cóż...
Jeszcze trochę zawrócę: w kwestii panhumanizmu nawet nie chodzi mi o to co Pan
skrytykował, że to jakaś nowa forma religijnego uniesienia. Mnie jednak nie gra
jedna istotna rzecz w owym hurraoptymizmie pantworzycielskim — bomba atomowa. Widocznie
jej Stachniuk nie uwzględnił, ale cóż nie mogę jeszcze odrzucić panhumanizmu, gdyż i tak dostrzegam w nim wiele walorów. Zwłaszcza jako odtrutkę na jałowość postmodernizmu.
5. I już na koniec. O szkodliwościach i pożytkach chrześcijaństwa można było
do końca XIX w. ciekawie rozprawiać, ale tylko teoretycznie. Nikt przecież
nie wie, jak wyglądałoby cesarstwo rzymskie, a potem Europa, gdyby chrześcijaństwa
nie było. Wprawdzie to właśnie chrześcijańska Europa podbiła świat (nie wyłącznie w sensie militarnym — ale także cywilizacyjnym, bo nawet Coca Cole wymyślił chrześcijanin...),
ale zawsze to da się zaklasyfikować jako dziwny przypadek.
Na szczęście — a właściwie: na nieszczęście — w XX wieku wykonano niebywały
eksperyment. Od pewnego chrześcijańskiego kraju w trybie nagłym „odjęto"
chrześcijaństwo. Warunki geograficzne i ekonomiczne pozostały bez większych
zmian, politycznie ów kraj nawet się — dzięki koniunkturze wojennej — umocnił. I tylko zamiast chrześcijaństwa pojawiła się nowa, zdecydowanie antychrześcijanska
idejka (Nb. Stachniuk dostrzegał w niej wiele „wspólnotowych" i gospodarczych pożytków). Rezultat? W ciągu 80 lat jej trwania zamordowano na
jej „ołtarzu" nieporównanie więcej ludzi niż zdołała to uczynić
inkwizycja, wszystkie wyprawy krzyżowe, akcje przeciw heretykom, palenie
czarownic etc. etc. i co by Pan tam jeszcze chciał z 2000 lat „czarnych
kart" chrześcijaństwa w Europie wliczyć. W dodatku uczyniono to w większości
nader prymitywnymi metodami, jakie były dostępne już w średniowieczu: wycieńczającą,
niewolniczą pracą, głodem itp.
Czy racjonalnie myślący człowiek nie powinien wyciągnąć z tego
eksperymentu jakichś wniosków? Zwłaszcza, jeżeli jako program pozytywny, ma
do zaproponowania parę frazesów w rodzaju: „Złączyć to wszystko w taką
syntezę, w której praca każdego człowieka będzie wpadała w celowy rytm,
jak uderzenie palców wirtuoza w klawisze fortepianu, oto treść rewolucji
człowieczej". A jeśli ja nie chce być włączony „w syntezę",
nie chce „wpadać w celowy rytm" i nie chcę żeby jakiś
„wirtuoz" społeczny bębnił po mnie jak po klawiszach, to co? Do
obozu?… To ja już zamiast tego „wirtuoza" wolę księdza, który
przed mszą, w czasie mszy i po mszy trąbi wino mszalne. Mniejsze ryzyko..
Pozdrawiam
Lech Stępniewski
To jest dopiero temat-rzeka! Dużo by tutaj można pisać, jednak
poprzestanę na swojej (hipo)tezie — jest wielce prawdopodobne, że mogłoby być
lepiej, gdyby nie chrześcijaństwo. Jednak nie chcę tego drążyć, gdyż nie potrafię
sobie wyobrazić jak można by było uniknąć tej zapaści cywilizacyjnej. W gruncie
rzeczy uznaje nawet konieczność tego biegu dziejowego. Moim jednak zamiarem (witryny),
jest zupełnie co innego — nie wdawać się w spekulacje co by było gdyby, lecz uczyć ludzi
myśleć, niech zaczną od rozwiązania pęt na własnych umysłach, później jakoś
pójdzie. Przychylam się raczej do tego, aby propagować odrzucenie chrześcijaństwa
dziś, niż spekulować na temat naszej cywilizacji gdyby nie było nigdy chrześcijaństwa. Teraz
mógłbym jeszcze odesłać do działu „Ewolucjonizm religijny" — sądzę
że jest warty przeczytania w tym miejscu. Z drugiej jednak strony nie zamierzam
stać się populistą, nie chce „oświecać ludów",
gdyż to zajęcie z dziedziny Syzyfa. Mnie zależy jedynie na tym, aby ludzie wykształceni
nie byli dziećmi duchowymi.
27.04.2001.
Szanowny Panie!
Dziękuje za obszerny list. Ponieważ jest w nim — a także w załączonym
fragmencie z Deschnera — wiele stwierdzeń bałamutnych,
???
powinienem chyba w imię uczciwości
intelektualnej i wspólnego dochodzenia do prawdy próbować nań odpowiedzieć,
ale nie bardzo wiem, czy prawda Pana interesuje.
Oczywiście
W zakończeniu Pańskiego listu
znajduje bowiem słowa zdumiewające: „jeśli ta odpowiedź Pana
satysfakcjonuje może Pan zamówić płytę, jeśli nie to oznacza to, że nie życzę
sobie Pana więcej w mojej skrzynce". Czyli innymi słowy: albo pokornie
przyznaj mi racje, albo żegnaj! Obawiam się, że te lata ministrantury nie pozostały
jednak bez wpływu nawet na tak niezależną umysłowość jak Pańska. Mam
jednak nadzieję, że się mylę i dlatego proszę o klarowne wyjaśnienie tej kwestii.
Pozdrawiam
Lech Stępniewski
Na szczęście, dla
mnie, oczywiście się Pan myli. To jakieś przykre nieporozumienie. Proszę wrócić
do mojego listu i przeczytać ponownie — pisałem tam coś zupełnie odwrotnego.
Zgubił Pan jedno „nie": „jeśli ta odpowiedź Pana
satysfakcjonuje może Pan zamówić płytę, jeśli nie to (NIE) oznacza to, że
nie życzę sobie Pana więcej w mojej skrzynce".
Proszę więcej nie potępiać moich doświadczeń ministranckich. Pozdrawiam i czekam na wyjaśnienia.
Ps. Czy to przypadek, że ani jednym
zdaniem nie potrącił Pan najistotniejszego zagadnienia z mego pierwszego
listu? Idzie mi oczywiście o „eksperyment" z dechrystianizacją Rosji i jego skutki.
To przypadek — umknął mi ten najważniejszy motyw. Jednak jeśli
teraz mam odpowiedzieć, to muszę przyznać, że ten problem jest wyimaginowany.
Można raczej mówić o „komunizacji" Rosji i jej skutkach, nie o „dechrystianizacji". Lud tam zawsze był dość ciemny i nigdy nie
traktowali dogłębnie i z oddaniem nakazów Chrystusa. Czy przed ową
„dechrystianizacją" byli czymś wyjątkowym? Czy to mocna wiara w Jezusa i jego
Ewangelie dawała im jakiś nieuchwytny potencjał duchowo-cywilizacyjny? Wiem,
że brzydzi się Pan komunizmem. Ja również podobnie postrzegam równość i wolność.
Jednak, nie uważam za szczęśliwe rozwiązanie przyklaskiwać chrześcijaństwu jako
jedynej ostoi przeciwko temu złu. Komunizm mamy już za sobą. Podobnie świat,
co by Pan nie pisał o pozostałych enklawach. Teraz nie potrzeba nam wsparcia
tej wątpliwej wartości. Potrzeba nam edukacji, wiedzy, mądrości. Tylko to na
trwałe da ochronę przeciwko podobnym katastrofom w przyszłości. Szczególnych
zasług Kościół w walce z komuną nie ma, jeśli zdamy sobie sprawę, że walczył
przede wszystkim o swoje własne trwanie, o swoje strefy wpływów. A że przy
tym mogły coś uzyskać społeczeństwa to była sprawa dalszego rzędu. Trzeba
wyjątkowej naiwności, aby nie dostrzegać, że w interesie Kościoła nie leży i nie może leżeć dobrobyt i szczęście ludzkości. Wtedy nie będzie Kościoła i jest to sprawa oczywista. Tam gdzie jest lepiej (generalnie, majątkowo),
czyli na Zachodzie, ludzie odchodzą od Kościoła bo przestaje im być
potrzebny. Tam gdzie jest nieszczęście jest potrzeba Kościoła. Im większe nieszczęście
tym większa potrzeba. A ojciec Rydzyk na czym to buduje swoją utopię? Co chrześcijaństwo
wcześniej zrobiło żeby komunizm się nie pojawił? Nic, kiedy nie było
takiej groźby, stali murem z władzą i wyzyskiwali ciemny lud. XIX-XX wiek
znacznie pozmieniał świat — to i Kościół się zmienił. Wcześniej miał już
podobną zmianę — wiek XVI. Dzięki temu trwa nadal.
04.05.2001.
1 2 3 4 5 6 Dalej..
« Letters and opinions (Published: 03-08-2002 Last change: 30-01-2011)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 1777 |
|