|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Philosophy » »
My, uczeni [2] Author of this text: Fryderyk Nietzsche
Kiedy filozof daje dziś do zrozumienia, iż nie jest sceptykiem, — czytelnik,
mam nadzieję, wyczuł to z co tylko nakreślonego opisu przedmiotowego ducha? — to cały świat słucha go niechętnie; ludzie patrzą nań z niejaką bojaźnią, o tyle rzeczy radziby spytać, spytać… zaś śród lękliwych słuchaczów,
których obecnie tak wielu jest w tłumie, zwie się on odtąd niebezpiecznym.
Zda się im, iż obalając sceptycyzm, budzi w dali jakieś groźne, niedobre
szmery, jakby próbowano gdzieś nowego materyału wybuchowego, dynamitu
duchowego, może nowo odkrytej rosyjskiej nihiliny, pessymizmu bonae voluntatis,
który nie tylko przeczy, przeczenia pragnie, lecz także — okropna myśl! -
przeczenie w czyn wprowadza. Na ten rodzaj dobrej woli — woli rzeczywistego
czynnego zaprzeczenia życia — niema dziś wedle powszechnego uznania lepszego
środka uspokajającego i nasennego od sceptycyzmu, łagodnego przyjemnego do
drzemki usposabiającego maku sceptycyzmu; na ducha oraz jego podziemne
wichrzenia zapisują lekarze epoki nawet Hamleta. Niepełneż już uszy nasze
niedobrych szmerów? powiada sceptyk, ten miłośnik spokoju i w swoim rodzaju
nieledwie stróż bezpieczeństwa: to podziemne nie jest okropne! Uciszcież się
wreszcie, wy pessymistyczne krety! Sceptyk bowiem, delikatna ta istota, trwoży
się nader łatwo; przy każdem nie, a nawet już przy każdem stanowczem
twardem tak sumienie jego wzdryga się nawykowo i uczuwa coś gdyby ukąszenie.
Tak! i Nie! — sprzeciwia się to jego morałowi; na odwrót lubi ze szlachetną
powściągliwością święcić gody swej cnoty, powiadając na przykład za
Montaigne'm: cóż ja wiem? Lub za Sokratesem: wiem, iż nic nie wiem. Albo: tu
niedowierzam sobie, tu żadne drzwi nie stoją przede mną otworem. Albo: dajmy
na to, iż stałyby otworem, czemuż zaraz wchodzić? Albo: na co się zdały
wszystkie przedwczesne hypotezy? Nie stawiać zgoła żadnych hypotez jest
niemal oznaką dobrego smaku. Trzebaż koniecznie wszystko krzywe prostować
zaraz? Zatykać każdą dziurę jakiemiś pakułami? Niedość-że na to czasu?
Niemaż czas czasu? On, wy dyable syny, nie możecież poczekać? Niepewność
ma także swój czar, Sfinks jest także czarodziejką Cyrce, Cyrce była także
filozofką. — Tak pociesza się sceptyk; i to prawda, że potrzeba mu
niejakiej pociechy. Sceptycyzm bowiem jest najuduchowieńszym wyrazem pewnej
nader złożonej właściwości fizyologicznej, którą w zwyczajnym języku
zwie się wątłością i słabowitością nerwową; powstaje ona za każdym
razem, ilekroć przez długi czas oddzielone od siebie stany lub rasy nagle i zupełnie się pokrzyżują. W nowem pokoleniu, któremu drogą dziedziczności
przeszły w krew gdyby rozmaite miary i osądy, wszystko jest niepokojem,
zaburzeniem, wątpieniem, próbą; najlepsze siły działają hamująco, cnoty
nawet przeszkadzają sobie wzajem w rozroście i spotężnieniu, w ciele i duszy
brak równowagi, ośrodka ciężkości, pewności w wahnieniach. Co wszakże w mieszańcach takich najbardziej chorzeje i wyrodnieje, to wola: nie znają już
niezależności w postanowieniach, rzeźkiego uczucia rozkoszy w chceniu, — w snach nawet wątpią o wolności woli. Nasza Europa dzisiejsza, widownia bezmyślnych
nagłych prób rdzennego pokrzyżowania stanów a więc i ras także, jest zatem
sceptyczna od góry do dołu, raz owym ruchliwym sceptycyzmem, przeskakującym
niecierpliwie i pożądliwie z gałęzi na gałąź, to znów ponurym ni to
pytajnikami brzemienna chmura, — i woli swej nieraz śmiertelnie sytym! Bezwład
woli: gdzie też nie dotarło już dzisiaj to kalectwo! I do tego jak wystrojone
nieraz! Jak kusząco wystrojone! Dla choroby tej istnieją najpiękniejsze
stroiki i kłamliwe osłonki; i że większość tego, co na przykład jako
przedmiotowość, naukowość, l’art pour l’art, czyste, z wolnej woli
poczęte poznanie wystawia się dzisiaj na widok publiczny, jest jeno
wystrojonym sceptycyzmem i bezwładem woli, — za to europejskiej choroby
rozpoznanie poręczyć jestem gotów. — Choroba woli nierównomiernie
rozpostarła się w Europie: najsilniej i najróżnorodniej przejawia się tam,
gdzie kultura zakorzeniła się już od dawna, zanika zaś w miarę tego, o ile
pod sutym zachodniego wykształcenia płaszczem kryje się jeszcze — lub znów — barbarzyniec. Zatem we Francyi dzisiejszej, jak to łacno zmiarkować i dłońmi
wyczcuć, chorzeje wola najciężej; a Francya, która celowała zawsze w mistrzowskiej umiejętności przetwarzania najfatalniejszych nawet przejawów
ducha swego w czar i ponętę, jako szkoła i wystawa wszystkich uroków
sceptycyzmu okazuje dziś w całej pełni swą przewagę kulturalną nad Europą.
Siła woli, mianowicie długiego jednej woli trwania, jest już nieco krzepsza w Niemczech, w północnych zaś Niemczech krzepsza znów niż, w środkowych;
znacznie krzepsza w Anglii, Hiszpanii i na Korsyce, tam dzięki flegmie, tu zaś
ciasnej głowie, — nie mówiąc już o Włoszech, które są za młode, by
wiedziały, czego chcą, i które dowieść muszą dopiero, czy mogą chcieć, — ale najkrzepsza i najbardziej zdumiewająca na owych olbrzymich rozłogach,
gdzie Europa ni to przelewa się do Azyi, w Rosyi. Tam siła woli gromadzi się i przybiera od dawna, tam czeka groźnie wola — niepewna, czy przejawi się
jako wola zaprzeczenia lub potwierdzenia- swego wyładowania, wyrażając się
zapożyczonem u fizyków dzisiejszych, ulubionem ich słowem. Nie tylko wojny
indyjskie i zatargi azyatyckie uwolnić mogą Europę od największego jej
niebezpieczeństwa, lecz także przewroty wewnętrzne, rozbicie się państwa na
mniejsze całostki, zaś przedewszystkiem zaprowadzenie parlamentarnego
idyotyzmu z dodatkowem zobowiązaniem, by każdy czytał przy śniadaniu swój
dziennik. Nie jest to bynajmniej mojem życzeniem: coś wręcz przeciwnego
przypadłoby mi raczej do serca, — mam na myśli taki wzrost grozy, by Europa
musiała także stać się groźną, mianowicie z pomocą nowej Europą władającej
kasty, jedną powziąć wolę, długotrwałą straszliwą jedyną wolę, zdolną
wytknąć sobie cele na cale tysiąclecia: — iżby przewlekła komedya
europejskiej drobnopaństewkowości oraz dynastycznych i demokratycznych
zachcianek dobiegła wreszcie do końca. Okres małej polityki przeminął:
najbliższe już stulecie przyniesie walkę, o panowanie nad światem, -
przymus do wielkiej polityki. O ile nowa wojownicza epoka, co dla nas europejczyków
widocznie już nastała, sprzyjać snadź będzie także rozwojowi innego i krzepszego sceptycyzmu, chciałbym to na razie określić przypowieścią, którą
miłośnicy historyi niemieckiej zapewne zrozumieją. Ów nieoględny wielbiciel
pięknych rosłych grenadyerów, co, jako król pruski, dał początek żołnierskiemu i sceptycznemu geniuszowi — zatem w istocie owemu nowemu, teraz właśnie
zwycięsko wyłaniającemu się typowi niemieckiemu — zagadkowy szalony ojciec
Fryderyka Wielkiego miał sam w pewnym względzie szczęśliwy szpon i chwyt
geniuszu: wiedział, na czem ówczesnym zbywało Niemcom i co za niedostatek
stokroć był groźniejszy i pilniejszy, niźli snadź brak wykształcenia oraz
form towarzyskich, — jego niechęć do młodego Fryderyka wynikała z trwogi głębokiego
instynktu. Mężów nie było; i ku swej najgłębszej podejrzywał goryczy, iż
własny syn jego niedość jest mężem. Co do tego mylił się: lecz któżby
nie był się pomylił na jego miejscu? Widział, iż syn jego popada w ateizm,
w esprit, w rozkoszne używanie życia dowcipnych Francuzów: — widział w głębi wielkiego upiora, pająka sceptycyzmu, domyślał się nieuleczalnej nędzy
serca, co do złego jak i dobrego niedość jest już twarde, złamanej woli, która
już nie rozkazuje, rozkazywać nie może. Atoli w jego synu rozwijał się
tymczasem ów niebezpieczniejszy i twardszy, nowy rodzaj sceptycyzmu — kto
wie, o ile wywołany właśnie nienawiścią ojcowską oraz lodowatą
osamotnionej woli melancholią? — sceptycyzm zuchwałej męskości, co najbliżej
jest spokrewniony z geniuszem wojskowym i zdobywczym i w osobie Fryderyka
Wielkiego po raz pierwszy pojawił się w Europie. Sceptycyzm ten gardzi a jednak porywa ku sobie; podkopuje i zabiera na własność; nie wierzy, ale nie
gubi się przytem; daje duchowi niebezpieczną swobodę, ale sercu nie puszcza
wodzów; jest to niemiecka forma sceptycyzmu, co, jako rozwinięty i przeduchowiony fryderycyanizm, ugięła Europę na czas dłuższy pod panowanie
niemieckiego ducha oraz, jego krytycznej i historycznej nieufności. Dzięki
niepokonanie krzepkiej i wytrwałej męskości wielkich niemieckich filologów i krytyków historycznych (którzy, we właściwem świetle widziani, wszyscy byli
zarazem artystami rozstroju i rozkładu ustaliło się zwolna i mimo całej
romantyki w muzyce i filozofii nowe niemieckiego ducha pojęcie, w którem
zaznaczyła się wybitnie skłonność do męskiego sceptycyzmu: bądź to na
przykład jako nieustraszoność spojrzenia, jako dzielność i surowość rozkładającej
dłoni, bądź też jako uparte pragnienie niebezpiecznych podróży
odkrywczych, przeduchowionych wypraw podbiegunowych pod złowrogiemi i pustynnemi niebiosami. Nie bez powodu snadź gorący i powierzchowni rzecznicy
ludzkości żegnają się przed tym duchem: cet esprit fataliste, ironique,
mephistophelique zwie go, nie bez drżenia, Michelet. By odczuć atoli,
jakiem wyróżnieniem jest ta trwoga przed mężem w duchu niemieckim, który
obudził Europę z jej dogmatycznej drzemki, przypomnijmy sobie dawniejsze pojęcie,
co musiało uledz w walce z nowszem, — oraz iż nie tak to jeszcze dawno zmężczyźniona
kobieta z bezgraniczną zarozumiałością śmiała polecać Niemców współczuciu
Europy jako łagodnych, dobrodusznych, poetycznych, o chorej woli matołków.
Zrozumiejmyż wreszcie do głębi zdumienie Napoleona, gdy ujrzał Goethego: świadczy
ono, jak przez długie stulecia wyobrażano sobie niemieckiego ducha. Voila
un homme!. — miało to znaczyć: ależ to mąż! A ja spodziewałem się
tylko Niemca!. -
Jeżeli przypuścimy zatem, iż w obrazie filozofów
przyszłości rys jakiś nasunie domysł, czy nie muszą być sceptykami w wyłuszczonem
co tylko znaczeniu, to jednak określałby on tylko jakąś ich właściwość — nie zaś ich samych. Z równą słusznością mogliby zwać się krytykami; i to pewna, że będą ludźmi eksperymentów. Mianem, którem ochrzcić ich się
ośmieliłem, podkreśliłem już wyraźnie doświadczanie i chęć do doświadczeń:
nie stałoż się to dlatego, iż, jako krytycy duszą i ciałem, eksperymentem
posługiwać się lubią w nowem, snadź szerszem, snadź niebezpieczniejszem
znaczeniu? Nie musząż, parci namiętną żądzą poznania, posuwać się w swych zuchwałych i bolesnych doświadczeniach dalej niźli na to pozwala miękki i przedelikacony smak demokratycznego stulecia? — Nie ulega to wątpliwości:
ci nadchodzący żadną miarą nie mogą się obyć bez owych poważnych i nawet
złowrogich właściwości, które odróżniają krytyka od sceptyka; mam na myśli
pewność w mierzeniu wartości, świadome przestrzeganie jedności metody, urągliwą
odwagę, możność samodzielności i samo odpowiedzialności; ba, nie zaprą się
rozkoszy przeczenia i ćwiartowania oraz jakiegoś rozważnego okrucieństwa, co
zdoła pewnie i subtelnie pokierować nożem wtedy nawet, gdy się kraje serce.
Będą surowsi (i snadź nie zawsze jeno względem siebie), niżby życzyli
sobie humanitarni ludzie, nie będą wdawali się z prawdą, by im się podobała
lub ich podnosiła i budziła w nich natchnienie: — raczej niezbyt będą
dawali wiarę, by właśnie prawda darzyła uczucie takiemi rozrywkami. Uśmiechną
się surowe te duchy, gdy ktoś wobec nich rzecze: ta myśl podnosi mnie: jakżeby
mogła być nieprawdziwą? Lub: to dzieło zachwyca mnie: jakżeby mogło nie być
pięknem? Albo: ten artysta wywyższa mnie: jakżeby mógł nie być wzniosłym? — a może nie tylko uśmiech, lecz nawet niekłamany wstręt będą mieli na
odparcie wszystkich tego rodzaju mrzonek, idealizmów, feminizmów,
hermafrodytyzmów; kto zaś umiałby dotrzeć aż w głąb ich serca, ten na
pewno nie znalazłby tam chęci pojednania chrześciańskich uczuć z antycznym
smakiem, a zwłaszcza z nowoczesnym parlamentaryzmem (tego rodzaju pojednawczość w naszem nader niepewnem, zatem nader pojednawczem stuleciu, zdarza się podobno
nawet u filozofów). Krytycznej karności oraz wszelkich, wiodących do schludności i surowości w rzeczach ducha nawyknień będą ci filozofowie przyszłości nie
tylko wymagali od siebie: snadź chlubić się będą nawet niemi ni to swym
rodzajem ozdoby, — mimo to nie zgodzą się, by dlatego zwano ich krytykami.
Niepoślednią zda się im obelgą, wyrządzoną filozofii, kiedy dziś z wielką
lubością się wyrokuje: Filozofia nawet jest krytyką i wiedzą krytyczną -
ponadto niczem! Niechaj tej ocenie filozofii przyklaskują wszyscy pozytywiści
niemieccy i francuscy (-prawdopodobnie pochlebiłaby ona nawet sercu i smakowi
Kanta: dość przypomnieć sobie tytuł głównego jego dzieła -): nowi nasi
filozofowie mimo to rzekną: krytycy to narzędzia filozofa i dlatego właśnie,
jako narzędzia, bynajmniej filozofami jeszcze nie są. Wielki Chińczyk królewiecki
był także jeno wielkim krytykiem.
1 2 3 Dalej..
« (Published: 01-09-2002 Last change: 05-02-2005)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2355 |
|