|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Reading room »
Diabelski kubik [1] Author of this text: Maciej Psyk
Poczułem
rwące łupanie w czaszce. Co mi się mogło stać? Powoli wracała do mnie świadomość.
Leżałem chyba na łóżku. Nagle z otchłani nicości dobiegły do mnie głosy:
-
Jak to nie wiecie, durnie? Co to ma
znaczyć? — grzmiał ktoś.
-
My nie wiemy,
panie naczelniku. On tak tu… znikąd… — dobiegł mnie kwilący głosik.
-
Że jak, do wszystkich?! — huknęło tuż
za mną.
Odwróciłem
głowę. W pierwszej chwili myślałem, że śnię. Widok przekroczył granicę
mojego strachu, dlatego nawet się nie przestraszyłem. Przede mną stały trzy
diabły. Nie ulegało wątpliwości. Wrzeszczący był trochę wyższy od podwładnych.
Wszyscy trzej mieli wykręcone jak u byka rogi, trójpalczaste dłonie, typowo
diabelski wyraz twarzy, chociaż lepiej to coś nazwać częścią
twarzowo-mordowo-ryjową. Spiczasto zakończone brody przypominały stożki. Długie,
wiedźmowate nosy jeszcze bardziej spłaszczały ich twarze. Jakby nieco
zaskoczeni moim przebudzeniem zaniemówili, gdy mnie zauważyli. Milcząc,
obserwowaliśmy się nawzajem. Patrzyliśmy tak, patrzyliśmy, aż dało się
wyczuć gęstniejące napięcie. Diabeł nie odwracając się powiedział:
-
Później się wami zajmę. Teraz precz. — zabrzmiało to bardzo złowróżbnie.
Kłaniając się z polska, tamci dwaj wyszli z przestraszonymi pyskami. Zostaliśmy
sami. Nie chcąc zostać zapytanym, oświadczyłem wyniośle:
-
Nie miałem zamiaru się tu znaleźć. Mam nadzieję, że moja nieplanowana tu
obecność nie sprawiła… — wtem, czego się nie spodziewałem, przerwał mi w pół słowa:
-
No jasne. Nikt się tu nie kwapi, chyba, że służbowo. No, dobra. Skąd jesteś i co tu robisz?
-
Ja? Ja… naprawdę nie wiem — zmiękłem wbrew sobie — wiem, że byłem na
drzewie, złamała się pode mną gałąź, spadłem — przypomniałem sobie
wszystko w jednej chwili.
Diabeł
westchnął. Wydawał się zakłopotany.
-
No tak… to by dużo wyjaśniało. Hmmm, tunel międzywymiarowy. Nigdy nie mogłem
się doprosić naprawy no i masz. Cóż, obawiam się, że padł pan ofiarą ich
niefrasobliwości, ale… no, to znaczy… — zmieszał się zupełnie — w takim
wypadku będzie pan naszym gościem do czasu wyjaśnienia tej przykrej sprawy.
-
To znaczy czyim? Gdzie ja w ogóle jestem? — przeszedłem do ofensywy.
-
No, no. Trochę kultury — obruszył się — moim, Naczelnika Piekła Istot
Rozumnych Gatunku 135. A to jest mój świat. Twój poniekąd też — zachichotał.
Zrozumiałem,
że popełniłem błąd dyplomatyczny. Straciłem atut oficjalności. No trudno.
Jakoś trzeba brnąć dalej. Nie było to jednak proste, gdyż o piekle zgoła
nic nie wiedziałem. Jakieś bajki o smole, widłach, parę fotografii diabłów,
notabene wszystkie propagandowe, uturpizowane. Na dodatek ten coś powiedział o jakimś numerze, z czego nic nie zrozumiałem. Moja sytuacja, mimo pozycji gościa
zaczęła niebezpiecznie staczać się w dół, a moja przewaga topniała na
skutek nietęgiej miny, jaką niewątpliwie eksponowałem. Co gorsza, dalsze
improwizowanie mogło przynieść skutki odwrotne od zamierzonych. Zdałem sobie
sprawę, że jestem, mimo wszystko, w matni. Rzuciłem wszystko na jedną szalę i wypaliłem:
-
Serio? A to niby dlaczego?
-
Widzisz, ty sobie mieszkasz na tej swojej Ziemi szczęśliwy i zadowolony. Czegoś
cię tam niby nauczą, coś liźniesz i myślisz, że jesteś taki ważniak.
Jesteście wszyscy jak ślimaki bez czułek. Nie zdajecie sobie nawet sprawy z tego, jacy jesteście śmieszni. Możesz mi wierzyć, że takich pomysłów jak
wy nie ma nikt w całym wszechświecie. Gdy Bóg dostaje raport o was, to aż się
ze śmiechu za brzuch trzyma, a razem z nim wszyscy aniołowie. Co tam ostatnio
było? Wymyśliliście, że powstaliście z jakiś żyjących farfocli, które są
waszymi prapradziadkami. W Niebie najpierw myśleli, że to jakaś pomyłka w transmisji, potem, że to kawał naszych agentów wśród was, ale jak przyszło
potwierdzenie od aniołów, wszyscy pokładali się ze śmiechu, a paru archaniołów aż zsiniało. Wierz mi, jesteście jedynym gatunkiem,
który coś takiego wymyślił. No więc opowiem pokrótce, żebyś miał jakieś
pojęcie. Jesteście jednym z 216 Gatunków Istot Rozumnych. Ot, takim sobie — lądowym,
dwurękim i dwunożnym. Nic specjalnego, żeby nie powiedzieć — mało interesujący
przykład. Ma się rozumieć, stworzonek niemyślących jest w całym wszechświecie
prawdziwe multum. No i to jest akurat piekło dla was. Znaczy się dla was z Ziemi, dla ludzi. Żeby był porządek, każdy gatunek ma swoje piekło. To się
sprawdza, przynajmniej nam się nie rozłazicie po wszechświecie. No i ja
jestem naczelnikiem takiego piekła, numer 135, bo tak jesteście zapisani. Jest
tu was trochę, no, przez ten czas zawsze się trochę grzeszników nazbiera. Co
tu się dzieje, to chyba wiesz, bo tyle nawet wy wiecie. Jesteśmy, jak stoi w papierach, obozem reedukacyjnym z nieskończonym okresem wychowawczym. Jak tu
przyjdziesz, to jesteś nasz na całą wieczność. No, i na co ty to? Nie można
żyć spokojnie, cnotliwie, jak przystało uczciwym? Potrzebne ci były te
wszystkie awantury? Oj, przepraszam. Zapomniałem się. Rozumiesz, mam funkcję
Głównego Reedukatora i odwalam takie gadki do łobuzów. Żałują potem, a jakże. Błagają, że niby tamto wszystko to tak tylko, ale teraz to oni już
naprawdę nigdy, ani kieliszka. No, ale widzisz. Wtedy to już nie muszą się
wzbraniać. Nie chciał na Ziemi to będzie tutaj? Wolne żarty. Tutaj wszyscy są
wolni. Z tym, że my mamy robotę. Zgniatanie prasą hydrauliczną, palenie żywcem.
Czasami to aż się słabo robi, jak trzeba tak znowu i znowu. Niewdzięczna
robota. No i za co? Tylko za to, że zachowujemy nieśmiertelność. A ty ganiaj
diable od jednego do drugiego, siecz, krój, zwłaszcza, jak ci się taki
wierzga i prosi, żeby już nie, bo palce to miał wczoraj ucinane, ledwie co mu
odrosły, że to pewnie jakaś pomyłka. Tutaj, widzisz, nie ma limitów.
Wieczność to wieczność. Jest tu taki. Od kilku milionów lat codziennie ma
palcówkę, a za każdym razem drze się, jak za pierwszym. No, jak dojdzie do
dziesięciu milionów, powinien przywyknąć. Potem czuje się to jak mycie zębów,
taki codzienny rytuał. Ale wracając do sprawy — kontynuował — nie myśl, że
tu jest jakieś łapu-capu, o-tyle-o-ile czy jakoś-to-będzie. Porządek musi
być! Piekło jest dziełem sztuki, prawdziwym cudem, przy którym nic nie znaczą
ogrody Semiramidy. O niczym tu nie powiesz, że nie jest na swoim miejscu. Gdzie
jesteśmy? Powiem ci szczerze, że nie wiem. Na dobrą sprawę nie jest to takie
istotne. To wie tylko nasz Naczelnik no i Bóg, rzecz jasna. Ważne jest to, co w środku. Mamy tu wszystko wspaniale zorganizowane. Piekło jest taką dużą
kostką. Teraz jesteśmy w górnej, dodatkowej warstwie — Z — dla pracowników i obsługi. Mieści się tu cała obsługa piekła, pokoje
dla diabłów, archiwum, magazyny z narzędziami tortur, teleport do Centrali etc. Ma się rozumieć, ta hołota nie
ma tu wstępu. Na marginesie, bo widzę, że nie wiesz, warstwa to 36 sektorów.
Sektor to taki jeden sześcian., dzieli się tak samo jak piekło. Narysował mi
to na kartce:
Na
górze jest warstwa Z, poniżej A, B, C, D, E i F. Z lewej do prawej oznaczamy
warstwy numeracją liczbową, a w głąb jako alfa, beta, gama, delta, epsilon i dzeta. Warstwy określić można na trzy sposoby, zgodnie z wymiarami, np.
warstwa C, D, 3, 4, gamma, delta. — Muszę przyznać, że słuchałem tego, co
mi mówił, z zapartym tchem. — Widzisz więc, że sektorów jest 216. 6 sektorów w rzędzie tworzy korytarz. Nie muszę chyba dodawać, że każdy sektor z warstwy Z nadzoruje odpowiadający mu korytarz. Z1alfa korytarz 1alfa itd.
Proste, a jakże skuteczne — powiedział z nutą przechwałki w głosie. -
Oczywiście, tak urządzone jest każde piekło.
-
Nie wiedziałem, że macie tu taką organizację… — wydusiłem z siebie
szczerze zaskoczony.
-
Ależ ja dopiero teraz przechodzę do konkretów! — zapalił się diabeł. — To
wszystko tytułem wstępu. No więc, każdy sektor podzielony jest na mniejsze
jednostki. Tak samo jak piekło na sektory, sektor dzieli się na 216 komórek
połączonych w 6 m-warstw i 36 m-korytarzy. Oznaczone są one tak samo jak
poprzednio. W każdej komórce jest okrągła liczba 666 reedukowanych. Mamy tu
zatem limit na 31072896 osób. Nasze piekło tak, jak i inne, podlega
Centralnemu Zarządowi Piekieł. Wyobraź sobie, że Centrala też jest sześcianem — 6x6x6. Możesz mi wobec tego powiedzieć, jakie oznaczenie ma nasze piekło? -
spytał mnie nieoczekiwanie.
Myślałem
intensywnie, lecz widocznie zbyt długo, bo już po chwili zniecierpliwiony
odpowiedział sam, z pretensją:
-
3Dbeta, jak łatwo policzyć — parsknął. — Nie wiesz jeszcze, że każdy
sektor stamtąd odpowiada znowu za poszczególne piekła. No, a nad wszystkim
czuwa Naczelnik Wszechpiekla, odpowiedzialny jedynie przed Bogiem. Tak to
wszystko w skrócie wygląda. Mówię ci to wszystko, żebyś miał rozeznanie,
gdzie się znajdujesz i żebyś coś WIEDZIAŁ, a nie tylko FILOZOFOWAŁ.
Nie ma co ukrywać. Taka mistrzowska, iście matematyczna dokładność i precyzja mogła imponować. Od tego wszystkiego aż zakręciło mi się w głowie.
Zapragnąłem jednak poznać to miejsce z wewnątrz. Diabeł jakby czytając w moich myślach powiedział:
-
Dopóki tu będziesz, mogę cię oprowadzić, jakbyś chciał.
Nie
trzeba mi było tego powtarzać. Oto pojawiła się przed mną niepowtarzalna
okazja poznania miejsca, z którego wychodzi się tylko służbowo. Mogłem stać
się sławniejszy niż stu Gagarinów razem wziętych. Szkoda, że ten największy
krok w rozwoju ludzkości odbył się na skutek złamania gałęzi i nieszczelnego tunelu międzywymiarowego, ale nic na to nie mogłem poradzić.
-
Bardzo chętnie — odparłem
-
No to idziemy — zakomenderował. — Możemy użyć windy, ale idziemy
rekreacyjnie, więc przejdziemy się schodami bezpieczeństwa.
Po
wyjściu z pomieszczenia zobaczyłem kręte schody. Wokół widziałem inne diabły.
Była to bez wątpienia część biurowa. Wszędzie wiły się wyścielane
chodnikami i wycieraczkami przed pokojami korytarze. Szło nimi mnóstwo diabłów.
Wszystkie mniejsze od naczelnika. Niektóre miały cztery rogi, inne długie
ogony, jeszcze inne czerwone oczy albo wystające zza pleców nietoperzowe
skrzydła. Przechodząc obok nas, kłaniały się nisko naczelnikowi z pewnym
zdziwieniem patrząc na mnie. — Tutaj jest Główne Archiwum — uświadomił mnie
szatan. — Mamy tu ziemskie życiorysy i dokumentację z Sądu Ostatecznego
wszystkich, którzy do nas trafiają. To, co widzisz tutaj, i to, co zaraz
zobaczysz, to dwa światy. Dobra, schodzimy. — Schody prowadziły gdzieś na dół,
nie wiedziałem gdzie. „Dobrze, że schodzę a nie wchodzę" — pomyślałem
po kilkuset stopniach. Po chwili ujrzałem masywne drzwi z napisem WYJŚCIE
EWAKUACYJNE. Otworzyły się, kiedy podeszliśmy bliżej. Oczom moim ukazał się
niezwykły widok. Stałem w wejściu do wielkiej hali. Otoczył mnie wrzask,
czyjeś jęki a ponad wszystko — hałas jakichś maszyn czy urządzeń. Dopiero
po chwili — było bowiem dość ciemno — zauważyłem, że po całej hali biegają w różne strony przerażeni ludzie.
1 2 Dalej..
« (Published: 26-05-2003 Last change: 06-09-2003)
Maciej Psyk Publicysta, dziennikarz. Z urodzenia słupszczanin. Ukończył politologię na Uniwersytecie Szczecińskim. Od 2005 mieszka w Wielkiej Brytanii. Członek-założyciel Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów oraz członek British Humanist Association. Współpracuje z National Secular Society. Number of texts in service: 91 Show other texts of this author Number of translations: 2 Show translations of this author Newest author's article: Monachomachia po łotewsku | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2457 |
|