Reading room »
Zakład czyli minimalne zło [1] Author of this text: Lucjan Ferus
Podczas siódmego dnia, gdy Bóg odpoczywał po trudzie stworzenia,
podszedł do niego archanioł Szatan i mówi:
— Słyszałem, że dałeś Panie ludziom wolną wolę? — Oczywiście, że dałem! — odpowiada Bóg z prostotą. — Przecież
niepotrzebni mi są niewolnicy, prawda? Szatan kiwa głową, iż zgadza się całkowicie z tym poglądem. — A więc ci, którzy
będą chcieli się od ciebie odwrócić nie zostaną ukarani, czy tak? -
pyta. — Oczywiście … że zostaną! — odpowiada Bóg. — Nie rozumiem
Panie!… Zatem, nie dałeś im wolnej woli? — pyta niepewnie archanioł. Bóg
odpowiada zniecierpliwiony: — Oczywiście, że dałem! jak możesz w to wątpić
Luciferusie?!
— Ale wolna wola będzie tylko wtedy, kiedy ludzie będą
wiedzieć, iż jeśli nawet cię odrzucą, nie zostaną ukarani!… Tak to widzę,… A jak to wygląda według ciebie Panie? — pyta Boga.
— Normalnie!… Mogą wierzyć, a mogą też nie
wierzyć we mnie! — A więc jeśli nie uwierzą — nie ukarzesz ich?
— Oczywiście… że ukarzę! — odpowiada Bóg i dodaje: — Tak samo jak nagrodzę tych, którzy uwierzą we mnie!… Czy to nie
jest sprawiedliwe?… Gdybym nie karał odstępców, nie mógłbym nagradzać
wiernych mi, czyż nie? — pyta Bóg na koniec, a Szatan dziwi się
niezmiernie: — Czemu nie?… Według jakiej logiki to wywiodłeś, Panie? -
Według swojej!… powiedziałem, że nie, to nie!… Zrozumiałeś?! — spytał
groźnie Szatana.
— Skoro tak to Panie widzisz?… — zaczął
archanioł, ale Bóg uciął krótko: — Właśnie tak to widzę!… A według
ciebie inaczej powinienem postąpić?
Szatan patrzy z niedowierzaniem na Boga, a potem mówi
nieśmiało: — Wydaje mi się, że tak… — Ciekawym jak?!… Możesz mnie oświecić? — pyta Bóg zgryźliwie. Szatan namyśla się chwilę, a potem mówi odważnie: — Tak, abyś naprawdę zezwolił na zrealizowanie wolnej woli, danej człowiekowi… a więc nie tylko nagroda i kara, ale również
neutralność… — Co takiego? — pyta Bóg, jakby nie
rozumiał znaczenia tego słowa. — Neutralność!… Jest to odpowiednik obojętności; z jednej strony miłość, na przeciwnym końcu — nienawiść, a pośrodku
tych stanów emocjonalnych właśnie obojętność.
Czyli: wierzących w ciebie nagradzasz, niewierzących
lub ubliżających ci — karzesz,...
ale jeszcze powinna być strefa neutralna, dla obojętnych czyli wątpiących, błądzących,
poszukujących, niezdecydowanych, a więc tych wszystkich, którzy nie są z tobą,
ale też i nie występują przeciwko tobie, Panie — Też coś! — obruszył się
Bóg: — Ty wiesz, ilu korzystałoby z tej furtki?! — spytał. — A niech
korzystają! Przecież sam powiedziałeś Panie, iż nie potrzebni ci są
niewolnicy, prawda? — Oczywiście, że niepotrzebni!… Ale jednak… Nie! ...
To głupi pomysł!… Zbyt wielu utraciłbym wyznawców!… Człowiek musi
wiedzieć, iż czeka go nagroda lub kara — od niego tylko zależy, co
wybierze! — podkreślił to zdecydowanym gestem ręki.
Archanioł przyglądał się Bogu z dziwną miną.
— Zatem nie dałeś Panie ludziom prawdziwej wolnej
woli, ale tylko jej pozory — stwierdził wolno. — Gadanie! — prychnął Bóg. — Przecież mają wybór, czyż nie? — uśmiechnął się złośliwie. -
Jest to taki wybór, który nie pozostawia im możliwości wyboru; wiadomo, iż
każdy będzie wolał wybrać niebo niż piekło.. — I o to właśnie chodzi! — stwierdził Bóg szczerze. — Dla ich własnego dobra, zresztą! — dodał
szybko.
Szatan pokiwał wolno głową.
— Boisz się Panie zaryzykować jednak, dać ludziom prawdziwą wolną
wolę, taką bez straszenia wiecznymi mękami piekielnymi w razie odstępstwa… — Było bardziej stwierdzenie, niż pytanie. — Oczywiście, że nie! -
odparował to Bóg szybko. — A więc, co?… Dasz im Panie tę wolną strefę
neutralną? — spytał archanioł patrząc Bogu w oczy. Ale Bóg unikał jego
wzroku. — Oczywiście,… że nie!… Nie ma takiej potrzeby!… przynajmniej
na razie — odparł, wykonując nieokreślony gest dłonią. — No cóż… jeśli
nie będzie przeszkadzać ci, Panie, świadomość, że większość ludzi
wierzyć będzie w ciebie ze strachu przed tą straszną karą, która czeka ich w razie odstępstwa lub niewiary… zawiesił głos nie kończąc.
Bóg poderwał się jak spięty ostrogą. — Zaraz!… zaraz!… co
przez to rozumiesz? — spytał marszcząc groźnie brwi. Ale Szatan nie
przestraszył się marsowej miny Boga i odparł śmiało: — To proste; jeśli
tego Panie nie zmienisz, ludzie będą ci służyć jedynie dlatego, iż będą
się ciebie bali!… Ewentualnie dla korzyści jakie im służenie tobie
przyniesie!… Ich uczynki moralne będą miały z moralnością mało wspólnego,
bo zgadzamy się chyba obaj co do tego, że moralność
musi iść w parze z wolnym wyborem, prawda?… że muszą wypływać z wewnętrznego przekonania a nie z zewnętrznego przymusu, czyż mylę się
Panie? — Bóg wykonał nieokreślony gest dłonią, który mógł od biedy
oznaczać: — W zasadzie masz rację, Luciferusie… — Więc archanioł kończył
swą myśl: — Dlatego według mnie, największą głupotą i obłudą zarazem
jest wszelki przymus w dziedzinie wiary i moralności. Mógłbym z powodzeniem
udowodnić ci Panie, że takie potraktowanie tej sprawy, więcej przyniesie z czasem szkody, niż pożytku!
Bóg spojrzał na niego podejrzliwie. — Co masz na
myśli?
— Mam na myśli to, że gdybym uświadomił ludziom, iż ta ich
wolna wola jest tylko pustym frazesem, a w rzeczywistości chodzi zawsze o ślepe
posłuszeństwo — odwróciliby się od ciebie nie mogąc znieść myśli, że
ich oszukałeś w gruncie rzeczy, Panie...
Archanioł przerwał swój wywód i spojrzał na Boga takim wzrokiem,
jakby przyszło mu w tym momencie na myśl coś arcyciekawego i zabawnego
zarazem. W jego oczach zapaliły się tajemnicze iskierki przekory. Przełknął z wrażenia ślinę i dokończył: — Jeśli tylko dasz mi szansę Panie,
udowodnię ci to i doprowadzę do tego, że wszyscy ludzie na ziemi odwrócą się
od ciebie!
Bóg patrzy na Szatana dziwnym wzrokiem, a potem wybucha śmiechem. A gdy
już się trochę uspokoił, mówi: — Za chudy jesteś w uszach, Luciferusie! — i klepie archanioła w plecy.
— A jednak jestem pewien, iż mogę tego dokonać! — upiera się przy
swoim Szatan. — Tego, że wszyscy ludzie na ziemi odwrócą się ode mnie? -
upewnia się Bóg ze zgryźliwym uśmiechem.
— Tak Panie!… Wszyscy ludzie na ziemi! — konkretyzuje Szatan, podkreślając
to zdecydowanym gestem ręki.
Bóg przestaje się śmiać i mówi: — Jeśliś taki pewnym swego, to może
się założymy? — Czemu nie?… Bardzo chętnie… — odpowiada Szatan.
Bóg przygląda mu się z niedowierzaniem.
— Ale zdajesz sobie sprawę, że jak przegrasz to ukarzę cię przykładnie? — pyta. Archanioł kiwa głową. Widać, że jest zdecydowany na wszystko.
— I mimo tego, nie boisz się założyć ze mną?
— Nie, Panie! — odpowiada krótko Szatan, odważnie patrząc Bogu w oczy. Ten kręci głową z podziwem: — No!… no!.. nie brak ci tupetu,
doprawdy!… ile potrzebujesz czasu, aby mi to udowodnić? — pyta a Szatan
rozkłada ręce.
— Ty Panie zadecyduj! — Bóg uśmiecha się dziwnie, patrząc spod
nastroszonych brwi i po chwili namysłu mówi: — Czy 6000 lat ci wystarczy?
— Po co aż tyle?!… Jesteś Panie nadzwyczaj wspaniałomyślny! -
Archanioł uśmiecha się zagadkowo i dodaje:
— A więc od dziś w nieprzekraczalnym terminie 6000 lat, czy tak?
— Tak! Dokładnie tak! — przytakuje Bóg. — Zatem czas liczymy od
dnia dzisiejszego? — upewnia się Szatan. Bóg zniecierpliwiony potrząsa głową.
— Tak! Od dzisiaj!… Czy chcesz zmienić warunki? — pyta z drwiną w głosie. — Nie, Panie!… Chciałem się tylko upewnić, czy dobrze zrozumiałem.
Skoro od tego może zależeć czy będę ukarany, czy nie, lepiej mieć pewność!… A więc licząc od dnia dzisiejszego, w nieprzekraczalnym terminie 6000 lat, mam
udowodnić ci, iż odwrócę od ciebie wszystkich ludzi na ziemi,… zgadza się?
— W rzeczy samej — odpowiada Bóg, zirytowany tą skrupulatnością
Szatana.
— A więc przecinamy? — podali sobie dłonie i przecięli. — Pamiętaj — nie uda ci się — zostaniesz ukarany! — dodaje Bóg odchodząc.
— A jak mi się uda? — pyta Szatan. Bóg już z daleka śmieje się w głos i woła: — Wiesz, to jest tak mało prawdopodobne, iż nie zawracajmy
sobie głowy nagrodą, na razie!
Archanioł patrzy za nim z nieodgadnioną miną i mruczy pod nosem: — Zobaczymy… zobaczymy… — a potem odwraca się na pięcie i również odchodzi.
Minęło parę dni w czasie których nic się nie działo, aż gdzieś
tak pod koniec tygodnia przychodzi do Boga archanioł Szatan i oznajmia: -
Panie, chciałem ci zakomunikować, że właśnie wygrałem zakład — mówi to
spokojnie, ale jego mina przeczy temu całkowicie; Widać, że mało nie pęknie z rozpierającej go dumy i radości. Bóg podchodzi do niego i pyta zdumiony:
— Coś ty powiedział?!… czy ja dobrze słyszałem?...
Wygrałeś zakład?… Jak to?! — wpatruje się w Szatana podejrzliwym
wzrokiem, lecz ten potwierdza:
— Tak Panie! Nie przesłyszałeś się,… Wygrałem
zakład! — powtarza nieco głośniej, ręce splótłszy na piersiach,
bezczelnym wzrokiem wpatruje się w Boga. Ten unosi brwi w niebotycznym
zdumieniu i jednocześnie rozkładając ręce, mówi wolno: — Ale przecież miałeś
odwrócić ode mnie wszystkich ludzi na ziemi! — kładąc
nacisk na słowo „wszystkich".
Archanioł uśmiecha się tajemniczo. — Wiem Panie! Właśnie to zrobiłem;
Skusiłem Adama i Ewę, posłuchali mnie i zjedli zakazany owoc — tym samym
odwrócili się od ciebie… A ponieważ więcej ludzi aktualnie na ziemi nie
ma, wyznaczony czas 6000 lat również nie został przekroczony — spełniłem
więc warunki zakładu dokładnie, czyż nie? — z chytrym uśmiechem wpatruje
się w oblicze Stwórcy, które na przemian to czerwienieje, to blednie. W końcu
odzywa się, patrząc na Szatana nieobecnym wzrokiem:
— No, ale dałem ci przecież na to 6000 lat… -
-Wiem Panie!… Po prostu byłeś zbyt wspaniałomyślny! — odpowiada archanioł śmiejąc się. — Ale to nieuczciwe… Dałem ci na
to 6000 lat czasu… — powtarza z uporem Bóg.
1 2 Dalej..
« (Published: 01-07-2003 Last change: 06-09-2003)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2526 |