|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Philosophy » » »
Nietzsche: śmierć Boga [1] Author of this text: Mirosław Żelazny
Tradycyjne
tłumaczenie na język polski słynnego terminu Nietzschego „Gott ist tot"
jako „Bóg umarł" zastąpimy w niniejszym artykule tłumaczeniem „Bóg
jest martwy". Za interpretacją taką przemawiają już względy natury
filologicznej: Nietzsche pisze „Gott ist tot", nie zaś „Gott starb" czy
też „Gott ist gestorben". Ponadto stwierdzenie „Bóg umarł" nie
wykracza poza kanony myśli chrześcijańskiej: oczywiście — odpowiedziałby każdy wyznawca tej religii — umarł na krzyżu dla
naszego zbawienia. Najistotniejszym powodem, dla którego zrezygnujemy z dotychczasowego tłumaczenia, jest chęć zachowania owego „jest", odgrywającego w koncepcji Nietzscheańskiej niezwykle istotną
rolę. Słowo „umarł" kojarzy się od razu z pewnym ciągiem przyczynowym:
był, potem umarł — teraz go nie ma. Zdaniem zaś Nietzschego, Bóg wciąż
„jest", choć jest martwy. Po
raz pierwszy o śmierci Boga pisze Nietzsche w 125 fragmencie „Wiedzy
radosnej", zatytułowanym „Człowiek szalony". Przypomnijmy treść tego
bardzo ważnego fragmentu w pełnym brzmieniu. "Człowiek szalony. -
Czyż nie słyszeliście o tym człowieku szalonym, który w jasne przedpołudnie
zapala latarnię, biegnie na rynek i nieustannie krzyczy: „Szukam Boga! Szukam
Boga!" — Wielu spośród tam zgromadzonych nie wierzy w Boga, dlatego
(krzyczący) wywołuje szalony śmiech. A więc on się zgubił? mówi jeden.
Czy zabłąkał się jak dziecko? mówi inny. A może się schował? Boi się
nas? Odpłynął okrętem? Wywędrował? -
tak krzyczą i śmieją się wszyscy. Szalony człowiek skoczył między nich i wiercił ich swym wzrokiem. "Gdzie jest Bóg? wołał, chcę wam to powiedzieć!
Uśmierciliśmy go — wy i ja! Wszyscy jesteśmy jego mordercami! Ale
jak tego dokonaliśmy? Czyż mogliśmy wypić morze? Kto dał nam gąbkę, aby
zetrzeć cały horyzont? Co zrobimy, skoro oderwiemy tę Ziemię z łańcucha
jej słońca? Dokąd biegnie teraz? Dokąd biegniemy my? Precz od wszystkich słońc?
Czy nie spadalibyśmy ciągle? I w tył, w bok, w przód, na wszystkie
strony? Jest jeszcze jakaś góra i dół? Czy nie błądzimy jak przez jakąś
nieskończoną nicość? Czy nie wionęłaby ku nam pusta przestrzeń? Nie stałoby
się zimniej? Czy nie nadciągnęłaby noc, noc coraz mroczniejsza? Czy przed południem
nie musiałyby zapłonąć latarnie? Nie słyszymy
jeszcze lamentu grabarzy śmierci, którzy pogrzebali Boga? Czy nie czujemy
jeszcze bożego rozkładu? — bogowie również gniją! Bóg jest martwy! Bóg
pozostaje martwy! I my go uśmierciliśmy! Jak pocieszymy się, mordercy nad
mordercami? To, co świat dotychczas posiadał
jako najświętsze i wszechmocne, wykrwawiło się pod naszymi nożami — kto
zmyje z nas tę krew? Jaką wodą możemy się oczyścić? Jakie święto
pojednania, jaką świętą grę będziemy musieli wynaleźć? Czy wielkość
tego czynu nie jest dla nas zbyt wielka? Czy
nie musimy sami stać się bogami, by się go okazać godnymi? Nie było nigdy
większego czynu — i kto tylko po wsze czasy po nas się narodzi, będzie dzięki
niemu należeć do dziejów wyższych niż wszelkie dzieje, jakie były dotychczas!" — Tutaj umilkł człowiek szalony i spojrzał znów na swych słuchaczy: również i oni milczeli, i patrzyli zdziwieni na niego. W końcu rzucił swą latarnię
na ziemię, aż się rozprysła i zgasła. „Przychodzę za wcześnie",
powiedział wtedy, "jestem jeszcze nie na
czasie. To niesamowite wydarzenie jest jeszcze w drodze i wędruje — nie dotarło
jeszcze do uszu ludzkich. Błyskawice i pioruny niesie czas, niesie blask
gwiazd, niesie czyny nawet wtedy, gdy są one czynione po to, by je widziano i słyszano.
Czyn ten jest od nich wciąż jeszcze
bardziej odległy, jak najdalsze gwiazdy — a jednak oni go dokonali!" — Mówią jeszcze, że szalony człowiek tego samego dnia wchodził do różnych
kościołów i intonował w nich swe Requiem aeternam deo.
Wyprowadzany i zmuszany do mówienia, odpowiadał
zawsze tylko tyle: „Czym więc są jeszcze te kościoły, jeśli nie są one
grobami i nagrobkami Boga?" [ 1 ].
Bóg
zatem jest, skoro istnieją kościoły zwane domami bożymi, skoro wielu ludzi
twierdzi, że słucha w nich Słowa Bożego. Jest, ale jaki? Co oznacza jego
obecność, a co nieobecność? Z cytowanego fragmentu wynika, że ogłoszenie
śmierci Boga nie oznacza po prostu postawy ateistycznej: „wielu spośród tam
zgromadzonych nie wierzy w Boga", a mimo to nie rozumieją, o co chodzi
szalonemu człowiekowi. Wydaje się, że
stanowisko Nietzschego bardzo trafnie charakteryzuje David Laing, nota bene również
rzecznik „ludzi szalonych". „W wierze w Boga — pisze on — nigdy nie
chodziło o "wiarę" w jego istnienie, lecz o ufność w jego obecność, która
była doświadczana i uznawana za fakt
oczywisty. Natomiast wydaje się, że w naszych czasach o wiele więcej ludzi
nie doświadcza ani obecności Boga, ani obecności jego braku, lecz jedynie
brak jego obecności". [ 2 ]
Słowa
Lainga można chyba interpretować w następujący sposób: w społeczeństwie, w którym powszechnie odczuwano obecność Boga, problem ateizmu nie istniał, i to nie dlatego, że niewiara karana była instytucjonalnie, lecz dlatego, że
nieprzestrzeganie praw bożych było równoznaczne ze skazaniem się na zagładę w sposób naturalny. Analogicznie jak np. we
współczesnym społeczeństwie industrialnym nieprzestrzeganie praw
ekonomicznych. W porównaniu z mocą Boga odczuwaną w czasach przedchrześcijańskich,
to, co dziś stanowi obiekt kultu religijnego, jest zaledwie godną politowania
karykaturą. Tak w każdym razie należy rozumieć martwotę Boga w filozofii
Nietzschego. " — Nie to nas
oddziela, że nie odnajdujemy Boga ani w dziejach, ani w przyrodzie, ani poza
przyrodą — pisze on — lecz że tego, co jako Bóg czczone było, nie
odczuwamy jako „boskie", lecz jako politowania godne, jako niedorzeczne,
jako szkodliwe, nie tylko jako błąd, lecz jako zbrodnię względem życia
… Zaprzeczamy Boga jako Boga…". [ 3 ]
Obecność
Boga w społecznościach przedchrześcijańskich nie da się oczywiście porównać z żadnym z porządków determinujących współczesnego człowieka. Każda z mocy obecnych we współczesnym świecie dotyczy tylko jakiejś części
jednostkowej egzystencji ludzkiej, jej bytu społecznego, przynależności
klasowej i narodowościowej. W społecznościach przedchrześcijańskich obecna
była ponadto moc, dla współczesnego człowieka nieodczuwalna, Bóg. Dziś Bóg
obecny jest tylko jako martwa idea. Kwestię jej realnego istnienia zepchnięto
ze sfery empirycznych odczuć w sferę transcendencji. Pojawił się
sofizmat wolnej woli, a priori przekreślającej możliwość empirycznej
odczuwalności bożej mocy. Kościoły są miejscami, gdzie przechowuje się
martwego Boga, fetysz pojęciowy, nie stanowiący żadnego odniesienia dla
realnego życia. Człowiek współczesny żyje
na ruinach minionych kultur, dla których Bóg żył.
Najtrudniejszym
pytaniem przy rekonstrukcji nietzscheańskiej koncepcji śmierci Boga nie jest
jednak pytanie o to, co Nietzsche miał na myśli mówiąc, że Bóg jest
martwy, lecz o to, co miał na myśli twierdząc, że Bóg kiedykolwiek żył. W „Tako rzecze Zaratustra" informacje na temat żywego Boga sprowadzają się
do kilku niejasnych wzmianek. Nieco obszerniejszą relację w tym względzie
odnajdujemy w „Antychryście". Brzmi ona: "Lud, który jeszcze w siebie
sam wierzy, ma też jeszcze swego własnego
Boga. Czci w nim warunki, dzięki którym jest górą, swoje cnoty, -
przerzuca swą radość z siebie, swe poczucie mocy w istotę, której dziękczynić
za to można. Kto bogaty, chce oddawać; lud dumny potrzebuje Boga, by składać
ofiary … Religia w obrębie
takich założeń, jest formą wdzięczności. Jest się wdzięcznym za samego
siebie: po to potrzebuje się Boga. Taki Bóg musi umieć pomagać i szkodzić,
musi umieć być przyjacielem jak wrogiem, — podziwia się go w dobrym jak w złym.
Przeciwnaturalna kastracja Boga na
Boga dobra tylko leżałaby tu poza obrębem pożądalności. Potrzebuje się
Boga złego tak, jak dobrego: zawdzięcza się przecież istnienie własne chyba
nie tolerancji, nie życzliwości dla ludzi… Cóż by zależało na Bogu, który
by nie znał gniewu, zemsty, zawiści, szyderstwa, chytrości, gwałtu? który
by nie znał może nawet zachwycających ardeurs
zwycięstwa i zniszczenia?". [ 4 ] Wielokrotnie powtarzające się w różnych
pismach Nietzschego wzmianki o starym Bogu, który umarł — zachłysnąwszy się
miłosierdziem, gdy wysłał swego syna na krzyż, każą się doszukiwać śladów
zmarłego Boga ze „wschodnich krain" w dawnych wierzeniach żydowskich.
Jaki
był ów przedchrześcijański Bóg? Przede wszystkim na pewno nie litościwy i miłosierny. Był to Bóg palący Sodomę i Gomorę, zsyłający potop, wybierający
naród żydowski kosztem innych narodów, topiący nieprzyjaciół tego narodu w morzu, zsyłający mannę z nieba i zatrzymujący słońce, aby zwycięska armia
żydowska mogła wymordować przed nastaniem nocy bezbronne
już właściwie niedobitki wojsk nieprzyjacielskich. Akceptuje rzezie, rabunki i gwałty pod warunkiem, że będą się one odbywały zgodnie z ustalonymi
przez niego prawami. Za najdrobniejsze objawy niesubordynacji zsyła okrutną
karę, bez względu na to, jakie miejsce
zajmował uprzednio winowajca w hierarchii społecznej ludu wybranego oraz
jakimi łaskami był obdarowany: Mojżeszowi Bóg zapowiada śmierć za
wykazanie małej wiary, kiedy to dwukrotnie i ze złością uderzył laską w skałę, żona Lota zamienia się w słup
soli tylko dlatego, że wbrew przykazaniu odwróciła się, by spojrzeć na ginącą
Sodomę. Boża „protekcja" daje się utrzymać jedynie za cenę bezwzględnego
przestrzegania całego systemu rygorystycznych praw, dla człowieka nam współczesnego
już chyba prawie całkiem niezrozumiałych. „Za młodu był ów Bóg ze
wschodnich krain twardy, mściwy i piekło sobie zbudował ku rozkoszy swych
ulubieńców" [ 5 ] — mówi Zaratustra. „Jednakże on — wszak wiesz o tym,
stary kapłanie, coś z waszego, kapłańskiego zachowania było w nim -
był wieloznaczny. Był też niewyraźny. Jakże gromił on nas za to gniewem pałający,
żeśmy go źle pojmowali! Lecz czemuż nie przemawiał dobitniej?".
[ 6 ]
Bóg
okrutny, lecz zarazem życzliwy, mógł być obecny w ludzkim świecie właśnie
dlatego, że nie sposób było pociągnąć go do odpowiedzialności za istniejące w świecie zło, gdyż nigdy nie deklarował się, że będzie miłosierny. Można
było, co najwyżej, być mu wdzięcznym za życiowe powodzenie.
Oto
jednak staje się „czas wielkości" w historii Izraela czasem upadku.
„Wola boża" zostaje zastąpiona przez wolę kapłanów. Być w zgodzie z Bogiem znaczy odtąd po prostu przestrzegać porządku narzucanego przez religię.
„Już Mojżeszowi objawiona była "wola boża" … Co się stało? Kapłan
sformułował surowo, pedantycznie, aż do wielkich i małych podatków, które mu płacić się miało ( — nie zapominając o najsmaczniejszych kęsach mięsa: bo kapłan żre beefsteaki), sformułował
raz na zawsze, co chce mieć, „co jest wolą bożą" … Odtąd
wszystkie sprawy życia są tak urządzone, że kapłan jest wszędzie
niezbędny; we wszystkich naturalnych
zdarzeniach życiowych, przy urodzeniu, małżeństwie, chorobie, śmierci, nie
mówiąc już o ofierze („wieczerzy"), zjawia się święty pasożyt, by je wynaturzyć: w jego języku "uświęcić"". [ 7 ]
1 2 3 Dalej..
Footnotes: [ 1 ] F. Nietzsche, Die frőhliche Wissenschaft.
Werke. Herausgegeben von Karl Schlechta, Bd. II. Műnchen 1955, s.
126-128. [ 2 ] D. Laing, Doświadczenie schizofreniczne,
w: Literatura na Świecie 1976 nr 11, s. 263. [ 3 ] F. Nietzsche, Antychryst.
Warszawa 1907, s. 71. [ 5 ] Idem, Tako rzecze Zaratustra, Warszawa 1905, s.
364. [ 7 ] Idem, Antychryst, s. 37. « (Published: 03-09-2003 Last change: 19-07-2006)
Mirosław Żelazny Profesor zwyczajny, kierownik Zakładu Estetyki w Instytucie Filozofii Wydziału Humanistycznego na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Autor czterech książek oraz licznych artykułów i recenzji poświęconych historii filozofii nowożytnej i współczesnej, przede wszystkim niemieckiej - także historii etyki i estetyki. Tłumacz pism Kanta. Private site
| All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2678 |
|