|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
» Church law » » » »
W sprawie odpowiedzi szefa MSZ z 26 X i 13 XII 94 Author of this text: Ryszard Mariusz Małajny
Uwagi prof. Ryszarda M. Małajnego dotyczące odpowiedzi Ministra Spraw Zagranicznych z dnia 26 X 1994 r. i 13 XII 1994 r. na pytania Komisji Nadzwyczajnej do
rozpatrzenia projektu ustawy o ratyfikacji Konkordatu
(14 grudnia 1994 r., Katowice)
I. Pytanie: „W jakim stopniu ratyfikowanie Konkordatu
ogranicza suwerenność parlamentu w stanowieniu prawa, a w szczególności
wyprzedza prace konstytucyjne nad przyjęciem generalnych rozstrzygnięć
odnoszących się do określenia roli związków wyznaniowych w państwie?" jest
trochę nieprecyzyjne. Idzie bowiem o to, że parlament jest suwerenem jedynie w Wielkiej Brytanii (The King-in-Parliament), w Polsce zaś jest
nim w stosunkach zewnętrznych Państwo Polskie, w wewnętrznych zaś naród
polski. Sejm jedynie urzeczywistnia suwerenne prawa narodu. Dlatego idzie
tu jedynie o zasadę wyłączności ustawodawczej przysługującej in principio
parlamentowi. Zasada ta nie zostanie naruszona przez sam fakt zawarcia
Konkordatu, ponieważ jego wejście w życie jest uzależnione od jego ratyfikacji
przez parlament za pośrednictwem ustawy. Parlament ma tu więc ostatnie
słowo. Faktem jest natomiast, że Konkordat zdecydowanie wyprzedza, czy
raczej uprzedza konstytucyjne rozstrzygnięcia dotyczące uregulowania sytuacji
prawnej związków wyznaniowych w Polsce. To zaś należy ocenić jednoznacznie
negatywnie. To nie konstytucja bowiem winna być dostosowywana do ustaw i traktatów, tylko odwrotnie. Nie trzeba być prawnikiem by to rozumieć.
Nie przekonuje mnie więc wyjaśnienie Pana Ministra, iż „trzeba było zatem
dokonać wyboru między oczekiwaniem, nadal zresztą nie wiadomo jak długim,
na nową ustawę ustrojową (raczej zasadniczą — R.M.M.), a zakończeniem negocjacji i podpisaniem Konkordatu". Wybór ten bowiem miał charakter li-tylko teoretyczny.
Charakter praktyczny miałby bowiem jedynie wtedy, kiedy uchwalenie nowej
konstytucji byłoby odłożone ad calendas graecas, a sytuacja prawna
Kościoła rzymskokatolickiego była nieuregulowana. Tymczasem żadna z tych
okoliczności w 1993 r. nie zachodziła. Nie było więc powodu do pośpiechu.
Tym bardziej, że Konkordat parafował rząd, który nie miał już zaufania
Sejmu. Istnieje konwenans konstytucyjny o zasięgu międzynarodowym, iż rząd
odwołany przez parlament — a urzędujący do czasu powołania nowego — stara
się nie podejmować istotniejszych decyzji, które by wiązały ręce jego następcy.
Konwenans ten został zatem złamany. Rzeczywisty powód forsowania Konkordatu
przez poprzednią ekipę skłonny jestem upatrywać w jednolitej opcji ideologicznej
jej członków, jak również w kierowaniu się założeniem: „My wiemy lepiej,
co jest dla narodu dobra". II. Kwestia zgodności Konkordatu z regułą równouprawnienia
wyznań i zasadą równouprawnienia obywateli przy korzystaniu z uprawnień
wynikających z wolności wyznania. Prima facie Konkordat jest sprzeczny z regułą równouprawnienia związków wyznaniowych. Powoduje bowiem sytuację, w której sytuacja prawna jednego związku wyznaniowego normowana jest umową
międzynarodową, a pozostałych zaś ustawami lub aktami niższego rzędu.
Ex adverso jednak nie sposób abstrahować od faktu, iż spośród wszystkich
związków wyznaniowych Kościół Kat. jest jedynym organizmem stanowiącym
via Stolica Apostolska podmiot prawa międzynarodowego. Z nim więc tylko
mogą być zawierane porozumienia o charakterze traktatowym. W tej sytuacji o naruszeniu zasady równouprawnienia związków wyznaniowych można byłoby w ścisłym tego słowa znaczeniu mówić jedynie wówczas, gdyby RP nie chciała
zawrzeć konkordatów z innymi kościołami, przy założeniu posiadania także
przez nie podmiotowości w zakresie prawa międzynarodowego publicznego.
Niesprzeczność Konkordatu z zasadą równouprawnienia związków wyznaniowych
nie oznacza wszakże identycznego stanu rzeczy co się tyczy reguły równouprawnienia
obywateli podczas korzystania z uprawnień wypływających z zasady wolności
wyznania. Idzie bowiem o to, że związki wyznaniowe składają się nie tylko z aparatu kościelnego, ale również z wiernych. Dzięki Konkordatowi wolność
wyznania obywatela katolika otrzyma mocniejsze gwarancje od wolności np.
obywatela ewangelika. Ten pierwszy otrzyma bowiem gwarancje prawa międzynarodowego,
ten drugi zaś prawa wewnętrznego. Łatwiej jest zaś uchylić akt wewnętrzny
(nawet ustawę), niż uwolnić się od zobowiązań międzynarodowych. Wprawdzie
rząd deklaruje gotowość zawarcia stosownych porozumień z innymi związkami
wyznaniowymi w Polsce, niemniej będą to już słabsze gwarancje. Nierealne
jest przy tym zawarcie takich porozumień z wszystkimi związkami, zważywszy
na uciążliwość takiej procedury i niewielką liczebność większości z nich.
Tu też można by się bronić argumentem, iż państwo nie dlatego nie zawiera z nimi konkordatów, że nie chce, tylko że nie może. Porozumienie polityczne
jest wszakże kiepskim ekwiwalentem funkcjonalnym Konkordatu. W związku z tym znacznie lepszym rozwiązaniem pozostaje uregulowanie praw i obowiązków
związków wyznaniowych w jednym akcie prawnym rangi ustawowej. Unika się
wówczas zarzutów o faworyzowanie katolików i dyskryminowanie niekatolików.
Tym bardziej, iż w grę wchodzi tu jeszcze dodatkowy aspekt zagadnienia,
jakim jest z istoty swej asymetryczny charakter prawny każdego Konkordatu.
Znakomita większość umów międzynarodowych dotyczy bowiem obywateli obu
układających się stron, tymczasem w przypadku Konkordatu w istocie tylko
jednej z nich. RP nie powinna więc zawierać traktatu dotyczącego wyłącznie
jej własnych obywateli, a nie równocześnie obywateli kontrahenta. Regulowanie
sytuacji prawnej własnych obywateli poprzez umowę z innym państwem — ale
bez wzajemności — uważam za godzące w zasadę suwerenności. W tej sytuacji
nie mogę uznać Konkordatu za optymalny sposób regulacji sytuacji prawnej
związku wyznaniowego. W USA jakikolwiek Konkordat byłby wprost nie do pomyślenia,
mimo że kraj ten daleki jest od ulegania wpływom lewicowym, nie mówiąc
już o ateistycznych. W moim przekonaniu odnośne rozwiązania amerykańskie
są najlepsze w świecie, gdyż stojąc na gruncie stosunkowo rygorystycznie
przestrzeganej zasady rozdziału kościoła od państwa, doceniają jednak społeczną
wagę religii jako formy świadomości społecznej.
III. Korzyści dla Polski płynące z ratyfikacji Konkordatu.
Na podstawie ustnej wypowiedzi Pana Ministra korzyści te można sprowadzić
do następujących kwestii:
1. Zwiększenie wiarygodności polski jako kontrahenta na arenie międzynarodowej.
2. Ustabilizowanie stosunków między Państwem a Kościołem katolickim.
Co się tyczy tej pierwszej kwestii to z pewnością tak, z tym że nie przeceniałbym doniosłości wydarzenia, jakim byłoby ratyfikowanie
Konkordatu z punktu widzenia naszej polityki międzynarodowej. Konkordat
to nie jest przecież jakiś pakt praw człowieka czy inny dokument tego rodzaju,
pakt o nieproliferacji broni jądrowej czy konwencja o ochronie środowiska.
Losy ratyfikacji takich dokumentów są bacznie śledzone przez społeczność
międzynarodową. Natomiast obawiam się, że akceptacja bądź odrzucenie Konkordatu
przez dane państwo, mało kogo obchodzi poza jego własną opinią publiczną.
Poparcie Stolicy Apostolskiej dla inicjatyw naszej polityki zagranicznej
jest sprawą cenną, ale wątpię np. czy będzie to dla naszego kraju wydatna
pomoc w staraniach o przyjęcie do Unii Europejskiej czy NATO.
Nawiązując do kwestii drugiej, to nie można się tu wypowiadać w sposób kategoryczny. Być może, iż przyczyni się interesujący nas dokument
do stabilizacji stosunków pomiędzy państwem a kościołem, a być może nie.
Tu zalecałbym ostrożność. Doświadczenia lat 1989-1994 wykazują, iż obserwujemy
eskalację żądań Kościoła Kat. wobec państwa. Trzeba się w związku z tym
liczyć z możliwością wysuwania nowych roszczeń, tym razem już w oparciu o literę Konkordatu, o ile zostałby ratyfikowany. Jednocześnie należy zwrócić
uwagę na ewidentną asymetryczność korzyści wypływających z tego dokumentu
dla jego sygnatariuszy. Pytając wprost — co Polska będzie mieć z Konkordatu
jako państwo? — znajdujemy tylko taką odpowiedź, że prawa państwa względem
Kościoła Kat. (niewielkie i dość oczywiste znajdują się w art. 6 i 7. 3-4.
Natomiast niemal wszystkie pozostałe artykuły dotyczą praw Kościoła Kat.
wobec państwa. W czyim interesie więc leży zawarcie Konkordatu?
IV. Sądzę, że pierwszy problem, nad jakim winna się Komisja
do rozpatrzenia projektu ustawy o ratyfikacji Konkordatu zastanowić, jest
kwestia do jakiego modelu stosunków państwo-kościół winniśmy dążyć. Mówiąc
najogólniej, możliwe są trzy modele:
1. Rozdział kościoła od państwa: a) wersja przyjazna, b) neutralna,
c) nieprzyjazna;
2. Powiązanie państwa z kościołem;
3. Model „hybrydalny", tj. będący czymś pośrednim pomiędzy dwoma powyższymi.
Communis opinio konstytucjonalistów państw euro-anglosaskiego kręgu
kulturowego opowiada się jednoznacznie za modelem pierwszym w wersji neutralnej.
Takie też jest moje zdanie. Optymalny jest rozdział kościoła od państwa w wersji neutralnej lub przyjaznej związkom wyznaniowym. Natomiast u schyłku
XX w. nie do zaakceptowania jest zarówno system powiązania państwa z kościołem,
jak rozdział w wersji nieprzyjaznej (vide doświadczenia państw tzw. socjalistycznych).
Tymczasem to, co wykształciło się w Polsce w latach 1989-1994, to jest
właśnie ów model „hybrydalny". Rzecznik Praw Obywatelskich nazywa go „państwem
parawyznaniowym"; ja bym raczej powiedział quasi-wyznaniowym. Konkordat w przedłożonej wersji tendencję tę utrwala. Symptomatyczny przykład. Zgodnie z art. 12 § 1 Państwo poprzez szkoły publiczne organizuje naukę religii.
Rzecz w tym, że państwo powinno tę naukę co najwyżej dopuszczać, umożliwiać
bądź tolerować. Tam bowiem, gdzie państwo naukę tę organizuje, nie ma mowy o jego neutralnym obliczu światopoglądowym, ergo o rozdziale kościoła od
państwa.
Morał — Kościół Kat. ma pełne prawo zabiegać o unormowanie
swojej sytuacji prawnej w drodze Konkordatu jako zdecydowanie korzystniejszej
od unormowania ustawowego. Nie widzę w tym niczego niewłaściwego. Sejm
jednak powinien spojrzeć na przedłożony mu do ratyfikacji dokument przez
pryzmat nie interesu partykularnego związku wyznaniowego, tylko interesu
państwa. W tym ostatnim zaś leży ugruntowanie praw i wolności obywatelskich,
którego warunkiem sine qua non jest nieidentyfikowanie się z określonym
wyznaniem.
*
Tekst publikowany w: „Konkordat Polski 1993. Wybór materiałów źródłowych z lat 1993-1996". Wybór tekstów: Czesław Janik, Uniwersytet Warszawski,
Instytut Nauk Politycznych, Warszawa 1997, przygotowany na zlecenie Komisji
Nadzwyczajnej do rozpatrzenia projektu Ustawy o ratyfikacji Konkordatu
między Stolicą Apostolską a Rzecząpospolitą Polską.
« (Published: 16-11-2003 Last change: 18-08-2009)
Ryszard Mariusz Małajny Ur. 1953. Polski prawnik, jeden z najlepszych specjalistów w zakresie prawa konstytucyjnego, doktryn polityczno-prawnych oraz prawa wyznaniowego. Kierownik Katedry Prawa Konstytucyjnego Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego. Absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego (1975), w 1978 r. uzyskał stopnień doktora nauk prawnych, w 1986 r. doktora habilitowanego nauk prawnych, w 1987 r. stanowisko docenta, w 1992 r. profesora uczelnianego, w 1994 r. tytuł profesora nauk prawnych, zaś w 2000 r. stanowisko profesora zwyczajnego Uniwersytetu Śląskiego. Członek Międzynarodowego Stowarzyszenia Prawa Konstytucyjnego i Polskiego Towarzystwa Prawa Wyznaniowego. Ważniejsze publikacje: Doktryna podziału władzy „Ojców Konstytucji” USA (1985), Pozycja ustrojowa Kongresu USA, 3 tomy (1991, 1992, 1995), „Mur separacji” - państwo a kościół w Stanach Zjednoczonych Ameryki (1992), Trzy teorie podzielonej władzy (2001, 2003). Number of texts in service: 6 Show other texts of this author Newest author's article: Neutralność a bezstronność światopoglądowa państwa | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2943 |
|