The RationalistSkip to content


We have registered
204.380.459 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Reading room »

Operacja Wieża Babel [2]
Author of this text:

Stwórca uderzył z rozmachem dłonią w dłoń, aż głośne klaśnięcie rozległo się po całym niebie i ze złowieszczą miną zawołał:
— Co zamierzam?! Zamierzam rozpier.… -
— Panie! Czy wypada, aby Stwórca wszechrzeczy używał takich niecenzuralnych słów? — wpadł mu w słowo anioł, nie pomny, że to na nim może się skupić gniew boży. Jak było do przewidzenia, Bóg zawołał z irytacją:
— A ty znów z tą moralnością wyjeżdżasz! Nie zapominaj tylko, że mnie ona nie dotyczy w najmniejszym nawet stopniu! — A po chwili uspokoiwszy się nieco, dodał wyjaśniająco:
— Poza tym miałem na myśli zupełnie inne określenie, niż to o które mnie podejrzewałeś! Mianowicie jak najbardziej cenzuralne rozpierwiastkowanie w drobny mak! Ha! Ha! — Bóg dokończył ze śmiechem, do którego przyłączył się również i anioł, uradowany iż tak to się skończyło dla niego.

Następnie Stwórca opisał Szatanowi szczegółowo swój zamysł względem ludzi, jak i to na czym będzie polegała jego misja specjalna z tym związana. Zakończył to takimi słowami:
— A ponieważ nie chcę zaszczycać swoją obecnością tego bałwochwalczego i obrzydliwego mi „dzieła" — nawet niszcząc je — ty to uczynisz w moim imieniu i z mojego polecenia, rozumiesz Luciferusie? -

Anioł słysząc to, klasnął w ręce z uciechy i zawołał z przejęciem — Ależ to wspaniałe, Panie! Nareszcie zlecasz mi coś w moim guście! Bardzo chętnie się tego podejmę i uczynię to z prawdziwą przyjemnością, możesz mi wierzyć! — Jednak po chwili namysłu, patrząc z uwagą w oblicze Stwórcy, jakby chciał się upewnić, czy nie na zbyt wiele sobie pozwala, spytał nieśmiało:
— Panie,… czy mógłbym ci coś zasugerować? -

Bóg uniósł w górę swą siwą brew i rzekł krótko:
— Mów! Byleby to było coś konstruktywnego! -

Więc anioł zaczął mówić starannie dobierając słowa, pomny na jednoznaczne ostrzeżenie.
— Nie uważasz Panie, że takie roz,… pierwiastkowanie w drobny mak tego obiektu, nie załatwi właściwie sprawy? To znaczy w sensie destrukcyjnym, na pewno tak! Ale nie w sensie trwałego przykładu dla potomnych i wyraźnego ostrzeżenia!? -

Szatan patrzył z obawą na Boga, niepewny jego reakcji, lecz ten skinął dłonią aby mówił dalej. Przełknął więc ślinę i kontynuował:
— Zawsze znajdą się pseudouczeni, którzy będą gotowi zaświadczyć swoim autorytetem, że przyczyny tej katastrofy miały podłoże naturalne; trzęsienie ziemi, uskok tektoniczny, niewidzialne fale kosmiczne czy jakieś inne diabelstwo naturalnego pochodzenia. Jak znam życie poprą to nawet stosownymi wyliczeniami. Wydaje mi się Panie, że akurat do tej sprawy mógłbyś podejść nieco bardziej finezyjnie i oryginalnie zarazem! A efekt na pewno będzie o wiele bardziej interesujący! Tak mi się wydaje, Panie! — anioł położył rękę na opierzonej piersi, jakby chciał tym gestem podkreślić swoją dobrą wolę. Stwórca przyglądał mu się przez dłuższą chwilę ze skupioną miną, a potem spytał:
— Co zatem sugerujesz? -

Szatan przystąpił bliżej i zaczął opisywać Bogu swoją wersję tego pomysłu. Nim skończył mówić, ten roześmiał się w głos i spojrzał z uznaniem na anioła.
— No, no! Niczego sobie pomysł! Całkiem nie głupi i prosty w swej istocie! To ci się udało, Luciferusie! Cofam to co powiedziałem; ty jednak jesteś niezastąpiony, mój drogi! — dokończył Bóg z emfazą, poklepując uradowanego anioła po plecach, śmiejąc się jednocześnie z jego niebanalnej wyobraźni. Potem powiedział zdecydowanie:
— Tak właśnie zrobimy! To znaczy ty tak zrobisz, a ja ci tylko zwiększę moc to tego zadania, aby efekt wyszedł dokładnie tak jak mi to opisałeś! Rozumiesz, Luciferusie? -

Szatan z powagą skinął głową:
— W całej rozciągłości, Panie… -
— A tak przy okazji… — Bóg pochylił się ku niemu, zbliżając swe oblicze do jego twarzy. — Jak już będziesz na ziemi,… załatw i tę drugą wieżę Babel! Może być w tradycyjny sposób! Zresztą na pewno coś tam wymyślisz oryginalnego, jestem o to spokojny! — dodał Bóg z niepokojącym błyskiem w oku i miną nie wróżącą nic dobrego.
— Masz Panie na myśli tę… — anioł przysunął się do bożego oblicza, precyzując jej położenie i nazwę, potem odstąpił i głośniej spytał:
— Czy raczej tę drugą,… tę bardziej na południu? -

Bóg spojrzał na niego takim wzrokiem, jakby chciał powiedzieć:
— O właśnie! Dobrze, że mi przypomniałeś! — i znaczącym głosem rzekł: — Wiesz co? Najlepiej załatw je wszystkie za jednym zamachem — Czyli wszystkie trzy,… czy w ogóle wszystkie? — spytał Szatan z niewinną miną, patrząc z nadzieją na Stwórcę. Lecz ten uniósł dłoń w górę i przystopował ambitne zamiary swego anioła.
— No, nie Luciferusie! Nie wszystko naraz! Zobaczymy po tych trzech, ile i na jak długo im to da do myślenia! -
— Rozumiem,… twoja cierpliwość nie zna granic, Panie — stwierdził Szatan z podziwem dla tej wyjątkowej cechy Stwórcy, której sam był pozbawiony. Bóg tymczasem położył mu dłoń na ramieniu i patrząc uważnie w oczy, dodał na koniec:
— Tylko pamiętaj Luciferusie; to zadanie ma być wykonane perfekcyjnie i z polotem, rozumiesz?! -
— Tak jest, Panie! Zrobię wszystko aby ci się podobało! — anioł przyłożył dłoń do opierzonej piersi, jednocześnie pochylając się w pożegnalnym ukłonie, by potem bez zbędnej już zwłoki polecieć w kierunku ziemi. Postanowił sprawić się jak najlepiej i nie zawieść oczekiwań Boga. Był przekonany, iż to potrójne zadanie — w przeciwieństwie do poprzedniego — sprawi mu niebywałą satysfakcję i zapewni niezły ubaw. A to akurat cenił najbardziej ze wszystkiego.

Był piękny wiosenny poranek. Wszyscy ci, którzy tego świątecznego dnia udawali się do swej niedawno wybudowanej świątyni Miłosierdzia Bożego, przeżyli niemały szok, kiedy na ich wytrzeszczonych ze zdumienia oczach, masywna bryła budynku wpierw zaczęła drżeć w posadach, a potem chwiać się nieznacznie.

Ludzie powpadali w panikę. Z krzykiem i w popłochu zaczęli uciekać z jej najbliższego sąsiedztwa. Trwało to zaledwie minutę, może mniej. Nie wyczuwając jednak żadnych drgań gruntu, tak charakterystycznych podczas trzęsienia ziemi, przestali biegać na oślep. Pozbijali się w małe lub większe grupki i z bezpiecznej odległości poczęli obserwować ze strachem przemieszanym z ciekawością, co też dalej będzie się działo z ich pięknym kościołem, osobiście wyświęconym przez samego papieża, podczas jego ostatniej „pielgrzymki" do kraju.

A wielki gmach świątyni coraz bardziej wyraźnie kołysał się na boki, jak betonowo-kamienny okręt na zbyt wielkiej fali. Tyle, że teren wokół niej był stabilny jak dawniej; ani jeden fragment kamiennej kostki nie wybrzuszył się, ani nie uległ zniszczeniu. A mimo to, gigantyczna bryła budynku zachowywała się tak, jakby pod nią było błoto lub zdradzieckie bagno, wsysające ją w swoją przepastną głębinę.

Teraz już wyraźnie widać było, iż jednym ze swoich krótszych boków świątynia zapadała się pod ziemię — a właściwie w ziemię — podczas gdy drugi, przeciwny jej koniec, zaczyna unosić się do góry, odsłaniając potężne fundamenty budowli, z których obsypywał się piach, drobne kamienie i bryły ziemi.

Obserwując to niewiarygodne wydarzenie, ludzie wstrzymali oddech z wrażenia, bo widok był wręcz niesamowity; tyle samo przerażający co i dziwny zarazem! Skojarzenie z tonącym okrętem nasuwało się nieodparcie każdemu, patrzącemu na to nieprawdopodobne z punktu widzenia fizyki zjawisko.

Tymczasem jedna strona świątyni zapadała się coraz głębiej w grunt, podczas gdy przeciwny jej koniec unosił się coraz wyżej i teraz był już dobre kilkanaście metrów nad ziemią. Zaczęły odrywać się od niego jakieś betonowe fragmenty fundamentów i kamienne bryły, spadając z łoskotem na ziemię i wznosząc tumany pyłu i piachu.

Tłum ludzi cofnął się nieco dalej, patrząc z przerażeniem na rozgrywający się na ich oczach dramat. Niektórzy głośno komentowali to niebywałe wydarzenie, wymieniając między sobą uwagi, spierając się o jego przyczyny. Teraz już bryła świątyni przekrzywiona była, tak na oko, pod kątem 60 — 70 stopni i jej wznoszący koniec osiągnął wysokość 10-go piętra mniej więcej,.… i zatrzymał się, nieruchomiejąc na moment.

Oglądający wstrzymali oddech i odruchowo podnieśli dłonie zakrywając usta z przerażenia. Niektórzy zaczęli głośno się modlić. Gdzieś z głębi ziemi dobiegło głuche stęknięcie i wszyscy poczuli wyraźne drżenie gruntu. Ludzie zaczęli krzyczeć ze strachu, lecz drżenie po chwili ustało, a wokół zapadającej się części budynku, wytrysnęły fontanny piachu i wszyscy usłyszeli coś jakby bulgotanie i świst uchodzącego powietrza, czy może jakichś podziemnych gazów, licho wie!

A potem wolno i majestatycznie, centymetr po centymetrze,… świątynia zaczęła osuwać się w głąb ziemi. Bulgotanie i świst powietrza wyrzucającego kaskady piachu w górę przybrały na sile, zagłuszając głośne modły i zawodzenia wiernych, oraz intonowane pieśni religijne. Nad powierzchnią ziemi wystawała już nie więcej niż jedna czwarta budynku. A po następnych kilkunastu minutach z głośnym, jakby pożegnalnym cmoknięciem, zamknęła się nad świątynią ziemia, tworząc głęboki lej w piachu, który po paru minutach zamienił się w płytką nieckę. Potem przez najbliższe otoczenie przebiegła jakby koncentryczna fala pod powierzchnią gruntu, wyrównując wszystko dokładnie, jak po przejechaniu olbrzymiego walca.

Zapadła jakaś dziwna, złowieszcza cisza. W miejscu, gdzie niedawno stała gigantyczna budowla świątyni, nie było nic. Jedynie pusty, równy plac. Ludzie stali nieporuszeni, nadal wyciągając szyje, nie mogąc oderwać wzroku od miejsca, gdzie znikła ich świątynia; duma okolicznego kleru, mieszkańców i reszty wspólnoty wiernych. Zgromadzeni ludzie przecierali oczy z niedowierzaniem, jakby jeszcze nie mogli się pogodzić z tym co widzieli i co rozegrało się w ciągu ostatniej godziny. Zaledwie jednej godziny.

Tyle potrzeba była czasu, aby ich wielka i piękna świątynia Miłosierdzia Bożego, znikła bez najmniejszego nawet śladu. Ludzie tymczasem dyskutowali zawzięcie i zachodzili w głowę nad przyczynami tej trudnej do zrozumienia i wyjaśnienia katastrofy budowlanej, która wyrządziła tak wielką szkodę materialną i duchową. Zwłaszcza duchową. Ale nawet przez myśl im nie przeszły prawdziwe jej przyczyny. Może gdyby lepiej znali Pismo św.?

Tego samego dnia około południa, w niewielkiej miejscowości w środkowej Polsce, wydarzyła się podobna, choć jeszcze dziwniejsza „katastrofa budowlana". Ponieważ była to niedziela — dzień świąteczny, do ukończonej już całkowicie Maryjnej świątyni, nazywanej potocznie Wielką Bazyliką, przybyło wyjątkowo dużo ludzi; okoliczni wierni, wycieczki autobusowe, prywatne samochody, którymi przybywały całe rodziny zwiedzających, a nawet zagraniczni turyści. Kiedy zaczęła się Msza św., większość ludzi przerwała zwiedzanie otoczenia Bazyliki i weszła do jej przestronnego i przyjemne chłodnego wnętrza.


1 2 3 4 5 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
List otwarty do kreacjonistów
Polak-ateista

 See comments (7)..   


«    (Published: 13-03-2004 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Number of texts in service: 130  Show other texts of this author
 Newest author's article: Słabość ateizmu
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 3277 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)