|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Deus otiosus albo o nieistnieniu Jehowy Author of this text: Roman Zaroff
Zacznijmy od ogólnej definicji judeochrześcijańskiego bóstwa o imieniu
Jahwe lub Eloah a popularnie zwanego Bogiem. Jak twierdzą jego wyznawcy,
niezależnie od kościoła, do którego się przyznają, jest on wszechmocny,
wszechwiedzący i dobry. Owo domniemane bóstwo jest więc uniwersalnym,
totalnym Absolutem. Co zresztą osoby wierzące same często lubią podkreślać. Z definicji tej wynika więc, że owo bóstwo nie podlega żadnym zewnętrznym
ograniczeniom, prawom czy zasadom. Więcej, w przypadku owego bóstwa nie
istnieje w ogóle pojęcie czegoś, co określamy jako zewnętrzne czy wewnętrzne.
Absolut po prostu jest. Judeo-chrześcijańska tradycja głosi również, że
owo bóstwo jest stwórcą wszechrzeczy, w tym naszego Wszechświata wraz z nami, a może nawet innych światów poza naszą percepcją o ile takowe istnieją. Zaprzeczeniem istnienia owego bóstwa jest jak na ironię to właśnie
istnienie Wszechświata a więc i nas jako jego części. Dlaczego? Hipotetyczny
Absolut, o którym tu mowa, nie może mieć celów, pragnień z tej prostej
przyczyny, że są to cechy ludzkie. Cechy będące skutkiem konkretnych
ograniczeń na nas nałożonych i wynikających z samej materialnej natury
rzeczywistego świata. Ludzie dążą do jakichś celów, mają pragnienia
dlatego, że nie mogą być one spełnione lub osiągnięte natychmiast, lub często
są po prostu nieosiągalne. Mogą być to przeróżne ograniczenia czasowe lub
natury fizycznej. Jednocześnie leży w ludzkiej naturze, że osiągnięte
przez nas cele cieszą tym bardziej im trudniej było je osiągnąć. Natomiast
Absolut niepodlegający ograniczeniom nie może mieć jakiegokolwiek celu.
Absolut nie może mieć satysfakcji ze stworzenia czegoś, ponieważ nie wymaga
to żadnego wysiłku z jego strony. Gorzej, stwarzanie wszechświatów nie wymaga
absolutnie niczego od Absolutu. Każde jego zamierzenie czy pomysł nie dość,
że byłby „wymyślony" natychmiast, ale byłby zrealizowany
natychmiast, w tym samym „momencie" bez jakichkolwiek ograniczeń
czasowych, czy wysiłku. Bez celu nie ma działania a bez umieszczenia go w czasie nie ma też działania jako takiego. W efekcie gdyby domniemany Absolut
istniał po prostu trwałby on „bezczynnie" w absolutnej
samorealizacji. Absolut po prostu nie stworzył by Świata, bowiem akt stworzenia
byłby sam w sobie nie tylko aktem ograniczającym ale zwyczajnie
bezprzedmiotowym. Ten oczywisty fakt, że Wszechświat i my w nim istniejemy, jest prostym zaprzeczeniem
istnienia owego Absolutu, czyli judeochrześcijańskiego bóstwa. Warto tu
nadmienić, że niektóre kultury już dawno do podobnych wniosków doszły i ukuły koncept bezczynnego, obojętnego boga, „deus otiosus", takiego
jak weddyjski Diaus czy słowiański Swaróg. Bogów, którzy po stworzeniu Świata,
przestali się nim interesować. Niestety i w tym przypadku rozpada się kolejny
atrybut absolutnego bóstwa judeochrześcijańskiego. Mianowicie takie bóstwo
nie może być z założenia dobrym, jeśli pozostawiło na pastwę losu
„swoje dzieci". Nie zmienia tu postaci rzeczy również absurdalny
argument tzw. „wolnej woli". Jej stworzenie byłoby bezprzedmiotowe
lub aktem okrucieństwa w przypadku nieistnienia celu przyświecającego bóstwu.
Spotkałem się kiedyś z argumentem, że Absolut jeśli chce może wymyślać
sobie cele i ograniczenia jeśli tylko ma na to ochotę. Niewątpliwie
teoretycznie może, jeśli zaakceptujemy jego hipotetyczne atrybuty. Ale tego
typu działanie oznaczałoby jakiś ciąg przyczynowo-skutkowy, jakieś
nieznane, czy nawet niepoznawalne dla nas zamierzenia Absolutu. Zamierzenia
natomiast są niczym innym jak planem do osiągnięcia jakiegoś celu. Tak więc i tutaj wracamy do punktu wyjścia: nawet gdyby cele bóstwa wybiegały poza
nasze możliwości poznania. Trudno w końcu przypuszczać, że Absolut mógłby
się nudzić, czuć osamotnionym, albo odczuwać potrzebę bycia kochanym i podziwianym. Bowiem Absolut nie może również podlegać jakimkolwiek emocjom
jako, że są one albo nieracjonalne albo mają podłoże wyłącznie
materialno-biologiczne. Czyli są funkcją naszej fizycznej egzystencji i ewolucji organizmów żywych. Z kolei zamierzone poddanie się emocjom przez
Absolut, ze względu na ich charakter, byłoby rzeczą niemoralną zgodnie z zasadami moralnymi, które podobno ten sam Absolut nam narzucił i podobno
egzekwuje ich przestrzeganie. Zresztą znowu wracamy do punktu wyjścia, bo takie
działanie oznaczałoby jakiś cel, którego przecież być nie może.
Przy innej okazji ktoś stwierdził, że „marność nad marnościami"
jakimi jest człowiek, czyli między innymi ja, będąc jednocześnie
„stworzeniem bożym" nie może „Boga" zrozumieć i ocenić.
Takie stwierdzenie jest tautologią z tej prostej przyczyny, że należałoby
najpierw udowodnić istnienie owego bóstwa, bo sam akt i deklaracja wiary
dowodem być tu nie może. A jest to co najwyżej deklaracją życia w świecie
urojeń. Jednak nawet gdyby zaakceptować to jako hipotezę roboczą, jej
reperkusje są jeszcze bardziej żałosne dla osób wierzących. Wynika bowiem z tego, że osoby wierzące nie wiedzą absolutnie, ale to absolutnie nic na temat
swojego bóstwa. A więc wszystko czego nauczają różne kościoły, teologowie,
kapłani, misjonarze, wszystkie argumenty używane przez tzw. „inteligencję
katolicką" w dyskusjach z niewierzącymi są jedynie czczym gadaniem,
czyli bezpodstawnym pustosłowiem. W takiej sytuacji wierzący na pytanie
dlaczego wierzą, powinni nam odpowiadać: „bo wierzę". Tyle, że
taka odpowiedź jest niczym więcej niż intelektualną kapitulacją. Akceptacją
stanu intelektualnego charakterystycznego dla okresu Średniowiecza. Żeby było
śmieszniej wynika z tego jeszcze jedna konkluzja. Gdyby Absolut istniał
oznaczałoby to, że tak skonstruował Świat, żeby przy pomocy rozumu i racjonalnych przemyśleń nie można było dociec jego egzystencji a jedyną
drogą jego poznania była ignorancja, głupota, niewolnicze poddaństwo i serwilizm — czyli tzw. ślepa bezmyślna wiara. Bardzo źle by to świadczyło o bóstwie.
Na zakończenie mała dygresja. Nie dziwi mnie, że antyczne, stosunkowo
prymitywne, pustynne ludy pasterskie, twórcy różnych mitologii i zabobonów,
na Bliskim Wschodzie zapędzili się tu w przysłowiowy logiczny „kozi róg".
Trudno przecież przykładać współczesne kryteria do czasów zamierzchłych i ludzi w nich żyjących. W przypadku historyka projekcja taka jest rzeczą
wprost niedopuszczalną. Dziwi mnie natomiast, że owe w sumie mało
skomplikowane, wewnętrznie sprzeczne, mówiąc otwarcie wprost infantylne
filozofie znajdują wielu wyznawców na przełomie XXI wieku.
Tak więc następnym razem kiedy zapytają Was o dowód na nieistnienie ich bóstwa nie musicie im tłumaczyć, że nie tylko w świecie nauki, ale i w świecie ludzi dorosłych udowodnienie istnienia
czegokolwiek wymaga dowodu od osoby stawiającej hipotezę. Nie musicie mówić,
że najpierw należy wykazać istnienie krasnali, strzyg, bożka Jahwe vel Eloah,
pszczółki Mai, Wodzianego i szwartalnych maźli, żeby o nich dyskutować.
Wystarczy im powiedzieć, że owego dowodu na nieistnienie ich bóstwa nie trzeba
wcale daleko szukać, bowiem jest nim sam fakt naszej egzystencji. Bingo!
*
„Horyzont", Numer 16, Brisbane, sierpień 2000
« (Published: 23-04-2004 Last change: 04-05-2005)
Roman ZaroffDoktor historii, mediewista. W latach 1999-2001 wykładał historię w University of Queensland (Australia), obecnie związany jest z School of Historical and Religious Studies w Monash University. Redagował pierwszy internetowy magazyn racjonalistów, sceptyków i ateistów - HORYZONT, istniejący w latach 1997-2001. Od wielu lat mieszka w Australii. Number of texts in service: 27 Show other texts of this author Newest author's article: Dlaczego jestem ateistą a nie agnostykiem? | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3383 |
|