|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Philosophy » »
O przesądach filozofów [2] Author of this text: Fryderyk Nietzsche
Translation: Stanisław Wyrzykowski
Wedle przyrody żyć chcecie? Oh, wy szlachetni stoicy,
jakież słów szalbierstwo! Pomyślcie sobie istotę, jaką jest przyroda,
rozrzutną bez miary, obojętną bez miary, pozbawioną zamiarów i względów,
próżną sprawiedliwości i zmiłowania, płodną i jałową i niepewną
zarazem — pomyślcie sobie indyferencyę samą jako potęgę — wedle tej
indyferencyi jakże byście żyć mogli? Życie — nie polegaż ono właśnie na
dążeniu, by być od tej przyrody innym? Nie jest-że życie ocenianiem,
wybieraniem, dążeniem, by być niesprawiedliwym, ograniczonym, dyferentnym? Jeżeli
zaś przyjmiemy, że imperatyw wasz żyć wedle natury znaczy w istocie rzeczy
to samo, co żyć wedle życia jakżebyście tego uczynić nie mogli? Pocóż
tworzyć zasadę z tego, czem jesteście i być musicie? — Po prawdzie
przedstawia się to całkiem inaczej: udając, iż kanon swego prawa z zachwytem
wyczytujecie z przyrody, pragniecie czegoś przeciwnego, wy cudaczni komedyanci i samo-oszuści! Duma wasza chce przyrodzie, przyrodzie nawet, przypisać wasz
morał, wcielić w nią wasz ideał, żądacie, aby ona wedle Stoi była przyrodą i chcielibyście, iżby całe istnienie jeno na wasz własny istniało obraz -
jako olbrzymie wiekuiste uświetnienie i uogólnienie stoicyzmu! Z całą swą
miłością prawdy zmuszacie siebie tak długo, tak zawzięcie, z takiem
hypnotycznem odrętwieniem widzieć przyrodę fałszywie, mianowicie stoicznie,
aż już jej inaczej widzieć nie możecie, — a jakaś hardość niezgłębiona
napawa was ponadto jeszcze szaleńczą nadzieją, iż przyroda da się także
tyranizować, ponieważ siebie samych tyranizować umiecie — stoicyzm bowiem
jest tyranią siebie samego-: nie jest-że stoik — cząstką przyrody?...
Prastara to wszakże, wiekuista historya: co działo się niegdyś ze stoikami,
to dzieje się po dziś dzień jeszcze, skoro tylko jakaś filozofia wierzyć w siebie samą poczyna. Stwarza ona zawsze świat na swój obraz i inaczej nie może;
filozofia jest po prostu tyrańskim tym popędem, najbardziej uduchowioną wolą
mocy, dążeniem do stworzenia świata, do causa prima. Zapał i subtelność, rzekłbym nawet: przebiegłość, z jaką wszędzie w Europie pracuje się obecnie nad problematem o świecie
rzeczywistym i pozornym, dają do myślenia i do słuchania; i kto tu w głębi
jeno wolę prawdy i nic nadto nie słyszy, ten na pewno zbyt bystrym nie jest
obdarzony słuchem. W poszczególnych i rzadkich wypadkach może istotnie współdziałać
taka wola prawdy, jakowaś wybujała i awanturnicza odwaga, metafizyczna ambicya
zgubionej czaty, co woli ostatecznie bodaj garść pewników od całego wozu pięknych
możliwości; snadź bywają nawet purytańscy fanatycy sumienia, co wolą- konać
na pewnem NIC, niż na niepewnem COŚ. Aliści jest to nihilizm i oznaka
zrozpaczonej, śmiertelnie znużonej duszy, mimo całej pozornej dzielności
gestów takiej cnoty. U krzepszych wszakże, żywotniejszych, żądnych jeszcze
życia myślicieli jest snadź inaczej: oświadczając się przeciwko pozorowi i słów perspektywicznie z dumą już wymawiając; wiarogodność własnego swego
ciała ceniąc niewygody od wiarogodności chwili, co powiada ziemia na morzu
stoi, z pozornym humorem wyzbywając się przeto najpewniejszej własności (gdyż
co pewniejszem od własnego zdaje się dziś ciała?) — kto wie, czy w istocie
rzeczy nie chcą oni odzyskać czegoś, co jeszcze pewniej posiadano ongi,
jakowejś cząstki starodawnej włości minionej wiary, może nieśmiertelnej
duszy, może dawnego Boga, słowem, idej, z któremi żyło się lepiej,
mianowicie krzepcej i weselej, niźli z nowoczesnemi ideami? Tkwi w tem nieufność
do tych nowoczesnych idej, jest to niewiara w to wszystko, co budowano wczoraj i dzisiaj; jest w tem snadź domieszka lekkiego przesytu i szyderstwa, co już nie
może znieść dłużej tego bric-a-brac'u pojęć najprzeróżniejszego
pochodzenia, jakim jest obnoszony dzisiaj po targach tak zwany pozytywizm,
odraza wybredniejszego smaku do jarmarcznej pstrocizny i lichoty wszystkich tych
pseudofilozofów rzeczywistości, u których niema nic nowego i szczerego okrom
tej pstrocizny. Pod tym względem, jak mi się zdaje, trzeba przyznać słuszność
tym dzisiejszym sceptycznym przeciwnikom rzeczywistości i mikroskopikom
poznania: instynkt, co z nowoczesnej wygania ich rzeczywistości, jest
nieodparty, — co nam do ich wstecznych manowców! Istotnem w nich nie jest to, iż
dążą wstecz; lecz że — dążą precz. Nieco więcej siły, lotności,
odwagi, artyzmu: a dążyliby w dal — nie wstecz!
Zdaje mi się, iż wszędzie czyni się dziś starania,
by odwrócić uwagę od właściwego wpływu, jaki Kant na niemiecką wywarł
filozofię, zaś zwłaszcza co do wartości, jaką sobie samemu przyznał, zręcznie
się prześliznąć. Najpierw i przedewszystkiem Kant był dumny ze swej tablicy
kategoryj, z tablicą tą w ręku powiadał: oto najważniejsze, co kiedykolwiek
gwoli metafizyce przedsięwziąć było można-. Zrozumiejmyż to „było można"!
był dumny z tego, iż odkrył w człowieku nową zdolność, zdolność do
syntetycznych sądów a priori. Przypuśćmy, iż poił tym względem oszukiwał
siebie samego: atoli rozwój oraz szybki rozkwit niemieckiej filozofii zależy
od tej dumy i od współzawodnictwa wszystkich młodszych, by, o ile możności,
odkryć jeszcze coś dumniejszego — w każdym zaś razie nową zdolność! -
Opamiętajmy się wszakże: czas już. Jak są możliwe syntetyczne sądy a priori? pytał się Kant, — i co odrzekł właściwie? Mocą jakiejś mocy:
niestety wszakże, nic trzema słowami, lecz tak obszernie, czcigodnie i z takim
nakładem głębokości oraz bałamutności niemieckiej, iż niedosłyszano wesołej
niaiserie allemande, w tej odpowiedzi ukrytej. Zachwycano się nawet nową tą
zdolnością, a radość dosięgnęła szczytu, gdy Kant ponadto jeszcze zdolność
moralną odkrył w człowieku: — gdyż Niemcy byli podówczas jeszcze moralni i zgoła nie hołdowali jeszcze polityce realnej. Nastał miodowy miesiąc
filozofii niemieckiej; wszyscy młodzi teologowie instytutu tybinskiego
wyruszyli wnet w pole, wszyscy szukali mocy. I czegóż nie znaleziono — w owym
niewinnym, bogatym, młodocianym jeszcze niemieckiego ducha okresie,
rozdmuchiwanym i rozśpiewywanym przez złośliwą czarodziejkę romantykę,
kiedy to znaleźć od wynaleźć odróżniać nie umiano jeszcze!
Przedewszystkiem zdolność nadzmysłową: Schelling ochrzcił ją poglądem
intelektualnym i uprzedził w ten sposób najserdczniejsze chętki swych w istocie rzeczy skłonnych do pobożności Niemców. Całemu, temu swawolnemu i marzycielskiemu ruchowi, który był młodością, acz tak śmiało w szare i zgrzybiałe przebierał się pojęcia, nie można większej wyrządzić krzywdy,
niźli biorąc go poważnie lub z moralnem nawet sądząc oburzeniem; dość,
przyszedł wiek dojrzalszy -sen pierzchnął. Poczęto z czasem trzeć sobie czoło:
trze się je dziś jeszcze. Marzyło się: najpierw i przedewszystkiem — staremu
Kantowi. Mocą jakiejś mocy rzekł on, lub co najmniej miał na myśli. Ale
jestże to odpowiedzią? Wyjaśnieniem? Nie jest-że to racyj jeno powtórzeniem
pytania? W jakiż to sposób usypia opium? Mocą jakiejś mocy, mianowicie
virtutis dormitivae — odpowiada u Moliere’a ów lekarz, quia es in eo virtus
dormitiva, cuius est natura sensus assoupire.
Ale tego rodzaju odpowiedzi przystoją w komedyi, i czas
wreszcie, by kantowskie pytanie jak są możliwe syntetyczne sądy a priori?
innem zastąpić pytaniem dlaczego wiara w takie sądy jest potrzebna? — by pojąć
mianowicie, iż, celem utrzymania istot naszego rodzaju, w prawdziwość takich
sądów wierzyć się musi; co, naturalnie, jeszcze nie wyklucza, iż mogłyby
fałszywymi być sądami! Czyli, mówiąc wyraźniej, gruntownie i po prostu:
syntetyczne sądy a priori bynajmniej nie muszą być możliwymi: nie mamy do
nich prawa, w naszych ustach są to wyłącznie fałszywe sądy. Jeno wiara w ich prawdziwość jużcić jest potrzebna, jak wiara przedniego tła i oczywistość
nieodłączna od perspektywicznej optyki życiowej. — Naostatek, by wspomnieć
jeszcze o olbrzymim wpływie, jaki filozofia niemiecka — czytelnik, mam nadzieję,
rozumie jej prawa do gęsich łapek? — w całej wywarła Europie, wątpić nie
należy, iż przyczyniła się do niego jakowaś virtus dormitiva: zachwycano się w kołach szlachetnych próżniaków, cnotliwców, mistyków, artystów, w trzech czwartych chrześcijan oraz politycznych obskurantów wszystkich narodowości,
iż, dzięki filozofii niemieckiej, znalazło się antidotum przeciwko przepotężnemu
jeszcze sensualizmowi, co z ubiegłego stulecia przelewał się w dzisiejsze, słowem — sensus assoupire...
Co do atomistyki materyalistycznej: to należy ona do
najgruntowniej obalonych rzeczy, jakie istnieją i snadź niema już dzisiaj w Europie pośród uczonych takiego nieuka, który, poza wygodnym użytkiem podręcznym i osobistym (jako skrócenie w wypowiadaniu się mianowicie), przypisywałby jej
jeszcze rzetelne znaczenie — dzięki w pierwszym rzędzie owemu Polakowi
Boscovich'owi, co wraz z Polakiem Kopernikiem, największym był dotychczas i najbardziej zwycięskim oczywistości przeciwnikiem. Za namową Kopernika
uwierzyliśmy bowiem wbrew wszystkim zmysłom, iż ziemia nie stoi na miejscu,
nauka Boscovich'a zaś dokazała, że wyrzekliśmy się wiary w ostatek stałości
ziemi, wiary w pierwiastek, w materyę, w atom cząsteczkowy i drobinowy: byt to
największy nad zmysłami tryumf, jaki dotychczas odniesiono na ziemi. — Musimy
atoli pójść jeszcze dalej i wypowiedzieć wojnę, nieubłaganą wojnę na noże,
także potrzebie atomistycznej, co, jak owa słynniejsza potrzeba metafizyczna,
szkodliwy żywot pośmiertny wiedzie wciąż jeszcze w dziedzinach, w których
nikt jej nie przeczuwa: — musimy najpierw obalić także ową inną i fatalniejszą atomistykę, której najdłużej i najlepiej uczyło chrześcijaństwo,
atomistykę duszy. Tem słowem niechaj mi będzie wolno określić ową wiarę,
co uważa duszę za coś niezniszczalnego, wiekuistego, niepodzielnego, jako
monadę, jako atomon: wiarę tę trzeba z nauki wyświecić. Mówiąc między
nami, nie jest to bynajmniej rzeczą konieczną wyzbywać się przytem duszy
samej, i jednej z najstarszych, najczcigodniejszych wyrzekać się hypotez: jak
to, dla ich niezręczności, bywa z przyrodnikami, którzy zaraz tracą duszę-,
skoro jej tylko tkną się. Ale droga do nowych ujęć i wysubtelnień hypotezy o duszy stoi otworem; zaś pojęcia, jak dusza śmiertelna i dusza jako wielość
subjektu i dusza jako ustrój społeczny popędów i afektów mogłyby uzyskać
odtąd w nauce prawo obywatelstwa. Nowy psycholog, kładąc kres przesądowi, z podzwrotnikową niemal bujnością krzewiącemu się dotychczas dokoła wyobrażenia o duszy, wygania wprawdzie siebie samego ni to w nowe pustkowie i nową nieufność — być może, iż dawniejszym psychologom było wygodniej i weselej — : atoli
czuje on ostatecznie, iż dlatego właśnie skazany jest wynajdywać — i, kto
wie? może znaleźć.
Fizyologowie niechaj baczą, by popędu samozachowawczego
nie uznawali za popęd kardynalny istoty organicznej. Twór żyjący pragnie
przedewszystkiem siłom swym dać upust — życie samo jest wolą mocy -:
samozachowawczość zaś jest li jednem z pośrednich i najczęstszych jej następstw. — Słowem, tu jak wszędzie, baczność przed zbytecznemi zasadami teologicznemi! — a do nich należy popęd samozachowawczy (zawdzięczamy go niekonsekwencyi
Spinozy -). Tak bowiem nakazuje metoda, która z założenia musi być oszczędnością
zasad.
1 2 3 4 Dalej..
« (Published: 08-07-2004 Last change: 05-02-2005)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3497 |
|