|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Philosophy » »
O przesądach filozofów [3] Author of this text: Fryderyk Nietzsche
Translation: Stanisław Wyrzykowski
Świta snadź obecnie w pięciu, sześciu głowach, iż
fizyka jest także jeno wykładem i układem świata (wedle nas! za
pozwoleniem), a n i e świata objaśnieniem: atoli, dopóki opiera się na
wierze w zmysły, uchodzi za coś więcej i długo jeszcze za coś więcej,
mianowicie za objaśnienie, uchodzić musi. Ma po swej stronie oczy i palce, ma
po swej stronie oczywistość i namacalność: to epokę o zasadniczo gminnym
smaku czaruje, zjednywa, przekonywa, — toć podąża ona instynktownie za
kanonem prawdy wiekuiście popularnego sensualizmu. Co jest jasne, co objaśnione?
To najpierw, co da się ujrzeć i namacać — każdy problemat aż potąd badać
należy. Na odwrót: ze sprzeciwiania się ułomności zmysłów wynikał właśnie
czar platońskiego sposobu myślenia, który był dostojnym myślenia sposobem, — do tego może śród ludzi, co silniejsze nawet i bardziej wymagające
posiadali zmysły, niźli je mają ludzie współcześni, ale umieli wyższego
doznawać tryumfu w zachowaniu władzy nad zmysłami tymi: i to przy pomocy
bladej, zimnej, szarej sieci pojęć, zarzucanej na pstre rojowisko umysłów na
tłuszczę — zmysłów — jak mawiał Plato. To przezwyciężanie świata oraz
wykład świata według maniery Platona innym byty rodzajem użycia od tego,
jakim nas raczą dzisiejsi fizycy tudzież z pośród wyrobników
fizyologicznych darwiniści i antiteleologowie ze swą zasadą możliwie
najmniejszej siły i możliwie największej głupoty. Gdzie człowiek niczego już
dojrzeć ni dotknąć nie może, tam nie ma też już czego szukać — inny to,
co prawda, od platońskiego imperatyw, aliści snadź właśnie odpowiedni dla
prostaczego pracowitego pokolenia maszynistów i budowniczych mostów przyszłości,
co wyłącznie grubej dokonać mają roboty. By fizyologię z czystem uprawiać sumieniem, trzeba
trzymać się zasady, iż narządy zmysłowe nie są zjawiskami w sensie
filozofii idealistycznej: toć jako takie nie mogłyby być przyczynami!
Sensualizm zatem jako hypoteza regulatywna co najmniej, by nie rzec, jako zasada
heurystyczna. — Jak to? a inni mówią nawet, jakoby świat zewnętrzny był
dziełem naszych narządów? Ależ w takim razie ciało nasze, jako cząstka
tegoż zewnętrznego świata, byłoby dziełem naszych narządów! Ależ w takim
razie nawet narządy nasze byłyby — dziełem naszych narządów! Jest to, jak
mi się zdaje, gruntowna reductio ad absurdum: o ile przyjmiemy, że pojęcie
causa sui jest czemś gruntownie niedorzecznem. Zatem świat zewnętrzny nie
jest dziełem naszych narządów -?
Zdarzają się wciąż jeszcze naiwni samospostrzegacze,
którzy wierzą w istnienie bezpośrednich pewników, na przykład ja myślę,
lub, co było przesądem Schopenhauera, ja chcę: jak gdyby poznanie ogarniało w tym razie swój przedmiot czysto i wyłącznie jako rzecz samą w sobie i jak
gdyby nie zachodziło fałszerstwo ze strony subjektu, ni ze strony objektu. Nie
przestanę atoli powtarzać po stokroć, iż bezpośredni pewnik zawiera w sobie
tak samo contradictio in adjecto, jak absolutne poznanie i rzecz sama w sobie:
należałoby wyłamać się w końcu z pod zaklęcia słów! Niechaj lud mniema,
iż poznanie jest rozpoznaniem do końca, filozof musi rzec sobie: rozkładając
proces, wyrażony w zdaniu ja myślę, otrzymuję szereg zuchwałych twierdzeń,
których uzasadnienie jest trudne, może niemożliwe, — na przykład, że to ja
jestem, który myślę, że w ogóle musi coś istnieć, co myśli, iż myślenie
jest działalnością i skutkiem jakiejś istoty, pomyślanej jako przyczyna, iż
ja istnieję, w końcu, iż jest to już rzeczą pewną, co myśleniem zwać
należy, — że wiem, czem jest myślenie. Gdyż nie rozważywszy sobie tego
pierwej, czemże mam sprawdzić, iż to, co właśnie się dzieje, nie jest
raczej chceniem lub czuciem? Dość, owo ja myślę wychodzi z założenia, iż
chwilowy stan mój z innymi porównywam stanami, które poznałem u siebie, by
ustalić w ten sposób, czem on jest: z powodu tej zależności od ubocznego
wiedzenia nie jest on bądź co bądź dla mnie pewnikiem bezpośrednim. -
Zamiast owego bezpośredniego pewnika, w który lud w danym razie niechaj sobie
wierzy, otrzymuje w ten sposób filozof szereg pytań metafizycznych,
najistotniejszych pytań sumienia intelektualnego, które brzmią: Skąd biorę
pojęcie myślenia? Dlaczego wierzę w przyczynę i skutek? Co daje mi prawo mówić o jaźni i to o jaźni jako przyczynie, a wreszcie jeszcze o jaźni, jako o przyczynie myśli? Kto, powołując się na jakowąś intuicyę poznania, czuje
się na siłach niezwłocznie na te pytania odpowiedzieć, jak to czyni człowiek
który powiada: myślę i wiem, że to przynajmniej jest prawdziwe, pewne,
rzeczywiste — ten spotka się dziś u filozofa z uśmiechem i dwoma znakami
zapytania. Mój panie, da mu snadź filozof do poznania, jest to nie
prawdopodobne, byś się nie mylił: jednakże dlaczego ma to być prawdą?
Co do przesądu logików: to niestrudzenie będę wciąż
podkreślał maluczki drobny fakcik, którego ci przesądni stwierdzać nie lubią, — mianowicie, iż myśl przychodzi, gdy ona chce, nie gdy ja chcę; jest to
zatem fałszerstwem istotnego stanu rzeczy, gdy się powiada; podmiot ja jest
warunkiem orzeczenia myślę. Myśli się: lecz że to się jest właśnie owem
dawnem słynnem ja, jest to, łagodnie mówiąc, jeno przypuszczeniem,
twierdzeniem, żadną zaś miarą bezpośrednim pewnikiem. W końcu nawet tem myśli
się powiedziano za wiele: już owo się zawiera wyjaśnienie procesu i do
samego procesu nie należy. Wnioskuje się w tym wypadku na gramatyczną modłę
myślenie jest czynnością, do każdej czynności potrzebny jest ktoś, kto
czyni, a więc -. Mniej więcej wedle tego samego schematu szukała dawniejsza
atomistyka do siły, która działa, jeszcze owej drobiny materyi, w której ta
siła tkwi, z której działa, atomu; ściślejsze umysły nauczyły się obywać w końcu bez tej resztki ziemi, snadź więc logicy przyzwyczają się też z czasem obywać bez tego malutkiego się (w które rozwiała się dawna rzetelna
jaźń).
Nie najpośledniejszym zaiste, urokiem jakiejś teoryi jest to, iż daje się
ona obalić: tem właśnie subtelniejsze mózgi pociąga ona ku sobie. Zda się,
iż stokrotnie obalona teorya wolnej woli temu jeno urokowi swe trwanie jeszcze
zawdzięcza: — wciąż jawi się ktoś, co czuje się na siłach ją obalić.
Filozofowie zwykli mówić o woli ni to o najlepiej znanej rzeczy pod słońcem;
toć Schopenhauer pozwalał się dorozumiewać, iż jedynie wola jest nam właściwie
znana, całkowicie znana, bez uszczerbku i dodatku znana. Lecz wciąż mi coś
się zdaje, iż Schopenhauer i w tym także wypadku uczynił jeno to, co
zazwyczaj czynią filozofowie: że przejął i rozdął przesąd ludowy. Wola
zda mi się przedewszystkiem czemś bardziej złożonem, czemś, co tylko jako słowo
jest jednością, — i właśnie w tem jednem słowie tkwi przesąd ludowy, co
zapanował nad niedostateczną po wszystkie czasy przezornością filozofów. Bądźmyż
przeto wreszcie przezorniejsi, bądźmy niefilozoficzni ,-powiedzmy: w każdem
chceniu jest po pierwsze więcej poczuć, mianowicie poczucie stanu: od tego
precz, poczucie stanu: ku temu dąż, poczucie samegoż precz i dąż, następnie
jeszcze towarzyszące poczucie mięśniowe, które wraz z naszem chceniem grę
swą poczyna w takich nawet razach, gdy rąk i nóg w ruch nie wprawiamy. Jak
zatem czucie, i to wielorakie czucie, uznać należy za ingredyencyę woli, tak
też, po wtóre, włączyć w nią trzeba jeszcze myślenie: w każdym akcie
woli istnieje myśl rządząca; — i niechaj nikt nie mniema, jakoby,
oddzieliwszy myśl tę od chcenia, jako pozostałość otrzymywało się jeszcze
woli! Po trzecie, wola jest nie tylko kompleksem czucia i myślenia, lecz
przedewszystkiem afektem jeszcze: mianowicie owym afektem rozkazu. To, co zowie
się, wolnością woli-, jest w istocie swej afektem wyższości w stosunku do
tego, który musi być posłusznym: jam wolny, on musi słuchać — świadomość
ta w każdej kryje się woli, jako też owo napięcie uwagi, ów prosty wzrok,
co widzi wyłącznie jedno, owa bezwzględna wartości ocena teraz tego
potrzeba, nie zaś czegoś innego, owa wewnętrzna pewność, iż zostanie się
usłuchanym, wreszcie to wszystko, co do stanu rozkazodawcy jeszcze należy. Człowiek,
który chce, — rozkazuje w sobie czemuś, co mu jest posłuszne, lub o czem
mniema, iż mu jest posłuszne. Zważmy teraz jednakże, co w woli, — w tej tak
różnorodnej rzeczy, dla której lud ma jedno tylko słowo, — jest
najdziwniejsze: ponieważ w danym wypadku rozkazy wydajemy i razem jesteśmy im
posłuszni, będąc zaś im posłuszni, znamy uczucia przymusu, naporu, ucisku,
odporu i ruchu, niezwłocznie poczynające się zazwyczaj po akcie woli; ponieważ,
przy pomocy syntetycznego pojęcia jaźni, nawykliśmy z drugiej strony na
dwoistość tę nie zważać, co do niej się łudzić; przeto do chcenia uwiązał
się jeszcze cały łańcuch biednych wniosków, oraz z nich wynikających fałszywych
ocen samejże woli — skutkiem czego chcący w dobrej mniema wierze, jakoby
chcenie wystarczało do czynu. A że w przeważnej ilości wypadków chcemy
tylko wtedy, gdy można mieć nadzieję, iż skutek rozkazu, a więc posłuszeństwo, a więc akcya nastąpi, przeto pozór przedzierzgnął się w uczucie, jakoby w tym wypadku istniała konieczność skutku; słowem, chcący do pewnego stopnia
ma przeświadczenie, iż wola i akcya są jednem niejako, — zalicza powodzenie,
wykonanie chcenia do samejże woli i doznaje przytem przyrostu owego poczucia
mocy, które idzie w parze z wszelkiem powodzeniem. Wolność woli — oto słowo
na określenie owego różnorodnego stanu rozkoszy człowieka chcącego, co
rozkazuje i z wykonawcą w jedno zespala się zarazem, — co uczestniczy jako
taki w tryumfie nad przeszkodami, w duszy zaś mniema, iż to li wola jego
pokonywa właściwie przeszkody. Chcący kojarzy tym sposobem uczucia rozkoszy,
doznawane przez zwycięskie narzędzia wykonawcze, przez służebne wole niższe
lub dusze niższe- toć nasz organizm jest jeno ustrojem społecznym wielu dusz — z uczuciem rozkoszy, odczuwanem przezeń w roli rozkazodawcy. L'effect c'est
moi: dzieje się tu podobnie, jak w każdym dobrze skonstruowanym i szczęśliwym
ustroju gminnym, iż klasa rządząca identyfikuje się z powodzeniami gminy.
Przy wszelkiem chceniu chodzi bądź co bądź o rozkazywanie i posłuch, na
podstawie, jak powiedziano, ustroju społecznego wielu dusz; dlatego filozof może
sobie rościć prawo, by chcenie samo w sobie wolno mu było rozpatrywać ze
stanowiska morału: morału pojętego mianowicie jako nauka o stosunkach władczych,
od których zależy powstanie zjawiska zwanego życiem.
Iż poszczególne pojęcia filozoficzne nie są czemś
dowolnem, czemś, co samo dla siebie rośnie, lecz że wzrastają we wzajemnej
zależności i pokrewieństwie; iż lubo jawią się na pozór tak nagle i kapryśnie w historyi myślenia, to jednak, jak wszystkie okazy fauny jakiejś części
ziemi, do jednego należą systemu: przejawia się to ostatecznie i w tem
jeszcze, jak pewnie wypełniają wciąż najrozmaitsi filozofowie jakowyś
zasadniczy schemat możliwych filozofij. Niewidzialne jakieś zaklęcie wciąż
każe im bieżeć na nowo po tej samej linii kolistej, choćby czuli się nie
wiedzieć jak niezależnymi od siebie w swej woli krytycznej lub systematycznej:
coś w nich samych prowadzi ich, coś jednego za drugim w określonym żenię
porządku, a jest niem właśnie owa wrodzona systematyka i pokrewieństwo pojęć.
Myślenie ich jest w rzeczywistości o wiele mniej odkrywaniem, niźli
zapoznawaniem się na nowo, przypominaniem, nawrotem i powrotem do jakiegoś
dalekiego praodwiecznego zbornego bytowania duszy, z którego wyrosły ongi owe
pojęcia — filozofowanie jest zatem do pewnego stopnia rodzajem atawizmu najwyższego
rzędu. Dziwne podobieństwo rodzinne wszelkiego filozofowania indyjskiego,
greckiego, niemieckiego dość prosto się tłumaczy. Tam właśnie, gdzie
istnieje powinowactwo językowe, wprost uniknąć niepodobna, by dzięki wspólnej
filozofii gramatyki — mniemam, dzięki nieświadomemu władaniu i kierownictwu
jednakich funkcyj gramatycznych — nie było wszystko przygotowane z góry do
jednakowego rozwoju oraz następstwa systemów filozoficznych: tak samo, jak do
jakowychś innych możliwości wytłumaczenia świata droga zda się gdyby
zamknięta. Filozofowie z dziedziny językowej uralsko-altajskiej (gdzie pojęcie
subjektu najgorzej jest rozwinięte) nader prawdopodobnie patrzą na świat
inaczej i na innych znajdują się torach niźli indogermani lub muzułmani: wpływ
określonych funkcyj gramatycznych jest w ostatnim rzędzie wpływem
fizyologicznego osądu wartości tudzież warunków rasowych. — Tyle na odparcie
powierzchowności Locke’a w sprawie pochodzenia idej.
1 2 3 4 Dalej..
« (Published: 08-07-2004 Last change: 05-02-2005)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3497 |
|