|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Philosophy » » »
Nietzsche - duchowy ojciec Europy? [3] Author of this text: F. Nietzsche, M. Agnosiewicz
Jaką męką są po niemiecku pisane książki dla człowieka,
co ma trzecie ucho! Z jakąż niechęcią stoi on obok tego zwolna przewracającego
się bagna dźwięków bez dźwięku, rytmów bez pląsu, które Niemcy zwą książką! A dopiero Niemiec czytający książki! Jak leniwie, jak obrzydliwie, jak licho
on czyta! Iluż to Niemców wie i wymaga od siebie tej wiedzy, że w każdem
dobrem zdaniu kryje się sztuka, — sztuka, którą odgadnąć trzeba, jeżeli
zdanie to ma być zrozumianem! Niezrozumienie na przykład jego tempa: i samo
zdanie jest już niezrozumiane ! Iżby co do rytmicznie ważkich zgłosek nie
miał czytelnik żadnej wątpliwości, iżby odczuł rozmyślność i urok w przełamaniu nazbyt surowej symetryi, iżby wsłuchiwał się subtelnie i cierpliwie w każde staccato i każde rubato, iżby pojął znaczenie następstwa
samogłosek i dwugłosek,; oraz jak pieściwie i szczodrze mogą one kolejno
barwami tęczowaci barwy zmieniać: któż śród Niemców, czytających książki,
ma ochotę uznać obowiązki i wymagania tego rodzaju, przysłuchiwać się tak
wielkiej sztuce i celowości w mowie? Toć ostatecznie nie ma się słuchu: więc
najpotężniejsze kontrasty stylowe przechodzą mimo uszu a najwykwintniejsze mistrzostwo
marnuje się bezowocnie jak wobec głuchych. — Przyszło mi to na
myśl, gdym zauważył, jak nieudolnie i niewrażliwie mylono się w rozróżnianiu
dwóch mistrzów w sztuce prozy: jednego, u którego słowa spadają chłodne i nieskore, ni to ze sklepienia wilgotnej jaskini — chodzi mu o to, by dźwięczały i oddźwiękiwały głucho — i drugiego, który włada swą mową gdyby gibkim
brzeszczotem i od ramienia aż po same stopy doznaje groźnego szczęścia drgającej,
wyostrzonej stali, co chciałaby syczeć, gryść i ciąć. -
Jak mało styl niemiecki ma wspólnego z dźwiękiem i uchem, świadczy ta okoliczność, iż właśnie najlepsi muzycy nasi piszą
licho. Niemiec nie czyta głośno, nie czyta dla ucha, lecz tylko oczyma: uszy
swe chowa przy czytaniu do szuflady. Człowiek starożytny odczytywał coś, gdy
czytał — a działo się to dość rzadko — na głos; dziwiono się, gdy ktoś
czytał po cichu i zapytywano o powody. Na głos: ma to znaczyć, ze wszystkiemi
falowaniami, wygięciami, zwrotami tonu i zmianami tempa, w których lubował się
starożytny świat publiczny. Podówczas prawidła stylu pisarskiego były te
same, co stylu krasomówczego; a prawidła te zależały po części od
zdumiewającego wykształcenia tudzież wybrednych wymagań ucha i krtani, po części
zaś od siły, wytrwałości i hartu płuc starożytnych. Okres w znaczeniu
starożytnem jest przedewszystkiem całością fizyologiczną, ile że zawiera
się w jednym oddechu. Okresy takie, jakie zdarzają się u Demostenesa lub
Cicerona, dwukrotnie wzbierające i dwukrotnie opadające, zaś to wszystko w zakresie jednego tchu: oto rozkosze ludzi starożytnych, którzy z własnego doświadczenia
umieli ocenić zalety, niezwykłość i trudność w wygłoszeniu takiego
okresu: — my właściwie nie mamy prawa do wielkiego okresu, my ludzie nowocześni, o krótkim w każdem znaczeniu oddechu! Lecz ci starożytni byli wszyscy w wymowie sami dyletantami, a więc znawcami, a więc krytykami, — zmuszali
zatem swych mówców do wysiłków; podobnie jak w ubiegłem stuleciu, gdy
wszystkie Włoszki i wszyscy Włosi ćwiczyli się w śpiewie, mistrzowstwo w śpiewie
(a zarazem sztuka melodyki -) dosięgnęło u nich szczytu. W Niemczech istniała
(do ostatnich czasów, gdy coś w rodzaju krasomówstwa publicznego dość lękliwie i nieudolnie rozpina do lotu nieupierzone swe skrzydła) właściwie jedna tylko
odmiana publicznej i w przybliżeniu zgodnej z prawidłami sztuki wymowy:
mianowicie wymowa kaznodziejska. Jeno kaznodzieja wiedział w Niemczech, jaką
wagę ma zgłoska i słowo, jak zdanie smaga, zrywa się, rzuca, bieży,
wybiega, jeno on miał sumienie w uszach, niejednokrotnie nieczyste sumienie:
nie brak bowiem dowodów na to, iż właśnie Niemiec celuje w wymowie rzadko,
nieomal zawsze po niewczasie. Dlatego arcydziełem niemieckiej prozy było
oczywiście arcydzieło największego kaznodziei. Najlepszą książką niemiecką
była dotychczas Biblia. W porównaniu z Biblią Lutra jest wszystko inne niemal
jeno literaturą — czemś, co nie wyrosło na niemieckiej ziemi i dlatego też
nie wrosło i nie wrasta w niemieckie serca: jak to się stało z Biblią.
Są dwa rodzaje geniuszu: jeden, co przedewszystkiem płodzi i chce płodzić, drugi, co chętnie zapładniać się pozwala i rodzi. Śród
genialnych ludów są też takie, którym przypadło w udziale kobiece zadanie
brzemienności tudzież tajny obowiązek kształtowania, rozwijania,
doskonalenia — Grecy byli, na przykład, ludem tego rodzaju także Francuzi — oraz takie, które muszą zapładniać i stawać się przyczyną nowego ładu
życia — na podobieństwo Żydów, Rzymian i, jeśli skromnie zapytać wolno,
Niemców? — Ludy dręczone i upajane nieznaną gorączką, niepowstrzymanie prące
się na zewnątrz, rozkochane i pożądające lubieżnie ras obcych (takich, co
zapładniać się dają — ) a przytem władcze, jak to wszystko, co ma świadomość
pełni swych sił męskich i przeto mniema, że jest z bożej łaski. Oba te
rodzaje geniuszu szukają się wzajem jak mężczyzna i kobieta; ale też nie
rozumieją się wzajem, — jak mężczyzna i kobieta.
Każdy lud ma swą własną tartufferyę i zwie ją
swemi cnotami. — Nie znamy tego, co w nas najlepsze, — znać nie możemy.
Co Europa zawdzięcza Żydom ? — Wiele rzeczy dobrych i złych, zaś przede wszystkiem jedną, która jest razem najlepszą i najgorszą:
wielki styl w morale, grozę i majestat nieogarnionych żądań, nieogarnionych
znaczeń, całą romantykę i szczytność zagadkowości moralnych — zatem właśnie
najponętniejszą, najwyborowszą i najbardziej zwodniczą cząstkę owych gier
barw i pokuszeń do życia, których poświata żarzy się dziś — i snadź już
dożarza — na niebie naszej europejskiej kultury, na jej wieczornem niebie. My
artyści śród widzów i filozofów jesteśmy za to Żydom — wdzięczni. -
Trzeba być ostrożnym, gdy ducha jakiegoś ludu, który
na gorączkę nacyonalną i ambicyę polityczną cierpi, chce cierpieć — ,
przyćmią różne chmury i tumany, słowem, gdy pojawią się maluchne napady
ogłupienia: na przykład u Niemców dzisiejszych to głupota antyfrancuska, to
antyżydowska, to antypolska, to chrześciańsko — romantyczna, to wagneryańska,
to teutońska, to pruska (przyjrzyjmyż się tym biednym historykom, tym Syblom i Treitschke'm i ich łbom zakutym -), i jak tam zwać się mogą maluchne kołowacizny
niemieckiego ducha i sumienia. Proszę mi wybaczyć, iż i ja także, zabłąkawszy
się nieoględnie w nader zakażone środowisko, nie ustrzegłem się zupełnie
tej choroby i, za przykładem całego świata, zacząłem snuć już sobie myśli o rzeczach, które zgoła mnie nie obchodzą: pierwsza politycznego zakażenia
oznaka. Na przykład o Żydach: posłuchajcież! — Nie spotkałem jeszcze
Niemca, aby sprzyjał Żydom: i aczkolwiek wszyscy ludzie przezorni, wszyscy
politycy występują bezwzględnie przeciw właściwemu antysemitnictwu, to
jednak ta przezorność i polityka zwraca się nie tyle przeciwko rodzajowi
uczucia, ile przeciw groźnemu nieumiarkowaniu jego, zwłaszcza przeciw
niesmacznym i haniebnym objawom tego nieumiarkowanego uczucia, — nie oddawajmyż
się pod tym względem złudzeniom! Iż Rzesza Niemiecka ma Żydów pod
dostatkiem, iż żołądek niemiecki, krew niemiecka mozoli się (i długo
jeszcze mozolić się będzie), by uporać się bodaj z tą dawką Żyda -
jak, dzięki swemu energiczniejszemu trawieniu, uporał się z nim Włoch,
Francuz, Anglik — : stwierdza to wymownie i świadczy o tem powszechny
instynkt, na którym polegać, wedle którego postępować trzeba. Nie wpuszczać
więcej Żydów! A zwłaszcza od Wschodu (także od Austryi) zaprzeć wrota! tak
nakazuje instynkt ludu, którego indywidualność jest jeszcze tak wątła i nieokreślona, iż łatwo zatartą, łatwo przez jakąś silniejszą rasę
zniweczoną być może. Żydzi zaś są bez wątpienia najsilniejszą
najodporniejszą i najczystszą rasą, jaka istnieje obecnie w Europie: w najniepomyślniejszych okolicznościach (lepiej nawet niż w pomyślnych) umieją
poradzić sobie dzięki jakowymś cnotom, które dziś jako występki chętnie
napiętnować by chciano — dzięki przedewszystkiem rezolutnej wierze, która
bynajmniej nie ma powodu się wstydzić wobec nowoczesnych idej; zmieniają się
oni, jeżeli się zmieniają, zawsze wedle zasady możliwie wolno! Myśliciel,
któremu przyszłość Europy leży na sumieniu, snując co do przyszłości tej
plany, będzie się liczył z Żydami i Słowianami jako z najpewniejszymi i w
najbliższym czasie najprawdopodobniejszymi czynnikami w wielkiej grze tudzież
zmaganiu się sił. To, co w Europie zowie się dziś narodem, a jest właściwie
raczej res facta niż nata (ba, res ficta et picta łudząco
przypomina niekiedy -), bądź co bądź jest czemś stającem się, młodocianem,
łatwo zmiennem, nie jest jeszcze rasą, a tem mniej takiem acre perennius,
jakiem jest szczep żydowski: narody te powinnyby unikać starannie wszelkich
czupurnych rywalizacyj i zatargów! Że Żydzi, gdyby zechcieli — lub gdyby
zmuszono ich do tego, co snadź jest zamiarem antysemitów -, już teraz
mogliby zdobyć przewagę, ba, zawładnąć dosłownie Europą, to pewna; że
nie to jest celem ich pracy i dążeń, również. Na teraz chcą i pragną, z niejaką nawet natarczywością, rozpłynąć się w Europie, dać się jej wchłonąć,
gdzieś wreszcie na stałe osiąść, zjednać sobie poważanie i względy, kres
swemu tułaczemu życiu, swemu wiecznemu żydowstwu położyć; ten prąd, to
parcie (co samo przez się zda się już oznaką złagodnienia instynktów żydowskich)
należałoby mieć na względzie i przychodzić mu z pomocą: w tym celu byłoby
snadź rzeczą godziwą i pożyteczną antysemickich krzykaczy wyświecić z kraju. Przychodzić mu z pomocą nader przezornie, przestrzegać doboru; mniej
więcej jak to czyni szlachta angielska. Leży to jak na dłoni, iż wchodzić z nimi w związki mogłyby bezkarnie tylko krzepsze i silniej już skrystalizowane
typy niemieckie, na przykład szlacheccy oficerowie z Kresów: z wielu względów
byłoby rzeczą nader zajmującą przekonać się czy z dziedziczną sztuką
rozkazywania i posłuchu — wymieniony kraj jest obecnie klasyczną ojczyzną
jednego i drugiego — da się skojarzyć, czy da się na niej zaszczepić
geniusz cierpliwości i pieniądza (a przedewszystkiem nieco duchowości, na której
tam przeraźliwie zbywa — ). Lecz wypadnie mi przerwać wesołą mówkę i o
niemieckich sprawach pogawędkę: gdyż potrąciłem właśnie o rzecz wielkiej
wagi, o problemat europejski, jak go pojmuję, o hodowlę nowej Europą rządzącej
kasty. -
Niefilozoficzna to rasa — ci Anglicy: Bacon oznacza
zamach na filozoficznego ducha w ogóle, Hobbes, Hume i Locke obniżenie i poniżenie
pojęcia filozof przeszło na całe stulecie. Przeciw Hume'mu dźwignął się i wydźwignął Kant; o Locke’u miał prawo powiedzieć Schelling: je meprise
Lacke: w walce z angielsko — mechanistycznem ogłupieniem świata szli
zgodnie Hegel i Schopenhauer (z Goethem), dwa te we filozofii wrogie sobie
geniusze bratnie, co, dążąc ku przeciwległym biegunom niemieckiego ducha,
krzywdziły się przytem, jak krzywdzą się tylko bracia. — Czego w Anglii
niema i nie było nigdy, wiedział o tem wcale dobrze ów nawpół aktor i retor, niesmaczny rozwichrzeniec Carlyle, który pod namiętnymi grymasami starał
się ukryć, co wiedział o sobie: mianowicie czego brakowało w Carlyle’u — właściwej
mocy duchowości, właściwej głębi duchowego wzroku, słowem, filozofii. —
Znamiennym rysem takiej niefilozoficznej rasy jest jej przywiązanie do chrześciaństwa:
potrzebuje ona jego karności dla moralizowania i uczłowieczania. Anglik posępniejszy,
bardziej zmysłowy, silniejszą obdarzony wolą i brutalniejszy od Niemca, -
jest też, jako typ pospolitszy, pobożniejszym od niego: i dlatego właśnie
trudniej mu obyć się bez chrześciaństwa. Dla subtelniejszych nozdrzy nawet
to chrześciaństwo angielskie zalatuje jeszcze iście angielskimi wyziewami
spleen'u i nadużyć alkoholicznych, na które nie bez słuszności jako środek
leczniczy stosowane bywa, — trucizna subtelniejsza niweczy mianowicie truciznę
pospolitszą: zatrucie subtelniejsze jest u nieokrzesanych ludów istotnie już
postępem, szczeblem do uduchowienia. Najznośniejszą jeszcze osłonką
chamstwa i prostactwa angielskiego, lub raczej najznośniejszem jego
przeistoczeniem i upozorowaniem są praktyki chrześciańskie, modły i śpiewania
psalmów; a dla tej trzody opojów i hultajów, co niegdyś pod wpływem
metodyzmu, w nowszych zaś czasach jako armia zbawienia moralnie chrząkać się
uczy, spazmy pokutne są snadź istotnie stosunkowo najświetniejszym popisem
uczłowieczenia, do jakiego jest -zdolna: zaprzeczyć temu nie można. Jednakże w najbardziej nawet uczłowieczonym Angliku obraża brak gędźby, mówiąc w przenośni (i bez przenośni -): w ruchach jego duszy i ciała niema taktu i pląsu, ba, nie pragnie on nawet taktu i pląsu, nie pragnie muzyki. Dość posłuchać,
jak mówi; dość przypatrzyć się, jak najpiękniejsze Angielki chodzą — w żadnym
kraju na ziemi niema piękniejszych gołębi i łabędzi, — na ostatek: dość
posłuchać, jak śpiewają one! Lecz żądam za wiele -
1 2 3 4 Dalej..
« (Published: 02-08-2004 Last change: 19-07-2006)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3551 |
|