|
|
»
Urzędnik – zjawisko nadprzyrodzone Author of this text: Witold Filipowicz
Czy jest w RP
taki zawód, stanowisko lub funkcja, z których odejście automatycznie skutkuje
utratą nabytych tam doświadczeń, stażu? Ba, nawet udokumentowanych osiągnięć
związanych ściśle z pełnioną tam funkcją w konkretnym miejscu i czasie? Lekarz,
kierowca, pielęgniarka, pracownik naukowy? Otóż nie. Takim ewenementem
okazuje się być pracownik administracji rządowej. Zwany precyzyjnie i naukowo
członkiem korpusu służby cywilnej. Konkursy na
wyższe stanowiska w służbie cywilnej kończą się — na ogół -
wskazaniem najlepszego kandydata na stanowisko, na jakie odbywał się konkurs. Sam przebieg
tych, z założenia przejrzystych, rzetelnych i bezstronnych sprawdzianów
wiedzy i umiejętności wielokrotnie już był opisywany w szeregu artykułów.
Zatrważający obraz. Zapewne dlatego media skrzętnie dotąd unikały
opisywania tego aspektu. Dopiero niedawno w Gazecie Prawnej pojawiła się jaskółka,
która wprawdzie wiosny nie czyni, ale być może zapoczątkuje rzeczywistą i poważną debatę o stanie służby cywilnej RP. Bez opowiadania historii z krainy baśni i dobrego samopoczucia. Tu będzie
mowa o części finałowej konkursów, już po wskazaniu najlepszego kandydata.
Do 30 czerwca
tego roku do konkursów na wyższe stanowiska w służbie cywilnej mógł przystępować
każdy, kto spełniał warunki określone w ogłoszeniu o konkursie. Od momentu
wskazania najlepszego kandydata biorą początek trzy ścieżki postępowania.
Urzędnik
mianowany, na stanowisko dyrektora generalnego przenosi premier na wniosek Szefa
Służby Cywilnej po zasięgnięciu opinii właściwego kierownika urzędu
centralnego. Niby proste. W praktyce niekoniecznie, co udowadnia przypadek
konkursu na dyrektora generalnego w UKIE. Od pół roku „kierownik urzędu
centralnego" nie potrafi skonstruować opinii, która w świetle przepisów i tak nie ma wpływu na sam fakt obsadzenia stanowiska. Ale ponieważ jest
wymagana, stąd upór wewnątrz urzędu skutecznie blokuje wykonanie nakazu
prawa.
Zresztą ten
konkretny przypadek zdaje się w ogóle wymykać spod odpowiednich przepisów.
Druga ścieżka
otwiera się wówczas, gdy konkurs wygrywa członek korpusu służby cywilnej,
czyli niekoniecznie urzędnik mianowany. Wówczas zwycięzcę przenosi na
stanowisko Szef Służby Cywilnej i sprawa powinna się tak kończyć. Bez zbędnej
zwłoki, choć w praktyce i tu może być różnie. Np. w zależności od tego,
kto wygrał, czy „p.o" z tegoż urzędu, czy obcy z urzędu innego.
Trzecia ścieżka
wreszcie otwiera się w wypadku zwycięzcy spoza korpusu służby cywilnej. I tu
zaczynają się dziać jeszcze bardziej przedziwne historie.
Przepis art.
48 ust. 3 ustawy o służbie cywilnej powiada: "Z osobą nie będącą członkiem korpusu służby cywilnej wyłonioną w drodze konkursu, o którym mowa w art. 41 ust. 1 pkt 2, dyrektor generalny urzędu
zawiera umowę o pracę na czas określony do 3 lat. Wcześniejsze rozwiązanie
umowy o pracę może być dokonane za dwutygodniowym wypowiedzeniem."
Przepis
prosty, jednoznaczny, niebudzący wątpliwości, co do swojej wymowy. Kandydat,
obojętnie skąd się wywodzący, byle spełniał warunki określone w ogłoszeniu,
po wygraniu konkursu zawiera umowę o pracę i obejmuje stanowisko. O kontrowersyjnej kwestii okresu, na jaki zawierana ma być umowa innym razem.
Okres, gdy
uchwalano ustawę (obecna treść znowelizowana przed blisko sześciu laty),
charakteryzował się śladową liczbą urzędników mianowanych. Ponadto powołany
przepis miał na celu — w pewnego rodzaju okresie przejściowym — umożliwiać
obejmowanie stanowisk przez osoby spoza administracji, ale ze specjalnymi, pożądanymi
kwalifikacjami. Pomińmy inne, niewyartykułowane cele takiego rozwiązania. To
osobny temat.
Tak więc
jednoznaczność przepisu zdaje się być oczywista. A jednak ta oczywistość
zaczyna być problematyczna, gdy zdarzy się przypadek, do którego przepis
tylko pozornie ma zastosowanie wprost, jednak skutki już zaczynają być
niejednoznaczne. Wyobraźmy sobie przypadek, że konkurs wygrywa osoba, która
przez wiele lat była członkiem korpusu służby cywilnej, ale w tej chwili nie
jest. Np. z różnych względów, rodzinnych, osobistych, musiała odejść z urzędu. Choćby z konieczności objęcia gospodarstwa rolnego po nagle zmarłych
rodzicach, czy też z tysiąca innych powodów natury osobistej, losowej. Co wówczas
się dzieje? W zasadzie nic. Przepis, czytany wprost, ma — w ocenie wielu, również
prawników — zastosowanie wobec takiej osoby. Innymi słowy stawia się znak równości
pomiędzy osobą z doświadczeniem w korpusie służby cywilnej, a osobą, która
nigdy w tym korpusie nie była. Wracając zaś do art. 48 ale ust. 2 czytamy: "Członka
korpusu służby cywilnej, który został wyłoniony w drodze konkursu na
stanowisko, o którym mowa w art. 41 ust. 1 pkt 2, Szef Służby Cywilnej
przenosi na to stanowisko i określa wysokość wynagrodzenia na tym
stanowisku."
Teraz wyobraźmy
sobie następującą sytuację: dwa konkursy, dwaj kandydaci wskazani jako
najlepsi, ale jeden pracuje w urzędzie, jest zatem członkiem korpusu służby
cywilnej, natomiast drugi pracuje w rodzinnym tartaku, bo rok wcześniej odszedł z urzędu, czyli z korpusu służby cywilnej. Obaj, załóżmy, mają dokładnie
te same kwalifikacje, ten sam staż w służbie cywilnej, to samo doświadczenie,
osiągnięcia, kilkuletni staż na stanowisku kierowniczym w korpusie służby
cywilnej. A jednak kształtowanie ich sytuacji prawnej przebiegać ma w diametralnie różny sposób. Jednym zaś kryterium tego rozróżnienia jest
obecne miejsce pobytu, miejsce zatrudnienia.
Przyjmując
taki sposób rozumienia powołanych przepisów, racjonalność ustawodawcy -
generalna zasada czytania wszelkich aktów prawnych — zdaje się stawać pod
znakiem zapytania. W konsekwencji bowiem należałoby przyjąć, że osoba
odchodząca po wielu latach z korpusu służby cywilnej w tym samym momencie
traci wszystko, co zdołała przez ten okres w nim osiągnąć. I nie chodzi tu o jakiekolwiek przywileje, bo tu ich po prostu nie ma. Chodzi o tak niezbywalne — w każdym innym przypadku jakiegokolwiek zawodu czy stanowiska — osiągnięcia,
jak staż, doświadczenie, udokumentowane umiejętności, w tym i na stanowisku
kierowniczym, a też i — o ironio — doświadczenie opiekuna nowych pracowników w służbie przygotowawczej do służby cywilnej. Już samo powierzenie takiej
funkcji może świadczyć o pozycji w korpusie służby cywilnej, doświadczeniu i kwalifikacjach.
Tymczasem
odejście w pewnym momencie z korpusu służby cywilnej zdaje się powodować, iż
wszystko to uznaje się za nieistniejące, a były członek korpusu służby
cywilnej znajduje się naraz w hierarchii poniżej swoich niedawnych
podopiecznych w służbie przygotowawczej.
W
przytaczanych wcześniej przykładach zawodów i stanowisk taka sytuacja byłby
nie do pomyślenia. Zawodowym kierowcom, z uprawnieniami np. na TIR-y i przewozy
międzynarodowe nikt tych umiejętności i uprawnień nie odbierze, choćby
przeszedł do innych zajęć. Pracownikowi naukowemu też nikt doktoratu nie
odbierze, choćby hodował owce na halach. To samo dotyczy np lekarzy, pielęgniarek i wielu innych grup zawodowych. Żaden z przedstawicieli tych grup, poza urzędnikiem,
jak się okazuje, nie traci ani umiejętności, ani lat doświadczenia, ani
uprawnień. Są wprawdzie pewne rygory ograniczeń, jak choćby cykliczne
powtarzanie sprawdzianu predyspozycji do wykonywania zawodu, jednakże nie mają
one związku z odejściem od jakiegoś zajęcia, ale z upływem czasu, na jaki
od zawodu się odeszło. W przypadku np. pielęgniarki, po pięcioletnim dopiero
okresie poza zawodem musi ona weryfikować swój dyplom. Znaczy, ponownie zdawać
egzamin. A warto sobie uświadomić, iż od takich osób zależy często zdrowie i życie innych osób.
Jakimi więc
niezwykłymi umiejętnościami miałby się odznaczać członek korpusu służby
cywilnej, że już następnego dnia po odejściu z urzędu traci wszystkie
przymioty członka tegoż korpusu? Tu już nie tylko zasady racjonalności
prawa, ale i zwykły rozsądek zdają się zmierzać na manowce.
Czy rzeczywiście
intencją ustawodawcy było dokonywanie rozróżnienia sytuacji prawnej według
jedynego kryterium — miejsca aktualnego pobytu? Z całkowitym pominięciem
cech, które są podstawą dopuszczenia do udziału w konkursie, podstawą
dokonywania oceny zdolności kandydata oraz z pominięciem nabytych doświadczeń w określonym segmencie administracji publicznej? Nie wydaje się to
prawdopodobne.
Gdyby jednak
przyjąć taki tok rozumowania, wówczas przepis art. 48 ust. 3 nie miałby już
tak jednoznacznej wymowy, jak to się na pierwszy rzut oka wydaje. Mianowicie
sformułowanie: "Z osobą nie będącą
członkiem korpusu służby cywilnej..." staje się sformułowaniem niepełnym,
niedoprecyzowanym. Stosujący ów przepis musi niejako uzupełnić jego treść o zwrot określający sytuację, do jakiej ma przepis się odnosić. Jeśli więc
przyjąć, że ustawodawca istotnie zamierzał dokonać rozróżnienia sytuacji
prawnej wyłącznie na podstawie jednego kryterium — miejsca pobytu, wówczas
konieczne jest uzupełnienie o zwrot w rodzaju „obecnie", „ w danej
chwili", „w chwili wyłonienia", itp. I rzeczywiście, przepis w ten sposób
jest rozumiany, ale — należy podkreślić — jest to interpretacja. Do czego
prowadzi w praktyce, sygnalizowano wcześniej. Należałoby też przyjąć, że
ustawodawca zakładał powtarzanie przez takiego byłego członka korpusu służby
cywilnej wszystkiego od początku. Dokładnie tak, jak to obowiązuje
wszystkich, którzy nigdy w korpusie służby cywilnej nie byli. Czy taka
intencja ustawodawcy jest do przyjęcia?
Otóż
odnajdujemy w innym przepisie ustawy o służbie cywilnej racjonalność i wyraźnie
wyartykułowane intencje ustawodawcy w dokładnie tej samej materii. Art. 25
ust. 1 stanowi: "W przypadku osób
podejmujących po raz pierwszy pracę w służbie cywilnej umowę o pracę
zawiera się na czas określony; w czasie trwania umowy osoby te obowiązane są
do odbycia służby przygotowawczej, z zastrzeżeniem art. 27."
Zawarte w treści
przepisu sformułowania „po raz pierwszy" zdaje się bezspornie dowodzić, iż
ustawodawca nie miał intencji zobowiązywania osób, zatrudnionych po raz
kolejny w korpusie służby cywilnej, do ponownego poddawania się procedurom,
które już te osoby przeszły. Dlaczego zatem miałoby być inaczej pod rządami
przepisu art. 48 ust. 3? Wydaje się, że możemy tu mieć do czynienia z przypadkiem zastosowania wykładni typu rozszerzającego — "minus dixit quam voluit
— ustawodawca powiedział mniej, niż zamierzał."
[ 1 ]
Istnieje wprawdzie generalna zasada zakazu stosowania wykładni rozszerzającej
przepisów prawnych, które stanowią lex specialis, a taki charakter ma ustawa o służbie cywilnej w stosunku do kodeksu pracy. Jednakże dotyczy ten zakaz
innych sytuacji, np. prawa podatkowego czy karnego. W przypadku przepisów
zezwalających, przyznających uprawnienia, wolności lub prawa podmiotowe
stosuje się na ogół zasadę in dubio
pro libertata — w razie wątpliwości na korzyść wolności. Stosowanie
wykładni językowej ma też swoje niuanse, zezwalające — „z ważnych powodów" — na odstąpienie od rozumienia normy na gruncie języka potocznego: "Wolno jest odstąpić od
znaczenia literalnego wówczas, gdy znaczenie to prowadzi do absurdalnych z punktu widzenia społecznego lub ekonomicznego konsekwencji (argumentum ad
absurdum)" i dalej: "Ustalając znaczenie literalne przepisu należy brać pod uwagę inne
przepisy prawne, wolę prawodawcy oraz cel regulacji prawnej (reguła
harmonizowania kontekstów)" [ 2 ]
Wracając do
treści przepisu art. 48 ust. 3, któremu przypisuje się znaczenie takie, o jakim mowa wyżej, zdaje się ta interpretacja pomijać zacytowane reguły wykładni.
Ponadto w istocie prowadzi właśnie do absurdu.
Nie miejsce
tu na bardziej szczegółową analizę, zatem upraszczając, jeśli przyjmowane
znaczenie prowadzi w konsekwencji do absurdów, nawet sprzeczności logicznych
wewnątrz samego aktu, vide: art. 25 ust. 1, to należy poszukać takiej
interpretacji, która wskazane wątpliwości i kontrowersje przynajmniej
zneutralizuje.
Wspomniano już,
że znaczenie przepisu art. 48 ust. 3 w istocie jest interpretowane poprzez
„dodanie" brakującego dla jednoznaczności sformułowania w rodzaju:
„aktualnie", „w danej chwili", „teraz" lub innego o podobnym
znaczeniu. Ponieważ jednak przyjęcie takiego znaczenia normy prowadzi do, co
najmniej, sprzeczności z logiką i zdrowym rozsądkiem, ale i chwieje spójnością
wewnętrzną aktu prawnego — relacja art. 25 ust. 1 do art. 48 ust. 3 — należałoby
rozważyć inny sposób odczytywania znaczenia przepisu.
Można przyjąć,
jak się wydaje, że sformułowanie z art. 25 ust. 1 — „po raz pierwszy" — określa intencje ustawodawcy, by zwolnić z obowiązku powtarzania tej
samej drogi przez osoby, które już raz tę drogę przebyły. Niezależnie od
ich aktualnego miejsca zatrudnienia (przebywania). Gdyby więc zachować ten sam
nurt rozumowania w związku z art. 48 ust. 3, zamiast domyślnego dodawania
„aktualnie", powinno się dodawać domyślne np. „nigdy",
„dotychczas" itp. Zamiana tych dwóch doprecyzowań — obydwu będących
rezultatem interpretacji, trzeba podkreślić — zmienia diametralnie znaczenie
przepisu, a jednocześnie usuwa sprzeczności logiczne, racjonalizuje cele i funkcjonalność przepisu oraz staje się spójne ze znaczeniem przepisu art. 25
ust. 1.
Zmienia się
też, oczywiście, sytuacja prawna osoby, która wygrała konkurs na wyższe
stanowisko w służbie cywilnej, mając przy tym w tymże korpusie wystarczający
staż i doświadczenie.
Trwanie w uporze, iż jedynym możliwym znaczeniem przepisu art. 48 ust. 3 jest określanie
sytuacji aktualnej, pomijając wszystkie inne argumenty i okoliczności, zdaje
się być niezupełnie zrozumiałe.
Prowadzi to również
do wniosku, że ustawodawca przyjmowałby jako kryterium — jedyne — rozróżnianie
sytuacji prawnej i faktycznej ze względu na miejsce aktualnego pobytu. Pomijając
całkowicie rozróżnianie ze względu na doświadczenie, staż, kwalifikacje,
umiejętności nabyte w określonym segmencie administracji publicznej. Tylko że
takiego kryterium — miejsca aktualnego zatrudnienia czy pobytu — nie można
się doszukać w całej ustawie, jak i w aktach wykonawczych do niej.
A jak wyglądałaby
interpretacja takiej oto sytuacji, gdy członek korpusu służby cywilnej
odchodzi z urzędu w trakcie konkursu, w którym bierze udział i ten konkurs
wygrywa już po ustaniu stosunku pracy?
Pozostaje
jedynie, przy takiej interpretacji, jaka jest przez większość uznawana, przyjąć
uzasadnienie z obszarów metafizyki. Członek korpusu służby cywilnej jest
istotą nadprzyrodzoną, a opuszczając ów korpus, choćby na chwilę, choćby
na jeden dzień, traci tym samym swoje magiczne umiejętności bractwa
wtajemniczonego.
Footnotes: [ 1 ] Wstęp do prawoznawstwa
— Lech Morawski, Tonik, Toruń 1999, s. 165. [ 2 ] op. cit. s. 171, 172. « (Published: 03-10-2004 )
Witold FilipowiczAbsolwent Uniwersytetu Warszawskiego, magister administracji, studium podyplomowe integracji europejskiej. Wieloletni pracownik administracji rządowej szczebla centralnego, w tym na stanowiskach kierowniczych, specjalista z zakresu zamówień publicznych i funkcjonowania administracji. Autor szeregu publikacji, m.in. w "Dziś", Komentarze", "Forum Akademickie", "Obywatel" oraz na wielu serwisach internetowych publicystyki niezależnej, autor raportu "Służba cywilna III RP: zapomniany obszar", prezentowanego i opublikowanego na stronach Fundacji Batorego w Programie Przeciw Korupcji. Number of texts in service: 21 Show other texts of this author Newest author's article: Przekrzywiona opaska Temidy | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3660 |
|