|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Science » » »
Naukowa teoria szczęścia [1] Author of this text: Krzysztof Szymborski
W czerwcowym numerze z 1992 roku poważnego brytyjskiego
czasopisma naukowego „Journal of Medical Ethics" ukazał się artykuł
Richarda Bentalla, starszego wykładowcy psychologii klinicznej na Uniwersytecie w Liverpoolu, który stał się przyczyną burzy w dziennikarskiej szklance
wody. Jego tytuł, "A proposal to classify happiness as psychiatrie
disorder" (Propozycja klasyfikacji szczęścia jako zaburzenia
psychiatrycznego), wzbudził zrozumiałe zainteresowanie. Nic więc dziwnego, że
dziennikarze zajmujący się problemami nauki, wertujący tysiące stron
uczonych publikacji w nadziei natrafienia na informację jednocześnie intrygującą i zrozumiałą dla tzw. zwykłego człowieka, rzucili się na tekst Bentalla jak
sępy na padlinę. "Harper's Magazine" przedrukował go niemal w całości.
Bentall pisał: Szczęście jest objawem, na który psychopatolodzy
zwracali jak dotychczas bardzo mało uwagi, być może dlatego, że kondycja ta
nie jest normalnie uznawana za wystarczającą podstawę do terapeutycznej
interwencji. Z tej też zapewne przyczyny badania koncentrujące się na
zjawisku szczęśliwości były dość ograniczone i wszelkie dotyczące szczęścia
ustalenia muszą, przynajmniej częściowo, opierać się na przeprowadzanych
bez odpowiedniej kontroli obserwacjach klinicznych. Niemniej jednak, jak będę
się starał wykazać, istnieją prima facie uzasadnione podstawy, by
sklasyfikować szczęście jako zaburzenie psychiczne, którego opis powinien
zostać włączony do przyszłych wydań podręczników prezentujących
psychiatryczne diagnozy. [...] Stan szczęśliwości charakteryzuje się zwykle
pozytywnym nastrojem, niekiedy opisywanym jako „uniesienie" lub „radość",
choć przejawy te nie zawsze towarzyszą łagodniejszym stanom szczęścia, które
niekiedy zwane są „zadowoleniem". Behawioralne komponenty szczęśliwości są
trudniejsze do scharakteryzowania; często obserwowany jest szczególnego typu
grymas twarzy, zwany „uśmiechem"; interesujące jest, że ten typ ekspresji
wydaje się występować we wszystkich kulturach, co sugeruje, że jego podłoże
może być biologiczne. [...]
Liczni filozofowie sądzili, że najwłaściwszym
kryterium odróżniającym zaburzenia psychiczne od typów zachowań nie zasługujących
na psychiatryczną interwencję jest ustalenie, czy dane zachowanie jest
racjonalne. Zarówno Radden, jak i Edwards wskazują, że irracjonalność można
stwierdzić w rezultacie wykrycia takiego czy innego rodzaju deficytu
poznawczego bądź skrzywienia percepcji. Istnieją przekonujące empiryczne
dowody świadczące o tym, że człowiek szczęśliwy jest irracjonalny w opisanym przez tych autorów sensie. Udowodnione zostało, że ludzie szczęśliwi, w porównaniu z ludźmi nieszczęśliwymi lub będącymi w stanie depresji, są
upośledzeni, jeśli chodzi o długoterminową pamięć negatywnych zdarzeń. U
szczęśliwych ludzi wykryte także zostały liczne wypaczenia trafności sądów,
które uniemożliwiają im uzyskanie realistycznej wiedzy na temat ich
fizycznego i społecznego środowiska. Istnieją bezsprzeczne dowody na to, że
ludzie szczęśliwi przeceniają stopień posiadanej przez siebie kontroli nad
zachodzącymi w ich otoczeniu zdarzeniami [...], demonstrują nierealistycznie
pozytywne oceny swych własnych osiągnięć, wierzą, że ich opinie o samych
sobie podzielane są przez innych, a także wykazują ogólną stronniczość,
kiedy porównują siebie z innymi. Jakkolwiek brak tych objawów wśród ludzi w stanach depresji sprawił, że wielu badaczy zainteresowało się zjawiskiem
znanym jako realizm depresyjny, to jednak brak realizmu u ludzi szczęśliwych
jest fenomenem bardziej interesującym, który z pewnością stanowi sam w sobie
wystarczającą przesłankę dla traktowania takich osobników jako psychicznie
zaburzonych. [...]
Istniejące dowody wskazują więc na to, że stan bycia
szczęśliwym spełnia wszystkie rozsądne kryteria choroby umysłowej. Jest on,
statystycznie biorąc, nienormalny i towarzyszy mu specyficzny zespół objawów;
przynajmniej niektóre dane dowodzą, że stanowi on objaw zakłóceń
funkcjonowania ośrodkowego układu nerwowego; na koniec, wiąże się on z rozmaitymi zaburzeniami aparatu poznawczego — zwłaszcza z brakiem kontaktu z rzeczywistością.
Figlarny Richard Bentall jeszcze po latach musiał wyjaśniać w wywiadach dla prasy, że artykuł jego miał żartobliwą intencję i że
celem jego było jedynie wykazanie, jak trudno jest ustalić niedwuznaczne
kryteria odróżniające zdrowie umysłowe od choroby psychicznej. "Niektóre
brytyjskie gazety — wspominał Bentall — pisały o mnie, jakbym sam był
psychicznie chory. Inne potraktowały cała sprawę ze śmiertelną powagą, jak
gdyby miały do czynienia z rzeczywistym naukowym odkryciem [...]".
Dobry żart ma to do siebie, że w przekonujący sposób
imituje rzeczywistość. Nieufność wobec ludzi dotkniętych przypadłością,
jaką jest zadowolenie z życia, pozostaje silnie zakorzeniona w purytańskim
etosie amerykańskim — i tym częściowo tłumaczy się fakt, że nauka i filozofia poświęciły tu znacznie więcej uwagi stanom depresji i rozpaczy niż
trywialnej radości.
W świetle psychologii ewolucyjnej relatywna rzadkość
stanów euforycznych i wysoki walor moralny przypisywany cierpieniu i nieszczęściu
znajdują racjonalne, zgodne z darwinizmem wyjaśnienie. Jak twierdzi Randolph
Nesse, profesor psychiatrii na Uniwersytecie stanu Michigan, większość ludzi
przez znaczną część swego życia odczuwa mniej lub bardziej silne przygnębienie i niepokój, który niekiedy przeradza się ataki paniki. Jest to całkowicie
normalne i tłumaczy się faktem, że ludzki układ nerwowy osiągnął swój
dzisiejszy ewolucyjny poziom komplikacji w epoce kamiennej, kiedy strach i poczucie ciągłego zagrożenia spełniały ważną funkcje przystosowawczą.
Zmniejszały one po prostu prawdopodobieństwo, że zostaniemy pożarci przez
dzikie zwierzęta lub zamarzniemy, zagubieni w zamieci śnieżnej. I choć dziś
groźby takie wydają się mieszkańcom Nowego Jorku czy Krakowa dość odległe,
strachliwi i niepewni siebie mieli w przeszłości naszego gatunku wyraźną
przewagę rozrodczą nad zuchwałymi i lekkomyślnymi. W rezultacie to ich geny
były bardziej efektywnie przekazywane późniejszym pokoleniom. Zdaniem
przedstawicieli psychologii ewolucyjnej ludzie skłonni są przeżywać uczucie
szczęścia wtedy, kiedy otwiera się przed nimi sposobność do osiągnięcia
sukcesu przystosowawczego (dla którego reprodukcja jest nieporównanie ważniejsza
niż samo przetrwanie). A dlaczego wydaje nam się, że rodzimy się tylko po
to, by cierpieć i umrzeć? Profesor Nesse odpowiada: „Dlatego że ci, którzy
cierpieli i umarli, skuteczniej się rozmnożyli"
Skoro warunki życia są dziś tak odmienne, że
perspektywa bycia zjedzonym przez dzikie zwierzęta nie wydaje się już
racjonalnym uzasadnieniem naszej ciągłej czujności i nieufności, to może
ludzie szczęśliwi maja dziś lepsze szansę reprodukcyjnego sukcesu i ich
„szczęśliwe geny" zdominują w końcu genetyczną pulę? Niestety, taka
nadzieja jest prawdopodobnie nieuzasadniona. Fred H. Goldner, socjolog z Queens
College w Nowym Jorku, zwrócił uwagę na fakt, że ludzie przesadnie szczęśliwi
także i w dzisiejszych warunkach środowiskowych niekoniecznie są najlepiej
przystosowani do życia społecznego. Wychodząc z podobnych co Bentall przesłanek, w eseju ogłoszonym w czasopiśmie "Social Problems" Goldner
zdefiniował przypadłość psychiczną o bardziej specyficznych symptomach niż
ogólny i często trudny do precyzyjnego zdiagnozowania stan szczęśliwości.
Przypadłość tę nazwał paronoją. Objawowo paronoja jest przeciwieństwem
paranoi, która, jak wiadomo, ujawnia się m.in. jako obsesyjne przeświadczenie,
że za naszymi plecami ludzie opowiadają o nas straszliwe rzeczy. Ludzie dotknięci
paronoją — według definicji Goldnera — „cierpią na złudzenie, że inni
dobrze o nich myślą".
Na pierwszy rzut oka paronoja wydać się może zgoła
niewinnym zaburzeniem procesów poznawczych, ale w istocie, ostrzega Goldner,
jej ofiary żyją w niebezpiecznie zdeformowanym świecie, w którym zwyczajni
znajomi jawią się jako serdeczni przyjaciele, a zdawkowa uprzejmość
interpretowana jest jako wyraz głębokiego przywiązania i obietnica dozgonnej
wierności. Paronoicy są tak zadowoleni z siebie, że w ich wypadku ujemne sprzężenie
zwrotne pozbawione jest swej funkcji adaptacyjnej. Może to prowadzić do
fatalnych błędów zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym. Przykładowo:
Jan Kowalski został właśnie zwolniony z dobrze płatnej posady w firmie
konsultacyjnej. Tego samego dnia pisze on list do prezesa firmy, wyjaśniając
mu szczegółowo, w jaki sposób ten powinien go zarekomendować przyszłemu
potencjalnemu pracodawcy, który może się zwrócić do prezesa z prośbą o opinię. Po pierwsze, pisze Kowalski, były szef nie powinien nikomu mówić, że
Kowalski został wyrzucony, tylko ma stwierdzić z udanym żalem, że zwolnił
się na własną prośbę. Następnie powinien przedstawić przyszłemu
pracodawcy listę jego szczególnych zalet, takich jak umiejętność kierowania
pracą innych ludzi, znakomite relacje interpersonalne (jestem powszechnie
lubiany i ludzie mają do mnie zaufanie) oraz duża samodzielność w pracy. Dla
ścisłości trzeba dodać, że umowa o pracę Kowalskiego została rozwiązana,
ponieważ ten chronicznie spóźniał się do roboty, całymi dniami prowadził
przez telefon towarzyskie rozmowy, a wszystkie jego obowiązki musieli wykonywać
inni. Ponieważ jego były szef uznał za stosowne pozostawić list bez
odpowiedzi („i tak za parę dni sobie pójdzie w diabły i nie będę musiał
dłużej patrzeć na jego głupią gębę"), Kowalski stracił sposobność
skorygowania swej samooceny i do dziś jest przekonany, że skoro szef nic nie
powiedział, to widać się z nim zgodził.
Tendencja do humorystycznego traktowania tematu szczęścia
wydaje się mieć głębszą motywację. Przez tysiąclecia szczęście było
przedmiotem zadziwiająco rzadko dyskutowanym przez poważnych filozofów (Władysław
Tatarkiewicz, którego traktat „O szczęściu" próbowałem — ze zmiennym
szczęściem — przyswoić sobie jako młody człowiek, był tu raczej znamiennym
wyjątkiem niż regułą), a kiedy już do tego dochodziło, konkluzje myślicieli
okazywały się zadziwiająco rozbieżne. Według Arystotelesa droga do szczęścia
(eudaimonia) wiedzie przez rozum. „To, co jest właściwe każdej z rzeczy -
pisał w Etyce nikomachejskiej — jest też z natury dla rzeczy owej najlepsze i najprzyjemniejsze; dla człowieka zatem życie zgodne z rozumem jest najlepsze i najprzyjemniejsze, albowiem bardziej niż cokolwiek innego rozum jest właściwy
człowiekowi. Takie życie jest też zatem najszczęśliwsze". Upłynęło lat
dwa tysiące z okładem, gdy Bertrand Russell zauważył, że przestawanie z uczonymi przekonało go, iż osiągnięcie szczęścia nie jest możliwe. Zmienił
zdanie dopiero po rozmowie z ogrodnikiem. Wniosek sam się nasuwał: szczęścia
nie da się raczej pogodzić z wyrafinowaniem umysłu czy też w ogóle z wysiłkiem
intelektualnym.
1 2 3 Dalej..
« (Published: 13-10-2004 )
Krzysztof SzymborskiHistoryk i popularyzator nauki. Urodzony we Lwowie, ukończył fizykę na Uniwersytecie Warszawskim. Posiada doktorat z historii fizyki. Do Stanów wyemigrował w 1981 r. Obecnie jest wykładowcą w Skidmore College w Saratoga Springs, w stanie Nowy Jork.
Jest autorem kilku książek popularnonaukowych (m.in. "Na początku był ocean", 1982, "Oblicza nauki", 1986, "Poprawka z natury. Biologia, kultura, seks", 1999). Współpracuje z "Wiedzą i Życie", miesięcznikiem "Charaktery", "Gazetą Wyborczą", "Polityką" i in.
Dziedziną jego najnowszych zainteresowań jest psychologia ewolucyjna, nauka i religia. Częstym wątkiem przewijającym się przez jego rozważania jest pytanie o wpływ kształtowanych przez ewolucję czynników biologicznych i psychologicznych na całą sferę ludzkiej kultury, a więc na nasze zachowania, inteligencję, życie uczuciowe i seksualne, a nawet oceny moralne. Number of texts in service: 31 Show other texts of this author Newest author's article: Mężczyzna niepotrzebny | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3672 |
|